"Znaczyło słowo to niemało/ kanaliom krzyżowało szyki,/ aż wzięło i wyparowało/ z kultury, nauki, polityki" - tak Wojciech Młynarski w jednym ze swoich wierszy pisał o przyzwoitości. Niewielkie słowo - wielka rzecz! Gdzie szukać dziś przyzwoitości? Czy stała się już dobrem deficytowym? I co tak naprawdę oznacza? Jak rozumiemy przyzwoitość, gdy obserwujemy to, co dzieje się wokół nas - w świecie polityki, mediów, kultury?
- Doktor Bernard Rieux! - odpowiada Katarzyna Włodkowska, polonistka z Piły, kiedy pytam ją, czy rozmawia z uczniami o przyzwoitości. Wskazuje na głównego bohatera powieści "Dżuma" Alberta Camus. - To lekarz, który uważał, że nie może się poddać, musi być silny, a jego obowiązkiem jest walka ze złem. Twierdził, że najgorsze, co można zrobić, to być obojętnym na los drugiego człowieka. To on mówił, że chodzi tylko o to, żeby dobrze wykonywać swój zawód. Nie mitologizował, nie sakralizował swojej postawy, ale starał się po prostu być przyzwoitym i uczciwym w swoich codziennych wyborach. A te wybory były przecież dramatyczne - podkreśla polonistka, która uczy nie tylko w szkole, ale też w internecie, gdzie jest znana jako "Facetka od polaka".
Literatura dostarcza wiele pretekstów do rozmowy o przyzwoitości. Szczególnie ta opisująca czas wojny i dramatyczne wybory moralne, z jakimi wielu ludzi musiało się wtedy zmierzyć. Gdy na lekcjach w liceum pojawia się ten temat, Katarzyna Włodkowska ogląda ze swoimi uczniami wystąpienie Mariana Turskiego. - To, w którym mówił, że Auschwitz nie spadło z nieba. Oglądamy i dyskutujemy - wyjaśnia nauczycielka.
Chodzi o słowa, które były więzień niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego wypowiedział w styczniu 2020 roku przed Bramą Śmierci w czasie uroczystości z okazji 75. rocznicy wyzwolenia Auschwitz. Apelował do młodych ludzi, by nie byli obojętni na przykład wtedy, gdy ktoś chce wykluczać, stygmatyzować czy wypychać jakąś grupę ze społeczeństwa. Znieczulica i brak reakcji na zło sprawiają, że pogarda rozlewa się dookoła coraz szybciej - przestrzegał Marian Turski i wzywał:
Nie bądźcie obojętni, jeżeli widzicie kłamstwa historyczne. Nie bądźcie obojętni, kiedy widzicie, że przeszłość jest naciągana do aktualnych potrzeb polityki. Nie bądźcie obojętni, kiedy jakakolwiek mniejszość jest dyskryminowana.
Obojętność nie idzie w parze z przyzwoitością.
Gdy mowa o przyzwoitości, wielu wraca do słów innego więźnia Auschwitz - Władysława Bartoszewskiego, który przekonywał, że warto być przyzwoitym, choć nie zawsze się to opłaca… Tym, którzy nie wiedzą, jak się zachować, doradzał, by zachowywali się przyzwoicie. Ta myśl wraca do nas w różnych sytuacjach i jest przywoływana niemal jak przysłowie.
Bartoszewski był o te słowa często pytany. Odpowiadał wtedy, że trzeba trzymać się zasad, które poznawało się w domu czy szkole, ale też w relacjach z przyjaciółmi. Mówił, że sam należy do "kategorii ludzi 'zatrutych' sprawami publicznymi" i dlatego obchodzi go to, jaka jest moralna i umysłowa kondycja Polaków. Przekonywał, że każdy i w każdych warunkach może zostać człowiekiem, którego inni uznają za uczciwego i przyzwoitego ("Gazeta Krakowska", 2006). A w swoim życiu mierzył się przecież z wyzwaniami, których wielu z nas (na szczęście) po prostu nie może sobie nawet wyobrazić.
Przyzwoitość (nie)codzienna
O przyzwoitości słyszymy więc na różnych etapach życia - w domu, w szkole, na uniwersytecie, w pracy albo w kościele. Ale nie zawsze słyszymy tę samą definicję. Zwraca na to uwagę ksiądz profesor Józef Kloch z Uniwersytetu Papieskiego JPII w Krakowie. Mówi, że kiedy chcemy opisać, czego wymagamy od człowieka przyzwoitego, musimy się zastanowić, kim ten konkretny człowiek jest. Na przykład - ile ma lat i czym się zajmuje.
- Co innego mamy pewnie na myśli, kiedy mówimy "przyzwoity mąż", a co innego, gdy używamy sformułowania "przyzwoity polityk" - wyjaśnia teolog i były rzecznik Konferencji Episkopatu Polski. - Przyzwoity jest dla mnie ktoś, kto czyni zadość wszelkim wymaganiom, przed którymi staje właśnie ze względu na wiek albo ze względu na swój stan. To jest ktoś, komu nie można niczego zarzucić w jego konkretnej sytuacji czy w położeniu, w jakim się znajduje - mówi profesor Kloch, dodając, że chodzi tu o rzetelne postępowanie, które może wiązać się na przykład z poczuciem obowiązku.
Profesor Paweł Łuków, etyk z Uniwersytetu Warszawskiego, w jednym z wykładów mówił:
Zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości często nie doceniamy i po prostu nie zauważamy. Jest trochę jak powietrze - nic specjalnego, ale bez niej nie da się żyć.Instytut Spraw Publicznych 2023
Wyliczał, że ktoś, kto jest przyzwoity, nie kłamie, nie kradnie, nie oszukuje i zwraca długi, zarówno te materialne, jak i długi wdzięczności.
Także filozofka prof. Barbara Skarga łączyła przyzwoitość z pewnym społecznym odruchem, którego przejawy widziała w codziennym życiu. "Jak się zachowuje człowiek przyzwoity? Przepuszcza kobietę pierwszą, ustępuje jej miejsca (albo staremu człowiekowi). Przyzwoicie zachowuje się młodzież, kiedy nie krzyczy, nie wrzeszczy, nie bałagani na ulicy, nie używa wulgarnych słów. Przyzwoity jest ten człowiek, który wchodząc do cudzego kościoła, zachowuje się tak, jak inni wierni" - wyliczała i tłumaczyła, że takie zachowania mają związek z dobrze zakorzenionym poczuciem, że pewnych rzeczy po prostu się nie robi. A wszystko to rodzi się z szacunku do człowieka - "szacunek jest na dnie tego, co nazywamy przyzwoitością" - mówiła profesor Skarga ("Jednota", 2002).
Ale obok tak opisywanej przyzwoitości codziennej dostrzegała coś więcej. Pogłębione rozumienie tego pojęcia odnosiła do czasu opresji czy ograniczonej wolności. Filozofka mówiła, że w takich warunkach chodzi o otwartość na drugiego człowieka, dążenie do tego, by go nie krzywdzić, oraz stanie po stronie pokrzywdzonych, prześladowanych i niesprawiedliwie traktowanych. "Ale to 'stanie' nie może być tylko bierne. Bo w chwilach pełnych napięcia, kiedy żyjemy w ciągłym zagrożeniu, potrzebujemy czegoś więcej!" - wyjaśniała Barbara Skarga. Przekonywała, że nie wystarczy nie szkodzić, trzeba jeszcze jakoś pomóc, bo
przyzwoitość wymaga pewnej życzliwości i otwarcia ku innemu."Jednota" 2002
Gdy o znaczenie przyzwoitości pytam założyciela młodzieżowej organizacji Akcja Uczniowska - Pawła Mrozka, mam wrażenie, że był wyjątkowo pilnym studentem profesor Skargi, choć z oczywistych powodów nie mógł chodzić na jej wykłady. Filozofka zmarła w 2009 roku, a Mrozek ma 17 lat i studia dopiero przed sobą. Ale już teraz postrzega przyzwoitość jako jedną z ważniejszych cech i jeden z obowiązków w życiu każdego z nas.
- Objawia się ona na przykład poprzez sposób traktowania drugiego człowieka, reagowania na trudności czy postrzeganie własnej roli w społeczności. Osoba przyzwoita stara się unikać zachowań, które mogą zaszkodzić drugiemu człowiekowi. Ale robi to nie z powodu obawy przed karą czy odpowiedzialnością, lecz z poczucia obowiązku - mówi młody działacz społeczny i edukacyjny.
Wylicza, że przyzwoitość wiąże się dla niego z szacunkiem dla innych ludzi, czyli z umiejętnością słuchania, zrozumienia, ale też akceptowania odmiennych poglądów, wyznania czy orientacji seksualnej. - Każdy z nas jest inny i wyjątkowy na swój sposób. Sztuką jest wspierać się nawzajem, a nie tylko krytykować i siać nienawiść, której niestety z każdym dniem jest coraz więcej - przekonuje Paweł Mrozek. I dodaje, że ktoś, kto chce być przyzwoity, dba nie tylko o swoje dobro, ale też stara się uczynić świat lepszym miejscem dla innych ludzi. - Taki człowiek nie manipuluje, nie kłamie, a prawda jest wpisana w jego słowa i czyny. Dla nas - młodych ludzi - uczciwość oznacza działanie w sposób przejrzysty i odpowiedzialny. Dzisiaj w szkole, a kiedyś na przykład w polityce, do której wielu z nas pewnie trafi. Ważne więc, żebyśmy tę przejrzystość na przyszłość zachowali - podkreśla licealista, założyciel Akcji Uczniowskiej.
Przyzwoity jak polityk
Politycy raz po raz odwołują się do pojęcia przyzwoitości. W sejmowych debatach od lat grzmią, że jej granice zostały kolejny raz przekroczone. Apelują do siebie o zachowanie elementarnej przyzwoitości albo domagają się zachowania minimum - choćby krzty - przyzwoitości. Zarzucają swoim rywalom, że ci zachowują się nieprzyzwoicie, nie mają przyzwoitości za grosz albo że do przyzwoitości odwrócili się plecami i robią sobie z niej żarty. Wreszcie - kolejni politycy obiecują wyborcom, że przywrócą elementarną przyzwoitość, gdy tylko zdobędą władzę. Kiedy o tym wszystkim mówią, najwyraźniej zakładają, że wszyscy rozumiemy, co dokładnie mają na myśli. Pytanie tylko, w jaki sposób definiują pojęcie, które wpisują na swoje polityczne sztandary? I co każdy z nas na tych sztandarach ostatecznie widzi?
Gdy prześledzimy na przykład dyskusje toczone w parlamencie przez wiele ostatnich lat, odnajdziemy kilka podpowiedzi. Ze słów przedstawicieli różnych formacji politycznych dowiadujemy się, że przyzwoitość nakazuje wywiązywać się z obietnic, czyli dotrzymywać danego słowa. Nie pozwala na rzucanie oskarżeń bez dowodu czy choćby poszlaki. Każe poruszać się w określonych granicach, przestrzegać standardów, trzymać się zasad, pamiętać o zdrowym rozsądku i szanować prawo. Z dyskusji polityków wynika też, że przyzwoitość wiąże się z uczciwością, prawdomównością, lojalnością, profesjonalnością i przejrzystością działania. Oznacza na przykład stawianie tamy nepotyzmowi czy kolesiostwu. Innymi słowy - przyzwoitość określa, czego robić nie wolno, bo to się po prostu nie godzi.
Wiele lat temu Grzegorz Schetyna stwierdził, że
przyzwoitość wyznacza tę granicę, poza którą nie wolno wyjść."Trybuna Śląska" 2001
Marek Borowski pisał na swoim blogu, że przyzwoitość to towar rzadki, ale
polityka bez przyzwoitości zamieni się w bagno.Blog Marka Borowskiego, wpis z 2005 roku
Tych, którzy mieliby wątpliwości, czy w przestrzeni politycznej jest w ogóle miejsce na wartości, Jan Rokita przekonywał, że przyzwoitość jest potrzebna, bo
polityka to nie tylko sprawne zarządzanie, ale też publiczne wychowanie społeczeństwa."Ozon" 2005
Z kolei Konstanty Miodowicz w jednym z wywiadów uznał przyzwoitość za jeden z kluczowych postulatów wyborczych: "Naszym asem w rękawie jest wściekła determinacja, by w polityce przywrócić przyzwoitość. By realizować ją w sposób skromny i naprawdę uczciwy. (…) Musi być powrót do pewnych prostych wartości, ponieważ gdy o nich zapominamy, rodzą się demony. Państwo pogrąża się w korupcji i staje się folwarkiem partyjnym" (Onet, 2005).
Przyzwoite i nieprzyzwoite pieniądze
Gdy przed laty (w 2009 roku) Donald Tusk spotykał się z młodymi działaczami marzącymi o karierze w polityce, dzielił się z nimi własnym marzeniem. Chciałby - jak mówił - żeby pamiętali, co to znaczy przyzwoitość w polityce. "Przyzwoity polityk nie może myśleć o materialnym sukcesie" - przekonywał premier i przestrzegał przed przekraczaniem granic władzy. Ale jednocześnie przyznawał, że nikt tej granicy nie jest w stanie wyraźnie narysować. Jest trudna do uchwycenia, a jej dostrzeżenie wymaga wrażliwości i pewnego rodzaju napięcia etycznego. "Tę granicę każdy musi mieć w sobie" - stwierdził wtedy Donald Tusk i wskazywał na bezinteresowność jako ważną cechę kogoś, kto działa w polityce.
O tym, że "do polityki nie idzie się dla pieniędzy" mówił też kiedyś Jarosław Kaczyński. Zapowiadając cięcia w wypłatach dla posłów, senatorów i samorządowców, prezes rządzącego wtedy Prawa i Sprawiedliwości przekonywał, że ludzie oczekują daleko idącej skromności w życiu publicznym.
Wtórowali mu inni politycy PiS, którzy w sejmowej debacie sięgali po wzniosłe hasła. Halina Szydełko mówiła na przykład, że "bycie wybrańcem narodu to nie tylko zaszczyt i przywilej, ale przede wszystkim służba i odpowiedzialność". Posłanka przywoływała przy tym słowa księdza Piotra Skargi i przekonywała, że "swoich pożytków zapomniawszy", politycy powinni godnie i z szacunkiem służyć ojczyźnie, której dobro jest najważniejsze. (Inna sprawa, że po pewnym czasie ci sami politycy zaczęli marsz ku znaczącym podwyżkom swoich pensji, które przynajmniej częściowo miały zrekompensować im wcześniejsze straty…)
W kontekście polityki Władysław Bartoszewski też mówił o szukaniu pozafinansowych motywacji do działania, właśnie gdy pytano go o przyzwoitość. "Gdybym chciał coś zrobić dla siebie, nie zajmowałbym się polityką, tylko założył sklep albo mały biznes. Ale ja jestem pozbawiony aspiracji, żeby coś robić dla siebie. Chociaż to, co robię, robię w pewnym sensie dla siebie, bo mam z tego satysfakcję" ("Gazeta Krakowska", 2006).
Nie mamy jednak złudzeń, że świat polityki wypełniony jest tylko altruistami, pięknoduchami i tymi, którzy szukają po prostu satysfakcji. Przykładów, które burzą ten obraz, jest aż nadto. Bo co pokazują nam politycy czy urzędnicy, którzy instruują się nawzajem, że gdy ktoś złapie ich za rękę w czasie kradzieży albo wyłudzania publicznych pieniędzy - będą mówić, że to wcale nie ich ręka? Albo czego uczą nas partyjni działacze, którzy po zmianie władzy dzielą łupy w państwowych spółkach i zamiast dbać o interes publiczny, zajmują się wspólnotą interesów… własnych interesów.
Nie można zatrzymać się na stwierdzeniu, że taka po prostu jest dzisiaj polityka. Pogodzenie się z tym byłoby raczej zwykłą kapitulacją zdrowego rozsądku i odesłaniem przyzwoitości do piwnicznych archiwów, do których prawie nikt już nie zagląda. Może tylko jakiś wierzący jeszcze w ideały zbłąkany student, który ma do napisania zaliczeniowy referat na zajęcia z politycznej archeologii.
Do tego, żeby nie tolerować cyników w polityce, namawiał w przywoływanym wcześniej wykładzie profesor Paweł Łuków. "Myślę, że dosyć często nie żądamy przyzwoitości od tych, którzy odpowiadają za organizację życia społecznego, a przynajmniej nie robimy tego wystarczająco często i wystarczająco stanowczo. Wmawiamy sobie, że polityka jest brudna, że musi być taka, że cynizm, kłamstwo, bezwzględność to normalna waluta życia politycznego" - mówił wykładowca UW (Instytut Spraw Publicznych, 2023).
Paweł Mrozek upomina się więc o szacunek, odpowiedzialność, empatię i życzliwość. Działacz młodzieżowy dostrzega tu pewne deficyty, gdy obserwuje dyskusje polityków. - Niestety - jako młodzi ludzie często widzimy w mediach społecznościowych, telewizji czy gazetach dorosłe osoby, które wypowiadają się i zachowują tak, jakby nie znały definicji przyzwoitości. Oczywiste jest, że politycy różnią się między sobą, ale przecież można dyskutować na bazie merytorycznych argumentów i konstruktywnej krytyki. A nie poprzez przekrzykiwanie się - stwierdza założyciel Akcji Uczniowskiej.
Medialny egzamin przyzwoitości
Media mają nam pomagać w tym, żebyśmy nie oswajali się z dewaluacją przyzwoitości. Są między innymi skanerem prześwietlającym życie publiczne - patrzą na ręce politykom, ujawniają nierzadko niewygodne dla nich fakty, przypominają o niespełnionych obietnicach. Gdy na co dzień pokazują nam przekraczanie granic czy niedotrzymywanie standardów na różnych szczeblach polityki, nie są oczywiście wolne od dylematów dotyczących własnego działania w określonych granicach. Dziennikarze, redakcje, media często się z tym mierzą i nie omija ich krytyka za błędy popełniane w tym obszarze. Co więc muszą zrobić, żeby zdać egzamin z przyzwoitości? I jak możemy ją zdefiniować w ich przypadku?
Politolożka i badaczka mediów profesor Bogusława Dobek-Ostrowska wiąże przyzwoitość z uczciwością i postępowaniem zgodnym z normami i obyczajami - tymi najlepszymi. A jak to przekłada się na media i tych, którzy w nich pracują?
- Dziennikarz przyzwoity to dziennikarz profesjonalny. Respektuje jasno ustalone zasady etyczne w redakcji; wie, gdzie jest granica; zna i respektuje ramy, w jakich powinien i może się poruszać - wylicza wykładowczyni Uniwersytetu Dolnośląskiego DSW we Wrocławiu. Dodaje, że przyzwoity dziennikarz nie poddaje się manipulacji i korupcji, jest niezależny i obiektywny, przedstawia różne punkty widzenia, mówi prawdę i nie podaje niesprawdzonych informacji. Poza tym potrafi odróżnić i oddzielić informację od oceny. - Podejmuje trudne tematy i usiłuje dotrzeć do prawdy pomimo pojawiających się przeszkód. Dziennikarz przyzwoity potrafi też przyznać, że nie miał racji lub popełnił błąd, umie przeprosić poszkodowanych i ponieść konsekwencje - wyjaśnia profesor Dobek-Ostrowska.
Także Jarosław Włodarczyk z rady Press Club Polska przekonuje, że
dziennikarstwo jest wtedy przyzwoite, kiedy trzyma się zasad.
A jedną z nich jest na przykład działanie w interesie dobra publicznego i w interesie odbiorców, a nie nadawcy czy wydawcy. Ale zasad, które obowiązują przyzwoitego dziennikarza, jest oczywiście więcej - bezstronność, czyli zachowywanie równego dystansu wobec wszystkich stron konfliktu, niedopuszczanie do konfliktu interesów, dochowywanie staranności przy przygotowywaniu materiałów i zachowywanie dystansu wobec polityków.
Obok wszystkich tych zasad przedstawiciel klubu dziennikarskiego widzi coś jeszcze. - Trzeba sobie postawić pytanie - czy to, co robię w dziennikarstwie, służy demokracji i wolności, czy może raczej im szkodzi? Myślę, że to jest kluczowe kryterium - ponad wszystkimi innymi. Jeżeli uznajemy, że media są istotnym elementem systemu demokratycznego, to znaczy, że powinny być strażnikiem demokracji - podkreśla Jarosław Włodarczyk.
Pytanie tylko, czy takie właśnie rozumienie przyzwoitości mogą zaakceptować wszyscy dziennikarze? - Myślę, że nie. Ta myśl konfrontuje się niestety z codziennymi przepychankami politycznymi, w których uczestniczą zwaśnione plemiona - odpowiada członek Press Club Polska. Dodaje, że na szczęście w Polsce większość dziennikarzy stara się zachowywać standardy.
Jednak to właśnie łamanie zasad bywa zwykle bardziej widoczne, bo czasem szokuje, jest bardziej krzykliwe i przyciąga uwagę… I choć to zachowania mniejszości, z całą pewnością nie mogą być ignorowane. Wymagają reakcji i głosu sprzeciwu. Prawdziwy problem zaczyna się wtedy, gdy coraz bardziej obecna w życiu publicznym plemienność skłania niektórych dziennikarzy do wychodzenia z roli. Przestają być obserwatorami, którzy opisują świat, a zajmują pozycję aktywistów, działaczy czy wręcz kantorów śpiewających w partyjnych chórach. To już jednak bez wątpienia przyzwoitym dziennikarstwem nie jest. Ba - w ogóle nie jest dziennikarstwem.
Wspólny mianownik przyzwoitości
Historyk idei profesor Jerzy Jedlicki mawiał, że
reguły przyzwoitości, którymi mamy się kierować w życiu publicznym, powinny tkwić w naszych głowach. Człowiek musi mieć poczucie, że nie robi się rzeczy, które przynoszą wstyd.
Dodawał, że "wstyd bywa większą karą niż więzienie" ("Tygodnik Powszechny", 2003).
Każdy z nas jednak ma pewnie inną granicę, za którą pojawia się poczucie wstydu. Skoro więc odwołujemy się tu do naszych wewnętrznych kompasów, warto zapytać, czy wszyscy mamy szansę wybrać wspólny kierunek w podróży ku przyzwoitości? Czy istnieje jeden jej model - wspólny wzorzec uznawany przez wszystkich, niezależnie od wieku, statusu czy zawodu konkretnej osoby? Jedna miara, na którą zgodzić się mogą przedstawiciele różnych środowisk, grup i formacji?
Pytanie wydaje się szczególnie aktualne, gdy pogłębiająca podziały społeczne polaryzacja sprawia, że kolejne słowa czy pojęcia nabierają nowych znaczeń i są odmiennie definiowane przez różne strony sporu politycznego. A wśród słów, którym można nadawać znaczenia nie tylko różne, ale czasem wręcz przeciwstawne, jest też właśnie przyzwoitość.
Kto ustala jej granice, czyli wymagania, którym powinniśmy sprostać? A idąc dalej - czy przyzwoitość może być na przykład lewicowa i prawicowa? Z tym pytaniem wracam do profesora Józefa Klocha.
- Dobry problem! W ten sposób przeszliśmy na poziom polityki, gdzie w moim odczuciu to jest wyjątkowo trudne - stwierdza teolog. - Jeśli ktoś reprezentuje na przykład skrajną lewicę, pewnie widzi ten problem inaczej niż ktoś, kto należy do skrajnej prawicy. Każdy ma jakiś katalog zachowań odwołujący się do tej czy innej formacji. Ale możemy powiedzieć, że człowiek przyzwoity to ten, który postępuje zgodnie z prawdą. Tutaj pojawia się klasyczna definicja łacińska - veritas est adaequatio rei et intellectus, która mówi o tym, że prawda jest zgodnością umysłu z rzeczami, czyli z rzeczywistością. Trudno więc sobie wyobrazić, żeby polityk inaczej pojmował kulistość Ziemi w zależności od tego, czy jest lewicowy, czy prawicowy - przekonuje ksiądz Kloch.
Jeśli więc uznajemy dorobek nauki i traktujemy go naprawdę poważnie, opierając się na badaniach i doświadczeniach, możemy znaleźć płaszczyznę porozumienia. To pewnie łatwiejsze, gdy odnosimy się do rzeczywistości, którą jesteśmy w stanie precyzyjnie zmierzyć albo przebadać w laboratoriach (choć i tu zdarzają się politycy niewierzący… w naukę).
Co jednak, kiedy mówimy o bardzo pojemnych, ogólnych hasłach czy pojęciach, takich jak patriotyzm, dobro ojczyzny czy dobro obywatela? Czy każdy tu może powiedzieć, że ma swoją prawdę, a co za tym idzie - także swoją przyzwoitość? - To nie jest tak, że każdy może mieć swoją prawdę. Gdyby tak było, nie byłoby prawdy jako takiej - odpowiada wykładowca Uniwersytetu Papieskiego.
A skoro prawda leży tam, gdzie leży - a nie tam, gdzie ktoś by sobie tego życzył - musimy zmierzyć się z jeszcze jednym pytaniem: Jak szukać wspólnoty w rozumieniu przyzwoitości? Jak połączyć rozbieżne czasem katalogi dopuszczalnych zachowań? - Zastanówmy się na przykład nad tolerancją - proponuje profesor Kloch. - Jeżeli ktoś wymaga tolerancji wobec siebie, to jednocześnie musi być tolerancyjny wobec innych. Wydaje mi się, że taka zasada działająca w dwie strony jest po prostu przyzwoita. A jeżeli ktoś żąda tolerancji tylko dla siebie, nie dając cienia nadziei na tolerancję dla innej grupy, to stawiam znak zapytania, czy to jest przyzwoite postępowanie.
Przyzwoitość plus - nie tylko dla wybranych
Czasem dyskusja o przyzwoitym zachowaniu prowadzi nas jeszcze dalej. Pokazuje, że warto nie tylko wychodzić naprzeciw oczywistym oczekiwaniom.
"Jeżeli zrobisz to, co do ciebie należy, to znaczy, że wyszedłeś na zero. To żadne mistrzostwo świata" - mówił założyciel puckiego hospicjum ksiądz Jan Kaczkowski, który przekonywał, że w najdrobniejszych nawet sprawach trzeba dawać z siebie więcej niż przyzwoitość. Wyjaśniał, że w jego przypadku bycie księdzem, codzienne odprawianie mszy i zachowywanie celibatu to robienie tego, co po prostu należy. W swoich kazaniach i rozmowach z dziennikarzami ksiądz Kaczkowski zwracał uwagę, że przyzwoitość jako plan minimum nie wystarczy.
W internecie bez trudu można znaleźć jego podpowiedzi z festiwalowej Akademii Sztuk Przepięknych: "Często mówimy: jestem przyzwoity. Nikogo nie zabiłem. Nikogo nie okradłem. Generalnie jestem w porządku. Katolikom, którzy tak mówią, zawsze zadaję pytanie, czy to, że nie katujemy dzieci, nie głodzimy ich jako rodzice i po prostu próbujemy je kochać, przytulać i być blisko, to jest mistrzostwo świata? Jest pytanie - co mogę zrobić więcej od tego, co muszę? Co możemy dać od siebie na plus?" (Woodstock 2015). Jednym słowem - przyzwoitość plus! Może kiedyś ktoś podchwyci i wpisze to do swojego programu politycznego…
Czy możemy dziś liczyć, że dookoła nas - także w życiu publicznym - będą ludzie przyzwoici? Możemy, ale to zdecydowanie za mało. Musimy nie tylko na to liczyć, ale też wyraźnie się tego domagać. Bo jeśli nie będziemy przyzwoitości wymagać od wszystkich, którzy są zaangażowani w publiczne sprawy - na różnych poziomach i w różnych wymiarach - rozprzestrzeniać się będą zupełnie inne standardy, w których cynizm, hipokryzja czy arogancja szybko biorą górę.
- W dzisiejszym świecie, gdy często niestety kładzie się nacisk na status materialny czy społeczny, przyzwoitość może wydawać się wartością niemodną, niepotrzebną, przestarzałą. Jednak to właśnie w trudnych czasach tożsamość człowieka przyzwoitego jest nieoceniona - przekonuje Paweł Mrozek z Akcji Uczniowskiej. - Testem na przyzwoitość jest spojrzenie w lustro i zadanie sobie pytania: czy nie wstydzę się swojego postępowania? Myślę, że taki test powinien zrobić każdy z nas - dodaje 17-latek, który chce być kiedyś dziennikarzem - jak sam podkreśla - niezależnym i obiektywnym.
Autorka/Autor: Marcin Zaborski / a
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: AdobeStock