Klementyna Suchanow, jedna z liderek Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, wyjaśniała w "Faktach po Faktach", że piątkowe protesty w rocznicę wyroku Trybunału Konstytucyjnego zaostrzającego prawo aborcyjne w Polsce są połączone ze zbieraniem podpisów pod projektem legalizującym przerywanie ciąży. - Działamy dalej, ta aborcja kiedyś zostanie zalegalizowana - mówiła.
W piątek mija rok od wydania przez Trybunał Konstytucyjny wyroku zaostrzającego prawo aborcyjne w Polsce. Wywołał on ogólnopolską falę protestów. W rocznicę tej decyzji demonstracje ponownie odbywają się w wielu polskich miastach.
Suchanow mówiła w "Faktach po Faktach" w TVN24, że "dzisiejsze demonstracje są zwoływane razem ze zbiórką podpisów pod nowym projektem legalizacji aborcji". - To zamierzamy robić do końca grudnia - powiedziała, kreśląc plany działania swojego ruchu.
Liderka Strajku Kobiet: Aborcja kiedyś zostanie zalegalizowana. Pracujemy nad tym, tak jak Argentynki przez lat 15
Suchanow uznała, że obecnie kontynuowanie takich protestów jak rok temu "nie ma sensu". - Już kiedy zima się kończyła, widziałyśmy, że to mogłoby prowadzić tylko do rozlewu krwi - przekonywała.
Zwracała uwagę, że "poza tym było zimno, ludzie zaczynali się bać tego, co się na ulicach działo". - Pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Nie przeskoczyłyśmy tego wtedy, ale to nie znaczy, że świat się skończył. Działamy dalej, ta aborcja kiedyś zostanie zalegalizowana - oceniła liderka OSK.
- Pracujemy nad tym, tak jak Argentynki przez lat 15. Im się udało - dodała.
Suchanow o projekcie ustawy: aborcja do 12. tygodnia ciąży bez podawania przyczyny
Suchanow powiedziała, że w tym momencie Strajk Kobiet nie wie, ile podpisów uzbierał pod projektem. - To się wie dopiero pod koniec zbiórki, to będzie z końcem grudnia - poinformowała.
Jak mówiła, "to jest projekt Lewicy (stworzony - red.) razem z różnymi organizacjami kobiecymi, feministycznymi". - To jest taka koalicja różnych ruchów i partii na rzecz legalnej aborcji - wyjaśniała liderka OSK.
Dodała, że "projekt zakłada legalizację aborcji do 12. tygodnia ciąży, nie trzeba podawać przyczyny". - A po 12. tygodniu w przypadku gwałtu oraz wad płodu będzie też można taki zabieg uzyskać - zaznaczyła. Dodała, że w projekcie "nie ma mowy o klauzuli sumienia".
"Aborcje nie zniknęły. Przeciwnie". Suchanow podaje dane
Gościni TVN24 oceniła, że sytuacja Polek po ubiegłorocznym wyroku TK "zmieniła się na gorsze".
- Wczoraj aborcyjny dream team, który zajmuje się pomaganiem Polkom w zabiegach aborcyjnych za granicą, podliczył wszystkie telefony, maile - pomoc, która została udzielona. Wyszło na to, że oddolny ruch organizujących się obywatelek, zapewnił ten zabieg 34 tysiącom Polek - powiedziała Suchanow.
Podkreśliła, że "aborcje nie zniknęły". - Wręcz przeciwnie, jest ich więcej w tym momencie i przede wszystkim zajmują się tym osoby prywatne - dodała.
Wężyk: sytuacja stała się trudniejsza
W dalszej części programu Katarzyna Wężyk z "Gazety Wyborczej", autorka książki "Aborcja jest", wskazywała, że "jeśli chodzi o sytuację kobiet w ciąży zagrożonej, ciąży z wadą letalną, to oczywiście ich sytuacja stała się trudniejsza".- Miały opcję, żeby tę ciążę przerwać w szpitalu. Teraz po tym roku już jej nie mają - powiedziała.
Zaznaczyła przy tym, że "są organizacje jak "Aborcja bez granic", które tym kobietom po prostu pomagają, które kierują je do klinik, które często fundują takie zabiegi".
- Wczoraj "Aborcja bez granic" podsumowała rok działania po wyroku i 1080 osób – to mniej więcej tyle, ile w zeszłym roku było legalnych aborcji – skorzystało z pomocy w drugim trymestrze, z czego połowa zdradziła, że to było ze względu na wady płodu - poinformowała dziennikarka.
Doktor Maciej Socha: pacjentki po postawieniu diagnozy nagle znikają
Ginekolog doktor Maciej Socha, kierownik Katedry Perinatologii Collegium Medicum UMK i ordynator oddziału położniczo- ginekologicznego w Gdańsku, mówił o tym, jak wyglądają rozmowy z pacjentkami, które usłyszały diagnozę o dramatycznym stanie płodu. - Te rozmowy właściwie najczęściej się nie odbywają. To jeden z największych problemów, z którym borykamy się chyba każdego dnia, kiedy trafiają do nas pacjentki celem konsultacji - przyznał.
- Stwierdzając, że płód obarczony jest letalną wadą, ciężkimi, nieodwracalnymi uszkodzeniami, informujemy pacjentkę i mam wrażenie, że czasem po prostu jesteśmy wycinani z dalszego procesu diagnostyczno-terapeutycznego. Tego wycięcia dokonał według mnie Trybunał Konstytucyjny pani (Julii) Przyłębskiej. Ponieważ pacjentki wiedzą, że my jako lekarze nie jesteśmy w stanie skorzystać z przesłanki do tego, żeby pomóc w dokonaniu aborcji, nawet nas o to nie proszą - mówił lekarz.
- To, co często obserwuję, to to, że pacjentki po postawieniu takiej diagnozy nagle znikają, pojawiają się na wizycie za kilka tygodni i okazuje się, że są po dokonanej aborcji. To jest coś, co jest smutne - ocenił dr Socha.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24