Zanim w pościg za Kamilem S. ruszyli antyterroryści, z jego Nubią fotografowali się piosenkarze i modelki, gościł ją zakład karny, dziecięce szpitale, uniwersytet przyrodniczy, a urząd miasta wykorzystał do spotu promocyjnego. Sądy trzy razy skazywały mężczyznę za to, co robił z tą pumą. I przez te sześć lat nikt nie odebrał mu zwierzęcia, które on odebrał matce, gdy miało niespełna dwa miesiące. Reportaż Małgorzaty Goślińskiej.
Czy puma mogła być szczęśliwa w domu z Kamilem S., czy lepiej jej będzie samej w zoo?
Czy ludzie mogli jej się bać, czy mogła zagrażać małemu synowi S.?
Czy S. był jej przyjacielem, czy na niej zarabiał?
Czy wystarczy, że zarejestrował cyrk, by mieć pumę w domu?
Po co organizował zbiórki w internecie i na co wydał pieniądze?
Dlaczego po tym, gdy ukrywał się przed policją z niebezpiecznym zwierzęciem, jest na wolności?
***
- Nubienka. Meł, meł. Nubriana. Nubia. Gdzie jest mój kot? Gdzie jest moje dziecko? - Kamil S. nawołuje pumę w śląskim ogrodzie zoologicznym w Chorzowie. Przychodzi tam codziennie o 7 rano jako wolontariusz, wychodzi o 15.
W nowoczesnych klatkach uwięzione zwierzęta oddziela od oglądających je ludzi pancerna szyba. Ale z boku klatki Nubii pozostały stare pręty. S. może wsunąć rękę.
Jak każdy wolontariusz, pomaga przy sprzątaniu i przygotowywaniu posiłków, w zamian nie płaci za bilet.
- Ma pretensje, że nie może wejść na wybieg. Nie możemy na to pozwolić, bo jakby się coś stało, ponosilibyśmy odpowiedzialność. Dzikie koty są nieprzewidywalne. On tego nie rozumie: jak to, spał z Nubią, a teraz nie może do niej wejść? – mówi tvn24.pl Jolanta Kopiec, dyrektorka śląskiego zoo.
Nubia miauczy jak puma, podbiega do ogrodzenia jak wytresowany pies i wystawia pysk do ręki S.
Żyli razem sześć lat. Ale według prawa, ona do niego nie należy. Tak orzekł Sąd Okręgowy w Częstochowie w styczniu 2020 roku, a miesiąc później Sąd Rejonowy w Zawierciu nakazał przekazanie jej do ogrodu zoologicznego w Poznaniu. Jednak dopiero 12 lipca trafiła do śląskiego zoo na 30-dniową kwarantannę przed podróżą.
29 lipca ten sam sąd rozpatrzył wniosek Pawła Matyi, adwokata S., który chciał, by Nubia została w Chorzowie.
- Sąd uwzględnił wniosek pełnomocnika i na posiedzeniu niejawnym zmienił wcześniejsze postanowienie. Jako miejsce przekazania pumy wskazał śląski ogród zoologiczny w Chorzowie i nakazał, aby tam pozostała – informuje Monika Jurek-Dziuba, prezes Sądu Rejonowego w Zawierciu.
Postanowienie, jak dodaje sędzia, jest niezaskarżalne.
- Osiągnęliśmy założony cel - mówi Matyja.
Ale S. nie zdecydował, że to koniec jego walki o Nubię.
Niedzika. Niewysterylizowana
Co roku 19 marca S. publikuje na Facebooku zdjęcie tortu z wypisanymi imionami Nubia i Kamil. Szczegółowo dokumentuje życie z dzikim kotem na profilu "projekt puma Nubia". Opowiada o Nubii w mediach. Twierdzi, że przyszli na świat tego samego dnia, ona w 2014 roku, on 30 lat wcześniej.
- Kupił ją w lipcu 2014 z hodowli w Pradze. Jej matka też urodziła się w hodowli – mówi Paweł Matyja, adwokat S.
Miała pięć miesięcy, w naturze pumy są przy matce do 18. miesiąca życia.
"Nubia jest urodzona i wychowana w niewoli, czyli nie jest dzika. Zalecamy określenie egzotyczna, czyli inna niż zwierzęta naturalne spotykane w naszym kraju" – wyjaśnia S. obserwatorom swojego projektu.
Nazwał ją Nubia, bo w jednym z języków afrykańskich to znaczy złota. Mówi: to jest moje dziecko.
W naturze pumy są samotnikami. Nubia spaceruje i biega ze S. na smyczy, mieszka pod jednym dachem z psem, kotem i ludźmi, śpi z nimi w jednym łóżku, samiec homo sapiens podaje samicy puma concolor posiłek ustami.
- Nubia nie jest wysterylizowana - zaznacza Jolanta Kopiec.
S. nigdzie nie wyjaśnia, jak okiełznał tego "egzotycznego kota". Gdy jeden z obserwatorów projektu krytykuje go w komentarzu za używanie kolczatki, on porównuje to do zapinania pasów bezpieczeństwa w samochodzie. Na portalu weszło.pl opowiada, że tresury uczył się sam.
"Jakiś czas temu do pumy dokoptowałem psa obronnego – owczarka belgijskiego – a niedawno dostałem drugiego na wychowanie, ale ma trochę wadliwy system. Boi się, wycofuje. Dla laika wygląda bardzo groźnie – ujada, dochodzi z zębami do twarzy, ale jak przyjdzie co do czego, nic nie zrobi. Wszystko ze strachu. Facet z adopcji ocenił, że jest agresywna na koty, ale jak poszczułem ją kotem, to uciekała. Psy można łatwo "spieprzyć". Pierwszy z psów – Aziza – to automat obronny. Gdy drugi z psów – Beta – będzie na mnie szczekać, to ją zaatakuje. Dlatego ty jesteś bezpieczny koło pumy. Gdyby chciała ci coś zrobić, Aziza ją bez ostrzeżenia zaatakuje".
Ma psy, koty, kozy, kury, krowę, konie. Po co mu puma?
Wyzwanie po Afganistanie
Miała być jego kolejnym wyzwaniem po misji wojennej w Afganistanie, z której wrócił w 2012. W serwisie LinkedIn przedstawia się jako żołnierz 6. Brygady Powietrznodesantowej w Krakowie, gdzie służył od 2011 do 2013. Informacje te potwierdza Centrum Weterana Działań Poza Granicami Państwa, 6. Brygada oraz Wojskowa Komisja Uzupełnień z Buska-Zdroju w podziękowaniach za służbę, które S. publikuje na Facebooku.
- Kiedyś się do nas zgłosił – pamięta Katarzyna Podleska, psychotraumatolog, założycielka Fundacji F43 (dawniej Szarik) dla ludzi ze stresem pourazowym, która daje wsparcie także weteranom wojennym i prowadzi dogoterapię.
- Są uzależnieni od adrenaliny. Funkcjonowali kilka miesięcy w ciągłym poczuciu zagrożenia, przyzwyczaili się do tego i nagle nuda. Wrócili do domu, do świata, gdzie najwięcej emocji wzbudza przejście na czerwonym świetle – mówi Podleska. - Szukają bodźców, które dostarczą im wysokiego poziomu hormonów stresu. Skaczą ze spadochronem, wspinają się bez zabezpieczenia, wplątują się w grupy przestępcze, wywołują konflikty w rodzinie - celowo, żeby coś się działo. Kontakt z dzikim kotem to też taki bodziec. Nigdy nie wiadomo, co mnie czeka, jak on się zachowa, czy się na mnie nie rzuci - ocenia.
"Śpisz sobie i dostajesz do głowy żaróweczkę: coś za cicho – opowiadał S. o przygodzie z Nubią w wywiadzie dla weszlo.pl. - Leżałem przykryty kołdrą i nasłuchiwałem. Nagle usłyszałem wyskok. Prawie 40 kilogramów wylądowało mi na twarzy i próbowało dziabać w szyję. I wiesz wtedy, że to już nie zabawa. Wszystko się dzieje już na serio. Nie możesz się podnieść, masz tylko dwie ręce, a zwierzę cztery łapy, którymi cię dociska i pysk. Daj sobie z tym radę. Jest klimacik, co?".
S. nie szukał w fundacji pomocy dla siebie. Nie wszyscy weterani jej potrzebują. - Chciał zaprzęgnąć pumę do terapii. Odmówiliśmy – mówi Podleska. I tłumaczy: – W dogoterapii ja muszę znać psa, muszę być jego pewna. Stres pourazowy, stany lękowe mogą wywołać u człowieka skrajne reakcje. Wybuch agresji przy psie niestabilnym psychicznie mógłby się źle skończyć. Jak by się zachowała puma? Bałabym się.
Prawdy życiowe
"Chcemy dotrzeć do każdej nawet najmniejszej miejscowości w kraju. Całkowicie nieodpłatnie opowiadać o naszej pracy, kolekcjonować uśmiechy przede wszystkim dzieci" – ogłasza S. na Facebooku w 2015 roku, prosząc o pomoc w zdobyciu dużego samochodu do transportu pumy.
Nie popiera "posiadania egzotyków". Przeciwnie, deklaruje, że chce do tego zniechęcać, pokazując swoje "poświęcenie, wyrzeczenie, ciężką pracę". To hasła z jego pierwszego plakatu. "Puma to nie zabawka. Egzotyk to nie Mruczek. Masz pytania? Pisz!". W tle trzyma Nubię w objęciach.
Odwiedza z pumą dziecięce oddziały onkologiczne. W szpitalu w Lublinie mali pacjenci widzą pumę z bliska, ale za oknem. W innym - kot wchodzi na oddział i spaceruje między dziećmi, zabezpieczonymi w maseczki na twarzy. Spaceruje między dorosłymi mężczyznami w więzieniu.
Na Facebooku publikuje listy z podziękowaniami.
Zakład karny w Łowiczu: "Przekazane przez pana prawdy życiowe, m.in. o szacunku, który należy się ludziom, jak i zwierzętom, cieszyły się ogromnym zainteresowaniem ze strony osadzonych".
Uniwersytecki szpital dziecięcy w Łodzi: "Historia, jaką opowiedział trener Nubii pokazuje, że wszystko jest możliwe, a marzenia się spełniają, jeśli ich realizacji towarzyszy prawdziwa determinacja".
Współpracę z S. nawiązuje profesor Leszek Drozd z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. Badał ze studentami zachowanie dzikich kotów w ogrodach zoologicznych, teraz chcą zobaczyć pumę w domowych pieleszach. Cel: ocena adaptacji i dobrostanu egzotycznych zwierząt w warunkach stałego kontaktu z człowiekiem. Inaczej: - Czy zwierzęta egzotyczne w hodowlach domowych mogą być zwierzętami szczęśliwymi, czy nie cierpią psychicznie – mówi Drozd w reportażu programu Dzień Dobry TVN w 2015 roku.
- Jakie wnioski? – pytam po pięciu latach.
- Nic z tych badań nie wyszło – mówi profesor Drozd - bo pan Kamil nie zgodził się na wizyty studentów u siebie. Chciał wozić Nubię do nas na uczelnię i dwa razy był, ale to nie było poprawne metodologicznie.
Nubia nie ma jeszcze roku i dużo podróżuje. Poniedziałek - Warszawa, czwartek - Kraków, od soboty w Łodzi.
Na lubelskich targach zoologicznych S. siedzi z Nubią w klatce. Ale oddaje ją także w obce ręce.
Pozwala fotografować "swoje dziecko" w towarzystwie roznegliżowanych ludzkich ciał, które prężą wytatuowane mięśnie albo wyginają się w erotycznych pozach. Z modelkami, piosenkarzami, artystami malarzami. Trzymają Nubię na smyczy, dotykają, zbliżają twarz do jej pyska. Na kanapach, na ringach bokserskich, w galeriach artystycznych, przy luksusowych samochodach. Puma występuje w teledyskach i spotach reklamowych. Na filmach i zdjęciach dokumentujących proces twórczy widać, ile osobników gatunku ludzkiego kręci się wokół dzikiego kota, ile sztucznych świateł błyska.
S. prowadzi "warsztaty". Program (z plakatu): "spotkamy się na cały dzień, otrzymujesz wiedzę praktyczną na temat Nubii (jak podejść, jakie wysyła sygnały, jej mowa ciała i inne), są to indywidualne zajęcia (na warsztatach jest tylko twoja grupa)".
W cenie posiłki, napoje, gadżety, za cztery osoby płaci się jak za trzy, a za dziecko połowę.
A jaka jest cena?
"Kto chętny, info na priv".
Co dokładnie dzieje się na warsztatach?
S. w Dzień Dobry TVN w 2015 roku: - To my narażamy siebie na największe ryzyko. To my jesteśmy z tym zwierzęciem 24 godziny na dobę i nikomu nie każemy i nikt nie może w jej towarzystwie przebywać. Przebywamy tylko i wyłącznie my. My możemy ponieść największą cenę.
Zdjęcia z warsztatów, publikowane na profilu "projektu" od czerwca 2015 roku: ludzie siedzą z pumą w klatce albo w murowanym pomieszczeniu. Głaszczą ją, przytulają, kładą się obok niej, ona liże ich po głowie.
Miłe zwierzątka dają się głaskać
17 czerwca 2012 roku, Kolmarden, największy ogród zoologiczny w Szwecji. 30-letnia Karolina wchodzi rano do wilków. Gdy były szczeniakami, karmiła je i nosiła na rękach. Nie jest zwykłą opiekunką. Jest przewodniczką stada. W Kolmarden młode odbierane są wilczym rodzicom i przekazywane ludzkim. Każdy turysta może wejść z przewodnikiem do wilków i nie brakuje chętnych, chociaż bilety słono kosztują. Zjeżdżają się celebryci. Program nazywa się "Bliski kontakt z wilkiem" i jest elementem reintrodukcji gatunku, która zaczęła się w Szwecji po 1965 roku, gdy na jej terytorium naliczono zaledwie 10 osobników. Wyginęły w masowych, brutalnych polowaniach, bo ludzie byli przekonani, że wilk zagryza zwierzęta gospodarskie.
Karolina długo nie wraca z wybiegu. Wieczorem inna przewodniczka znajduje ją martwą. Nagą i okaleczoną. W czasie rozprawy sądowej wychodzi na jaw, że wcześniej wilki atakowały innych przewodników, podgryzały turystów w ręce i stopy. W 2017 roku całe stado zostaje uśpione.
- W Kolmarden chcieli zniszczyć stereotyp, że wilk jest groźny, oswoić ludzi z wilkami. Turyści mogli je głaskać. Czy to nie miłe zwierzątka, jeśli dają się głaskać? Widziałam amatorskie filmiki z tego programu. Wilki podchodziły do starszej pani. To budziło zachwyt, a ja byłam przerażona. One zidentyfikowały w grupie ludzi najsłabszego osobnika - mówi Hanna Mamzer, socjolożka z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, biegła sądowa z zakresu dobrostanu psów, tworząca w Polskim Towarzystwie Socjologicznym nową sekcję relacji międzygatunkowych.
Szwedzki projekt trwał 30 lat. Proces udomawiania psa, uważanego za potomka wilka, zaczął się 15 tysięcy lat temu, a kota - 10 tysięcy. - To świadomie ukształtowane produkty, ukierunkowane dla człowieka. Z początku pies miał polować. Po wiekach selekcji pożądanych cech osiągnęliśmy taki efekt, że przychodzi do nas na zawołanie i nie jest w stanie przeżyć bez nas w lesie. A kota wciąż trudno wyszkolić. Dlatego nie ma znaczenia, że puma w drugim pokoleniu urodziła się w niewoli. Nie da się zmienić genów nawet w ciągu stu lat – mówi Mamzer.
Rosyjski zoolog Dymitr Belajew próbował dowieść, że pies pochodzi od lisów i zaczął je oswajać na fermie na Syberii. Na wstępie dobrał osobniki najłagodniejsze i najmniej płochliwe. Który się jeżył na widok człowieka, odpadał z rozrodu. W kolejnych pokoleniach krzyżowane były lisy, które patrzyły człowiekowi w oczy. Potem te, które szukały z nim kontaktu. Wreszcie: lis mógł się rozmnażać pod warunkiem, że jadł człowiekowi z ręki. Zaczęły zmieniać się także z wyglądu, uszy im oklapły, ogony się zakręciły, zaczęły merdać ogonem. Eksperyment zaczął się w 1959 roku i zoolodzy wciąż nie osiągnęli celu.
S. eksperymentuje z Nubią sześć lat.
- Możliwe, że puma przywiązała się do mężczyzny. Tak działa mechanizm uwarunkowania. Zapach tego człowieka oznacza dla niej, że dostanie jedzenie - mówi Mamzer.
Ale nie wyklucza mechanizmu wyuczonej bezradności, który odkrył amerykański psycholog Martin Seligman, rażąc prądem psy zamknięte w klatkach. Po kilkunastu bezskutecznych próbach kombinowania, jak uniknąć bólu, psy kładły się na podłogę. Nie uciekały nawet wtedy, gdy miały już taką możliwość. Człowiek w końcu pokazywał im, jak to zrobić, przeciągając je przez niską barierkę. One jednak po powrocie do klatki, mimo rażenia, nie próbowały wyskoczyć.
Socjolożka: - Może Nubia była spokojna, bo nie musiała polować. A co by się stało, gdyby przestała być nasycona? Na filmikach ze spacerów pana Kamila z Nubią zauważyłam, że on używa dławika. To obroża dla psa, która zaciska się na jego szyi, gdy pies skoczy i szarpnie smyczą. Czyli pan Kamil kontrolował pumę za pomocą duszenia. A gdyby dostał zawału na spacerze i puma by uciekła? Albo gdyby zdenerwowało ją głaskanie? Kotu niekoniecznie sprawia to przyjemność, zwłaszcza kiedy głaszczą go obcy ludzie. Chowają się, gdy przychodzą goście.
Gdzie jest matka?
Puma na wolności żyje w obu Amerykach – od Kanady po północną Argentynę i raczej nie atakuje człowieka. Ale to się zdarza. 31-letnia Sonja J. Brooks nie przeżyła spotkania z tym kotem.
Rankiem 19 maja 2018 roku wybrała się z o rok młodszym Isaakiem M. Sederbaumem na przejażdżkę rowerową w Góry Kaskadowe w stanie Waszyngton w USA. Spotkali pumę na leśnej drodze w North Bend, około 50 kilometrów od Seattle.
Sederbaum opowiadał, że zsiedli z rowerów i zaczęli hałasować. W końcu rzucił w pumę rowerem. Czmychnęła do lasu, ale szybko wróciła i skoczyła na mężczyznę. Zacisnęła zęby na jego głowie, zaczęła nim potrząsać. Brooks rzuciła się do ucieczki, wtedy puma ruszyła za nią, a Sederbaum wsiadł na rower i pognał na ratunek. Widział jeszcze, jak puma ciągnie Brooks w stronę lasu. Ciało kobiety, pokąsane w kark, twarz i nogi zostało znalezione pod kłodą. Zwierzę wciąż nad nim stało. Spłoszone przez tropiących je ludzi uciekło i po kilku godzinach polowania zostało zastrzelone.
Ekolog Mark Elbroch, tropiciel dzikich zwierząt, czołowy naukowiec w Puma Program for Panthera, komentował w czasopiśmie "National Geographic", że ta puma musiała być chora, ranna albo wygłodzona. Albo uciekła z hodowli, bo dzika puma unika człowieka.
4 lutego 2019 roku 31-letni Travis Kauffman został zaatakowany przez pumę, gdy biegał po Horsetooth Mountain Park, około sto kilometrów od Denver w stanie Kolorado. Jak opowiadał na konferencji prasowej w Colorado Parks and Wildlife, zwierzę wbiło zęby w jego nadgarstek, a pazury w szyję i twarz. Zdołał się uwolnić i udusił pumę, dociskając jej szyję stopą. Okazało się, że puma miała cztery miesiące. Dwa miesiące później niewiele starsza puma skoczyła na siedmioletniego Zachary’ego na podwórzu jego domu w Lake Cowichan w Kolumbii Brytyjskiej. Matka chłopca Chelsea Bromley rozwarła paszczę zwierzęcia i uwolniła syna.
- Gdzie jest matka pum? – pytał w mediach po tych zdarzeniach Mark Elbroch. Powinna być przy nich do 18. miesiąca życia i uczyć, jak polować na jeżozwierze, szopy i łosie. Przypuszczano, że została zastrzelona przez myśliwych, a kocięta, przeganiane przez samców z dzikich terytoriów, desperacko szukały pożywienia pod miastem.
W marcu 2019 roku Nubia wzięła udział w spocie promującym Łódź, zleconym przez urząd miasta. Pojawia się na kilka sekund w złotej kokardzie przy obroży. Bez smyczy. Bez kagańca. Bez Kamila S. W pałacowym wnętrzu w towarzystwie obcego mężczyzny w garniturze i obcej, jaskrawo ubranej kobiety.
S. miał już wtedy na koncie pierwsze prawomocne wyroki za Nubię.
Co to jest cyrk
Prawo ściga Kamila S. niemal od początku, gdy mieszkał jeszcze w Mnichowie, rodzinnej wsi w województwie świętokrzyskim i z pumą na smyczy spacerował chodnikiem wzdłuż drogi krajowej, łączącej Kraków z Kielcami, a przechodnie uciekali na drugą stronę ruchliwej jezdni, bo Nubia miała niezabezpieczony pysk. W sądzie mówiła o tym sołtys Mnichowa.
Ale gdzie jest napisane, że puma musi chodzić po ulicy w kagańcu? - Nie można mówić o tym, że puma na ulicy ma być w kagańcu albo bez kagańca, ponieważ puma w ogóle nie ma prawa spacerować po ulicy – mówi Agnieszka Gruszczyńska, prawniczka z uniwersytetu SWPS i Stowarzyszenia Prawnicy na rzecz Zwierząt. I zaznacza: - Posiadanie pumy przez osoby prywatne jest w Polsce nielegalne.
Zakazuje tego ustawa o ochronie przyrody w artykule 73 ustęp 1. Zwierząt niebezpiecznych dla życia i zdrowia ludzi, do których minister środowiska w rozporządzeniu z 2011 roku zalicza pumę, nie wolno także sprzedawać ani sprowadzać z zagranicy.
Art. 73. Zakaz posiadania, sprowadzania i obrotu zwierzętami gatunków niebezpiecznych Zabrania się: 1. posiadania i przetrzymywania, 2. sprowadzania z zagranicy, 3. sprzedaży, wymiany, wynajmu, darowizny i użyczania podmiotom nieuprawnionym do ich posiadania - żywych zwierząt gatunków niebezpiecznych dla życia i zdrowia ludzi. Zakazy, o których mowa w ust. 1 pkt. 1 i 2, nie dotyczą ogrodów zoologicznych, cyrków i placówek naukowych prowadzących badania nad zwierzętami, a zakazy, o których mowa w ust. 1 pkt. 1 nie dotyczą ośrodków rehabilitacji zwierząt.ustawa o ochronie przyrody
Ale są od tego wyjątki: dla placówek naukowych, które prowadzą badania na zwierzętach, dla ogrodów zoologicznych albo cyrków. Ten ostatni wyjątek, jak mówi Gruszczyńska, jest popularny wśród ludzi, którzy chcą zaspokoić kaprys posiadania dzikiego zwierza.
S. tuż przed zakupem Nubii zarejestrował cyrk. Podobnie jak M., który we wsi w Wielkopolsce hodował tygrysy, lamparty, oryksy, małpy. Jak hotel, który trzyma tygrysy w klatce obok wielbłądów, kangurów i lam, czy B. z Małopolski, właściciel lwa.
Według danych Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej, firma cyrkowa S. została zawieszona w czerwcu 2016 roku i nie działa do dzisiaj, nie licząc dwóch dni w maju 2018.
Ile takich cyrków jest w Polsce? Trudno zliczyć, ponieważ w polskiej klasyfikacji działalności mają kod 90.01.Z, taki sam jak orkiestry i zespoły muzyczne, indywidualni aktorzy, tancerze, piosenkarze, lektorzy, prezenterzy - każdy, kto zajmuje się wystawianiem przedstawień artystycznych. W Polsce pod tym kodem działa ponad 54 tysiące przedsiębiorców. Nawet gdyby odsiać z nich cyrkowców, nie każdy będzie miał zwierzęta i będą wśród nich "prawdziwi".
A który jest prawdziwy? Tu się pojawia luka dla ludzi, którzy pragną posiadać dzikie zwierzę. W przepisach polskiego prawa nie ma definicji cyrku. Powtarzały to wszystkie składy sędziowskie, które skazywały S.
Według ustawy o ochronie zwierząt, mogą one być "przetrzymywane, hodowane i prezentowane jedynie w stadninach, cyrkach lub bazach cyrkowych (…) w sposób gwarantujący bezpieczeństwo ludzi i zwierząt"., a warunki występów, przedstawione w scenariuszu zatwierdza Główny Lekarz Weterynarii.
Rozporządzenie ministra dokładnie opisuje, jak powinno wyglądać lokum pumy: klatka o prętach średnicy minimum pół centymetra, wysoka na co najmniej cztery metry albo okratowana także od góry, z wejściem przez śluzę i dwumetrowym pomieszczeniem, gwarantującym odizolowanie zwierzęcia od człowieka, gdy do niego wchodzi. Między człowiekiem a klatką musi być fosa albo półtora metra dalej drugie ogrodzenie, by nie dało się dotknąć kota przez kratę.
Ale co to jest baza? Czy nie może to być dom człowieka, a program ograniczać się do głaskania zwierzęcia? Ustawodawca tego nie precyzuje. W przykładowym wzorze scenariusza na stronie Głównego Inspektoratu Weterynarii wymieniony jest namiot cyrkowy z areną.
- Nie wszystkie pojęcia użyte przez prawodawcę zostały przez niego zdefiniowane. Sąd często musi odwołać się do informacji pozaprawnych pozwalających uściślić znaczenie danego słowa. Czasem będzie posiłkował się powszechnym jego rozumieniem, może odwołać się do historycznego rozumienia czy definicji słownikowej – mówi prawniczka.
W słowniku języka polskiego pod redakcją Witolda Doroszewskiego (Warszawa 1958-1969), na który powołuje się Gruszczyńska, cyrk "jest to okrągły budynek lub namiot z areną w środku i rzędami siedzeń wznoszącymi się amfiteatralnie, w którym odbywają się widowiska składające się z popisów akrobatycznych i klownowskich oraz występów z udziałem tresowanych zwierząt".
- Przypominając sobie sytuacje z dzieciństwa – oczywistym było, że cyrk to arena, na której występowali ludzie, robiąc różne akrobacje oraz tresowane zwierzęta. Dzisiaj wiele się zmieniło, zwierząt dzikich w cyrkach jest mniej, za to są cyrki prezentujące bardzo wysoki poziom sztuki akrobatycznej. Jeśli chodzi o prezentowane zwierzęta, to są to konie, psy, a nawet zwierzęta gospodarskie. Moim zdaniem więcej jest zwierząt niebezpiecznych w rękach prywatnych osób, które udają "cyrki" niż w samych cyrkach – mówi Gruszczyńska.
Już w czerwcu 2015 roku Sąd Rejonowy w Jędrzejowie stwierdził, że założenie cyrku to był dla S. "jedynie sposób nabycia zwierzęcia, o którego posiadaniu marzył". Dopatrzył się, że chodził z Nubią na szczepienia do polskich weterynarzy już w maju, miesiąc przed zarejestrowaniem cyrku i trzy miesiące przed podpisaniem umowy kupna zwierzęcia i aż do wyroku, "jak to wynika z wyjaśnień samego obwinionego, nie dał on żadnego przedstawienia, co potwierdza brak z jego strony woli prowadzenia cyrku, a jedynie wolę posiadania pumy".
Sąd uznał także, opierając się na stronie internetowej projektu puma, że S. prowadzi działalność charytatywną i za naruszenie zakazu sprowadzenia i posiadania niebezpiecznego zwierzęcia skazał go na karę grzywny – 1000 złotych.
Dwa lata później ten sam sąd już nie zarzucał S., że nie prowadzi cyrku. Wytknął mu, że robi to źle, poza bazą cyrkową, nie gwarantując widzom bezpieczeństwa.
Jak wynikało z kontroli Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, klatka pumy w Mnichowie spełniała wymogi. Ale jej występy przy drodze krajowej, w więzieniu czy na festynie dla dzieci już nie, bo nie zostały zgłoszone do Powiatowego Lekarza Weterynarii. Nie pomogły wyjaśnienia mężczyzny, że to nie były występy, bo on ich nie organizował i nie brał za nie pieniędzy. Dla sądu było jasne: jest publiczność, widzowie obserwują egzotyczne zwierzę na smyczy – jest cyrk. Nie pomogły zapewnienia, że Nubii wystarczy smycz, bo jest opanowana, a na ulicy spotyka się groźniejsze psy. Sąd wskazał różnicę: to pies zgodnie z przepisami ma chodzić na smyczy, a pumy z natury agresywnej w ogóle nie można wyprowadzać, do czego S. "uzurpował sobie prawo".
I znowu dostał tylko grzywnę, o połowę niższą niż za pierwszym razem. Mimo że oskarżyciel publiczny, czyli policjanci, wnioskowali o przepadek pumy. "Żaden z przepisów ustaw karnych, które obwiniony naruszył – stwierdził sąd - nie przewiduje tego rodzaju środka karnego".
Kolejny sąd już jednak wiedział, jak odebrać Nubię.
Przepadek
Nigdy nie był ścigany za przestępstwo. Policjanci kierowali do sądu wnioski o ukaranie za wykroczenie z ustaw o ochronie przyrody i ochronie zwierząt.
W czerwcu 2018 roku Kamilem S. zainteresowała się Fundacja Viva i próbowała dowieść, że mężczyzna nie tylko wciąż dopuszcza się wykroczeń, za które był już karany, ale popełnia przestępstwo z artykułu 160 § 1 Kodeksu karnego, czyli naraża na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu "nieznaną liczbę osób poprzez ryzyko ataku pumy podczas wyprowadzania jej na spacery poza zabezpieczony teren".
Viva po raz pierwszy zwróciła uwagę, że Nubii dzieje się krzywda, że S. przetrzymuje ją w niewłaściwych dla pumy warunkach, czym popełnia kolejne przestępstwo - z artykułu 35 ustęp 1a ustawy o ochronie zwierząt.
Jako dowody Fundacja przedstawiła między innymi zdjęcia i filmy, publikowane w sieci przez S. "W każdej chwili może dojść do ataku dorosłej już pumy na człowieka. Atak taki może nieść ze sobą poważne konsekwencje utraty zdrowia, a nawet życia osoby zaatakowanej" – alarmowała, podpierając się opiniami behawiorystów.
Zawiadomienie o przestępstwach zostało złożone w komendzie policji w Zawierciu, bo S. mieszkał już wtedy we wsi Złożeniec w województwie śląskim, w domku letniskowym bez numeru na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. – Nie widziałam, żeby puma chodziła po wsi. Ale sąsiedzi tego pana skarżyli się policji. Bali się tej pumy – mówi sołtys Złożeńca Danuta Kowal.
We wrześniu 2018 roku do ośrodka pomocy społecznej w Pilicy, gminie, w której leży Złożeniec, wpływa pierwsze zgłoszenie, dotyczące nieodpowiednich warunków u S. dla dziecka. Bo urodził mu się syn. - Stwierdzono, że dziecko było zadbane, warunki do mieszkania i wychowywania odpowiednie – mówi kierowniczka OPS w Pilicy Marta Doniec.
- A puma nie zagrażała dziecku? – pytam.
Doniec: - Pumy nie było ani w środku, ani na zewnątrz.
Drugie podobne zgłoszenie wpłynie do ośrodka w lutym 2020. Wnioski takie same: pumy nie ma.
- Jeśli chodzi o stwarzanie zagrożenia dla życia i zdrowia ludzi poprzez działania podejmowane przez pana Kamila S. z udziałem pumy, do komendy policji w Zawierciu nie wpłynęły takie zawiadomienia – mówi rzeczniczka policji w Zawierciu Marta Wnuk. Uściśla, że nikt się nie skarżył na pogryzienia.
Policja wszczęła dochodzenie w sprawie znęcania się nad pumą i przekazała materiał Prokuraturze Rejonowej w Zawierciu. - Nie stwierdzono znamion przestępstwa – mówi Piotr Wróblewski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
I S. nie usłyszał zarzutu. Znowu kończy się na wniosku policji do sądu o ukaranie za wykroczenia.
Sąd Rejonowy w Zawierciu okazał się jednak surowszy i we wrześniu 2019 roku orzekł przepadek Nubii na rzecz skarbu państwa. Apelacja S. została odrzucona, wyrok uprawomocnił się w styczniu, a prokurator generalny odrzucił prośbę o kasację.
Sąd dowiódł mu łamanie tych samych przepisów, za które był już karany, oraz to, że udaremnił kontrolę powiatowemu lekarzowi weterynarii i nie zarejestrował pumy w zawierciańskim starostwie.
Starosta musi wiedzieć o każdym zwierzęciu na swoim terenie, które figuruje na liście CITES. To międzynarodowa konwencja (tak zwana waszyngtońska), regulująca handel dzikimi zwierzętami i roślinami gatunków zagrożonych wyginięciem. Są tam papugi, żółwie i puma też.
Jak mówi Anna Plaszczyk z Fundacji Viva, taka rejestracja to formalność. Ale nie jest na rękę człowiekowi, który chce się ze zwierzęciem ukrywać.
Paweł Matyja: - Pan Kamil uważa, że w województwie śląskim przebywał tymczasowo, dlatego organami właściwymi do kontroli jego działalności były instytucje z województwa świętokrzyskiego.
Klatka
21 marca 2020 roku uprawomocniło się postanowienie sądu o przekazaniu Nubii do zoo w Poznaniu. Ponieważ S. nie stosował się do wyroku, sąd poprosił policję, żeby go znaleźli.
- Policjanci systematycznie sprawdzali ustalone miejsca potencjalnego pobytu Kamila S., również w oparciu o napływające informacje z zoo w Poznaniu – mówi Marta Wnuk.
1 lipca do zawierciańskiej komendy wpłynęło oficjalne zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przywłaszczenia pumy. Jak mówi Wnuk, to pozwoliło "poszerzyć działania o czynności operacyjne", ale szczegółów nie może ujawniać. Wytypowali wtedy konkretne miejsca pobytu S., między innymi Lachowiznę – ulicę i przysiółek w Ogrodzieńcu na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, kilkanaście kilometrów od Złożeńca.
Wnuk zapewnia, że policjanci planowali pojawić się tam po południu 10 lipca. Ale uprzedzili ich pracownicy poznańskiego zoo.
Burmistrz Ogrodzieńca Anna Pilarczyk dowiedziała się, że ma pumę w mieście, gdy w okolicy Lachowizny zaczęły lądować helikoptery policyjne. - Tam jest jeden dom i las, nie ma nawet drogi – mówi Pilarczyk.
- Kochani, tak wygląda miejsce, w którym przebywała puma – mówi Ewa Zgrabczyńska o klatce, z której chwilę wcześniej S. wypuścił Nubię. Wszystko widać na filmie, nagranym 10 lipca.
Klatka w lesie ma nie więcej niż metr wysokości, sięgając do grzbietu pumy i jest brudna. S. otwiera ją przy pracownikach zoo i puma wyskakuje na drzewo. Trzyma ją na smyczy i siłą próbuje zaciągnąć do samochodu osobowego. W końcu ucieka z nią do lasu, krzycząc "po moim trupie". Ma przy sobie nóż, grozi że się zabije.
W pościg za nim rusza kilkuset policjantów, antyterroryści, psy tropiące, dwa helikoptery, drony. W końcu, po negocjacjach prowadzonych za pośrednictwem Jakuba Żurka (znajomy S. , który od tego momentu urasta do roli pośrednika w jego kontaktach z instytucjami, mediami i rodziną), dwa dni później sam zgłasza się na policję i oddaje Nubię do zoo w Chorzowie.
- Usłyszał zarzut przywłaszczenia pumy – mówi Wnuk, rzeczniczka policji w Zawierciu.
I odchodzi wolny. Człowiek, który lekceważył wyrok sądu, trzy miesiące ukrywał się przed policją i uciekł do lasu z niebezpiecznym zwierzęciem, które do niego nie należy.
Ale policja zaczyna mu się uważniej przyglądać. Sprawdzają, na co zbiera pieniądze wśród ludzi.
Z tytułu zbiórki, którą założył na platformie crowdfundingowej zrzutka.pl wynika, że potrzebuje na pomoc prawną do odzyskania Nubii. Ale Jakub Żurek twierdzi, że on i prawnik Matyja wspierają S. pro bono (Matyja nie chce się do tego odnieść, bo to umowa z klientem). W opisie zbiórki czytamy, że chodzi także o pokrycie dojazdów do zoo i bieżących wydatków. Bo jak siedzi codziennie w zoo, to nie może pracować. Zebrał już ponad 70 tysięcy złotych, a cel ustawił na 149 tysięcy. Początkowo chciał 250 tysięcy. Zapowiedział równocześnie, że połowę odda na cel charytatywny. Ale tylko na swoim profilu, nie w opisie zbiórki.
Nie jest to jego pierwsza zbiórka na zrzutka.pl. Wcześniej zbierał na wspieranie swojego projektu, na rozbudowę wybiegu, na sprzęt do obróbki zdjęć.
Zrzutka.pl, której S. jest stałym klientem, chwaląc się nietypowymi zbiórkami, podawała, że uzbierał za jej pośrednictwem na gospodarstwo edukacyjne ponad 50 tysięcy złotych.
"Zrzutka zorganizowana przez Pana Kamila w celu wsparcia prowadzonego przez niego gospodarstwa rolnego została założona w dniu 10 grudnia 2016 roku. W tym okresie nie obowiązywały jeszcze zapisy obecnego regulaminu naszego portalu, uprawniające nas do żądania od Organizatorów dokumentacji potwierdzającej prawdziwość opisu danych zbiórek. W tym czasie opieraliśmy się wyłącznie na zgłoszeniach od innych użytkowników portalu lub organów ścigania, które informowały nas o możliwości nadużycia dokonanego na portalu" – poinformowali nas przedstawiciele platformy zrzutka.pl. Zgodnie z nowym regulaminem, wprowadzonym w połowie 2017 roku, gdy zebrana kwota przekroczy 20 tysięcy złotych, wypłaty są tymczasowo blokowane przez system, a organizator zrzutki musi uwiarygodnić prawdziwość opisu takiej zbiórki odpowiednimi dokumentami.
"Na prowadzoną przez Pana Kamila zrzutkę aż do 2020 roku nie otrzymywaliśmy zgłoszeń, które mogłyby świadczyć o tym, że cel wskazywanej zbiórki nie jest rzeczywisty (jedyne zgłoszenie, otrzymane przez nas w 2018 roku, powoływało się na okoliczności, które nie znalazły potwierdzenia). Mając na uwadze jej długi czas trwania bez zgłoszeń od innych użytkowników portalu, oraz fakt, że wspierającym Organizator zbiórki proponował możliwość odwiedzin rzeczonego gospodarstwa, zbiórka ta nie rodziła w tym czasie naszych podejrzeń. Zgłoszenia na przedmiotową zbiórkę zaczęły napływać dopiero w bieżącym roku, co spowodowało rozpoczęcie przez nas jej weryfikacji" – wyjaśnia portal.
W jaki sposób? Portal nie wyjaśnia, zasłaniając się tajemnicą zawodową. "Zrzutka ta została przez nas pierwotnie zablokowana, a ostatecznie usunięta" – informują przedstawiciele platformy. Mimo że "za wyłączeniem docierających do nas spekulacji medialnych, do dnia dzisiejszego nie otrzymaliśmy wiarygodnej informacji wskazującej na to, by zrzutka ta miała być oszustwem".
Obecna zbiórka S. także jest weryfikowana. Portal wyjaśnia, że w przypadku takich celów - na pomoc prawną - "dokumentami zazwyczaj żądanymi przez nas do weryfikacji mogą być, przykładowo, umowy z kancelariami prawnymi, lub faktury za taką pomoc już udzieloną".
Nie dostaliśmy odpowiedzi, ile pieniędzy zrzutka.pl wypłaciła Kamilowi S.
Jak mówi Marta Wnuk, "badany jest także aspekt znęcania się nad pumą, w szczególności w okresie od lutego bieżącego roku, to jest od chwili zmiany adresu właściciela na miejsce, gdzie ukrywał się wraz ze zwierzęciem".
Chodzi o klatkę Nubii, którą każdy mógł zobaczyć 10 lipca. Ale prokurator Wróblewski zapewnia, że jeśli pojawią się nowe okoliczności, wznowione zostanie także umorzone wcześniej postępowanie dotyczące traktowania pumy.
Los sieroty
- Nie przywrócimy jej wolności, na to jest za późno. Została wychowana na smoczku, zaburzono jej tożsamość biologiczną. Ale możemy stworzyć dla niej godne warunki życia – mówi o Nubii Ewa Zgrabczyńska na wideo z 10 lipca.
W wywiadzie dla "Dziennika Zachodniego" dodaje, że Nubię i Kamila S. łączyła "relacja niewolnik i pan" - Właściciel był związany przede wszystkim finansowo ze zwierzęciem – wyjaśnia. - Puma była niewolnikiem w tej relacji.
13 lipca na wspólnej konferencji prasowej w Poznaniu Zgrabczyńska i Matyja ogłosili, że podpisali ugodę: puma ma zostać w śląskim zoo. Treść dokumentu nie została ujawniona.
Walcząc w sądzie o to, by Nubia została w Chorzowie, Matyja podparł się ugodą z poznańskim zoo oraz opinią behawiorystki zwierzęcej. To badacze zachowań zwierząt.
"Kierujemy się nie tylko interesem pana Kamila, ale także Nubii. Pan Kamil uważa, że Nubia była z nim szczęśliwa. Z opinii wynika, że między Nubią a panem Kamilem wytworzyła się swoista więź. Spędziła z nim sześć lat, niemal od urodzenia, połowę średniego życia pumy, w warunkach domowych, a zdaniem autorki opinii kotowate przywiązują się do terytorium i do swoich opiekunów. Według opinii, definitywna rozłąka mogłaby niekorzystnie wpłynąć na Nubię. Słysząc głos pana Kamila, werbalizuje z nim, podchodzi do ogrodzenia, na ile jest to możliwe. W warunkach, w jakich teraz przebywa, obecność człowieka którego zna, może być czynnikiem ułatwiającym adaptację, zmniejszającym stres".
Autorka opinii jest ekspertką od psów i kotów domowych.
Dorota Wiland, psycholożka zwierząt, specjalizująca się w terapii zwierząt dzikich po przejściach: -Ta puma została potwornie skrzywdzona zaraz po urodzeniu, nie wspominając krzywdy jej matki. Dzikie zwierzę, przeznaczone do sprzedaży ludziom, jest odbierane matce kilkanaście dni po urodzeniu, żeby stłumić jego instynkty, pozbawić tożsamości gatunkowej. To tak, jakby ludzkie dziecko przejęły słonie i kazały mu podnosić marchewkę nosem. Przy człowieku puma nigdy nie będzie pumą.
Na zdjęciach i filmach, prezentowanych przez Kamila S., psycholożka nie widzi szczęścia.
Widzi, że puma, która w naturze wiedzie samotne życie na terytorium liczącym setki kilometrów kwadratowych, nie spotykając nawet innych pum poza okresem rui, przebywa cały czas w zamkniętym pomieszczeniu z kotami, psami i ludźmi.
Nie widzi, że się z nimi bawi. Widzi, że rozgląda się za pustym miejscem, ale nie ma dokąd uciec, inne zwierzęta depczą jej po piętach. Widzi, że psy się jej boją, chowają się przed nią i zastanawia się, czy zostały już podrapane. Wie, że stłumione instynkty nadal w niej są.
Widzi, że chodzi na spacery w tak zwanym dławiku na szyi, który zaciska się i dusi, gdy zwierzę szarpnie smyczą, że nawet w domu nosi uprząż, która wrzyna mu się w ciało, mocno uciskając klatkę piersiową. Wie z doświadczenia i literatury, że drapieżnika, stworzonego przez naturę do zabijania, można oswoić tylko przemocą fizyczną albo psychiczną, zadając ból albo strach.
- Przywiązała się do człowieka, bo stał się substytutem jej matki i dostarczycielem jedzenia. Ale w naturze puma najpóźniej w osiemnastym miesiącu życia dojrzewa, odchodzi od matki i ta więź zanika, nie jest jej już potrzebna, sama zdobywa pokarm – mówi Wiland. - Kiedy puma nie potrafi albo nie może zapolować na swoją naturalną ofiarę, atakuje człowieka, bo jest dla niej najłatwiejszą zdobyczą. Gdy jest zmuszana do ciągłego kontaktu z ludźmi, tym bardziej może zaatakować. Oceni, z kim ma największe szanse wygrać i wybierze dziecko.
Widzi, że w zoo jest traktowana jak dziwowisko, chociaż kwarantanna zwierząt, zwłaszcza tych po przejściach, odebranych z hodowli, powinna odbywać się w odosobnieniu. Ludzie pukają w szybę, wołają ją, robią jej zdjęcia, "to ta słynna puma".
Nie widzi w niej smutku ani tęsknoty. Widzi, że odwraca się tyłem do ludzi, bo w tej małej klatce nie może się inaczej odizolować. Że nie reaguje na polecenia człowieka, który ją wychował, bo już wie, że nie dostanie za to nagrody ani kary, że jedzenie jest za darmo.
- Człowiek dał jej los sieroty. Zaczęła życie od cierpienia i jest skazana na niewolę. To jest nie do odrobienia. Nie podobają mi się ogrody zoologiczne. Ale uważam, że dla Nubii to lepsza niewola niż dom tego człowieka – mówi Wiland.
Dla Nubii najlepsze byłoby sanktuarium - placówka dla dzikich zwierząt skrzywdzonych przez ludzi fizycznie i psychicznie, gdzie nie są wystawiane na ich widok. Ale w Polsce są tylko azyle dla fok i jeży. Nie ma profesjonalnego azylu dla dużych drapieżników.
- Kamil powinien przeznaczyć część zebranych pieniędzy na polepszenie warunków Nubii w zoo – mówi Jakub Żurek, pośrednik S.
Tak zrobił były prezydent Świętochłowic Dawid Kostempski, który na pomagam.pl zebrał dla S. prawie 16 tysięcy.
W Chorzowie Nubia nie będzie miała kontaktu z przedstawicielami swojego gatunku – jest tam jedyną pumą. Ale dostanie trzy razy większą klatkę. Jej obecna woliera ma być powiększona o sąsiednią, zamieszkałą przez pantery śnieżne, które przeprowadzają się do nowego lokum.
Zoopsycholożka: - Obserwowałam w zoo w Poznaniu Baloo, niedźwiedzia odebranego z cyrku. Niedźwiedzie w ogrodach zoologicznych nie hibernują. A Baloo zeszłej jesieni tymi swoimi okaleczonymi łapami wykopał sobie gawrę na zimę. Kosztowało to dużo pracy, leczenia, terapii, pieniędzy, ale został niedźwiedziem. Nubia też ma szansę stać się pumą.
Nubia znika
- Dziecko. Dzieciaku. No chodź.
Kamil S. regularnie wrzuca do sieci filmiki z odwiedzin u Nubii.
- No co jest. Cześć.
Nubia pojawia się przy ogrodzeniu. Patrzy w stronę S. Wydaje trzy miauknięcia, odwraca głowę i po kilku sekundach znika w głębi klatki.
- Idziemy. Idziemy - powtarza mężczyzna.
Puma nie reaguje.
Rozmawiałam z Kamilem S. przed zbieraniem materiału do poniższego tekstu i drugi raz po uzyskaniu możliwie pełnej wiedzy o Nubii, o pumie jako gatunku, o oswajaniu i udomawianiu zwierząt. Rozmawialiśmy ponad godzinę. Pytałam także o to najważniejsze – dlaczego pozwolił na odebranie Nubii jej matce, gdy miała niespełna dwa miesiące, dlaczego swoim projektem wspiera taki proceder. Nie zgodził się na wykorzystanie swoich wypowiedzi.
Autorka/Autor: Małgorzata Goślińska
Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24