Rak łapie za piersi znienacka. Jeszcze nie zdążyła się nimi nacieszyć, jeszcze nie pomyślała o profilaktyce, a on już tu jest, panoszy się, wywraca życie do góry nogami. Gdyby chciała dziada przechytrzyć, co powinna była zrobić? Lekarze zgodni nie są, więc młode kobiety szukają po omacku.
- Były kiedyś takie suchary, zaczynały się od "przychodzi baba do lekarza", pamiętasz? - pyta Agnieszka. Ma 35 lat, jest w trakcie chemii. - Raz czekałam na wlew na korytarzu i słyszałam, jak dziewczyny się śmiały: "przychodzi laska do lekarza z cyckami, a on na to: pani taka młoda, proszę się nie martwić". Potem znajome dorzuciły kolejne teksty z życia: "Szczupła pani, biust mały, nie przejmować się", "Karmi pani? To jest najlepsza profilaktyka" albo: "Gdzie tam, rak? Pani się nie martwi na zapas". No do cholery, to my się mamy tym rakiem przejmować czy nie?
Wyłazić i wyprosić
Rak piersi nie jest chorobą mam, ciotek, babć, wiekowych sąsiadek. Do poradni onkologicznych coraz częściej trafiają kobiety nawet przed trzydziestką.
Eksperci alarmują od lat:
Rośnie liczba przypadków diagnozowanych u kobiet młodszych - (...) prawie dwukrotnie w ostatnich 30 latach; (...) coraz częściej dotyka kobiet w pełni aktywnych w życiu zawodowym, rodzinnym i społecznym. Wskaźniki (...) dowodzą, że polski system opieki onkologicznej w porównaniu do innych państw europejskich jest nieefektywny w zakresie opieki klinicznej i skuteczności leczenia raka piersi. Polki mają istotnie niższe szanse na przeżycie pierwszych pięciu lat po zdiagnozowaniu raka piersi niż większość Europejek.
A jeśli wskaźniki są złe, to znaczy, że profilaktyka nie działa. Zapytane przez nas o to młode Polki chętnie stawiają diagnozę takiego stanu rzeczy (pisownia oryginalna):
Nawet teraz w mediach, artykułach pojawia się info, że najczęściej chorują kobiety 50+, a ja na korytarzu przed chemią siedziałam z kobietkami w przedziale 30-40 lat. I też tam były dziewczyny, co badały się co pół roku i nagle dziad się pojawił. Taka to profilaktyka - obserwacja.
Jak zachorowałam, to moje koleżanki poszły tłumnie do swoich lekarzy po skierowanie [na USG piersi - red.], połowa usłyszała "po co? pani jest za młoda".
Profilaktyki u młodych praktycznie nie ma - zalecają samobadanie, jakby to było "lekarstwo na wszystko".
Mi nawet USG nie chcieli dać, bo przed 35 r.ż. Prywatnie sobie wyłaziłam.
Jak sama się nie wyprosisz, to nic nie dostaniesz - taka profilaktyka.
Ja chyba sama myślałam, że młode to nie chorują, chyba że mają ten gen BRCA1 i BRCA2, a tu zonk.
O osłupieniu mówi też Anna Szołucha, współorganizatorka kampanii #PomacajSie: - Ostatnio podczas warsztatów w dużym banku zapytałam, która z kobiet regularnie bada piersi. Zgłosiła się… jedna. Pań na spotkaniu było pięćdziesiąt. Jest mnóstwo do zrobienia i po stronie kobiet, i, co gorsza, po stronie lekarzy. Nasze 20-, 30-letnie bohaterki słyszały regularnie, że to jest "choroba starych ludzi". No cóż, już od dawna nie. I czas zacząć rozmawiać o tym na poważnie. Nie straszyć, tylko uświadamiać - apeluje.
Kasia, 20
Wiedziała, że jest w grupie ryzyka. Raka piersi miały jej mama i ciocia.
- To było oczywiste, że muszę uważać. Zaczęłam się badać jako nastolatka. Długo to nie trwało, bo zachorowałam, jak miałam 20 lat. Guza wyczuł mój chłopak, Kuba, mimo że pół roku wcześniej byłam na USG. Szacun dla niego za taką czujność - słyszę.
Guz miał 2,1 na 1,8 cm, samo ognisko raka było na szczęście mniejsze.
- Bardzo się cieszyłam, że udało się uniknąć chemii, pod tym względem poszło sprawnie. Miałam obustronną mastektomię z rekonstrukcją. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że czekają mnie kolejne dwie operacje usuwania implantów. Naprawdę się bałam, co będzie dalej. Szczególnie ciężki był pobyt w szpitalu związany właśnie z zakażeniem. To było przed Bożym Narodzeniem, w pandemii. Nikt z bliskich nie mógł mnie wesprzeć, potrzymać za rękę. Byłam totalnie przetyrana psychicznie. Teraz - dwa lata później - jestem już po kolejnej, udanej rekonstrukcji piersi. Moje pięcioletnie leczenie ma się zakończyć w listopadzie 2026 roku. W ramach hormonoterapii codziennie biorę leki, co miesiąc chodzę do onkologa, a co pół roku naprzemiennie mam tomografię komputerową i rezonans - opowiada.
Kasia wyszła obronną ręką z walki z rakiem i jeszcze obroniła pracę inżynierską na politechnice. - Trzy miesiące miałam praktycznie wyjęte z życia, na szczęście wykładowcy byli bardzo wyrozumiali. Udało mi się napisać inżynierkę z elektroniki w medycynie i skończyć studia w terminie, ale kosztowało to naprawdę dużo wysiłku - wspomina.
Obecnie pracuje jako programistka. Z Kubą wciąż są parą. - Wspierał mnie niesamowicie, choroba scementowała nasz związek - przyznaje.
Kasia w ogóle wydaje się mieć dużo szczęścia. Jej mama jest pielęgniarką, pracuje w przychodni i szpitalu: - Gdyby nie mama, nie wiedziałabym, co robić. Ona praktycznie wzięła mnie za rękę i przeprowadziła przez system, który jest strasznie zagmatwany, nieintuicyjny. I nie chodzi o załatwienie czegoś po znajomości, tylko nawigowanie od samego początku. Wiem, że pod tym względem jestem uprzywilejowana.
Zresztą nawigowanie Kasi zaczęło się już wcześniej, od podstaw, czyli profilaktyki. - Mama w okolicach osiemnastki zaczęła mnie wysyłać prywatnie na USG piersi do radiologa. Niedługo później doszły kontrole u ginekologa, który też przeprowadzał to badanie. Prywatnie, bo zależało mi, żeby trafić do lekarza z dobrymi opiniami. Nie chciałam się zrazić na starcie. No i sprzęty na NFZ są różnej jakości - opowiada.
I podkreśla: szkoda czasu i energii na walkę z systemem, lepiej poświęcić je na dbanie o siebie. Tylko że nie każdego stać, żeby ominąć NFZ.
W rodzinnym mieście Kasi, Słupsku, na wizytę u państwowego ginekologa czeka się około dwóch miesięcy. Na USG piersi - około 3,5 miesiąca. Według danych NFZ średni czas oczekiwania do ginekologa dla całej Polski to 22 dni; dla USG piersi krajowa statystyka nie jest prowadzona.
A jak z perspektywy dwudziestolatki wygląda ten system? - Powiedzmy sobie szczerze - dla dziewczyn w moim wieku nie ma żadnej profilaktyki. Lekarze mają podejście: "O, taka młoda? No OK, fajnie, że się badasz". Bagatelizują to, dają do zrozumienia, że młoda chodząca na USG piersi to jakaś nadgorliwa - mówi Kasia.
- Profilaktyka raka piersi jest dostępna tylko w postaci mammografii i zaczyna się dopiero od 45. roku życia - to znaczy, że młodsze osoby nie chorują na raka? Powinno się o tym mówić już w szkole, żeby dziewczyny wiedziały, o co chodzi, a potem zapewniać USG raz w roku, oczywiście na NFZ. Mój przykład pokazuje, że już osiemnastolatki warto na takie USG kierować. Gdybym poszła kilka lat później, jak na pierwszą cytologię [w wieku 25 lat - red.] - to mogłoby się skończyć fatalnie. Młode osoby chcą się uczyć, chcą o siebie dbać, ale często się wstydzą. To system powinien je mocno zachęcać do profilaktyki. Nie można oczekiwać, że dziewczyny będą robić perfekcyjne samobadanie i tak rozwiążemy ten problem. Zresztą oczekiwać na jakiej podstawie? Przecież nikt ich tego samobadania nie uczy. Absurd - przekonuje Kasia.
Do rówieśniczek ma apel: - Jak się stoi z boku, to jest takie poczucie: "Ojej, taka młoda i zachorowałaś? Uff, mnie to nie dotyczy". Ale pomyślcie, że was też to może spotkać w najmniej spodziewanym momencie. Interesujcie się, macajcie cycki, ale przede wszystkim nie bójcie się i nie wstydźcie. Pierwsze badanie jest krępujące, a potem już idzie z górki.
Marzena, 46
Raka piersi miała jej ciocia, siostra bliźniaczka mamy, więc była czujna.
- Koło trzydziestki zauważyłam pierwszą zmianę. Pojawił się wyciek z sutka. Udało mi się szybko dostać do szpitala, do onkologa. Na szczęście w biopsji wyszło, że to nic poważnego. Potem chodziłam regularnie na USG i mammografię, oczywiście we własnym zakresie. Nie łapałam się przecież na program profilaktyczny - wspomina Marzena.
Program "Profilaktyka raka piersi", obecnie dostępny od 45. roku życia, przewiduje bezpłatną mammografię. W przypadku niepokojącego wyniku pacjentka kierowana jest na dalszą diagnostykę, która obejmuje wykonanie uzupełniającej mammografii, USG, ewentualnie biopsji.
Szesnaście lat później Marzena wyczuła drugą zmianę. Miała złe przeczucia: - Z tyłu głowy zawsze towarzyszył mi strach, że prędzej czy później rak się zjawi. Więc gdy miałam 46 lat i coś wyczułam, pomyślałam o najgorszym. Tym bardziej że guz był bardzo twardy, a na piersi pojawiła się skórka pomarańczowa.
Nie musiała dźwigać strachu sama: - Mąż powiedział mi: "Kochanie, bez cycka można żyć. Najważniejsza jesteś ty". Słyszy pani, jak się wzruszam nawet teraz, po latach?
Marzena wcześniej nie zawsze miała szczęście do lekarzy, ale w Poznaniu, gdzie mieszka, może sobie pozwolić na świadomy wybór. - Jeden z ginekologów zrobił mi kiedyś USG piersi tak po łebkach, że sama bym lepiej zrobiła. Od tej pory już nie wybierałam lekarzy przypadkowo albo ze względu na krótkie terminy. Chciałam mieć pewność, w czyje ręce oddaję zdrowie. Kiedy wyczułam guz, znalazłam szpital, o którym chodziły słuchy, że zatrudnia specjalistów właśnie od tego raka. Podczas operacji lekarz znalazł trzy guzy złośliwe. Dwóch małych nikt wcześniej nie dostrzegł ani w USG, ani w mammografii. Do dziś jestem temu lekarzowi wdzięczna za taką dokładność - opowiada.
Po operacji leżała w sali zmęczona; pamięta, że było jej zimno. Przyszli córka i mąż. - Złapał mnie za lewą rękę i wie pani co? Poczułam z jego dłoni ciepło przechodzące mi w górę, do serca. Fizycznie poczułam miłość. Trudno to wytłumaczyć komuś, kto takich silnych emocji nie doświadczył. Najpierw przerażenia, a potem fali ulgi i wdzięczności. Jeśli przeczyta to ktoś bliski kobiety chorej na raka, niech wie, że jest jej niesamowicie potrzebny - zaznacza.
Od diagnozy Marzeny minęło kilka lat. W tym czasie wiek wejścia do profilaktycznej mammografii został obniżony - decyzją ministry zdrowia Izabeli Leszczyny od 1 listopada 2023 r. wynosi nie 50, ale 45 lat.
- To oczywiście krok w dobrym kierunku, bo skorzystają również kobiety, których nie stać na prywatne badanie. Ale nie zapominajmy, że problemów jest dużo więcej. Po pierwsze, osobą, do której intuicyjnie kierujemy się z piersiami, jest ginekolog. A nie każdy dobrze te piersi zbada. I część z nich się nawet nie interesuje, nie pyta! Więc jak pacjentka ma szczęście, to lekarz ją pomaca, a jak nie, to musi to zrobić sama. Po drugie, chodzi o dobrze zrobione USG, a z tym bywa różnie. Po trzecie, jest coraz lepiej, ale pacjentki wciąż są niedoinformowane, zagubione w systemie. Powstają kolejne breast unity i to jest niesamowita zmiana, ale koniec końców kobieta w tej machinie jest osamotniona. Część naprawdę wymaga silnego wsparcia, a nie dostała nawet wiedzy, która powinna być już w szkole - komentuje Marzena.
Im więcej zagubionych kobiet, tym silniejsze siostrzeństwo. - Jestem wolontariuszką w szpitalu, angażuję się w OnkoRejs - by mówić między innymi o tym, jak ważna jest profilaktyka. Dobrze wiem, jak bardzo kobiety potrzebują wsparcia i to coraz częściej te młode, którym diagnoza zachwiała aktywnym życiem - pracą, macierzyństwem. One się zatrzymały w pełnym biegu, stanęły i rozglądają się, na kim w otoczeniu można się wesprzeć - podkreśla Marzena.
Czujność onkologiczna stała się sprawą pokoleniową. Na to, co dostajemy w genach, nie mamy wpływu, ale na regularną profilaktykę - już tak. - Moja córka ma 34 lata. Przekazałam jej pałeczkę. To dla niej oczywiste, że musi się badać. Regularnie robi USG, prywatnie, wiadomo. Namawiam ją też do rozważenia mammografii - jest jeszcze młoda, ale w grupie podwyższonego ryzyka. Chciałabym, żeby dmuchała na zimne - mówi Marzena.
Co powiedziałaby młodym kobietom? - Oczywiście, że powinny się badać. Ale zaczyna się wcześniej - od wiedzy, czy w rodzinie był rak, a szczególnie rak piersi. Zapytajcie mamę, ciocię, nawet babcię. Takie zadanie domowe od starszej koleżanki. Tylko obojętnie, czy macie w rodzinie historię rakową czy nie - proszę, obserwujcie swoje cycuszki, badajcie się i bądźcie czujne!
Kasia, 30
Do ginekologa chodziła regularnie. O badaniu piersi nie zapominał. - Od razu też zapytał, czy miałam nowotwory w rodzinie - nie miałam, więc nie byłam w grupie ryzyka. Tylko o USG nie rozmawialiśmy - wspomina Kasia.
Po półtora roku karmienia piersią drugiego dziecka coś ją zaswędziało. Miała 30 lat. - Poczułam w piersi "kuleczkę", takie zgrubienie. To było w maju. Już w lipcu zrobiło się na tyle duże, że mąż wyczuł - słyszę.
Z pójściem do lekarza Kasia ociągała się kolejne dwa miesiące. Ze strachu: - Jak już się w sobie zebrałam, poszłam prywatnie na USG. Tam trochę to zbagatelizowali, stwierdzili zwłóknienia, ale na wszelki wypadek kazali zrobić biopsję.
Okazało się, że to kilka guzków, złośliwych i niezłośliwych. - Miałam szczęście, że pani chirurg onkolog pobrała kilka próbek do biopsji. I poszło szybko: chemia czerwona i biała [nazwy pochodzą od koloru podawanego pacjentowi roztworu; chemia czerwona zazwyczaj jest najsilniejsza i najbardziej obciążająca; biała, najczęściej podawana po czerwonej, tolerowana jest dużo lepiej - red.], operacja - za prywatne pieniądze, bo nie obyło się bez problemów ze strony NFZ. Nie chcieli się zgodzić na usunięcie i chorej, i zdrowej piersi (a przecież chciałam zapłacić!) podczas jednej operacji, bo nie wiedzieli, jak to formalnie rozliczyć… Groziła mi dodatkowa operacja, dodatkowa narkoza. Dlatego rodzina się zrzuciła i zrobiłam obustronną mastektomię prywatnie - wspomina Kasia.
To, co streścić można w kilku zdaniach, było emocjonalną i fizyczną walką na wyczerpanie. - Ale nie chciałam, żeby ktoś się nade mną litował. Powiedziałam sobie, że to jest jak grypa: trzeba zwalczyć i wrócić do normalności. Najgorzej było w pierwszych dniach po chemii, czułam się fatalnie. Jak zaczynałam sprzątać, to dla mojego męża był znak, że dochodzę do siebie - wspomina. - Miałam też niesamowite wsparcie szefostwa. Z szefową nieraz wspólnie płakałyśmy. O tym się rzadko mówi, ale jak możesz w spokoju zająć się sobą, a w pracy jest okej, to naprawdę masz szczęście.
Kasia słyszała, że matki karmiące na raka nie chorują: - I mówię temu radiologowi, który robił USG: no, ale ja przecież karmiłam od miesięcy, jaki rak? On mi wtedy uświadomił, że to jest mit. I może usypiać czujność, więc napisz koniecznie tym młodym dziewczynom: karmisz, nie karmisz, zachorować możesz.
Po chemii włosy Kasi nie wypadły od razu. Najpierw robiły się kołtuny: - Przyjechali do mnie rodzice i bratowa. Taka brygada wsparcia. Mama chciała mi pomóc z tymi włosami, rozczesać i umyć. Pamiętam, jak pochylona nad wanną wyciągałam je garściami. Płakałyśmy obie. Mama mówiła: "przecież wiedziałaś, że wypadną". Wiedzieć, że to się stanie a widzieć swoje włosy w dłoni, to nie jest to samo.
Dwuletnia córka na szczęście nie rozumiała. Całowała mamę po łysej głowie. Starsza, sześciolatka, potrzebowała wyjaśnień: - Gdy włosy zaczęły wypadać, mówiłam, że mamusia ma robaczka, który się zmniejsza. No i lekarstwa są po to, żeby robaczka nie było. Mój cudny mąż stworzył w domu atmosferę normalności, akceptacji. Nie krępowałam się, zdejmowałam perukę, bo mnie uwierała, swędziała. Ale starsza córka się obrażała i mówiła: "załóż te włosy". To była jej reakcja obronna, potrzebowała czasu, żeby się z tym oswoić. Włosy zaczęły wracać po pół roku.
Po sześciu latach od pierwszej diagnozy znów coś w piersi wyczuła. To było cztery miesiące po ostatniej kontroli - scyntygrafii kości [zaawansowane badanie obrazowe wykorzystujące podany dożylnie izotop - red.], USG jamy brzusznej i USG piersi. - Wystraszyłam się niesamowicie, znów natychmiast prywatne USG. Lekarz dość szybko zbadał, po czym ze spokojem oświadczył, że wszystko w porządku. No to pokazuję mu palcem, gdzie coś wymacałam. Przyłożył głowicę USG, patrzy i rzuca: "Ooo, rzeczywiście…". Znów ten dziad tam rósł i jak na złość wyglądał niewinnie, jak kwiatek, taki był unerwiony. Nie da się opisać, co człowiek czuje, jak ten koszmar po latach wraca - opowiada.
Zmiana miała niecałe 7 mm. USG przeprowadzał specjalista radiologii. - Nie odniósł się w żaden sposób do tego, co zrobił, a raczej czego nie zrobił. Zero reakcji. Nie padło nawet "przepraszam" za niedokładne wykonanie badania. Jak mamy się czuć bezpieczne, skoro tak oczywistej zmiany nie zauważył lekarz radiolog? A ja nie miałam wtedy głowy, żeby domagać się od niego czegokolwiek. Teraz, jak o tym myślę, to się we mnie gotuje - przyznaje.
Kasia swoją walkę wygrała - w sierpniu badanie PET wykazało, że jest zdrowa. Niedawno skończyła 37 lat. Mieszka na Kaszubach, niedaleko Kartuz. - Mówiłam sobie: dam radę, wiadomo. Pomagam innym kobietom przez to przejść, wspieram, objaśniam. Odpowiadam na najprostsze, a jednocześnie dla nich krępujące pytania: "kiedy odrosną włosy?" albo: "jestem chora, co z seksem?" Działam sama: zdarzyło mi się zagadnąć przygaszoną dziewczynę na korytarzu w poradni onkologicznej, ale to często też poczta pantoflowa - znajome wiedzą, że potrafię dotrzeć do innych chorych, więc przekazują im kontakt do mnie. I tym "moim" dziewczynom nie mówiłam o wznowie. Bo po co? Ja jestem silna, ale są takie, które potrzebują mocnego przykładu, że z tym da się wygrać… ostatecznie. Ale skoro już jestem czysta, to opowiadać będę, bo jest się czym chwalić - przekonuje.
Gdy rozmawiamy o stanie wiedzy kobiet o raku piersi, Kasia się wkurza: - Zerowy. Naprawdę jest bardzo źle. Ale jak ma być wyższy, skoro sami lekarze wciskają nam bzdury?
Jej mówili, że nie zachoruje, bo jest młoda, a w rodzinie nie było nowotworów, no i to długie karmienie dzieci naturalnie. To klasyczne stereotypy dotyczące raka piersi. - Nie miałam pojęcia, że mogłabym chodzić na USG. Teraz już większość rzeczy załatwiam prywatnie. A jeśli kogoś nie stać? Każda kobieta powinna raz w roku mieć możliwość przebadać się z góry na dół, w tym zrobić USG piersi, zaczynając od osiemnastki. Mówimy o szybkim wykrywaniu choroby, a system profilaktyki po prostu nie widzi, że to dotyka coraz młodszych dziewczyn. Nawet jak widzi, to nic z tym nie robi - wymienia.
- Znajdźcie dobrego lekarza. W internecie są rankingi, pomagają wybrać. Idźcie do tych, którzy umieją robić USG i nie mają problemu z wystawianiem skierowań. I badajcie się same jak najczęściej - to jej rady dla dziewczyn.
Przegląd nadwozia
W Polsce nie istnieją oficjalne zalecenia, od kiedy, jaką metodą i jak często kobieta powinna badać piersi. Dyskusja na ten temat toczy się na całym świecie. Rekomendacje są aktualizowane o wyniki kolejnych badań.
Dotychczasowe zalecenia American Cancer Society (z 2003 r.) dla kobiet o średnim ryzyku zachorowania mówiły o rozpoczynaniu mammografii w wieku 40 lat, badaniach przesiewowych co dwa lata (od 55 r.ż.) oraz samobadaniu jako metodzie skriningowej (przesiewowej). Eksperci po przeglądzie literatury medycznej dotyczącej profilaktyki raka piersi zmienili zdanie. Uwzględnili dane z rejestru mammograficznego w USA i "bilans korzyści i szkód" przeprowadzanych badań przesiewowych. Na tej podstawie od 2015 r. ACS zaleca mammografię od 45 r.ż., dopuszcza to badanie co roku od 55 r.ż. i nie mówi już o samobadaniu jako metodzie przesiewowej.
Badania przesiewowe (skrining) mają wykrywać choroby na wczesnym etapie u osób, które nie mają objawów. Takie badania obejmują określoną, dużą grupę ludzi (np. kobiety powyżej 45 r.ż.) i wykonywane są według określonych standardów. Skrining to na przykład kolonoskopia (wykorzystywana do wykrywania raka jelita) czy cytologia (rak szyjki macicy). W leczeniu raka piersi jedyną oficjalnie uznaną metodą przesiewową jest mammografia.
Nie znaczy to, że kobiety nie mają obserwować piersi, wręcz przeciwnie - powinny wiedzieć, jak normalnie wyglądają i czują się ich piersi, a wszelkie zmiany natychmiast zgłaszać lekarzowi, domagając się badań. Tym bardziej jeśli mają mniej niż 45 lat i nie chodzą jeszcze na mammografię. Eksperci zalecają zmianę: niech samobadanie będzie elementem samoświadomości, uważności. To wiedza kobiet o ich piersiach jest kluczowa, żeby zauważyć chorobę jak najszybciej, nawet przy istniejącym programie przesiewowym. Światowa Organizacja Zdrowia podkreśla to w "Globalnej inicjatywie na rzecz walki z rakiem piersi":
"Na całym świecie większość nowotworów piersi to nowotwory złośliwe po raz pierwszy wykryte przez samych pacjentów. Są diagnozowane na podstawie objawów klinicznych (np. guzek w piersi, zgrubienie skóry lub wydzielina z sutków), klinicznego badania piersi (fizykalnego, przeprowadzanego przez lekarza) i diagnostyki obrazowej. Kobiety te, z objawami, po raz pierwszy zostały poddane ocenie poza programami badań przesiewowych, ponieważ są na nie za młode (np. kobiety poniżej 45. roku życia) lub dlatego, że programy przesiewowe nie są dostępne w ich krajach lub regionach. […] W większości krajów o niskich i średnich dochodach ponad 90 procent przypadków raka piersi początkowo wykrywają same kobiety. Zatem wszystkie systemy opieki zdrowotnej wymagają umiejętności diagnozowania objawowego dolegliwości piersi, niezależnie od tego, czy stać je na programy przesiewowych badań mammograficznych i skutecznie je organizują".
- Dla młodych nie ma badań przesiewowych, dlatego tak ważne jest, żeby dziewczyna wiedziała, co musi ją zaniepokoić - mówi dr n. med. Joanna Kufel-Grabowska z Katedry i Kliniki Onkologii i Radioterapii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. - Zmiana kształtu piersi, wyciek z brodawki lub jej wciągnięcie - z takimi objawami natychmiast zgłaszamy się do poradni chorób piersi albo przynajmniej lekarza rodzinnego. Trzeba rozprawić się też z jednym z mitów. Pacjentki czasem do nas nie przychodzą, "bo guz nie bolał". To nie jest żaden wyznacznik w nowotworze. Przy każdej zmianie dotyczącej piersi powinna się nam zapalić czerwona lampka. Ale żeby zmianę odnotować, trzeba dobrze piersi znać. Dlatego kluczowa jest samoświadomość, uważność.
A czy młoda pacjentka powinna być badana przez lekarza?
- Obowiązkiem zarówno lekarza rodzinnego, jak i ginekologa, jest zbadanie pacjentki kompleksowo, a nie skupianie się tylko na jednym rejonie ciała - podkreśla prof. Mariusz Bidziński, kierownik Kliniki Ginekologii Onkologicznej w Narodowym Instytucie Onkologii w Warszawie, konsultant krajowy w tej dziedzinie. - Kobiety muszą domagać się swoich praw, a mają prawo do palpacyjnego badania piersi. Nie ukrywam, że wielu ginekologów zwyczajowo piersi nie bada, ale chciałbym uwrażliwić pacjentki - piersi muszą być zbadane i kropka. To żaden wstyd się tego domagać.
Dziewczyny zaczynają chodzić do ginekologa po pierwszej miesiączce i nikt nie kwestionuje kontroli w tym zakresie raz w roku. Podobnie mogłoby być z piersiami.
- Pacjentki, szczególnie te młodsze, czasem już na wejściu zaznaczają: "doktorze, poproszę przegląd i podwozia, i nadwozia" - mówi dr n. med. Marcin Śniadecki z Kliniki Ginekologii i Położnictwa Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, członek zarządu Sekcji Senologicznej PTGiP. Kurs senologiczny (dotyczący chorób piersi) ukończył w Niemczech. - I to powinien być standard. Niestety często jest tak, że ginekolog ma dla pacjentki pięć minut i nawet nie da jej szansy wyrazić obaw dotyczących piersi. Ale to już decyzja kobiety, jakiego lekarza wybierze na dłuższą metę.
Być uważną i wyraźnie prosić lekarza o badanie. Ale od kiedy i jakimi metodami?
- To trudny temat. Nie ma zaleceń mówiących, że 18-latki powinny podlegać jakiejkolwiek kontroli - podkreśla dr Kufel-Grabowska. - Rozpoznawalność raka piersi w tej grupie wiekowej jest naprawdę bardzo mała. Zachęcam tak młode dziewczyny do uważności, ale nie jest tak, że one od razu muszą chodzić na przykład na USG. Sytuacja zmienia się już kilka lat później. Według amerykańskich zaleceń dla onkologów (stworzonych przez The National Comprehensive Cancer Network) kobiety w grupie wiekowej 25-40 lat mogą już podlegać kontroli w badaniu klinicznym (fizykalnym badaniu przez lekarza) co 1-3 lata. Mówimy o przeciętnej pacjentce, z grupy niskiego ryzyka. I tak bym odpowiedziała młodej dziewczynie, z zastrzeżeniem, że to wytyczne amerykańskie.
Zadaliśmy Ministerstwu Zdrowia dwa pytania: Czy istnieją resortowe wytyczne w zakresie profilaktyki raka piersi dla kobiet do 45. roku życia? Jeśli tak, od kiedy obowiązują, jak brzmią i na podstawie jakich źródeł są formułowane?
"Dla kobiet od 45. roku życia przewidziane są badania przesiewowe, tj. mammografia. Poniżej tego wieku wykonanie badania wynikać powinno ze wskazań lekarskich" - odpisało biuro prasowe resortu.
W praktyce oznacza to, że profilaktyka raka piersi dla konkretnej młodej kobiety zależy od tego, na jakiego lekarza trafi. Dlaczego?
- Nie ma w tym zakresie twardych rekomendacji, są tylko ogólne zalecenia, na przykład samoświadomość kobiet dotycząca ich piersi. Lekarze nie są jednomyślni, szczególnie w zakresie USG, dlatego nie ma takich rekomendacji jak przy mammografii - przyznaje prof. Bidziński.
- Takie dyskusje i coraz częstsze pytania pacjentek dowodzą, że być może jakieś rekomendacje istnieć powinny - dodaje dr hab. n. med. Paweł Basta, zastępca kierownika Kliniki Ginekologii i Ginekologii Onkologicznej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, przewodniczący Sekcji Senologicznej Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Ginekologii Onkologicznej. - Z zastrzeżeniem, że nie będą oparte na bardzo mocnych dowodach naukowych, raczej na potrzebie społecznej i powszechnym przekonaniu o konieczności zmian systemowych. Jestem zwolennikiem, żeby od 18. roku życia dziewczyna badała się sama raz w miesiącu. To jest zasadne, ale bardziej dla wyrabiania nawyku niż rzeczywistej przydatności, gdyż w ten sposób najczęściej nie wykrywa się wczesnych zmian. Kreuje się jednak breast awareness, samoświadomość. Jest większa szansa, że później ta kobieta będzie regularnie uczestniczyć w badaniach przesiewowych. Pacjentkom przed 30. rokiem życia zalecałbym także rozpoczęcie profilaktycznego, corocznego USG piersi.
Jednak uzyskanie skierowania na USG piersi wymaga od pacjentki dużej determinacji. Większość ginekologów nie wysyła kobiet na to badanie profilaktycznie. Warto zaznaczyć, że lekarz nie ma takiego obowiązku - może odmówić, jeśli nie widzi wskazań do USG. Ale skoro jest to badanie nieinwazyjne, a pacjentki coraz częściej chcą je zrobić nawet dla świętego spokoju, to dlaczego specjaliści tak rzadko je zlecają?
- Powiedziałbym, że ginekolodzy nie mają takiego nawyku - komentuje prof. Bidziński. - Nie ma u nas systemu, kultury organizacyjnej, jak na przykład w Niemczech, w której ginekolodzy na co dzień badają piersi i diagnozują ich choroby.
Brak rekomendacji i nawyku skutkuje sytuacją, że w tej samej poradni chorób piersi mogą przyjmować lekarze z różnym podejściem do profilaktyki. Niektórzy badają wyłącznie palpacyjnie, inni kierują co roku na USG. Tym ważniejsze jest wytłumaczenie młodym kobietom, co powinny robić i do czego mają prawo.
Prof. Krzysztof Czajkowski, kierownik II Katedry i Kliniki Położnictwa i Ginekologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, krajowy konsultant w dziedzinie położnictwa i ginekologii: - Jeśli miałbym formułować dla tych pacjentek jakieś zalecenia, to powiedziałbym ostrożnie w ten sposób: samobadanie, około trzydziestki dodatkowo USG, a po 35. lub 40. roku życia jeszcze mammografia. I podkreślam: nie rezygnujmy z samobadania. Te metody się uzupełniają. Przy tak dużym wzroście zachorowań wśród młodych kobiet trzeba się zastanowić, czy jeszcze bardziej nie obniżyć wieku mammografii lub od 30. roku życia nie wprowadzić możliwości kontrolnego USG raz na rok lub dwa lata.
Eksperci podkreślają, że wczesne wykrywanie raka piersi nie może się udać bez zaangażowania samych kobiet.
- Dyskutujemy o systemie, bo oczywiście jest w nim dużo do zrobienia. Zmotywowanie lekarzy rodzinnych i ginekologów do badania piersi, zwiększenie nakładów i zapewnienie USG raz w roku, praktyczna i skuteczna promocja profilaktyki wśród młodych, w szkołach, w mediach społecznościowych - wylicza prof. Czajkowski. - Jednocześnie brakuje tu odpowiedniego spojrzenia na sprawę ze strony pacjentki. Ona musi wziąć sprawy w swoje ręce, wykazać się aktywnością. Nawet najlepszy system za nią tego nie zrobi. Zwróćmy uwagę, jak wiele kobiet wciąż nie zgłasza się na bezpłatną mammografię. A zaczyna się od uważności i przede wszystkim o nią te najmłodsze pacjentki proszę.
Jakim chcemy być krajem?
Mammografię stosuje się w zależności od budowy piersi. - Młode dziewczyny zazwyczaj mają gęste piersi albo z przewagą tkanki gruczołowej, a w takich mammografia ma ograniczoną wartość diagnostyczną - wyjaśnia dr Śniadecki. - Może nie pokazać ewentualnych zmian, które w nich są. Z wiekiem, często po okresie karmienia dziecka, budowa piersi przechodzi w tłuszczową i wtedy wykorzystujemy mammografię. Taka jest reguła, choć zdarza się, że młoda kobieta ma piersi tłuszczowe i na odwrót - ta starsza może mieć wyjątkowo gęste. Teoretycznie decyzję, czy użyć tylko USG, czy też mammografii, powinien podjąć lekarz po ocenie gęstości piersi, zwłaszcza w młodszym wieku. W praktyce, na podstawie badań naukowych i łatwości w zastosowaniu tych wytycznych, przyjmuje się umowną granicę wieku, żeby usprawnić działanie systemu.
Dziwić może więc, że zapytana o ofertę profilaktyczną dla młodych kobiet ministra Izabela Leszczyna zapowiada kolejne obniżenie wieku wejścia do bezpłatnej mammografii. - Dzisiaj na raka chorują młode kobiety i też starsze kobiety. Tak naprawdę mammografią właściwie należałoby objąć kobiety od 30.-35. do 75. roku życia - przekazała ministra w rozmowie z TVN24 w maju tego roku. Dopytywana, kiedy zmiana ma nastąpić, deklarowała: - To już się dzieje i na pewno w tym roku będziemy finalizować takie zmiany w pakiecie profilaktycznym. Będę o nich komunikować jeszcze przed wakacjami.
Na razie skończyło się na zapowiedziach. Tymczasem część specjalistów zapytanych o pomysł ministry nie kryje zdziwienia.
- Nie było w środowisku dyskusji o obniżeniu wieku mammografii aż tak bardzo - podkreśla dr hab. Elżbieta Senkus-Konefka, profesor Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, specjalistka onkologii klinicznej i radioterapii onkologicznej, koordynatorka breast unitu w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku. - Nie znam wyników badań, które by za tym przemawiały. I nie zawsze więcej znaczy lepiej.
- Granica powinna zostać ustalona w oparciu o dane epidemiologiczne - komentuje prof. Bidziński. - Trzydziestka to może za wcześnie, ale już 35-40, w zależności od danych, można przedyskutować. Chcę też zwrócić uwagę, że chodzi w dużej mierze o skuteczność wykonawstwa, czyli to, ile kobiet się na takie badanie zgłasza. W moim przekonaniu to tu w tym momencie jest najwięcej do zrobienia.
Ministerstwo Zdrowia na pytania o ułatwienie kobietom dostępu do USG piersi odpowiada ogólnikowo, podobnie jak na pytanie o wpisanie mammografii do badań pracowniczych. Ten pomysł ministra Leszczyna ogłosiła w marcu tego roku. - Trwają prace analityczne nad nową ofertą profilaktyczną, uwzględniającą strategię onkologiczną i profilaktykę chorób układu krążenia, z wykorzystaniem istniejących możliwości podstawowej opieki zdrowotnej, ale także służby medycyny pracy. Ma ona pozwolić na stworzenie nowego programu w zakresie badań profilaktycznych, dostępnego dla wszystkich pracowników podlegających badaniom wstępnym, okresowym i kontrolnym na zasadach wynikających z ustawy Kodeks Pracy. Na tę chwilę nie jest możliwe wskazanie konkretnych badań, które będą dostępne w ofercie - powiedziała.
Ministerstwo Edukacji Narodowej nie odpowiedziało na nasze pytania dotyczące profilaktyki raka piersi w szkołach.
Zapytaliśmy: 1. Czy wczesna profilaktyka raka piersi jest obecna w szkołach? Jeśli tak, w jaki sposób (podstawa programowa, zajęcia dodatkowe, inne działania)? 2. Czy planowane jest rozszerzenie wczesnej profilaktyki raka piersi w szkołach? Jeśli tak, konkretnie w jaki sposób? 3. W jakim zakresie ewentualne rozszerzenie wczesnej profilaktyki raka piersi w szkołach powinno być inicjatywą MEN, a na ile Ministerstwa Zdrowia? 4. Czy możliwe jest np. zaangażowanie pielęgniarek szkolnych w propagowanie wiedzy o piersiach, ich samobadaniu itd.?
- Musimy porozmawiać na poważnie o tym, jakim chcemy być krajem, czyli ile pieniędzy chcemy przeznaczać na raka piersi - postuluje dr hab. Maciej W. Socha, profesor UMK, kierownik Oddziału Położniczo-Ginekologicznego Szpitala św. Wojciecha w Gdańsku i p.o. kierownik Katedry Perinatologii, Ginekologii i Ginekologii Onkologicznej UMK CM w Bydgoszczy. - Kobietom spowszedniały akcje profilaktyczne. Nie można być cały czas w trybie wzmożonej uwagi i strachu. Tu trzeba nakładów na USG dla młodych kobiet, partnerskiej rozmowy z nimi i, przede wszystkim, systematycznej edukacji.
Autorka/Autor: Marta Irzyk
Źródło: tvn24.pl