11 lat temu przez podsandomierską miejscowość Sokolniki przeszła powódź. Ewakuować musiał się między innymi pan Stanisław Rekas, który na pomoc musiał czekać w jedynym suchym miejscu domu - na strychu. Ta nadeszła między innymi dzięki informacjom przekazywanym służbom za pośrednictwem TVN24. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Domy w Sokolnikach w 2010 roku były zalane tak bardzo, że Stanisław Rękas na ewakuację czekał w jedynym stosunkowo suchym miejscu - na strychu. W głowie tworzył już scenariusz awaryjny. - Musiałbym pływać, a woda wtedy była zimna, bo to był maj, więc był to jedyny ratunek nie tylko dla mnie, ale dla wielu osób – wspomina.
Akcja ratownicza
Nad zalanymi Sokolnikami, niedaleko Sandomierza, krążył wtedy helikopter Błękitny 24 - pomagał w akcji ewakuacyjnej, pokazując szerszy obraz sytuacji i lokalizując powodzian. W studiu TVN24 Anna Jędrzejowska na żywo łączyła się z ludźmi uwięzionymi w wyższych partiach domów lub na dachach.
- Z ludźmi czekającymi na pomoc utrzymywałam nieustający kontakt, rozmawiałam z nimi cały czas, zbierałam najważniejsze informacje o tym, czego potrzebują, jedni leków, drudzy wody i te kluczowe informacje przekazywałam potem służbom ratunkowym – wspomina Jędrzejowska.
Rozmawiała także ze Stanisławem Rękasem. Pomoc przyszła w ostatnim momencie. Opowiada teraz, że do łódki pontonowej wchodził przez okno na strychu. Wtedy - 11 lat temu – reporterzy TVN24 odwiedzili pana Stanisława w tymczasowo zorganizowanym schronisku dla powodzian.
Powodziowe doświadczenie było dla niego tak bolesne, że bał się powrotu do zalanego domu. - Jak już woda opadnie, to może jeszcze tam zaglądnę, ale boję się tego i nie wiem, czy będę chciał to widzieć, może gdzieś wyjadę – zastanawiał się. Z kamerą dziennikarze towarzyszyli mu, gdy pierwszy raz od ewakuacji wybrał się do swojej miejscowości zanim wody ostatecznie opadły.
Sokolniki 11 lat po powodzi
Jarosław Zwierzyna, wiceprezes śląskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego brał udział w akcji ewakuacyjnej w Sokolnikach. - Wiele kilometrów pływaliśmy motorówkami pomiędzy domami – opowiada.
Wtedy zaskoczyła go skala zniszczeń - udawało się ratować ludzi, ale brakowało czasu na ratowanie zwierząt. - Zwierzęta, które nie zostały uwolnione z postronków, psy na smyczach, których w porę nie odczepiono, wyły na dachach, konie, krowy, które pomiędzy gałęziami gdzieś tam próbowały się zaczepić, żeby odpocząć – wspomina.
Sokolniki po 11 latach od powodzi powoli wracają do normalności - domy się odbudowują, ludzie powoli zapominają. Stanisław Rękas po powodzi przez dłuższy czas nie mógł sobie znaleźć miejsca - wyjechał na Dolny Śląsk, potem do Norwegii. Udało mu się częściowo wyremontować dom. Teraz planuje kolejny wyjazd.
Anna Wilczyńska
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24