Już po 2017 roku podejrzewaliśmy, że jesteśmy podsłuchiwani. Szczególnie w momencie, kiedy otwarcie stanęliśmy naprzeciw decyzjom politycznym ówczesnego ministra sprawiedliwości (Zbigniewa Ziobry - red.) - powiedziała sędzia Beata Morawiec, która w poniedziałek była przesłuchiwana przez sejmową komisję do spraw Pegasusa. - Były głuche telefony, rozmowy, w czasie których był pogłos - wyliczała Morawiec i przyznała, że na niektórych spotkaniach sędziowie chowali telefony, aby nie ułatwiać służbom inwigilacji.
W poniedziałek po godzinie 10 rozpoczęło się posiedzenie sejmowej komisji śledczej do spraw Pegasusa. Przed komisją stanęła sędzia Beata Morawiec, wobec której miało być użyte to narzędzie szpiegowskie.
Komisja chciała też przesłuchać byłego szefa Służby Wywiadu Wojskowego Andrzeja Kowalskiego, lecz nie stawił się on na obrady. Przewodnicząca komisji Magdalena Sroka przekazała, że do kancelarii Sejmu wpłynęło pismo od Kowalskiego i komisja "musi zapoznać się z uzasadnieniem usprawiedliwienia, które złożył".
Sroka potwierdziła, że jeżeli w usprawiedliwieniu złożonym w kancelarii Sejmu Kowalski powoła się na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego o niekonstytucyjności komisji ds. Pegasusa, wtedy komisja zawnioskuje o karę do Sądu Okręgowego w Warszawie.
Morawiec: podejrzewaliśmy podsłuchania
Podczas przesłuchania Morawiec przyznała, że o istnieniu Pegasusa dowiedziała się z mediów. - Tak naprawdę środowisko sędziowskie nie wiedziało, co to znaczy system operacyjny Pegasus - jakie ma możliwości i w jaki sposób ingeruje w sferę życia prywatnego osoby inwigilowanej. Natomiast już po 2017 roku podejrzewaliśmy, że jesteśmy podsłuchiwani. Szczególnie w momencie, kiedy otwarcie stanęliśmy naprzeciw decyzjom politycznym ówczesnego ministra sprawiedliwości (Zbigniewa Ziobry - red.) - powiedziała.
Dodała, że podejrzewała śledzenie od odwołania jej z funkcji prezesa Sądu Okręgowego w Krakowie w listopadzie 2017 roku. O decyzji dowiedziała się podczas "urlopu zagranicznego". - Nie mogłam wsiąść w samolot i wrócić do Polski, aby od razu zareagować na tę wiadomość. (...) Odwołanie mnie z funkcji prezesa sądu było ruchem politycznym. Powiązano moje odwołanie z zatrzymaniami w procesie, który toczył się przeciwko pracownikom Sądu Apelacyjnego w Krakowie, którzy zdefraudowali publiczne środki - tłumaczyła Morawiec.
Dodała, że otwarcie głosiła "tezy, które były niewygodne dla ówczesnego ministra sprawiedliwości". - Chociażby z tego powodu uważałam, że w stosunku do mnie trwają jakieś działania operacyjne - powiedziała.
Mówiła także, że jako powód decyzji o jej odwołaniu Ziobro wskazał, że nie sprawowała stosownego nadzoru nad dyrektorem sądu, który został zatrzymany we wspomnianym postępowaniu karnym. - Taka informacja stała się dla mnie asumptem po pierwsze do wystąpień medialnych, a po drugie do tego, by wystąpić przeciwko ministrowi sprawiedliwości z pozwem o ochronę dóbr osobistych. Wystąpiłam z tym pozwem niezwłocznie, bo już w styczniu 2019 roku. Proces jest już zakończony. Prawomocnie po dwóch instancjach Sąd Okręgowy w Warszawie, a następnie Sąd Apelacyjny w Warszawie podjęły decyzję, że minister ma mnie przeprosić za insynuowanie tego rodzaju zachowań, a poza tym wpłacić stosowną kwotę na rzecz Fundacji Dom Sędziego Seniora - mówiła.
Dodała, że Ziobro "wywiódł kasację do Sądu Najwyższego" w tej sprawie, która "leży tam już trzy lata, ponieważ składy, które mają orzekać w tej sprawie są 'neosędziowskie'".
Morawiec: to ja byłam tą niegrzeczną, niepokorną
Sędzia Morawiec, mówiąc o możliwych powodach inwigilowania zaznaczyła, że kiedy zaczęła się "demolka wymiaru sprawiedliwości" i odwoływani byli prezesi poszczególnych sądów, "nikt się nie odezwał, nikt publicznie nie stanął w świetle kamer, nie powiedział: nie".
- To ja byłam tą pierwszą i to ja byłam tą niegrzeczną, tą niepokorną, która nie bała się powiedzieć, że się nie zgadza na tego rodzaju działania - dodała. Zaznaczyła, że wkrótce potem doszło do odwołania prezesów sądów na Śląsku. - Po moich wypowiedziach ci prezesi śląscy też pozwolili sobie wystąpić w mediach i skrytykować decyzje ministra Ziobry. Poza tym ja jestem krakowska. Tak się składa, że Kraków nie był dobrze postrzegany przez pana ministra Ziobro - oceniła.
Podkreśliła, że po jej odwołaniu ze stanowiska prezesa Sądu Okręgowego w Krakowie powołano na prezesa tego sądu Dagmarę Pawełczyk-Woicką, obecną przewodniczącą Krajowej Rady Sądownictwa. - Może to wynikało z tego, że potrzebne były miejsca dla osób zaufanych i podległych władzy - dodała.
"Dziwne rzeczy działy się z telefonami"
Beata Morawiec powiedziała, że niektórzy z jej otoczenia zauważyli, że "dziwne rzeczy działy się z telefonami". - Były głuche telefony, rozmowy, w czasie których był pogłos albo była przerywana rozmowa bez powodu, a nie byliśmy w miejscach, gdzie mogłoby nie być sieci - wyliczała.
- Zaczęliśmy podchodzić z dużą ostrożnością do przekazywania przez środki telekomunikacyjne informacji, które dotyczyły na przykład organizacji "Marszu Tysiąca Tóg" czy dużych akcji sędziowskich, które sprzeciwiały się projektom ministra Ziobry. Na spotkaniach międzynarodowych chowaliśmy telefony. Nie chcieliśmy, aby ta inwigilacja była ułatwiona - powiedziała Morawiec.
Morawiec: sędziowie nie wiedzieli, że wyrażają zgodę na stosowanie Pegasusa
Według Morawiec, sędziowie nie wiedzieli, że wydają zgody na stosowanie systemu Pegasus.
Wyjaśniając tę procedurę mówiła: "toczy się postępowanie, potrzebujemy wiedzy specjalnej, ustala się okres, w jakim taka czynność może być wykonywana, ustala się zakres w jakim to się dzieje". - A potem w jaki sposób jest to wykorzystane, to już jest tylko tajemnica służby - podkreśliła.
Podkreśliła, że żaden z sędziów nie jest szkolony z zakresu systemów operacyjnych i nie wie, jakimi systemami dysponują służby. - My mamy wiedzę ogólną, którą możemy pozyskać w przestrzeni publicznej. Każdy wie, co to jest podsłuch, natomiast co do szczególnych środków z konfiguracji, my nie jesteśmy z tego szkoleni - wskazała sędzia.
Jej zdaniem, w kwestii oprogramowania Pegasus doszło do rażącego naruszenia zaufania poszczególnych władz, a sędziowie udzielający zgody na tego rodzaju inwigilacje byli manipulowani przez osoby składające wnioski. W ocenie Morawiec była to próba przerzucenia odpowiedzialności za działania z wykorzystaniem Pegasusa na środowisko sędziowskie. - Wyłudzenie zgody nie jest zgodą - podkreśliła.
Komisja ds. Pegasusa
Komisja śledcza ds. Pegasusa bada legalność, prawidłowość i celowość czynności podejmowanych z wykorzystaniem tego oprogramowania m.in. przez rząd, służby specjalne i policję od listopada 2015 r. do listopada 2023 r. Komisja ma też ustalić, kto był odpowiedzialny za zakup Pegasusa i podobnych narzędzi dla polskich władz.
Dotychczas komisja przesłuchała między innymi byłego wicepremiera, prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, byłego wiceszefa MS, polityka Suwerennej Polski Michała Wosia, byłego dyrektora Departamentu Spraw Rodzinnych i Nieletnich w Ministerstwie Sprawiedliwości Mikołaja Pawlaka oraz innych pracowników resortu sprawiedliwości. Przed komisją zeznawali też podsłuchiwani Pegasusem: prokurator Ewa Wrzosek, były prezydent Sopotu Jacek Karnowski, europoseł KO Krzysztof Brejza.
Pegasus to system, który został stworzony przez izraelską firmę NSO Group do walki z terroryzmem i zorganizowaną przestępczością. Przy pomocy Pegasusa można nie tylko podsłuchiwać rozmowy z zainfekowanego smartfona, ale też uzyskać dostęp do przechowywanych w nim innych danych, na przykład e-maili, zdjęć czy nagrań wideo oraz kamer i mikrofonów.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Albert Zawada