Zmarł Tomek Remiszewski. Wieloletni operator TVN24. Pracował w stacji niemal od początku. Dzisiaj pożegnaliśmy go na cmentarzu w Marysinie Wawerskim.
Tomek Remiszewski zmarł tuż po świętach. Nagle. 27 grudnia to przecież nie jest czas na umieranie. Nie było ostrzeżenia, lampki sygnalizującej nadchodzące niebezpieczeństwo.
Serce - ten cudowny silnik naszego organizmu, niestrudzenie pchający nas wszystkich przez życie - powiedziało niespodziewanie "dość". Dlaczego? Jak to? Czemu teraz? Przecież Tomek tak dbał o siebie, przecież był tak młody, jeszcze tyle mógł osiągnąć, przecież był tak potrzebny.
Ostoja spokoju. Chodząca kultura. Dobry, poczciwy Człowiek. Na Niego nie dało się wkurzyć. Nie dało się Go nie lubić. Zawsze można było na Niego liczyć. Nie do zastąpienia. Wyjątkowy, wspaniały Gość. Trochę niedzisiejszy. Cierpliwości miał za wszystkie sejmowe stoliki. Prawie nigdy nie narzekał. I ten spokój na twarzy... tak potrzebny i pomocny w codziennym szaleństwie. I jeszcze miłość do jazzu, klasyki i nie zawsze dla wszystkich zrozumiałej muzyki. Pustka, której nie da się wypełnić.
Był potrzebny. To prawda. Bez jego niezawodnego oka, pewnej ręki wejścia reporterskie docierające do Państwa nie byłyby tak doskonałe. Tomek wspaniale potrafił uchwycić moment, złapać ujęcie, sprawić, że do Was, naszych widzów, trafiał nie tylko perfekcyjny obraz, ale i emocja.
Jak on to potrafił połączyć? Zawodowiec, po łódzkiej filmówce, to pewnie dlatego widział więcej. Niezwykle cierpliwy. To dla części z nas zmagających się z politykami na sejmowych korytarzach, gdzie umówmy się, bywa ciężko, to była niezwykle cenna cecha. Miał dar. Swoim spokojem zarażał otoczenie.
Tomek był spokojnym, nienarzucającym się człowiekiem, lubił jazz, miłośnik dobrego brzmienia i wzmacniaczy lampowych. Absolwent łódzkiej filmówki, zawodowiec, ale najważniejsze - był naszym kolegą z pracy, doradcą, dobrym człowiekiem.
Tomek kochał jazz. Muzykę rozedrganą, emocjonalną, gdzie cisza, namysł, zanikająca nuta, stykają się z dziką improwizacją. Gdzie on w tym wszystkim, można by zapytać. A on w tym wszystkim, elegancki, wyważony, jakby z innego świata, był u siebie. Cudowny człowiek.
Tomku, jesteśmy Ci głęboko wdzięczni, że uchyliłeś nam drzwi do swojego świata i dałeś szansę siebie poznać. Być z Tobą. Będzie nam Ciebie bardzo brakowało.
"Remiś", bo tak nazywała Tomka stara wiara, był dobrym kolegą, bardzo uczynnym i niesamowicie spokojnym człowiekiem w wielu bardzo nerwowych sytuacjach w pracy. Zawsze zachowywał zimną krew i tym swoim spokojem zarażał innych, za co jestem mu wdzięczny. Przez 30 lat naszej znajomości tylko raz widziałem go bardzo zdenerwowanego w Sejmie. Gdy podszedłem do niego spytać, co się stało, że się cały trzęsie, zaklął szpetnie: "Kurczę, nie wytrzymam". Remiś nie używał wulgaryzmów, był świetnie wychowany, a może by mu pomogły w rozładowaniu stresu? Zawsze mu tego zazdrościłem, tego spokoju i kultury osobistej w okazywaniu nerwów. Był bardzo życzliwy i można było z nim rozsądnie porozmawiać. Jeden z niewielu kumpli, którego będzie mi bardzo brakować.
Przyjaciele z redakcji
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24