Dwa z trzech związków zawodowych protestują w liście otwartym przeciwko prezesowi Ireneuszowi Jakiemu. To ponad 140 osób, prawie połowa pracowników WiK Opole. Chcą formalnego zakazu pracy dla prezesa i zabezpieczenia dóbr spółki.
W ubiegłym tygodniu informowaliśmy, że prezes Ireneusz Jaki wrócił do pracy, bo Sąd Okręgowy w Opolu uchylił decyzję rady nadzorczej o jego zawieszeniu. Dwa dni później Rada Nadzorcza Wodociągów i Kanalizacji znów go zawiesiła. Prezes Jaki, prywatnie ojciec europosła Solidarnej Polski Patryka Jakiego, od kilku miesięcy odpiera zarzuty pracowników o mobbing. Sprawę opisywaliśmy w lipcu w artykule "Pracownicy oskarżają prezesa Wodociągów o mobbing. Ojca broni Patryk Jaki".
Po tym, jak prezes wrócił do pracy, na zwolnienie lekarskie poszło 10 pracowników. W oświadczeniach odmówili wykonywania obowiązków z obawy o swoje zdrowie psychiczne i fizyczne.
List otwarty związków zawodowych
Tymczasem związki zawodowe spółki WiK Opole wystosowały list otwarty, w którym sprzeciwiają się powrotowi prezesa do pracy. Żądają od Rady Nadzorczej podjęcia kroków prawnych, m.in. wystąpienia o zabezpieczenie dóbr Spółki i zwrócenia się do prokuratury o wydanie "bezwzględnego zakazu pracy dla prezesa". Nie chcą też, by prezes publicznie wypowiadał się o sprawach spółki: "(…) liczne konferencje prasowe i inne wystąpienia publiczne godzą w wizerunek przedsiębiorstwa i pracowników Spółki i ich rodzin - są to kolejne działania noszące znamiona mobbingu, jak i zastraszania pracowników. Niczym nie podparte oskarżenia o fatalnym stanie finansów spółki, o korupcji i kupowaniu zeznań, obsadzania stanowisk swoimi ludźmi".
- Chcemy dać jasny przekaz, że jako pracownicy nie bierzemy udziału w żadnym sporze politycznym. Nie jesteśmy stronnikami prezydenta Opola, z prośbą o pomoc zwracamy się do niego jako zarządcy spółki. Chcemy spokojnie wykonywać swoją pracę i interesuje nas tylko sytuacja w spółce. Prezes tego spokoju nam nie zagwarantuje, co pokazał w dniu pojawienia się w pracy - wyjaśnia Janusz Szczepankiewicz w imieniu Związku Zawodowego Pracowników WiK Opole.
W liście otwartym związkowcy opisują okoliczności powrotu prezesa do pracy. W pierwszych godzinach po stawieniu się w siedzibie WiK prezes miał zażądać dostępu do protokołu Państwowej Inspekcji Pracy, która analizowała atmosferę w spółce. Większość pracowników odmówiła odpowiedzi na pytania kontrolerów. Ale ci, którzy ich udzielili, wypowiadali się o prezesie w większości niekorzystnie. Prezes, jak podnoszą związkowcy w swoim liście, miał też zdegradować dwóch pracowników, a także przywrócić do pracy dwie inne osoby, zwolnione wcześniej przez wiceprezesów Sebastiana Paronia i Agnieszkę Maślak (oni również są zawieszeni w obowiązkach po prokuratorskich zarzutach o niegospodarność).
Prezes zażądał również, jak piszą związkowcy, wymiany całej obsady ochrony, mimo obowiązującego w całym kraju stopnia alarmowego BRAVO oraz 3 stopnia CHARLIE-CRP (sieci wodociągowe należą do tzw. infrastruktury krytycznej). A także miał kazać umyć pracownikom swój samochód służbowy, zlecił czyszczenie swojego gabinetu i poprosił o rozmontowanie stojaka na wydawany przez miejską spółkę periodyk "Czas na Opole", który opisywał sytuację w WiK. W Biurze Obsługi Klienta prezes nakazał też, jak wskazują związkowcy, powieszenie dyplomów i sportowych trofeów.
Pracownicy uważają, że wyżej wymienione zachowania prezesa to "wyraz buty, arogancji, szykanowania i zastraszania pracowników" i "szukanie celów do odstrzelenia". Słowa prezesa o tym, że pracownicy otrzymywali wynagrodzenie za niekorzystne dla niego zeznania podczas pracy komisji PIP uznają za "skandaliczne".
- Pracownicy zeznawali nie tylko przed PIP, ale też przed prokuraturą w Świdnicy, a prezes insynuuje, że pracownicy są skorumpowani. Jeśli prezes ma na to dowody, niech powie po nazwiskach - mówi Szczepankiewicz.
I podkreśla, że pracownicy liczą na to, że prezes zostanie odwołany. - Znamy wyniki kontroli PIP, to bardzo ważny dokument, w związku z tym czekamy, by odpowiednie organy się tym zajęły i doprowadziły sprawę do końca. Trwa właśnie druga kontrola PIP z Warszawy, odbieramy to jako wotum nieufności do oddziału opolskiego - tłumaczy związkowiec.
Pod listem otwartym podpisali się przewodniczący dwóch z trzech związków zawodowych w WiK Opole: NZSS Solidarność i Związek Zawodowy Pracowników WiK. Oba związki liczą ok. 140 osób, a więc to prawie połowa pracowników WiK. Trzeci związek zawodowy Solidarność 80’, który powstał z inicjatywy prezesa Ireneusza Jakiego, liczy 17 osób. Jego członkowie nie zgadzają się z treścią listu i przygotowują własne oświadczenie.
- Pracownicy przez wiele miesięcy bali się, ale teraz, gdy prezes po powrocie natychmiast wrócił do starych metod, już nie siedzą cicho, tylko mocno protestują. Konflikt w spółce jest groźny dla miasta i naszej aglomeracji, bo spółka przez produkcję wody jest strategiczna. Czekamy na reakcję instytucji państwowych, w tym Państwowy Fundusz Rozwoju. Czy Polska jest krajem bezprawnym? Czekamy na interwencję - mówi Arkadiusz Wiśniewski, prezydent Opola.
Poprosiliśmy prezesa Jakiego o komentarz, ale odesłał nas do swojego oświadczenia, które cytowaliśmy w poprzednim tekście. W SMS-ie dodał tylko, że Rada Nadzorcza WiK nie respektuje orzeczenia sądu w sprawie jego przywrócenia do pracy, "łamiąc w ten sposób przepisy prawa, narażając siebie i spółkę na określone konsekwencje prawne". Do żądań około 140 pracowników opisanych w liście otwartym prezes nie odniósł się.
Z ostatnich informacji wynika, że do Rady Nadzorczej WiK Opole dołączył, wbrew umowie spółki i przy braku kworum. To Mirosław Pietrucha, dyrektor Elektrowni Opole i były wiceprezydent miasta. Pietrucha dołączył na wniosek trzech mniejszościowych udziałowców.
- Trudno to spotkanie nazwać zgromadzeniem wspólników, gdyż do odbycia takowego, zgodnie z umową spółki, niezbędna jest obecność co najmniej 50 procent udziałowców. W tej sprawie dalsze kroki będą podejmowane przez Zarząd - komentuje Anna Habzda, przewodnicząca rady nadzorczej WiK.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24