Na ten moment nie podano ani grupy wiekowej, ani czynników ryzyka, ani żadnych innych wskazówek, które mogłyby mi pomóc powiedzieć: nie, nie szczep się tą szczepionką – powiedział w "Kropce nad i" doktor Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw COVID-19. Odniósł się do sytuacji związanej z pojedynczymi przypadkami zakrzepów po podaniu preparatu AstraZeneki. - Szczepionka chroni ewidentnie przed zachorowaniem. A ci, co zachorują, bo się to może zdarzyć, to będą tę chorobę przechodzili łagodniej. Więc jest ewidentny zysk – ocenił doktor nauk farmaceutycznych Leszek Borkowski ze Szpitala Wolskiego.
Europejska Agencja Leków (EMA) poinformowała w środę, że ogólny stosunek korzyści płynących ze stosowania szczepionki firmy AstraZeneca do ryzyka z nim związanego "pozostaje pozytywny". "Komitet do spraw Bezpieczeństwa EMA (PRAC) doszedł dziś do wniosku, że przypadki zakrzepów krwi z małą liczbą płytek krwi powinny być wymienione jako bardzo rzadkie skutki uboczne szczepionki Vaxzevria (dawniej szczepionki COVID-19 Vaccine AstraZeneca)" – czytamy w komunikacie agencji. Szefowa EMA Emer Cooke powiedziała na środowej konferencji w tej sprawie, że ryzyko śmierci z powodu COVID-19 jest "dużo wyższe" niż ryzyko śmierci z powodu efektów ubocznych szczepionki.
"Dopóki nie nadejdą szersze badania, uważam, że tę szczepionkę należy w dalszym ciągu stosować"
O sytuacji wokół preparatu AstraZeneki rozmawiali w "Kropce nad i" w TVN24 doktor Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw COVID-19 oraz doktor nauk farmaceutycznych Leszek Borkowski ze Szpitala Wolskiego i Fundacji Razem w Chorobie, były prezes Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych.
Grzesiowski mówił, że "jako klinicysta, ale taż jako mąż, ojciec czy dziadek, chciałby wiedzieć, czy produkt jest bezpieczny dla określonej grupy". - Na ten moment nie podano ani grupy wiekowej, ani czynników ryzyka, ani żadnych innych wskazówek, które mogłyby mi pomóc powiedzieć: nie, nie szczep się tą szczepionką – podkreślił.
- Dlatego dopóki nie nadejdą szersze badania, uważam, że tę szczepionkę należy w dalszym ciągu stosować – powiedział ekspert.
"Jest ewidentny zysk"
Leszek Borkowski podkreślał, że "ryzyko zachorowania i zgonu w następstwie zarażenia się SARS-CoV-2 przy chorobie COVID-19 jest większe niż prawdopodobieństwo, że coś ci się zdarzy". - To działanie niepożądane (…) występuje bardzo rzadko, a bardzo rzadko, to znaczy rzadziej niż 1 przypadek na 10 tysięcy – podkreślił.
Farmakolog był również pytany, skąd się biorą rozbieżności w różnych krajach, jeśli chodzi o rekomendacje w sprawie wieku osób przyjmujących preparat AstraZeneki.
- Zgadzam się, że jest pewien chaos informacyjny. Z lekami jest tak: jak się robi określone badanie, to mówi się, że w następstwie tego badania lek badałem na łysych takich jak Borkowski, czyli ja. Wtedy łysy, taki jak Borkowski, może taki lek brać. Natomiast ktoś, kto ma bujną czuprynę – nie. To można przenieść na lata – powiedział.
- Natomiast jest chaos biorący się stąd, że każdy kraj Unii Europejskiej ma swój urząd rejestracji, ma różne urzędy współpracujące, organy kompetentne i dochodzi do różnych dyskusji. Niepotrzebnych – podkreślał gość TVN24. Jego zdaniem "o prostych rzeczach trzeba mówić w prosty sposób". - Szczepionka chroni, to wiemy, ewidentnie przed zachorowaniem. A ci, co zachorują, bo się to może zdarzyć, to będą tę chorobę przechodzili łagodniej. Więc jest ewidentny zysk – ocenił Borkowski.
"Należałoby przyjąć jasne kryteria, kiedy lockdown, kiedy nie"
W środę minister zdrowia Adam Niedzielski przekazał, że obowiązujące obostrzenia epidemiczne zostaną przedłużone do 18 kwietnia.
Grzesiowski wskazywał, iż od wielu tygodni "sugeruje, że konieczny jest długofalowy plan walki z pandemią". - Ludzie nie mogą co tydzień dowiadywać się, co będzie w następnym tygodniu – ocenił.
Jego zdaniem, "należałoby przyjąć jasne kryteria, kiedy lockdown, kiedy nie". - Jakie są wskaźniki, które o tym decydują, my wciąż tego nie wiemy – zauważył. Jak dodał, "raz decyduje o tym liczba ogólna zakażeń, a raz na przykład procent zajętych łózek".
Borkowski ocenił natomiast, że "z pandemią jest trochę jak z prowadzeniem samochodu". - Na różnych odcinkach drogi jedzie się z różną prędkością – mówił. - W związku z tym pewne rygory i zachowania w pandemii trzeba dostosowywać do sytuacji – ocenił.
- Dla mnie są dwa czynniki, które trzeba kontrolować: ilość zajętych łóżek, bo to decyduje o zatkaniu szpitali i zablokowaniu dla innych chorych, druga rzecz to zgony – powiedział.
"W skardze nie było podanego ani jednego dowodu na te wszystkie straszne przewinienia, które miałbym popełnić"
Grzesiowski mówił również o piśmie wysłanym do Naczelnej Izby Lekarskiej przez Krzysztofa Saczkę, pełniącego obowiązki głównego inspektora sanitarnego. Saczka oskarża w nim Grzesiowskiego między innymi o "wprowadzanie opinii publicznej w błąd niepotwierdzonymi i nieprawdziwymi informacjami na temat epidemii COVID-19" i "oczernianie instytucji państwowych", w tym sanepidu.
- Ja się nie boję, dlatego że nie zrobiłem nic złego – powiedział Grzesiowski w TVN24. - Mam poczucie, że staram się pomagać. Zresztą dostaję codziennie dziesiątki informacji, które utwierdzają mnie w przekonaniu, że moja praca i działania, jeśli chodzi o media społeczne, są skuteczne. Bo ludzie piszą i mówią do mnie, że ode mnie uczą się pandemii, uczą się o wirusie i to, co mówię, jest zrozumiałe – wskazywał.
Grzesiowski pytany, co zrobił, że naraził się Saczce, odparł: - Tego nie wiem.
Zapewnił przy tym, że jest "absolutnie pokorny wobec procedury". - Mamy w naszej izbie lekarskiej określoną procedurę i postępowanie trwa. Czekam przede wszystkim na argumenty, bo w skardze nie było podanego ani jednego dowodu na te wszystkie straszne przewinienia, które miałbym popełnić – dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24