W poniedziałek zamknięto przewód sądowy w procesie Katarzyny W., oskarżonej o zabicie półrocznej córki Magdy. 2 września Sąd Okręgowy w Katowicach wysłucha mów końcowych oskarżyciela i obrońcy. Potem wyda wyrok. Najpewniej jeszcze we wrześniu, ale nie tego samego dnia.
13. rozprawa rozpoczęła się w poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Katowicach tuż przed godziną 10. Relację z sali sądowej przeczytasz na stronie tvn24.pl
Na początku zeznawał ostatni świadek, który w tej sprawie stanął przed sądem. Był to katowicki policjant Marcin R. Pełnił on służbę w dniu, kiedy Katarzyna W. wskazała miejsce ukrycia zwłok dziecka. Przeprowadził z nią kilkugodzinną rozmowę, zanim udało mu się ją przekonać do eksperymentu procesowego, w którym wskazała to miejsce.
Jak zeznał policjant, Katarzyna W. zgodziła się wskazać miejsce ukrycia ciała półrocznej Magdy pod warunkiem, że najpierw będzie mogła pożegnać się z córką. - Powiedziała, że chce wykopać zwłoki córki i przekaże je na moje ręce - opowiadał Marcin R. przed sądem.
Jedyny, który złamał opór
Mężczyzna zeznał, że jeszcze kilkakrotnie spotkał Katarzynę W., m.in. podczas konwojów i jej przesłuchania w prokuraturze.
Policjant był również dopytywany o to, czy wie, dlaczego był jedynym funkcjonariuszem, który złamał opór kobiety i udało mu się ją namówić do współpracy. - Nie wiem. Nic takiego nie mówiła. Nie wiem tego - mówił przed sądem.
Po zeznaniach świadka z sali wyproszono dziennikarzy i za zamkniętymi drzwiami przez cztery godziny zeznawały biegłe specjalistki z zakresu psychiatrii i psychologii, które wydawały opinię na temat Katarzyny W.
Zeznania nieobecnych świadków
Sąd wznowił rozprawę po południu. Odczytano wtedy zeznania trzech świadków, Artura K., Radosława W. i Anny H., którzy przebywają za granicą i nie udało się ich wezwać na rozprawę.
Z odczytanych zeznań zakonnika Radosława W. wynika, że Katarzyna W. okłamywała duchownych. W protokołach pojawiają się informacje o jej rzekomych studiach, o tym, jak ważny był dla niej własny wizerunek oraz, że działa w bardzo zorganizowany sposób po rzekomym porwaniu małej Magdy.
W odczytanych zeznaniach kolejnego zakonnika Artura K. pojawiają się informacje, że "Kasia była bardzo zakochana w dziecku" i "cieszyła się z dziecka". Świadek zeznał również, że jego zdaniem kobieta nie należy do osób konfliktowych czy impulsywnych.
Trzecim zeznaniem, które odczytano, był protokół zeznań Anny H. Kobieta opisywała, że doznała szoku, kiedy podczas spaceru z Katarzyną W. i jej córką, matka określała dziecko jako "to" w rozmowach.
Po odczytaniu zeznania ostatniego ze świadków sąd przyznał, że ma pisemną uzupełniającą opinię biegłego z zakresu informatyki, ale nie zamierzał jej odczytywać i uznał ją po prostu za odczytaną.
Dwa wnioski obrońcy
Tuż przed zamknięciem przewodu sądowego obrońca oskarżonej mec. Arkadiusz Ludwiczek złożył dwa kolejne wnioski. Pierwszy o odtworzenie fragmentu z monitoringu, na którym widać jak Katarzyna W. zawraca do domu. Po powrocie doszło do śmierci małej Magdy. Prokurator zwracał uwagę w akcie oskarżenia, że to był ten moment kiedy oskarżona zdecydowała, że popełni zbrodnię zabójstwa.
Drugi wniosek dotyczy odczytania zeznań Katarzyny W. Chodzi o zeznania, bo na pierwszym etapie była ona przesłuchiwana w charakterze świadka. - Upatruję w tym dowodzie czegoś, co pozwoli nam ustalić prawdę - argumentował adwokat. Przekonywał, że choć odczytywanie zeznań oskarżonego złożonych w czasie, gdy był świadkiem - i podlegał odpowiedzialności karnej za mówienie nieprawdy - jest sprzeczne z ogólnie przyjętymi zasadami, w tym przypadku należy jednak uczynić wyjątek. Ludwiczek wyjaśnił, że chodzi mu o dowiedzenie, że wbrew stanowisku prokuratury jego klientka nigdy nie powiadomiła organów ścigania o niepopełnionym przestępstwie, ani nie próbowała skierować postępowania przeciwko innej osobie. To dwa przestępstwa, za które - obok zabójstwa - odpowiada przed sądem Katarzyna W. Sąd zgodził się na dołączenie protokołu w poczet dowodów i odczytał go. Katarzyna W. opowiada w nim o okolicznościach rzekomego porwania. Mówi też, że żąda ścigania i karania sprawców. Po rozprawie mec. Ludwiczek wyraził opinię, że słowa o ściganiu sprawców porwania nie były inicjatywą jego klientki.
Tuż przed godziną 17 sędzia Adam Chmielnicki zadecydował o zamknięciu przewodu sądowego i zarządził przerwę do 2 września. Wtedy obrońca i prokurator wygłoszą swoje mowy końcowe, których ze względu na brak czasu nie udało się wygłosić w poniedziałek.
Długie mowy końcowe
- W mojej ocenie jest dużo do zrobienia. Sąd jest odmiennego zdania, postaram się jeszcze przekonać sąd w przemówieniu końcowym - komentował po zamknięciu przewodu sądowego Ludwiczek.
Jak przyznał w rozmowie z reporterem TVN24 obrońca Katarzyny W., do mowy końcowej był przygotowany już w poniedziałek i miał ze sobą specjalnie przygotowaną prezentację, którą będzie chciał wyświetlić na rzutniku. Zapowiedział, że jego mowa może trwać nawet cztery godziny. Ludwiczek negatywnie ocenił przebieg procesu, ponieważ dwa jego wnioski o przesłuchanie nowych biegłych z zakresu medycyny zostały odrzucone. - Brakuje jednej podstawowej kwestii, mianowicie sprawdzenia, czy mogło dojść do odruchowego skurczu krtani (w następstwie upadku) i w ten sposób do śmierci Magdaleny - powiedział. Adwokat zapowiedział, że będzie domagał się uniewinnienia swojej klientki. Prokurator Jacek Tokarski nie chciał zdradzić, jakiej kary będzie domagał się dla oskarżonej.
W rozmowie z reporterem TVN24 prokurator przyznał, że mowa końcowa, którą zaprezentuje 2 września liczy ponad 30 stron.
"Ekspresowe" tempo procesu
Wyjaśnianie sprawy zajęło katowickiemu sądowi pół roku. 13 rozpraw, ponad 40 świadków i dwa zespoły biegłych - tak wyglądają statystyki procesu. Rozprawy odbywały się średnio co dwa tygodnie. Jak podkreślają prawnicy, tempo procesu, jak na polskie realia, jest "ekspresowe".
Podczas wcześniejszych rozpraw sąd przesłuchał już m.in. członków najbliższej rodziny Katarzyny W., niektórych jej znajomych i nauczycieli, kobiety współosadzone z oskarżoną, a także biegłych z zakresu medycyny sądowej. Według opinii tych ostatnich, przyczyną śmierci dziecka było gwałtowne uduszenie.
Sprawa Katarzyny W. zaczęła się 24 stycznia 2012 r., gdy policja przekazała mediom informację o zaginięciu półrocznej dziewczynki z Sosnowca. Według relacji matki dziecko miało zostać porwane z wózka w centrum miasta.
Na początku lutego ciało dziecka znaleziono w zrujnowanym budynku w parku przy torach kolejowych w Sosnowcu. Zdaniem prokuratury Katarzyna W. 24 stycznia miała cisnąć dzieckiem o podłogę, a kiedy okazało się, że mimo to niemowlę przeżyło, dusić je przez kilka minut.
Autor: aj//kdj / Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP | Andrzej Grygiel