Sławomir Cenckiewicz, w przeszłości przewodniczący komisji likwidacyjnej WSI, w której zasiadał także Tomasz L. zatrzymany pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji, powiedział w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24, że "na pewno wszystko, w tym działalność w komisji likwidacyjnej, powinno zostać prześwietlone". - O składzie komisji dowiedziałem się z chwilą, kiedy przyjechałem do Warszawy, 24 lipca 2006 roku - przekazał. Dodał, że Tomasz L. miał poświadczenie wydane przez ABW.
Tomasz L. został zatrzymany w marcu 2022 roku przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Federacji Rosyjskiej. Pracownik Urzędu Stanu Cywilnego w Warszawie, 16 lat wcześniej, w 2006 roku był członkiem komisji likwidacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych. Miał dostęp do największych tajemnic polskiego wywiadu i kontrwywiadu wojskowego. Dysponujemy odpowiednimi dokumentami, w tym składem komisji, w jakiej pracował oraz zarządzeniami z jego zadaniami, które bezdyskusyjnie potwierdzają zaangażowanie Tomasza L. w proces likwidacji WSI. Nie wiadomo jednak, czy w czasie zasiadania w komisji prowadził jakąkolwiek działalność na rzecz obcego wywiadu.
CZYTAJ TEKST PREMIUM: Tomasz L. z komisji likwidacyjnej WSI. Tajemnica urzędnika stołecznego ratusza >>>
Cenckiewicz: na pewno wszystko, w tym działalność w komisji likwidacyjnej, powinno zostać prześwietlone
Sprawę komentował we wtorek w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 doktor habilitowany Sławomir Cenckiewicz, historyk, obecnie dyrektor Wojskowego Biura Historycznego imienia generała broni Kazimierza Sosnkowskiego, a w przeszłości przewodniczący komisji likwidacyjnej WSI, w której zasiadał też Tomasz L.
Cenckiewicz był pytany, od kiedy wiedział, że zatrzymany Tomasz L. to ta sama osoba, z którą pracował w komisji. - Wydaje mi się, że tego samego dnia, kiedy został zatrzymany, jeden z dziennikarzy zadzwonił do mnie i mi powiedział - odpowiedział.
Przekazał, że dotychczas w tej sprawie nie był przesłuchiwany. - Z komunikatu ABW wynika, że funkcje śledcze w tej sprawie przejęła ABW - dodał. Stwierdził też że w sprawie Tomasza L. "na pewno wszystko, w tym działalność w komisji likwidacyjnej, powinno zostać prześwietlone".
Cenckiewicz mówił także o okolicznościach, w jakich Tomasz L. wszedł do składu komisji likwidacyjnej. Zapytany, dlaczego L, znalazł się w tym gronie, odparł: - Nie wiem tego dzisiaj i nie wiedziałem tego w 2006 roku.
Jego zdaniem "ta sprawa pokazuje, jak bardzo często przypadek decyduje o tym, że ktoś w danym gremium się pojawia". - Ja o składzie komisji dowiedziałem się z chwilą, kiedy przyjechałem do Warszawy, 24 lipca 2006 roku, (...). W momencie, kiedy zażądałem decyzji w mojej sprawie, dowiedziałem się o tym, że w komisji był Tomasz L. - mówił dalej historyk.
Z czyjego parytetu był Cenckiewicz?
Cenckiewicz zwracał też uwagę, że w debacie publicznej w tej sprawie "często się miesza dwie komisje" - komisję likwidacyjną, której on przewodniczył, oraz komisję weryfikacyjną, na czele której stał Antoni Macierewicz.
- Formalny parytet zapisany w ustawie dotyczy komisji weryfikacyjnej, a parytet w przypadku komisji, którą ja kierowałem, jest parytetem nieformalnym. Ja sam jestem tego przykładem. Dostałem telefon z kancelarii prezydenta, że moja kandydatura jest wzięta pod uwagę i czy ja przyjmę to stanowisko - mówił.
Zapytany, czy on znalazł się w komisji "z parytetu" Antoniego Macierewicza, wówczas wiceszefa MON, odparł: - Być może.
- Na pewno z kierownictwa partii, to mogę powiedzieć - powiedział. - Chociaż Antoni Macierewicz wtedy członkiem Prawa i Sprawiedliwości nie był. On mnie wcześniej informował, że może być taka sytuacja - dodał gość "Rozmowy Piaseckiego".
"Z małego czy dużego pałacu", czyli "problem, skąd się wzięła ta lista"
Cenckiewicz mówił także o kulisach dobierania składu komisji, na której czele stał. Mówił, że w tamtym czasie był "dość przerażony", ponieważ był problemy ze skompletowaniem członków komisji, którzy zostali do niej wskazani. - Pamiętam pierwsze spotkanie wszystkich członków komisji, które zorganizowałem. Poza mną, Woyciechowskim [Piotrem, zastępcą szefa komisji - przyp. red.] i Musiałem [Filipem - przyp. red.], stawili się tylko żołnierze WSI i gdyby zastosować kryteria demokratyczne, (...), to my byśmy nic nie znaczyli w tej komisji - mówił dalej.
Cenckiewicz mówił także, że nigdy nie pytał Tomasza L., "skąd się wziął" w tej komisji. - Pojawił się problem, skąd się wzięła ta lista i - w zależności od tego z kim się rozmawiało - to albo Radosław Sikorski [wówczas szef MON - przyp. red.] mówił, że to "z małego czy dużego pałacu", a Macierewicz mówił, że "na pewno tych 15 żołnierzy to nie jest z pałacu, takiego czy innego, tylko od Radosława Sikorskiego". Oni już wtedy mieli poważny konflikt - opisywał sytuację Cenckiewicz.
- Każdy mówił, co chciał, ale ja się nigdy nie dowiedziałem, kto konkretnie od kogo jest, chyba że powiedział. Ale był domysł, że ze względu na pracę Tomasza L. w "małym pałacu", jak to się mówiło, czyli w urzędzie miasta [Warszawy - przyp. red.], że to jest jakiś środowiskowy układ Lecha Kaczyńskiego czy Kazimierza Marcinkiewicza, który wówczas był chyba [w 2006 roku - red.] komisarzem miasta - kontynuował Cenckiewicz.
Cenckiewicz: Tomasz L. miał poświadczenie wydane przez ABW
- Może to pan po latach uznać za moją naiwność, ale w takich sytuacjach, gdzie jeszcze ustawa mówi o tym, że członkiem komisji likwidacyjnej może zostać tylko człowiek, który posiada aktualne poświadczenie bezpieczeństwa, do informacji niejawnych, do "ściśle tajne" włącznie, to istniał domysł, że mamy do czynienia, przynajmniej w stosunku do cywilów [cywilnych członków komisji - red.], z ludźmi poważnymi, sprawdzonymi - zwrócił się do prowadzącego program.
- Tomasz L. miał poświadczenie wydane przez ABW - powiedział gość TVN24. Jednocześnie stwierdził, że "nikt na czole nie ma napisane, że jest szpiegiem", a "procedura dopuszczenia do informacji niejawnych wcale nie eliminuje szpiegów".
Zapytany, czy Tomasz L. mógł wejść w posiadanie istotnej z punktu wywiadowczego wiedzy o WSI, którą później mógłby przekazać Rosjanom, Cenckiewicz odparł: - Musiałbym być naiwny, że jego przeszłość również ta związana z likwidacją WSI, z punktu widzenia Rosjan nie była istotna. Wszystkie największe tajemnice WSI zostały ujawnione w raporcie weryfikacji przez Antoniego Macierewicza, decyzją Lecha Kaczyńskiego.
Cenckiewicz: ulokowanie osoby, która była czyimś agentem, jest błędem systemu
Cenckiewicz mówił także o tym kto może ponosić odpowiedzialność za znalezienie się Tomasza L. w komisji likwidacyjnej. Stwierdził, że "ulokowanie osoby, która choćby w przeszłości była czyimś agentem, jest zawsze błędem systemu". Dodał jednak, że "żadne państwo nie jest w stanie takiej sytuacji, takiego błędu uniknąć".
Pytany, czy Tomasz L. mógł w jakiś sposób przekazać Rosjanom cenne informacje, które zdobył podczas pracy w komisji likwidacyjnej, były przewodniczący komisji likwidacyjnej WSI odparł: - Zasadą każdej służby kontrwywiadowczej, która prowadzi sprawę szpiegowską, jest dotarcie do wszystkich skrytek, wszystkich miejsc, w których osoba, która jest podejrzewana o współpracę agenturalną z obcym wywiadem, mogła ukryć jakiekolwiek dokumenty. Ta sprawa na pewno stała się przedmiotem śledztwa - dodał Cenckiewicz.
Cenckiewicz mówił także o kulisach procesu likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych.
- Antoni Macierewicz miał do mnie pretensje, że ja stosuję się do litery prawa, związanej z ustawą z 9 czerwca 2006 roku i przyjmuję niejako patronat ministra obrony narodowej nad działalnością komisji likwidacyjnej - powiedział.
Żaryn: śledztwo ma charakter wielowątkowy i jest niejawne
W poniedziałkowym oświadczeniu zastępca ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn stwierdził: "W związku z charakterem śledztwa oraz faktem, iż wciąż trwają czynności śledcze, nie jest w tej chwili możliwe odnoszenie się do publikacji prasowych oraz tez stawianych w ramach aktywności dziennikarskiej, politycznej czy publicystycznej. Działania ABW i Prokuratury są skoncentrowane na gromadzeniu i analizowaniu dowodów oraz szukaniu nowych wątków tej sprawy".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24