Niezwykłą podróż odbyła pielęgniarka z Poznania. W drodze z pracy straciła panowanie nad pojazdem i wjechała do skutego lodem stawu... Zatrzymała się na dopiero drugim brzegu. Jej samochód przejechał po tafli lodowej prawie 70 metrów.
- Niewiele brakowało, żeby doszło do tragedii. Samochód jechał po lodzie 70 metrów i gdyby doszło do załamania nie wiadomo, czy kobieta miałaby szanse się uratować - tłumaczył Zbigniew Paszkiewicz z Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu.
Według relacji policji, kobieta wracała z nocnego dyżury w szpitalu i na zakręcie straciła panowanie nad samochodem. W tym samym momencie lekko uderzył ją inny samochód i wepchnął kierowanego przez pielęgniarkę fiata uno do stawu. O dziwo lód wytrzymał ciężar pojazdu (policjanci podkreślają, że w nocy nie było mrozu), dzięki czemu samochód bezpiecznie prześlizną się na drugą stronę stawu.
Kierowca samochodu, pielęgniarka z poznańskiego szpitala, zapewniała że nie jechała szybko, bo droga była bardzo śliska. Takie tłumaczenie nie uchroniło jej jednak przed mandatem. Zapłaci 150 złotych za niedostosowanie prędkości do warunków drogowych, ale nie myśli o karze. Cieszy się, że nikomu nic się nie stało.
Źródło: TVN24, Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24