- Jako były kolega Antoniego Macierewicza i jego były szef przestrzegam przed tym Frankensteinem politycznym, którego reaktywował Jarosław Kaczyński - powiedział w "Piaskiem po oczach" minister Radosław Sikorski.
- Przestrzegam przed wierzeniem w rewelacje Macierewicza - mówił w "Piaskiem po oczach" Sikorski, odnosząc się do przekazywanych ostatnio przez parlamentarny zespół Macierewicza informacji o rzekomych trzech ocalałych z katastrofy. Minister przypomniał, że w dniu katastrofy rzecznik MSZ informował, iż w jednej z agencji pojawiła się plotka o tym, że katastrofę przeżyły trzy osoby i że MSZ tę informację weryfikuje i nie potwierdza. Zachowanie Macierewicza ocenił jako "skrajnie nieprofesjonalne".
Dodał, że nie wyklucza, iż mógł przytoczyć w rozmowach - np. z ministrem Łopińskim - wspomnianą informację, ale w kontekście tego, że była plotką. - Koledzy z PiS w histeryczny sposób nadinterpretują wszystko, co się mówi (...). To takie chwytanie się byle czego, by mieszać ludziom w głowie i tworzyć atmosferę niejasności - dodał.
"Był już politycznie skończony"
Przypomniał też działania Macierewicza w innych sprawach, którymi się zajmował. - Lustracja: lustracja dzisiaj bardziej kojarzy się z ludźmi fałszywie oskarżonymi niż karaniem faktycznych donosicieli. Likwidacja WSI: ludzie WSI jeszcze nie przegrali żadnej sprawy, Antoni Macierewicz przegrał kilkanaście. Teraz sprawa katastrofy w której utrudnia zadanie rodzinom, przekierowując całą sprawę na absurdalny wątek zamachu - wymienił.
- Macierewicz był już politycznie skończony, całą odpowiedzialność za jego działalność w ostatnich latach ponosi prezes PiS - podkreślił Sikorski.
Sikorski zauważył też, że opozycja zarzuca rządowi, iż nie ma "władztwa nad Rosją". - Gdyby katastrofa wydarzyła się w kraju, mielibyśmy władztwo - uważa. Jak dodał, gdyby Polska po katastrofie "uderzyła pięścią w stół", nie przyniosłoby to rezultatu. - Nie byłoby współpracy nawet w tych pierwszych tygodniach, wiedzielibyśmy jeszcze mniej niż teraz. Mielibyśmy tylko satysfakcję, że nakrzyczeliśmy na Rosjan - powiedział.
Zamachy z udziałem Czeczenów na rękę Putinowi?
Sikorski komentował również sprawę zamachów w Bostonie. Podejrzewani o przeprowadzenie ataków bracia Carnajew - Tamerlan, który zginął podczas policyjnej obławy i wciąż poszukiwany Dżochar, mają czeczeńskie pochodzenie, choć od lat mieszkają w USA. Czy potwierdzenie, że kierował nimi czeczeński ekstremizm, byłoby wygodne dla Rosji, która od lat boryka się z problemem kaukaskiego terroryzmu? Zdaniem szefa polskiej dyplomacji, strona rosyjska nie byłaby tym usatysfakcjonowana. - Nie wiemy, na ile to była ich (braci Carnajew-red.) własna inicjatywa. Ale na to wygląda - powiedział minister.
Jak zauważył, jeden z braci urodził się w Dagestanie, w którym - czego sam był świadkiem, gdy odwiedził rejon Gruzji sąsiadujący z rosyjską prowincją - odbywają się bombardowania wiosek. - To są na pewno ludzie, którzy wyszli z bardzo straumatyzowanej sytuacji rodzinnej i narodowej - stwierdził. Na pytanie, dlaczego w takim razie uderzyli w USA, a nie Rosję, odparł, że "czasami człowiek ma tendencję do obwiniania tych, którzy nie przyszli z pomocą".
"Rosja ma nierozwiązany problem"
- To pokazuje, że Federacja Rosyjska na swoim terytorium ma nierozwiązany problem polityczny - uważa Sikorski. Według niego, jeśli atak przypomni USA o problemie czeczeńskim, to w najgorszy dla samych Czeczenów sposób. - Terroryzm prawie zawsze osiąga skutki przeciwne do zamierzonych i są ludzie w historii, którzy wyciągali z tego wnioski. Nelson Mandela też podkładał bomby, a potem stał się wielkim przywódcą pacyfistycznego ruchu oporu. Po wielu dekadach walki terrorystycznej IRA też poszła po rozum do głowy. A inne konflikty się ciągle nie mogą skończyć - dodał.
W czwartek FBI opublikowała zdjęcia dwóch mężczyzn, podejrzewanych w związku z zamachami bombowymi w Bostonie. W piątek zostali oni zidentyfikowani jako 19-letni Dżochar Carnajew i jego brat, 26-letni Tamerlan Carnajew. Obaj mają pochodzenie czeczeńskie, do USA przyjechali z Kirgistanu i Dagestanu. W czasie policyjnej obławy na podejrzanych zginął starszy z braci, Tamerlan, młodszy Dżohar wciąż jest poszukiwany.
"Premier nie powinien być zaskakiwany"
Sikorski komentował również dymisję ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego. Jak powiedział, "premier dla ministra zawsze ma rację". - Wszyscy jesteśmy do dyspozycji premiera - powiedział. Dodał, że sytuacja ministra Budzanowskiego to jedna z tych spraw, gdzie musi pójść "mocny sygnał" - także dla spółek, których państwo jest właścicielem. - Muszą zrozumieć, że ich rolą jest szanowanie stanowiska rządu - uważa.
Według szefa MSZ, premier w tak ważnych kwestiach jak memorandum gazowe nie może być zaskakiwany. - A był i minister poniósł tego konsekwencje - zaznaczył.
Na pytanie, czy Polska powinna powiedzieć "nie" dla gazociągu Jamał II, Sikorski odparł, że obecnie zdolność przesyłowa między Rosją w Europą jest większa niż ilość gazu do przesłania. - Gdyby zrealizować wszystkie inwestycje, byłoby cztery razy więcej gazu niż potrzeba - dodał.
Podkreślił też, że Ukraina to dla Polski bardzo ważny partner i Polska na pewno nie chce jej zaszkodzić, ale "mamy prawo do zarobku tam, gdzie go widzimy".
Autor: jk//bgr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24