Drogowcy budują część obwodnicy Augustowa, która ma prowadzić przez chronione bagna Doliny Rospudy, lekceważąc ustalenia rządu - alarmuje "Gazeta Wyborcza". Prace trwają tam, gdzie w ogóle ich miało nie być - czytamy.
Podczas styczniowych obrad okrągłego stołu ekolodzy, ministrowie infrastruktury i środowiska, drogowcy oraz samorządowcy ustalili, że trzeba się jeszcze raz zastanowić, którędy poprowadzić obwodnicę Augustowa - przypomina "GW". Jej zaplanowany wcześniej przebieg przecinał sześciokilometrowy fragment obszaru Natura 2000 i leżącą w jego środku unikatową dolinę Rospudy. Zdaniem Komisji Europejskiej to niezgodne z prawem.
Dlatego w styczniu wspólnie wybrano trzy warianty drogi: drogowców i dwa inne omijające torfowiska. Dopiero po porównaniu ich wpływu na przyrodę miano zdecydować, którędy ostatecznie pobiegnie obwodnica. Do tego czasu prace budowlane miały trwać wyłącznie na czterokilometrowym fragmencie wspólnym dla wszystkich trzech propozycji, na przedmieściach Augustowa. CZYTAJ WIĘCEJ
"Buduje się tam, gdzie prac miało nie być"
- Tymczasem buduje się głównie tam, gdzie prac w ogóle miało nie być. Na dwukilometrowym odcinku trasy między fragmentem wspólnym a granicą terenów chronionych nieopodal miejscowości Mazurki - alarmuje Robert Chwiałkowski ze stowarzyszenia SISKOM, które zabiega o to by obwodnicę wybudować poza torfowiskami Rospudy.
Na poparcie swoich słów pokazuje zdjęcia z początku maja i końca czerwca. Widać na nich, jak bardzo w tym czasie posunęła się budowa wiaduktu nad lokalną drogą wojewódzką, raptem 400 m od obszaru Natura 2000. - To jakiś idiotyzm. Jeśli okaże się, że obwodnica ma być budowana według projektu zakładającego ominięcie Rospudy, ten wiadukt i droga prowadzić będą donikąd - mówi Chwiałkowski.
Konsekwentnie łamią ustalenia okrągłego stołu
Dr Przemysław Chylarecki, który przy okrągłym stole reprezentował przyrodników nie kryje w rozmowie z "GW" irytacji: - Jestem zniesmaczony konsekwentnym łamaniem przez drogowców ustaleń okrągłego stołu, w którym sami brali udział. Wielokrotnie zapewniano nas, że budowa została wstrzymana, tymczasem fakty mówią coś innego. Zastanawiam się, czy to rząd rządzi dyrekcją dróg, czy dyrekcja dróg rządem - mówi.
Równie zbulwersowana jest Joanna Maćkowiak-Pandera, szefowa gabinetu politycznego ministra środowiska: - Niedawno ministerstwo infrastruktury i dyrekcja dróg zapewniały nas, że budowę na ustalonych odcinkach wstrzymano jeszcze zimą. To nie tylko podważanie autorytetu ministrów, ale też działanie wbrew logice. Kto zapłaci za ten odcinek, jeśli obwodnica pobiegnie w innym miejscu?
Ministerstwo zażąda wyjaśnień
Szefowa gabinetu ministra środowiska zapewnia, że ten resort zażąda od drogowców natychmiastowych wyjaśnień. Co mają na ten temat do powiedzenia oni sami, nie wiadomo. Gazecie nie udało się skontaktować z nikim, kto mógłby przedstawić stanowisko drogowców.
- Z oddziału w Białymstoku, który nadzoruje budowę obwodnicy, docierają do nas na ten temat informacje, których rzetelność musimy jeszcze dokładnie zweryfikować - odpowiada "GW" Andrzej Maciejewski, rzecznik generalnej dyrekcji dróg w Warszawie.
Polityka faktów dokonanych?
W "GW" czytamy: "Z naszych ustaleń wynika, że podlaski oddział dyrekcji od dłuższego czasu stara się samodzielnie prowadzić politykę faktów dokonanych. Tak, by jesienią, kiedy specjaliści zakończą porównywanie wariantów obwodnicy, móc powiedzieć, że wszelkie zmiany planów ustalone przy okrągłym stole - z racji poniesionych już kosztów - są już niemożliwe."
Jeszcze w styczniu kwotę wydaną na budowę drogowcy szacowali na 80 mln zł. Obecnie to już podobno 180 mln - pisze "GW" - i to pomimo tego, że prace trwają raptem na jednej trzeciej długości inwestycji, którą wyceniono w sumie na 500 mln zł.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24