Onet przekazał w piątek wieczorem, że dziennikarz oraz operator portalu usłyszeli dwa zarzuty w związku z relacją z obszaru przy granicy z Białorusią, w którym wprowadzony został stan wyjątkowy. Pierwszy dotyczy przebywania na terenie objętym zakazem, drugi "utrwalania za pomocą środków technicznych" infrastruktury granicznej. Rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku podinspektor Tomasz Krupa potwierdził postawienie zarzutów mężczyznom. Jednocześnie stwierdził, że przedstawiona przez Onet relacja wydarzeń "zawiera nieprawdziwe informacje".
Prezydent Andrzej Duda zdecydował w czwartek o wydaniu rozporządzenia w sprawie wprowadzenia stanu wyjątkowego w części miejscowości województw podlaskiego i lubelskiego w związku z sytuacją na granicy z Białorusią, o co wnioskował wcześniej rząd. Zostało ono tego samego dnia opublikowane w Dzienniku Ustaw i weszło życie. Ukazały się także dwa kolejne rozporządzenia dotyczące ograniczeń na terenie objętym stanem wyjątkowym. W poniedziałek natomiast prezydenckim rozporządzeniem ma zająć się Sejm. Izba może je uchylić.
Na obszarze obowiązywania stanu wyjątkowego dorośli muszą nosić przy sobie dokument tożsamości, a osoby poniżej 18 lat legitymację szkolną. Obowiązuje również zakaz przebywania na tym obszarze innych osób niż mieszkańcy lub do tego uprawnieni. Zawieszono tam możliwość organizowania zgromadzeń publicznych oraz imprez masowych. Nie można również filmować i fotografować "określonych miejsc, obiektów lub obszarów".
Relacja dziennikarzy Onetu z obszaru objętego stanem wyjątkowym
Jak napisał w piątek wieczorem Onet, reporterowi portalu "udało się jednak dotrzeć do granicy polsko-białoruskiej". "Bartłomiej Bublewicz w swoim materiale chciał sprawdzić, jak funkcjonują służby na terenie obowiązywania stanu wyjątkowego. Dziennikarz Onetu w drodze do niemal samej granicy w Usnarzu Górnym, gdzie koczuje grupa 32 migrantów, nie napotkał żadnego patrolu" - napisał portal.
- Pomysł na relację był taki, że zatrzymamy się przy pierwszym policyjnym check-poincie i stamtąd opowiemy o tym, jak wygląda blokada dostępu do miejsc objętych stanem wyjątkowym. Nie napotkaliśmy jednak żadnego patrolu – powiedział Bartłomiej Bublewicz.
Na portalu Onet czytamy, że kiedy relacja wideo ukazała się w portalu, z Bublewiczem skontaktował się rzecznik białostockiej policji. - Podał mi do telefonu wyższego stopniem policjanta. Był bardzo miły i poprosił o to, bym stawił się na komendzie w Hajnówce, tak żeby "po cichu" załatwić sprawę mojej relacji - opowiedział dziennikarz.
- W komendzie czekałem w asyście dwóch policjantów, nie wiedząc nawet dokładnie, w jakim charakterze zostałem wezwany. Kiedy zaczęło się moje przesłuchanie, funkcjonariusze podeszli do samochodu, którym przyjechałem. Najpierw chcieli przeszukać pojazd, ale potem poprosili operatora o wydanie kart do kamer, na których utrwalone było nagranie - relacjonował Bublewicz.
Onet: policjanci chcieli zarekwirować telefon dziennikarza
Jak dodał reporter Onetu, który w czasie trwającego pół godziny przesłuchania odmówił złożenia zeznań, policjanci chcieli zarekwirować też jego telefon. – Funkcjonariusz stwierdził, że gdybym złożył zeznania, to nie byłoby takiej potrzeby. Nie zgodziłem się jednak na to i odpuścili - przekazał.
Jak napisał Onet, przesłuchany został także operator. Obaj mężczyźni usłyszeli zarzuty przebywania na terenie objętym zakazem oraz "utrwalania za pomocą środków technicznych" infrastruktury granicznej.
Rzecznik białostockiej policji dementuje propozycję załatwienia sprawy "po cichu"
Rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku podinspektor Tomasz Krupa w rozmowie z tvn24.pl potwierdził, że dziennikarze otrzymali zarzuty za relację z obszaru objętego stanem wyjątkowym. Jednocześnie powiedział, że relacja zdarzeń przedstawiona na portalu Onet "zawiera nieprawdziwe informacje". - Napisano, że ja miałem się kontaktować i proponować załatwienie sprawy "po cichu". To jest fałszywa informacja, godzi w moje dobra - przekazał podinsp. Krupa.
- To powoduje, że przedstawiona relacja nie do końca jest relacją rzetelną - stwierdził.
W rozmowie z PAP poinsp. Krupa podkreślił, że zarzuty dla dziennikarzy są w związku z popełnionym wykroczeniem, a nie przestępstwem. Przyznał, że policja podjęła czynności "po tym, jak na portalu pojawiła się relacja z pobytu, w związku z uzasadnionym podejrzeniem popełnienia tych czynów".
Według rzecznika dziennikarze przekazali policji karty pamięci z zapisem relacji. Dodał, że "po wykonaniu czynności (w komendzie powiatowej w Hajnówce - red.) kontakt dziennikarzy z policją się zakończył".
Tomasz Krupa poinformował, że działania policji wobec dziennikarzy będą prowadzone w trybie zwykłym. "Tryb przyspieszony przewidziany w przepisach dotyczących stanu wyjątkowego ma zastosowanie, kiedy sprawca zostanie zatrzymany na gorącym uczynku. W tym przypadku dziennikarze zgłosili się do jednostki policji dopiero po pewnym czasie" – wyjaśnił Krupa.
Źródło: Onet, tvn24.pl, PAP