Po wczorajszym wydarzeniu dostałem ponad tysiąc pogróżek, że będę kolejną osobą, którą reżim sprowadzi na Białoruś – mówił w czasie konferencji prasowej przed ambasadą Białorusi współzałożyciel portalu Nexta Sciapan Puciła. - Społeczeństwo jest na tyle zastraszone, że boi się zmienić zdjęcie na Facebooku. Boi się rozmawiać ze swoimi rodzinami o tym, co się dzieje – mówiła polsko-białoruska aktywistka Jana Shostak.
Samolot linii Ryanair, który leciał z Aten do Wilna, lądował w niedzielę na lotnisku w Mińsku z powodu informacji o znajdującej się na pokładzie bombie. W przestrzeni powietrznej Białorusi był eskortowany przez myśliwiec MiG-29. Jednym z pasażerów był opozycyjny aktywista, bloger na emigracji i jeden z autorów portalu Nexta Raman Pratasiewicz, który został zatrzymany w stolicy Białorusi.
W poniedziałek przed ambasadą Białorusi w Warszawie odbyła się konferencja z udziałem przewodniczącego delegacji Parlamentu Europejskiego do spraw relacji z Białorusią Roberta Biedronia oraz białoruskich aktywistów działających na terytorium Polski.
"Będziemy kontynuować walkę, bo nie mamy innego wyjścia"
- Po wczorajszym wydarzeniu dostałem więcej niż tysiąc pogróżek od reżimu, że będę kolejną osobą, którą reżim sprowadzi na Białoruś i która będzie odpowiadać niby według prawa, ale pamiętamy cytat Łukaszenki, że "czasami nie ma czasu na prawo" – mówił w czasie konferencji współzałożyciel portalu Nexta Sciapan Puciła.
Mężczyzna przyznał, że obawia się o swoje życie. - Muszę kontynuować to, co robię, co robiliśmy z Ramanem [Pratasiewiczem - red.]. To jest kwestia naszego życia, ponieważ chcemy mieć wolny i niepodległy kraj. (…) Jesteśmy uważani za jednych z największych wrogów na Białorusi. Byliśmy z Ramanem uznani za osoby, które są związane z terroryzmem. Na Białorusi za to grozi kara śmierci – powiedział Puciła.
- Sytuacja jest straszna. Skala represji jest maksymalna w historii niezależnej Białorusi. Ostatnie wydarzenia (…) mogą świadczyć tylko o tym, że reżim nie ma żadnych granic i będzie robił wszystko, żeby ludzie bali się nie tylko coś powiedzieć przeciw reżimowi, ale nawet spojrzeć w zły sposób w jego stronę. Będziemy kontynuować walkę, bo nie mamy innego wyjścia i innych możliwości – dodał.
"Musimy wysyłać teraz znak SOS"
- Nie bez przypadku jestem tutaj cała roztrzepana, w brudnej biało-czerwono-białej sukience. Właśnie tacy, do cna zmęczeni, jesteśmy my wszyscy – mówiła polsko-białoruska aktywistka Jana Shostak. - Prosimy o wsparcie, realne wsparcie od Unii Europejskiej – apelowała.
Przyznała, że nie może wypowiedzieć opinii Białorusinek i Białorusinów obecnie znajdujących się na Białorusi, "bo oni się boją". - Społeczeństwo jest na tyle zastraszone, że boi się zmienić zdjęcie na Facebooku. Boi się rozmawiać ze swoimi rodzinami o tym, co się dzieje. Wszyscy się znajdują w emocjonalnym rollercoasterze – oceniła.
- Musimy wysyłać teraz znak SOS. Koniec milczenia. Chcemy wsparcia, bo inaczej te osoby, które znajdują się teraz w Białorusi, reżim ich po prostu zabije – dodała. - My już nie możemy milczeć i wszystko, co nam pozostaje, to minuta krzyku – powiedziała Shostak, wznosząc okrzyk przed budynkiem ambasady.
Zarembiuk: od wczoraj to nie jest tylko nasz problem
- Prawie 10 miesięcy czekamy na zdecydowane czyny Unii Europejskiej i Zachodu. Jesteśmy bardzo wdzięczni polskiemu narodowi, który bardzo solidarnie wspierał nas przez te 10 miesięcy. Wspierał, wspiera i będzie wspierać. Dziękujemy polskiemu rządowi, polskim partiom politycznym, które ponadpolitycznie stały w obronie białoruskiego społeczeństwa – mówił prezes fundacji Dom Białoruski Aleś Zarembiuk.
Jak mówił, "9,5 miliona Białorusinów jest teraz zakładnikami, ale to nie znaczy, że my już leżymy i czekamy, że tylko Unia i Zachód nas uratuje". - Mimo braku wsparcia kontynuowane są akcje partyzanckie. Codziennie wywieszane są flagi mimo bezprecedensowej fali represji – powiedział.
- Jeszcze do wczoraj wszyscy myśleli – i niestety Unia Europejska również - że tak będzie nadal. (…) Tej sytuacji już być nie może – zaznaczył, odnosząc się do przymusowego lądowania samolotu w Mińsku. W jego ocenie potrzebne są kolejne sankcje, w tym wobec Rosji, która "cały czasz wspiera ten zgniły reżim, reżim nienawidzony przez Białorusinów".
- Oczekujemy tego wsparcia bardzo długo. Jesteśmy bardzo rozczarowani tym, że po prawie 10 miesiącach żadnej pomocy ze strony Unii Europejskiej nie ma – mówił Zarembiuk. - Setki tysięcy ludzi przeżywają swoje osobiste dramaty. Złamane życia, dzieciaki, które mieszkają z mamą lub babcią, a ojciec jest w więzieniu. Takich przypadków są setki – zwrócił uwagę.
W ocenie Zarembiuka, jeżeli w niedzielę pilot odmówiłby lądowania w Mińsku, "to zaczęliby strzelać". - Po dniu wczorajszym to nie jest tylko nasz problem. Wszyscy przez prawie 27 lat myślą: a ci Białorusini, którzy leżą, którzy śpią. Nie śpią, obudziliśmy się. Potrzebujemy teraz wsparcia i strategicznej koalicji międzynarodowej, póki nie zwyciężymy. Póki Białoruś nie będzie prawdziwym, przewidywalnym, europejskim partnerem dla wszystkich, przede wszystkim naszych sąsiadów – tłumaczył.
Cichanouska: boimy się o życie Pratasiewicza
Przebywająca na emigracji liderka białoruskiej opozycji Swiatłana Cichanouska powiedziała w poniedziałek, że obawia się o dziennikarza Ramana Pratasiewicza. - Naprawdę boimy się nie tylko o jego wolność, ale i o jego życie - powiedziała w stacji Sky News, dodając, że Pratasiewicz jest czołowym przeciwnikiem Alaksandra Łukaszenki.
Cichanouska była główną przeciwniczką Łukaszenki w przeprowadzonych w sierpniu zeszłego roku wyborach prezydenckich, które w powszechnej opinii krajów demokratycznych zostały sfałszowane. Po ogłoszeniu wyników, korzystnych dla Łukaszenki, na Białorusi rozpoczęły się masowe protesty przeciwników jego reżimu oraz ich prześladowania przez władze, zaś Cichanouska została zmuszona do wyjazdu z kraju.
Źródło: TVN24