"Gazeta Wyborcza" podała, że Centralne Biuro Antykorupcyjne stosowało program szpiegowski Pegasus w śledztwie dotyczącym prywatyzacji firmy chemicznej CIECH przez poprzedni rząd PO-PSL. Inwigilowało też osoby, które nie mają zarzutów w sprawie.
Jak napisał dziennikarz "Gazety Wyborczej" Michał Kokot w swojej publikacji, za pomocą Pegasusa śledzono Pawła Tamborskiego, wiceministra Skarbu Państwa w latach 2012-14, oraz Andrzeja Długosza, lobbystę i PR-owca, który wtedy współpracował z resortem skarbu. Służby interesowały się również Rafałem Baniakiem, drugim z wiceministrów skarbu w latach 2011-15, który odpowiadał za nadzór właścicielski nad państwowymi spółkami chemicznymi.
Gazeta przypomina, że Rafał Baniak jest dzisiaj prezesem Pracodawców RP, organizacji wchodzącej w skład Rady Dialogu Społecznego (forum przedstawicieli pracowników, pracodawców i rządu). Paweł Tamborski i Andrzej Długosz są doradcami Pracodawców RP. "W kwietniu wyszło na jaw, że zainfekowano Pegasusem również telefon Andrzeja Malinowskiego, byłego szefa Pracodawców RP" - dodała "Wyborcza".
Według publikacji, "najdłużej podsłuchiwany i podglądany był Długosz". "Z analizy jego telefonu przeprowadzonej przez Amnesty International Security Lab wynika, że służby wdzierały się do jego aparatu 61 razy w latach 2018-19" - napisano. Jak dodała "Wyborcza", "cała czwórka była na celowniku służb w podobnym okresie - lutym i marcu 2018 r., krótko po zatrzymaniu przez CBA Tamborskiego w śledztwie dotyczącym prywatyzacji CIECH-u".
"PiS uważał, że Skarb Państwa sprzedał udziały za tanio"
Autor artykułu zwrócił uwagę, że "przed wyborami w 2015 r. politycy PiS wymieniali sprawę prywatyzacji CIECH-u jednym tchem obok afery hazardowej i afery Amber Gold". "Miała dowodzić istnienia domniemanego układu między ówcześnie rządzącymi politykami Platformy Obywatelskiej a biznesem" - napisał.
Gazeta podkreśliła przy tym, że "CIECH to drugi co do wielkości producent sody w Europie". "W 2014 r. przeznaczoną do prywatyzacji spółkę chciała kupić KI Chemistry należąca do Jana Kulczyka. Za udziały państwa zapłaciła 620 mln zł, a resztę udziałów dokupiła na wolnym rynku i przejęła kontrolę nad CIECH-em" - dodano.
Według "Wyborczej" "PiS uważał, że Skarb Państwa sprzedał udziały za tanio". "Politycy tej partii utrzymywali, że państwo poniosło straty rzędu kilkudziesięciu do nawet kilkuset milionów złotych – ten ostatni szacunek podawał ówczesny poseł PiS Maks Kraczkowski na łamach "Gazety Polskiej Codziennie" w czerwcu 2016 r., gdy już toczyło się śledztwo w sprawie prywatyzacji spółki" - przypomniała gazeta.
"Wyborcza" podała, że w lutym 2015 r., kilka miesięcy przed wyborami, Telewizja Republika opublikowała meldunek CBA od informatora. "Był nim Marek Falenta, skazany później na 2,5 roku więzienia za zorganizowanie słynnych podsłuchów w restauracji Sowa & Przyjaciele. Nagrania z tych podsłuchów przyczyniły się do porażki wyborczej Platformy Obywatelskiej jesienią 2015 r. Kilka lat później sąd, wydając wyrok skazujący Falentę, w ustnym uzasadnieniu nie wykluczył, że działał on z inspiracji służb specjalnych (Falenta w liście z więzienia napisał w 2019 r. do Jarosława Kaczyńskiego, że działał na polecenie CBA)" - napisała gazeta.
"W cytowanym meldunku dla CBA Falenta mówi o spotkaniu w Sowie między wiceministrem skarbu Rafałem Baniakiem a Piotrem Wawrzynowiczem, lobbystą, który zdaniem informatora pracował w spółkach Jana Kulczyka. Falenta zeznał, że podczas spotkania Baniak zgodził się na łapówkę w zamian za sprzedaż CIECH-u" - podał dziennik.
Jak napisała "Wyborcza", Baniak zaprzeczył. "Nie miałem pewności wtedy, czy on w ogóle pracuje na rzecz Kulczyka. A o CIECH-u nie rozmawialiśmy" - powiedział, cytowany przez gazetę. "Kulczyk Holding zaś oświadczył wtedy, że Wawrzynowicz nigdy nie pracował na rzecz spółki. Jedno z nagrań z afery taśmowej wskazuje jednak, że Wawrzynowicz współpracował z Kulczykiem przy sprawie CIECH-u. W rozmowie nagranej przez kelnerów słychać, jak obaj rozmawiają o zakupie CIECH-u. Wawrzynowicz relacjonował wtedy biznesmenowi, że Skarb Państwa zgodzi się odsprzedać akcje (pada nawet konkretna cena)" - dodano w publikacji.
"Wyborcza": służby kilkukrotnie namierzały telefon Baniaka
"Wyborcza" podkreśliła, że w śledztwie dotyczącym CIECH-u Wawrzynowicz nie ma żadnych zarzutów. "Baniak zeznawał w nim wyłącznie jako świadek. Analiza telefonu Baniaka nie potwierdziła, by na jego telefonie był Pegasus. Nie oznacza to jednak, że program nie został tam zainstalowany. Wiemy, że numer jego telefonu został wytypowany przez polskiego klienta NSO (producenta Pegasusa), czyli CBA. W marcu 2018 r. kilkukrotnie służby namierzały jego telefon, najprawdopodobniej w celu zainstalowania Pegasusa" - napisano.
Gazeta dodała przy tym, że jako członek tropiącego aferę Pegasusa międzynarodowego konsorcjum Forbidden Stories i Amnesty International miała wgląd w dane o tym świadczące.
"Gdy w lutym 2015 r. Telewizja Republika publikuje doniesienia Falenty, zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w sprawie prywatyzacji CIECH-u składają w prokuraturze Zbigniew Ziobro i Patryk Jaki, posłowie klubu Prawa i Sprawiedliwości. Jaki twierdzi w mediach, że ministerstwo skarbu zaniżyło wartość transakcji, bo nie uwzględniło premii od kupującego za przejęcie kontroli nad CIECH-em, która według niego miała wynieść dodatkowe 30 proc. wartości transakcji" - przypomniała "Wyborcza".
"Prywatyzacja CIECH-u staje się w propagandzie PiS-u jedną z afer Platformy"
"Prokuratura w kwietniu 2015 r. wszczyna śledztwo. Prywatyzacja CIECH-u staje się w propagandzie PiS-u jedną z afer Platformy, nagłaśnianą tym bardziej, że jakoby ujawnioną w stenogramach i nagraniach z restauracji Sowa opublikowanych przez propisowską telewizję i podobne media" - napisała "Wyborcza". Jak dodano, "w czerwcu 2015 r. z powodu 'sowiej' afery podsłuchowej sypią się dymisje w rządzie". "Premier Ewa Kopacz odwołuje ministra skarbu Włodzimierza Karpińskiego, ze stanowiska rezygnuje w tym samym czasie Rafał Baniak" - podkreślono.
"Po wygranych przez PiS wyborach jesienią 2015 r. ministrem skarbu państwa zostaje Dawid Jackiewicz. Z trybuny sejmowej oskarża, że za rządów PO-PSL resort stał się 'ministerstwem wyprzedaży'. "Twierdzi, że na sprzedaży CIECH-u państwo straciło aż miliard złotych" - dodano.
"Wyborcza" dodała, że "w tym samym czasie ministrem sprawiedliwości zostaje Ziobro, a swoim zastępcą robi Jakiego". "Wkrótce po objęciu urzędu Ziobro wprowadza zmiany w Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Przemianowuje go na Fundusz Sprawiedliwości, a o setki milionów złotych figurujących na kontach Funduszu mogą się starać już nie tylko poszkodowani w przestępstwach, ale również służby specjalne i policja" - podkreślono.
"W maju 2017 r. śledztwo w sprawie CIECH-u zostaje przeniesione z Warszawy do 'zaprzyjaźnionej' z Ziobrą Prokuratury Regionalnej w Katowicach, a następnie do Śląskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej" - dodano.
"Wyborcza" o kulisach zakupu przez Polskę systemu Pegasus
"Wyborcza" podkreśliła, że w tym samym 2017 roku polski rząd zaczyna starania o nabycie Pegasusa, którego producentem jest izraelska grupa NSO. "Kontakty udostępnia węgierski premier Viktor Orban, którego łączy polityczny sojusz z premierem Izraela Beniaminem Netanjahu. (Netanjahu uznał Węgry za państwo członkowskie Unii Europejskiej, które zrobi wyłom we wspólnej polityce UE potępiającej działania Izraela wobec Palestyńczyków). Orban doprowadza do oficjalnych spotkań Grupy Wyszehradzkiej z Izraelem, co ma legitymizować politykę Netanjahu, coraz bardziej osamotnionego w Europie" - zwróciła uwagę gazeta.
"Rząd Beaty Szydło postanawia kupić Pegasusa po jednym z takich właśnie spotkań - w lipcu 2017 r. Pieniądze na zakup oprogramowania pochodzą w lwiej części ze wspomnianego Funduszu Sprawiedliwości kontrolowanego przez resort Ziobry. Z Funduszu idzie na ten cel 25 mln zł, resztę - ponad 8 mln zł - wykłada CBA. Do końca roku trwają szkolenia z obsługi systemu" - dodała.
"GW": telefon wiceministra skarbu co najmniej pięciokrotnie infekowany Pegasusem
"Wyborcza" powołuje się w swojej publikacji na ustalenia Amnesty International Security Lab. Według nich telefon byłego wiceministra skarbu Pawła Tamborskiego zostaje zainfekowany Pegasusem po raz pierwszy 11 lutego 2018 r. o godz. 23 - w dniu, w którym wraca z podróży do Australii. "Kilka godzin później, wczesnym rankiem, do jego mieszkania wkracza CBA. Agenci zatrzymują w różnych miejscach jeszcze pięciu byłych urzędników ministerstwa oraz analityków rynkowych, którym stawiane są te same zarzuty - zaniżenie wartości sprzedaży CIECH-u w zamian za przyjęcie korzyści majątkowej oraz działanie na szkodę spółki (grozi za to do dziesięciu lat więzienia)" - podała "Wyborcza".
"Jednak służby ponoszą porażkę - sąd nie godzi się na wniosek prokuratury o areszty, twierdząc, że nie ma do tego podstaw. Stosuje wobec nich poręczenia majątkowe od 40 tys. do 300 tys. zł." - przekazała gazeta.
Według niej, "gdy Tamborski wychodzi na wolność, CBA infekuje Pegasusem jego telefon ponownie". "Agenci podłączają się do niego 16 lutego, później 23 marca, 27 marca i 5 kwietnia - w sumie pięciokrotnie. Tamborski tego nie zauważa. Za piątym razem CBA ściągnęło z jego telefonu ponad 100 megabajtów danych" - podkreślono.
"Nie mamy pełnego obrazu tego, co zostało skradzione z urządzenia. Ale biorąc pod uwagę ten rozmiar, były to raczej wiadomości z komunikatorów, np. WhatsApp, lub SMS-y. Operator Pegasusa miał jednak dostęp do każdego rodzaju danych w telefonie, włącznie ze zdjęciami i filmami" - powiedział "Wyborczej" Donncha O'Cearbhaill, szef Amnesty International Security Lab, który sporządził raport kryminalistyczny telefonu Tamborskiego.
"Oznacza to, że specsłużby mogły poznać całą korespondencję, w tym prywatną, jaką prowadził w ciągu ostatnich lat, również za pośrednictwem szyfrowanych aplikacji. O'Cearbhaill nie wyklucza jednak, że CBA włamało się do telefonu Tamborskiego więcej niż pięć razy. I że ściągnęło znacznie więcej danych" - napisała "Wyborcza".
Gazeta podkreśliła, że Tamborski nie przyznaje się do winy. "To, że byłem pod obserwacją służb, specjalnie mnie nie dziwi. Szokujące jest jednak to, że użyto do tego Pegasusa, oprogramowania, którym tropi się terrorystów. Zarzuty wobec mnie, które zresztą uważam za bezpodstawne, nie uzasadniają użycia takiego narzędzia do inwigilacji" - powiedział były wiceminister.
"Wyborcza": telefon Długosza był infekowany na niespotykaną skalę
"Prokuratura wykonała kolejny ruch dopiero dwa lata później. W październiku 2020 r. uzupełniła zarzuty wobec Tamborskiego i trzech innych dawnych urzędników Ministerstwa Skarbu. Tym razem prokuratorzy orzekli, że urzędnicy zaniżyli wycenę CIECH-u o 52 mln zł. Tyle miała wynieść premia za przejęcie pakietu kontrolnego, które kupujący powinien wypłacić skarbowi państwa. Biegli z Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego wydali taką opinię po 2018 r." - napisała "GW".
Zdaniem dziennika "sprawa jest bardziej skomplikowana". "Ministerstwo Skarbu Państwa jeszcze w 2015 r. twierdziło, że w rzeczywistości dostało z CIECH-u więcej, bo przed jego sprzedażą wypłaciło sobie dywidendę z zysku wynoszącą ok. 22,5 mln zł" - dodano.
Jak zwróciła uwagę "GW", "w tamtym czasie z ministerstwem skarbu współpracował Andrzej Długosz, właściciel spółki PR Cross Media". "Jak ustalili eksperci Amnesty International Security Lab, jego telefon był również infekowany Pegasusem, i to na niespotykaną skalę" - podkreśliła gazeta.
"Tamborski mówi, że nawiązał współpracę z Długoszem, bo został mu polecony na rynku jako doświadczony PR-owiec. Długosz od lat zajmuje się lobbingiem. W korytarzu jego firmy w warszawskiej dzielnicy Muranów wiszą plakaty spółek, z którymi współpracował, m.in. amerykańskiego producenta śmigłowców wojskowych Bell Helicopter, który przed laty reprezentował. Najbardziej jednak rzucają się w oczy dwa plakaty wzornictwa przemysłowego z okresu PRL-u ówczesnego państwowego przedsiębiorstwa CIECH" - napisała "GW".
"Do dzisiaj spółka ta pozostaje jednym z naszych klientów" - przyznał Długosz, cytowany przez gazetę.
Według ustaleń "Wyborczej" CBA po raz pierwszy próbowało namierzyć jego telefon 11 lutego 2018 r., czyli tego samego dnia, gdy wgrało Pegasusa na telefon Tamborskiego. "Ale w przypadku Długosza nieskutecznie - CBA łączyło się na numer powiązany ze starym modelem nieprodukowanej już Nokii. Powiodła się dopiero kolejna próba, miesiąc później, na inny numer, powiązany ze współczesnym smartfonem. Znowu tego samego dnia, gdy CBA wkradło się do telefonu Tamborskiego - dokładnie 23 marca 2018 r." - zwróciła uwagę "Wyborcza".
"Później Pegasus był na telefonie Długosza instalowany trzykrotnie w maju. Za trzecim razem CBA ściągnęło z jego urządzenia ponad 1,8 gigabajta danych" - dodano.
"Tak ogromna ilość danych może wskazywać, że operatora interesowały duże pliki, jak zdjęcia czy nagrania audio" - oceniła Donncha O'Cearbhaill.
Według "GW", "kolejne infekcje nastąpiły w czerwcu, lipcu, listopadzie (tu specsłużby ściągnęły podobnie ogromną ilość danych jak w maju) i grudniu 2018 r.". "W kilku przypadkach służby wysyłały linki na telefon do stron internetowych podszywających się pod popularne programy pocztowe (Gmail), komunikatory (WhatsApp) czy korporacje taksówkarskie (Taxify)" - napisano.
"Rzadko spotyka się tak szeroki zakres inwigilacji"
Zdaniem gazety, "za każdym razem chodziło o to, by nakłonić Długosza do kliknięcia w linki, za którymi w rzeczywistości krył się Pegasus".
Jak wykazała analiza Amnesty International Security Lab, CBA szczególnie intensywnie inwigilowało telefon Długosza w 2019 r., gdy trwała najpierw kampania do Parlamentu Europejskiego, a później do Sejmu i Senatu. Łącznie CBA podsłuchiwało Długosza aż 61 razy w latach 2018-19.
"Liczba ataków i ilość danych przesłanych z jego telefonu należą do najwyższych, jakie odnotowaliśmy. Rzadko spotyka się tak szeroki zakres inwigilacji" - oceniła O'Cearbhaill.
Jak napisała "GW", "w środowisku pisowskiej prawicy Długosz uchodzi za PR-owca Platformy Obywatelskiej". "Sam jednak twierdzi, że od lat nie pracował na jej rzecz. 'Ostatni raz widziałem się z Tuskiem w 2007 r. Jeśli już współpracowałem, to z pojedynczymi kandydatami, ale na niewielką skalę. Praca na rzecz polityków już dawno przestała mnie interesować' - powiedział, lecz nie kryje, że poglądy ma 'zdecydowanie antypisowskie'" - dodała gazeta.
"Nie wiem, dlaczego został mi założony Pegasus. Nie mam żadnej wiedzy, by toczyło się wobec mnie jakieś śledztwo, a już na pewno nie w sprawie CIECH-u" - powiedział Długosz. Przyznał, że w tamtym czasie trwała przeciwko niemu sprawa apelacyjna. "To długa historia, sięgająca 2003 r. Po drodze byłem dwukrotnie uniewinniany, ostatecznie z zarzutów o zorganizowaną grupę przestępczą, oszustwa i wyłudzanie VAT ostało się działanie na szkodę własnej firmy i potwierdzenie nieprawdy w dokumentach" - oświadczył.
"GW" podkreśliła, że pod koniec maja tego roku został prawomocnie skazany na karę pozbawienia wolności w zawieszeniu i grzywny. "Nie uzasadnia to jednak w żaden sposób inwigilacji Pegasusem. To po prostu wygląda na to, jakby służby przez ponad rok sprawdzały, co u mnie słychać" - powiedział Długosz.
"GW": na razie nie wiadomo, kiedy siedmioletnie śledztwo może się zakończyć
"Wyborcza" podjęła się analizy śledztwa dotyczącego CIECH-u. "CBA twierdziło, że w latach 2016-17 głównie zabezpieczało dokumenty. Prokuratura Krajowa poinformowała nas, że obecnie 'prokurator weryfikuje linię obrony podejrzanych oraz wykonuje czynności zmierzające do zebrania kompletnego materiału dowodowego, niezbędnego do wyjaśnienia wszystkich istotnych okoliczności sprawy'. Na razie nie wiadomo, kiedy siedmioletnie śledztwo może się zakończyć" - napisała "GW".
"Po jego wszczęciu w 2015 r. politycy PiS uważali, że zaakceptowana przez Ministerstwo Skarbu Państwa cena po 31 zł za akcję CIECH-u była rażąco niska, gdyż później na giełdzie osiągnęła poziom 60-70 zł. Jak się jednak okazało, zwyżka ta miała charakter tymczasowy. Dzisiaj, dziewięć lat po tej transakcji, akcje CIECH-u wyceniane są na ok. 37 zł, czyli po uwzględnieniu inflacji - mniej niż w momencie sprzedaży" - dodała gazeta.
"GW" w ubiegłym tygodniu skierowała pytania odnośnie sprawy do prowadzącej śledztwo Prokuratury Krajowej. Do czasu publikacji artykułu gazeta nie otrzymała odpowiedzi.
"Wyborcza" przekazała również, że CBA nie odpowiedziało na pytania, dotyczące inwigilacji osób w śledztwie CIECH-u, powołując się na przepis o poufności swoich metod operacyjnych.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"