Jak wynika z porządku obrad najbliższego posiedzenia Sejmu, ma na nim wrócić debata o nowelizacji ustawy dotyczącej zwalczania COVID-19, która zakłada wprowadzenie przepisu znoszącego odpowiedzialność urzędników za "naruszenie obowiązków służbowych lub obowiązujących przepisów" w celu przeciwdziałania epidemii. Prezydencki minister Andrzej Dera wskazywał w rozmowie z TVN24, że musi być w niej "precyzyjnie zapisane, co jest powodem wyłączenia odpowiedzialności".
W połowie sierpnia posłowie PiS złożyli w Sejmie projekt ustawy o zmianie ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych.
Projekt do ustawy z 2 marca wprowadza między innymi art. 10 d, który brzmi: "Nie popełnia przestępstwa, kto w celu przeciwdziałania COVID-19 narusza obowiązki służbowe lub obowiązujące przepisy, jeżeli działa w interesie społecznym i bez naruszenia tych obowiązków lub przepisów podjęte działanie nie byłoby możliwe lub byłoby istotnie utrudnione".
Jednak ostatecznie posłowie nie zajęli się w sierpniu proponowanymi przez PiS zmianami w ustawie. Sprawa wraca we wrześniu, ponieważ jak wynika z porządku obrad najbliższego posiedzenia Sejmu, które odbędzie się w środę i czwartek, jednym z jego punktów ma być właśnie sprawozdanie Komisji Finansów Publicznych w tej sprawie.
Dera: musi być precyzyjnie zapisane, co jest powodem wyłączenia odpowiedzialności
Swoje wątpliwości co do proponowanego przepisu przekazał w rozmowie z TVN24 prezydencki minister Andrzej Dera. - Musi być precyzyjnie zapisane, co jest powodem wyłączenia odpowiedzialności, bo takie rzeczy znajdują się w kodeksach karnych - powiedział. Jak dodał, "taki przepis musi być czytelny dla wszystkich".
Na pytanie, czy przygotowany projekt tego zapisu jest jego zdaniem zbyt szeroki, odparł: - zostawiam to parlamentowi, niech pracują jeszcze nad tym przepisem.
Buda: urzędnicy nie mogą obawiać się o odpowiedzialność, podejmując słuszne decyzje
Do proponowanego przepisu odniósł się także Waldemar Buda z PiS, jeden z posłów, którzy podpisali się pod tym projektem. Jak mówił, "w gąszczu przepisów można popełnić najdrobniejszy błąd, ale jednocześnie ratując komuś życie".
- Mówię tu o różnych sytuacjach, kiedy ta dynamika jest o wiele ważniejsza, bo ratujemy życie i zdrowie w stosunku do tego, że naruszymy jakąś drobną zasadę z procedury, która w tym momencie nie powinna być najistotniejsza. Ten przepis jest po to, by ewentualnie bronić tego typu sytuacji - przekonywał.
- Potrafimy sobie wyobrazić sytuację, w której mamy możliwość wyboru różnych oferentów, różnych produktów, a one są bardzo konieczne dla ratowania życia i zdrowia. Mieliśmy taką sytuację w marcu i kwietniu, być może będziemy mieli w przyszłości. Dlatego to musi działać, a urzędnicy nie mogą obawiać się o odpowiedzialność, podejmując słuszne decyzje w celu ratowania życia i zdrowia - mówił dalej.
Gawkowski: Prawo i Sprawiedliwość próbuje zapewnić bezkarność dla swoich najbliższych współpracowników
Szef klubu Lewicy Krzysztof Gawkowski mówił w rozmowie z TVN24, że "Prawo i Sprawiedliwość próbuje zapewnić bezkarność dla swoich najbliższych współpracowników, polityków, polityczek, każdego, kto przyłożył rękę do tego, aby wykorzystać kryzys pandemii dla własnego celu, dla zarobienia dodatkowych pieniędzy ".
Kropiwnicki: politycy PiS chcą zagwarantować bezkarność sobie i swoim ludziom
Poseł KO Robert Kropiwnicki wskazywał, że politycy PiS "chcą zagwarantować bezkarność przede wszytkim sobie i swoim ludziom". - Bo to ci posłowie, często też jako ministrowie podejmują decyzję o wielomiliardowych kwotach - mówił dalej.
Zdaniem Kropiwnickiego "to jest niedorzeczne, żeby w państwie prawa posłowie zagwarantowali sobie i swoim kolegom bezkarność na to, że mogą wydawać środki publiczne bez żadnej kontroli".
Sprawa zakupu maseczek
Kwestia odpowiedzialności urzędników za działania podejmowane w czasie epidemii stała się szczególnie głośna po publikacjach "Gazety Wyborczej". 12 maja gazeta ujawniła, że resort zdrowia kupił od znajomego brata ówczesnego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego maseczki ochronne za 5 mln zł, które, jak się okazało, nie tylko były wyjątkowo drogie, ale też nie spełniają norm. Wcześniej, 16 kwietnia, "GW" informowała, że przepisy w tarczy antykryzysowej o braku odpowiedzialności urzędników za takie m.in. decyzje forsował ówczesny wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński, odpowiedzialny za zakupy testów na wirusa.
Zarówno Łukasz Szumowski, jak i Janusz Cieszyński nie pełnią już funkcji kierowniczych w resorcie zdrowia. Obaj zrezygnowali.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock