Podpisałem już wnioski o uruchomienie procedury na powołanie nowych ambasadorów. Ich skumulowanie wynika z nadmiernego upolitycznienia polskiej służby dyplomatycznej przez poprzedni rząd - powiedział minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Zapewnił, że "ciągłość polskiej polityki zagranicznej będzie zachowana". Prezydencka minister podkreśliła, że "wygrane wybory to nie jest podstawa do wprowadzania paraliżujących zmian".
Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski podjął decyzję o zakończeniu misji ponad 50 ambasadorów oraz o wycofaniu kilkunastu kandydatur na to stanowisko, zgłoszonych do akceptacji przez poprzednie kierownictwo resortu - podało MSZ w środowym komunikacie. Prezydent Andrzej Duda mówił, że "nie da się żadnego ambasadora polskiego powołać ani odwołać bez podpisu prezydenta".
CZYTAJ WIĘCEJ: Sikorski o odwołaniu ambasadorów: rzecz rutynowa. Duda: fundamentalne znaczenie ma decyzja prezydenta
Sikorski: zapewniam, że ciągłość polskiej polityki zagranicznej będzie zachowana
Radosław Sikorski w czwartek w Helsinkach został zapytany o odwołanie ambasadorów. - To jest w sumie ponad 50 osób, tylko proszę pamiętać, że to są bardzo różnego rodzaju pracownicy resortu dyplomacji. Niektórzy są tymczasowi, którzy byli wzięci spoza ministerstwa, czasami z bardzo politycznych motywów. Część z tej grupy to są osoby, którym po prostu się kończą kadencje. Oczywiście służą do czasu, aż nie zostaną poproszeni o przyjazd do kraju - wyjaśniał.
Mówił, że w MSZ jest "cały system związany z rotacjami". - Zapewniam, że ciągłość polskiej polityki zagranicznej będzie zachowana - powiedział.
- Proszę wziąć pod uwagę, że te swoje preferencje, które przekazał mi pan prezydent podczas naszego spotkania w tej sprawie jeszcze w grudniu, póki co zostały uhonorowane. To już sprawa między mną a panem prezydentem. Konstytucja mówi w artykule 133, że prezydent współpracuje z ministrem spraw zagranicznych. Tego będziemy się trzymać - podkreślił minister.
Przekazał, że "podpisał już wnioski o uruchomienie procedury na powołanie nowych ambasadorów". - To naprawdę nie jest nic nadzwyczajnego. To, że się skumulowała większa liczba, to jest wynik wyborów i wynik tego, że poprzedni rząd nadmiernie upolitycznił polską służbę dyplomatyczną - ocenił.
Wiceminister: rozwiązania leżą na stole
Wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna w rozmowie z reporterem TVN24 powiedział, że "rozwiązania leżą na stole". - Jeżeli pan prezydent nie pozwoli rządowi na profesjonalizację polskiej polityki zagranicznej i na to, abyśmy mieli zaufanych, profesjonalnych dyplomatów, to będzie chciał, aby nadal ta dyplomacja była w jakimś sensie upartyjniona czy upolityczniona - powiedział.
- Jest rozwiązanie, które nazywa się charges d'affaires i wezwanie do Polski tych ambasadorów, którym chcielibyśmy podziękować za dotychczas wykonywaną pracę - dodał Szejna.
Paprocka: wygrane wybory to nie jest podstawa do wprowadzania paraliżujących zmian
Prezydencka minister Małgorzata Paprocka również rozmawiała w czwartek z reporterem TVN24. - To jest kwestia fundamentalna, konstytucyjna - prezydent powołuje i odwołuje ambasadorów, naszych przedstawicieli w innych państwach, czy przy organizacjach międzynarodowych".
- Oczywiście - jak cała polityka zagraniczna - jest to prowadzone w konsensusie z prezesem Rady Ministrów, z ministrem spraw zagranicznych, ale ja o takich rzekomych wcześniejszych ustaleniach nic nie wiem". - Ja nie pamiętam, aby jednym wnioskiem objętych było 50 placówek - dodała.
- Pan minister wczoraj poinformował o odwołaniu, choć to nie jego kompetencja, a Pałac Prezydencki jasno podkreśla jedną rzecz. Jeżeli są zastrzeżenia, jeżeli są wątpliwości, albo jeżeli są wakaty, trzeba rozmawiać o każdej konkretnej osobie. Miejscem do tego bez wątpienia jest konwent, w którym też uczestniczy przedstawiciel prezydenta - mówiła Paprocka.
- Nikt nie kwestionuje, a na pewno nie pan prezydent, że nowy rząd ma prawo do wprowadzania zmian, do wprowadzenia również swojej polityki kadrowej, ale mandat, wygrane wybory to nie jest podstawa do wprowadzania takich zmian, które mają efekt paraliżujący - podkreśliła prezydencka minister.
Źródło: TVN24