Komisja sejmowa opowiedziała się za uchyleniem immunitetu posła PiS Michała Wosia. - Prokuratura nie wykazała znamion czynu zabronionego ani działania w celu osiągnięcia przeze mnie korzyści. Dlatego jeszcze raz udzieliłbym dofinansowania dla CBA, żeby kryminaliści mogli być ścigani przez państwo polskie - mówił w czwartek w Sejmie były wiceminister sprawiedliwości. Posłowie wysłuchali także sprawozdań komisji w sprawie wniosków o wyrażenie zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej za wykroczenie posłanki Anity Kucharskiej-Dziedzic (Lewica) oraz wniosku za wykroczenie posła Grzegorza Gaży (PiS).
Prokurator Krajowy skierował do Sejmu wniosek o wyrażenie zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej posła PiS Michała Wosia pod koniec maja. Ma on związek ze śledztwem w sprawie wydania pieniędzy na zakup oprogramowania Pegasus ze środków Funduszu Sprawiedliwości, a także wydania środków publicznych na zakup licencji na korzystanie z Pegasusa.
Za uchyleniem immunitetu Wosiowi i pociągnięciem go do odpowiedzialności karnej opowiedziała się w czwartek komisja regulaminowa, spraw poselskich i immunitetowych.
"Świadomie wprowadził w błąd ministra finansów i komisję finansów publicznych"
Wiceszef komisji Tomasz Głogowski (KO) podkreślił w Sejmie, że "istota tego wniosku sprowadza się do tego, czy z Funduszu Sprawiedliwości można było sfinansować przez CBA narzędzia Pegasus, służącego do inwigilacji, kontroli rozmów przez komunikatory".
Jak relacjonował, w czasie dyskusji na posiedzeniu komisji "część posłów podnosiła, że Woś postępował zgodnie z prawem". - Wcześniej został znowelizowany Kodeks karny wykonawczy, a minister sprawiedliwości wydał nowe rozporządzenie, więc Woś miał prawo do przekazania 25 milionów złotych z funduszu do CBA, za które zakupiło Pegausua - cytował posłów Głogowski. Według niego, "najistotniejsze we wniosku o uchylenie immunitetu Wosia, jest wskazanie, że świadomie wprowadził w błąd ministra finansów i komisję finansów publicznych Sejmu". - Przesunięcie środków, przekazanie 25 milionów złotych CBA wymagało zmiany planu finansowego, zaopiniowanego przez ministra finansów i komisję finansów publicznych. Inną podstawę prawną Woś podał w umowie między Ministerstwem Sprawiedliwości a CBA, a inną przedstawił ministrowi finansów i komisji finansów publicznych - tłumaczył.
Podczas środowej dyskusji wskazywano, że art. 4 ust 1 ustawy o CBA głosi, że ta służba specjalna jest finansowana z budżetu państwa. W ocenie Głogowskiego ten zapis wskazuje, że celem ustawodawcy było zapewnienie maksymalnej niezależności tej instytucji. A jak mówił, "jeżeli minister sprawiedliwości przekazał 25 milionów instytucji, to można podejrzewać, że może być ona wobec darczyńcy wdzięczna".
Woś: jeszcze raz udzieliłbym dofinansowania dla CBA
Michał Woś mówił w czwartek w Sejmie, że każde jego działanie w tej sprawie "było zgodne z prawem". Jego zdaniem, "ten przypadek dowodzi, że w demokratycznym państwie prawa, władza wykonawcza, mając w swoich rękach organy oskarżycielskie, jak prokuratura, działające na zlecenie polityczne, może każdemu może postawić zarzut, a potem kierować akty oskarżenia w sprawach czysto politycznych na podstawie wymyślonych zarzutów".
W maju prokurator generalny Adam Bodnar, przedstawiając wniosek o uchylenie immunitetu Wosia, podał, że zarzuty stawiane byłemu wiceministrowi sprawiedliwości dotyczą nadużycia funkcji przez funkcjonariusza publicznego (art. 231 Kodeksu karnego), nadużycia zaufania (art. 296 Kk) oraz wyrządzenia szkody majątkowej wielkich rozmiarów.
Woś powiedział, że aby wystąpił kierowany wobec niego zarzut o przestępstwo urzędnicze, trzeba działać nielegalnie, a nie na podstawie prawa. - 28-stronicowy wniosek prokuratury nie ma ani jednego zdania, ani jednego wyrazu, jaką to rzekomo korzyść osobistą odniosłem - powiedział. Przypomniał, że prokuratura zarzuca mu poniesienie korzyści majątkowej i osobistej w związku z przekazaniem tej dotacji. - Czyli dofinansowanie ze środków publicznych dla CBA prokuratura nazywa korzyścią majątkową dla CBA. I za tę korzyść mam iść na 10 lat do więzienia - mówił.
- Prokuratura nie wykazała żadnych znamion czynu zabronionego, nie wykazała działania w celu osiągnięcia korzyści majątkowej czy osobistej, nie wykazała jakiejkolwiek szkody, tym bardziej szkody wielkich rozmiarów. Dlatego z pełną odpowiedzialnością powiem państwu: z dumą podjąłbym jeszcze raz taką decyzję, jeszcze raz udzieliłbym tego dofinansowania, żeby kryminaliści, pedofile, złodzieje, zabójcy, członkowie zorganizowanych grup przestępczych mogli być ścigani przez państwo polskie, tak, jak na to zasłużyli - podkreślił.
Głosowanie w sprawie uchylenia immunitetu Wosia odbędzie się w piątek.
Woś w latach 2017-2018 był wiceszefem resortu sprawiedliwości w rządzie Zjednoczonej Prawicy. Został upoważniony przez ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę do wykonywania czynności dysponenta Funduszu Sprawiedliwości. We wrześniu 2017 roku Woś skierował do resortu finansów wniosek o zmianę planu finansowego Funduszu Sprawiedliwości - chodziło o kwotę 25 milionów złotych, która trafiła do Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
Komisja za odrzuceniem wniosku w sprawie posłanki Lewicy
Sejm w czwartej wysłuchał także sprawozdań komisji regulaminowej, spraw poselskich i immunitetowych w sprawie wniosków Komendanta Głównego Policji o wyrażenie zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej za wykroczenie posłanki Anity Kucharskiej-Dziedzic (Lewica) oraz wniosku za wykroczenie posła Grzegorza Gaży (PiS).
Przewodniczący komisji Jarosław Urbaniak (KO) poinformował, że komisja opowiedziała się za odrzuceniem wniosku w sprawie posłanki Kucharskiej-Dziedzic. - Większość członków komisji regulaminowej jednoznacznie stwierdzała, że czyn, który miałby być obarczony karą poseł Anity Kucharskiej-Dziedzic, był związany z wykonywaniem mandatu poselskiego - wyjaśnił Urbaniak.
Kucharska-Dziedzic przypomniała, że sprawa dotyczy wydarzeń z grudnia 2021 roku, kiedy razem z byłym posłem lewicy Maciejem Kopcem przeprowadzała kontrole poselskie w ministerstwie sportu, do którego trafił wówczas Łukasz Mejza na stanowisko wiceministra. Posłanka przypomniała również, że w tym czasie media żyły aferą Mejzy, a ona składała kolejne pisma do prokuratury w sprawie nieprawidłowości związanych z byłą działalnością posła, a także nieprawidłowo złożonego przez niego oświadczenia majątkowego.
Wirtualna Polska opublikowała wówczas szereg artykułów, w których opisała działalność dawnej firmy Mejzy oferującej wyjazdy zagraniczne osobom nieuleczalnie chorym (w tym dzieciom), w tym na nowotwory, alzheimera czy parkinsona. Firma miała oferować kosztowne leczenie metodami uznawanymi na całym świecie za niesprawdzone i niebezpieczne. Według portalu, interes Mejzy nie wypalił, za to pozostawił po sobie wielu oszukanych pacjentów i ich rodziny.
Posłanka Lewicy zaangażowała się w wyjaśnienie afery Mejzy, jednak nie mogąc uzyskać informacji w sprawie jego dawnej działalności, poszła z byłym posłem Lewicy na przed siedzibę PiS i na bramie umieścili kartki z napisem: "Panie Kaczyński, nie wstyd panu za Mejzę?", "13 dni bez reakcji na aferę Mejzy". Na kolejnej z kartek wymieniono artykuły, o których przekroczenie podejrzewany był Mejza, w tym art. 297 Kk dotyczący wyłudzania dotacji czy subwencji. Policja skierowała wniosek o ukaranie posłów za ten czyn.
Kucharska-Dziedzic wyjaśniła w czwartek w Sejmie, że czyn, który popełniła, podlega pod wykroczenie z art. 63a Kodeksu wykroczeń, który mówi, że "kto umieszcza w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym ogłoszenie, plakat, afisz, albo wystawia je na widok publiczny w innym miejscu bez zgody zarządzającego tym miejscem, podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny". Posłanka Lewicy zapewniła również, że nie żałuje swojego czynu, ponieważ jej wyborcy właśnie po to wybrali ją na swoją reprezentantkę, aby broniła publicznych pieniędzy przed oszustami, którzy je wyłudzają.
Komisja za uchyleniem immunitetu posła PiS
Posłowie wysłuchali także w czwartek w Sejmie sprawozdania komisji regulaminowej w sprawie wniosku Komendanta Głównego Policji o wyrażenie zgody przez Sejm na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej za wykroczenie posła Grzegorza Gaży z PiS.
Poseł sprawozdawca Tomasz Głogowski wyjaśnił, że wniosek dotyczy zdarzenia drogowego z udziałem posła PiS, który poruszał się samochodem z prędkością 99 km/h, znajdując się w obszarze, w którym obowiązuje ograniczenie do 70 km/h. Komisja zarekomendowała wyrażenie zgody na pociągnięcie posła Gaży do odpowiedzialności.
Poseł Gaża zapewnił, że zatrzymanie przez policjanta odbyło się w miejscu, w którym jest ograniczenie prędkości do 100 km/h. "Nie została mi okazana informacja, w jakiej odległości byłem podczas dokonywania pomiaru, dlatego też nie poddałem się procesom, które zaproponował policjant i nie przyjąłem mandatu. Myślę, że w ramach dalszego postępowania wyjaśnimy wszystkie wątpliwości" - powiedział Gaża.
Sejm zadecyduje o tych dwóch sprawach również w piątek.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Piotr Nowak