|

Skażenie rzeki Strzelniczki. Śledztwo, grzywna i mandaty. Według WIOŚ lotnisko jest niewinne

Martwe ryby wyłowione ze zbiornika retencyjnego Strzelniczka II
Martwe ryby wyłowione ze zbiornika retencyjnego Strzelniczka II
Źródło: Wody Gdańskie

Prokuratorskie śledztwo, dwa podejrzewane "podmioty", wniosek o ukaranie do sądu grzywną wynoszącą tysiąc złotych i dwa mandaty po pięćset złotych dla pracownika portu lotniczego. To konsekwencje ujawnienia przez nas informacji o skażeniu rzeki Strzelniczka.

Artykuł dostępny w subskrypcji

30 marca 2023 roku opublikowaliśmy artykuł "Była rzeka, nie ma rzeki. Skażona woda płynie do Gdańska". Napisaliśmy o zatruciu rzeki Strzelniczki (zwanej również Strzelenką - nazw tych będziemy używać zamiennie), która wpływa do Raduni - a ta z kolei prowadzi swoje wody do centrum Gdańska.

"W miejscach zwanych przez wędkarzy 'krainą pstrąga i lipienia' płynie gęsta, śmierdząca breja wypełniona farfoclami, zaś ze zbiorników retencyjnych wyławiane są setki martwych ryb" - pisaliśmy.

Rzeka Strzelniczka na Pomorzu
Rzeka Strzelniczka na Pomorzu
Źródło: tvn24.pl/Google Maps

Już następnego dnia odbyła się konferencja prasowa z udziałem władz Gdańska i szefów miejskich spółek zarządzających zasobami wody, a także prezesa zarządu gdańskiego lotniska. Kluczowe pytanie wówczas brzmiało: czy zagrożona jest woda pitna w Gdańsku? Urzędnicy zapewniali, że nie, że sytuacja jest pod kontrolą. I mieli rację w tym sensie, że rzeczywiście do skażenia wody płynącej w kranach gdańskich mieszkań ostatecznie nie doszło. Na konferencji wystąpił również prezes Portu Lotniczego Gdańsk Tomasz Kloskowski. Przyznał, że na lotnisku doszło do usterki, ta jednak - jego zdaniem - nie miała wpływu na skażenie rzeki.

Lotnisko: to nie my

Tego samego dnia (31 marca) pomorski Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska wydał komunikat, w którym stwierdził, że "jednym z potencjalnych źródeł zanieczyszczenia może być system kanalizacji odprowadzający wody opadowe i pośniegowe z terenu portu lotniczego". WIOŚ poinformował, że na terenie lotniska trwa kontrola.

Tego dnia po południu, a także w następnych dniach, udaliśmy się na miejsce - to znaczy tam, gdzie znajduje się rów melioracyjny odprowadzający wodę z lotniska do rzeki. Płynąca w kierunku rzeki woda była nienaturalnie sina. Wokół rozprzestrzeniał się wyraźny chemiczny zapach przypominający woń cebuli. W zbiorniku retencyjnym położonym kilkaset metrów dalej w dół potoku, gdzie wyławiano setki martwych ryb, ten sam "cebulowy" zapach był wprost nie do zniesienia.

O naszych ustaleniach powiadomiliśmy od razu inspektorów WIOŚ. Przybyli na miejsce jeszcze tego samego dnia i pobrali próbki wody. Po ich przebadaniu Beata Cieślik, rzeczniczka WIOŚ, poinformowała: "Stwierdziliśmy podwyższone (…) chemiczne zapotrzebowanie tlenu, czyli tak zwane ChZT, podwyższony poziom zawiesiny ogólnej, a poziom natlenienia był bardzo niski. To oznacza, że rzeczywiście w tym dniu, w tym momencie płynęły tamtędy zanieczyszczenia".

Dwa tygodnie później WIOŚ w Gdańsku wydał kolejny komunikat, z którego wynikało, że po analizie pobranych prób wody (38 prób pobranych z kilkunastu miejsc) wytypowano w sumie trzech "potencjalnych sprawców" skażenia rzeki i złożono kolejne doniesienie do prokuratury. Jak nieoficjalnie ustaliliśmy, "potencjalni sprawcy" to dwa przedsiębiorstwa z okolic wsi Pępowo oraz Port Lotniczy im. Lecha Wałęsy w Gdańsku.

W następnych miesiącach dochodzenie prowadzone przez WIOŚ obrało korzystny dla lotniska kierunek. Agnieszka Michajłow, rzeczniczka lotniska, informowała: "WIOŚ w swoim raporcie pokontrolnym nie wskazał Portu Lotniczego Gdańsk jako podmiotu odpowiedzialnego za zanieczyszczenie Potoku Strzelniczka i rzeki Strzelenka".

A przecież wtedy (31 marca) stwierdzono na miejscu zanieczyszczenie wody płynącej z płyty lotniska do rzeki. Jak więc doszło do stwierdzenia, że lotnisko ze skażeniem rzeki nie ma nic wspólnego?

Rów odprowadzający wody opadowe z terenu Portu Lotniczego w Gdańsku
Rów odprowadzający wody opadowe z terenu Portu Lotniczego w Gdańsku
Źródło: Tomasz Słomczyński

WIOŚ przez ponad trzy miesiące prowadził "kontrolę interwencyjną" w porcie (od 17 marca do 29 czerwca). W jej wyniku stwierdzono nieprawidłowości, za które wystawiono dwa mandaty po pięćset złotych. Ukarana nimi została osoba odpowiedzialna za kierowanie działem eksploatacji.

Jakie nieprawidłowości wykryto? Jak poinformowała Agnieszka Michajłow, jedna z nich wynikała z faktu stwierdzenia występowania dwóch rur wylotowych, które nie były zamknięte i mogłyby potencjalnie służyć do odprowadzania wód, a nie były wymienione w pozwoleniu wodnoprawnym (o tym, co to za dokument - poniżej). Ponadto w porcie "doszło do incydentu", który polegał na uwolnieniu ścieków z opróżniania instalacji kanalizacyjnej samolotów. Sprawcą miała być firma zewnętrzna (jej pracownicy) obsługująca samoloty.

"Po ujawnieniu tego faktu niezwłocznie zostało to zgłoszone do WIOŚ wraz ze wskazaniem potencjalnego sprawcy. Mandat dotyczył naszej firmy, bo to my jesteśmy właścicielem kanalizacji deszczowej, z której nieczystości wypłynęły do środowiska" - informuje Agnieszka Michajłow. Utrzymuje, powołując się na raport pokontrolny WIOŚ, że zdarzenia te nie spowodowały skażenia rzeki.

W lipcu WIOŚ wydał "zarządzenia pokontrolne obligujące podmiot (czyli Port Lotniczy - red.) do usunięcia stwierdzonych nieprawidłowości". Pracownicy lotniska sporządzili więc dokumentację fotograficzną świadczącą o wykonanym zadaniu, pisemnie poświadczyli ten fakt, dokumenty wysłali do WIOŚ - i sprawa została zamknięta.

Ponadto Agnieszka Michajłow w korespondencji z nami obszernie opisuje podjęte działania Portu Lotniczego "mające na celu wykluczenie potencjalnych zagrożeń w przyszłości". Są to między innymi: zakupienie sprzętu laboratoryjnego, comiesięczne badania laboratoryjne wypływających z lotniska wód, wykonanie czyszczenia rurociągów, plany podjęcia współpracy ze specjalistami z Politechniki Gdańskiej.

Rzeczniczka Portu Lotniczego powtarza, że środki chemiczne służące do odladzania nawierzchni lotniska (to one były "podejrzewane" o spowodowanie zanieczyszczenia wody spływającej do rzeki) są w pełni biodegradowalne.

I tyle na temat lotniska. Skończyło się na dwóch mandatach po pięćset złotych, oczyszczeniu z podejrzeń o skażenie rzeki i wprowadzeniu działań naprawczych.

Spółka Gdańskie Wody
Zbiornik retencyjny Strzelniczka II, 29 marca 2023. Pracownicy spółki wyławiają martwe ryby
Źródło: Spółka Gdańskie Wody

Wody Polskie: na lotnisku wszystko gra

Ale wśród działań WIOŚ podjętych po naszym artykule nie znalazła się tylko kontrola w Porcie Lotniczym w Gdańsku. Inspektorzy, po zbadaniu zanieczyszczeń, zawiadomili także Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie.

Sprawdziliśmy, co Wody Polskie uczyniły w tej sprawie.

Zacznijmy od tego, jakie kompetencje w sprawie zanieczyszczenia rzek ma ta instytucja.

Według ustawy Prawo wodne jest ona powołana do "kontroli gospodarowania wodami", kontroli dotyczącej między innymi "ochrony zasobów wodnych" oraz "przestrzegania warunków ustalonych w pozwoleniach zintegrowanych". To drugie stwierdzenie oznacza, że każdy, kto odprowadza wody do rzeki, musi mieć specjalne pozwolenie zwane "pozwoleniem wodnoprawnym". Tam jest określone, jakie mają być parametry wody wpuszczanej do cieku z instalacji danego przedsiębiorstwa. Wody Polskie takie pozwolenie wydają i na mocy ustawy mają prowadzić w tym zakresie kontrole.

Terenowe oddziały tej instytucji noszą nazwy Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej (RZGW) i taki też zarząd ma siedzibę w Gdańsku.

Co w tej konkretnej sprawie zrobił RZGW w Gdańsku? Informuje Bogusław Pinkiewicz, rzecznik tej instytucji: "Wyniki kontroli przekazane przez WIOŚ wykazały, że zostały przywrócone przez Port Lotniczy wartości wskaźników zanieczyszczeń w wodach opadowych do poziomów dopuszczalnych, określonych w pozwoleniu wodnoprawnym. Stwierdzono tym samym wykonanie Zarządzenia Pokontrolnego Wód Polskich i przywrócenie do stanu realizacji obowiązującego pozwolenia wodnoprawnego (pozwolenie dalej obowiązuje)".

Dalej Bogusław Pinkiewicz informuje, że wobec powyższego straciło moc "Zarządzenie Pokontrolne wydane na czas kryzysu" i wszystko wróciło do normy (wylot odprowadzający wody z lotniska mógł zostać z powrotem otwarty).

Zapytaliśmy RZGW w Gdańsku, co zrobił w sprawie zanieczyszczenia rzeki po tym, jak WIOŚ poinformował tę instytucję o swoich ustaleniach. Odpowiedź Bogusława Pinkiewicza dotyczyła tylko Portu Lotniczego. Ale przecież rzeki Strzelniczki - jak ma wynikać z raportu WIOŚ - nie zanieczyścił Port Lotniczy. Od początku - od marca 2023 roku wiadomo, że w kręgu podejrzeń są co najmniej dwa inne podmioty, przedsiębiorstwa odprowadzające wody do cieków.

- U żadnych innych podmiotów niż port lotniczy kontroli nie wykonywaliśmy - mówi Bogusław Pinkiewicz. - W tej sprawie wszystko wskazywało na to, że zanieczyszczał Port Lotniczy i cała sprawa działa się i skończyła wokół tego podmiotu. Co prawda szukano innych "winnych", były wskazania na inne źródła zanieczyszczeń, ale tak naprawę wszystko skończyło się na porcie lotniczym.

Z tego wynika, że RZGW w Gdańsku nie wie o ustaleniach WIOŚ, wytypowanych dwóch podmiotach, o złożonym do sądu wniosku o ukaranie, o prokuratorskim śledztwie.

0404strzelniczki
Trwa natlenianie Strzelniczki (materiał z 4 kwietnia 2023 roku)
Źródło: TVN24

"Dwa podmioty" i bezradni mieszkańcy

Tymczasem przedsiębiorców, którzy są typowani jako ci, którzy zanieczyścili rzekę, jest dwóch. WIOŚ te informacje potwierdza. "Stwierdzono zanieczyszczenie rzeki Strzelenki i jej dopływu Strzelniczki przez dwa podmioty" - pisze w korespondencji do nas dr inż. Edyta Witka-Jeżewska, Pomorski Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska. Nie ujawnia nazw tych firm. Informuje, że jednym z nich jest zakład przetwórstwa warzyw i owoców. Dodaje, że wobec jednego z tych podmiotów (nie wiadomo, czy to ten właśnie zakład) złożono wniosek o ukaranie do sądu. Chodzi o tysiąc złotych ewentualnej kary.

Nieoficjalnie ustaliliśmy, że chodzi między innymi o przedsiębiorstwo, na które od dawna skarżą się mieszkańcy Pępowa. Ich batalia o czystą wodę w potoku (i brak smrodliwego odoru), który przepływa pod ich oknami, trwa od kilkunastu lat. Piszą doniesienia do szeregu instytucji, począwszy od urzędu gminy, przez starostwo powiatowe, po WIOŚ i lokalne media. Jak na razie z marnym skutkiem. Zakład nieustannie odprowadza śmierdzące ścieki do rowu melioracyjnego, którym dalej spływają do rzeki Strzelenki.

Ostatnio cała dokumentacja urzędniczo-formalnej wojny mieszkańców z zakładem przetwórstwa trafiła na biurko prokuratora.

Prokurator czyli chemik i ichtiolog

Prokuratorskie śledztwo to kolejny wątek w tej sprawie, będący konsekwencją naszej publikacji.

31 marca WIOŚ złożył zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa do Prokuratury Rejonowej w Kartuzach. Nie zawierało ono wskazania, kto może być odpowiedzialny za skażenie rzeki, "dotyczyło nieustalonego sprawcy" - informuje WIOŚ. Następnie sprawa została przeniesiona do Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Oliwa.

Co może grozić sprawcy zanieczyszczenia?

"Obecnie za zanieczyszczanie środowiska - np. wody - grozi w Polsce kara więzienia, od sześciu miesięcy do ośmiu lat. Wyższa kara, do dziesięciu lat więzienia, grozi temu, kto zanieczyszcza "w związku z eksploatacją instalacji" (jak w przypadku przedsiębiorstwa posiadającego pozwolenie wodnoprawne - red.). Jeśli ktoś zanieczyszcza nieumyślnie - kara jest łagodniejsza, grozi mu do trzech lat więzienia" - pisaliśmy wówczas. Opisuje to artykuł 182 Kodeksu karnego.

Zwracaliśmy jednak uwagę, że nie każde zanieczyszczenie środowiska skutkuje odpowiedzialnością karną. Bo przepis wskazuje, że do więzienia można wsadzić tego, kto powoduje "zniszczenie w świecie roślinnym lub zwierzęcym w znacznych rozmiarach". Co to oznacza w praktyce? W praktyce oznacza to tyle, że "znaczny rozmiar" stwierdza biegły, czyli to opinia biegłego ma decydujący wpływ na losy takiego śledztwa.

martwe ryby ok
2 kwietnia 2023 roku. Martwe ryby wyłowione w zbiorniku retencyjnym Strzelniczka II
Źródło: Tomasz Słomczyński

Czy na przykład spowodowanie śmierci jednego chronionego zwierzęcia będzie takim działaniem, za które można pójść do więzienia na długie lata? Czy tak samo będzie traktowane zabicie na przykład żubra jak rozdeptanie rzadkiego, chronionego owada? Czy dwieście kilogramów śniętych ryb to już "znaczny rozmiar"? A może dopiero kilkanaście ton świadczy o rozmiarze "znacznym"?

Nie ma jednoznacznej wykładni. Prokurator, będący z wykształcenia prawnikiem, zwykle opiera się w takich sprawach na opinii biegłego przyrodnika.

Wracając zaś do sprawy zanieczyszczenia rzeki Strzelenki i do prokuratorskiego śledztwa, sprawdziliśmy, na jakim jest etapie.

"Powołani zostali biegli z zakresu ichtiologii oraz z zakresu chemii. Dalsze czynności w tej sprawie są uzależnione od ustaleń powołanych biegłych" - odpowiedziała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Grażyna Wawryniuk.

***

Policyjne statystyki wskazują jednoznacznie, że droga od stwierdzenia szkody w środowisku "w znacznych rozmiarach" do skazania jest bardzo długa.

W latach 1999-2021 z art. 182 Kodeksu karnego wszczęto w Polsce 1611 postępowań, z czego przestępstwa stwierdzono w 268 przypadkach. Inaczej mówiąc, tylko 16 procent wszczętych postępowań zakończyło się uznaniem, że doszło do przestępstwa - czyli właśnie do zniszczenia "w znacznych rozmiarach".

Stwierdzenie przestępstwa to jedno, a ukaranie truciciela to drugie. Wskaźnik wykrywalności sprawców tych przestępstw wynosi (średnio w latach 1999-2021) niecałe 45 procent. Czyli nawet jeśli prokuratorowi uda się udowodnić, że doszło do przestępstwa, to i tak potencjalny sprawca ma ponad 50 procent szans, że uniknie jakiejkolwiek kary.

Czytaj także: