Prezes PKOl Radosław Piesiewicz był pytany w "Faktach po Faktach" o liczne zarzuty, jakie pojawiają się pod adresem jego oraz kontrowersje związane z funkcjonowaniem Komitetu, szczególnie o nieprawidłowości w wydatkach. Według niego minister sportu Sławomir Nitras "wziął sobie za cel żeby zmienić prezesa PKOl-u". Był też pytany o przyjaźń z Jackiem Sasinem.
Prezes Polskiego Komitatu Olimpijskiego Radosław Piesiewicz był pytany w "Faktach po Faktach" TVN24 o padające pod jego adresem zarzuty. Chodzi między innym o to, jak wydawane były publiczne pieniądze w wysokości ponad 90 mln zł, które trafiły do PKOl na przygotowania do igrzysk. Polskie osiągnięcia sportowe okazały się najgorsze od kilkudziesięciu lat. Podnoszona jest również sprawa relacji Piesiewicza z byłym już ministrem aktywów państwowych Jackiem Sasinem.
Piesiewicz został zapytany, czy potwierdza, że odmówił udzielenia wyjaśnień ministrowi sportu Sławomirowi Nitrasowi - choć ten się tego domaga - bo twierdzi, że szef resortu nie jest osobą uprawnioną.
- Dokładnie tak - odparł. Ocenił, że "minister Nitras od początku wziął sobie za cel, żeby zmienić prezesa PKOl-u". - My jesteśmy niezależnym stowarzyszeniem, które wybiera swojego prezesa - podkreślał, przekonując, że minister "próbuje zaszantażować związki sportowe, by zmieniły prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego".
- Ale jeszcze raz powtórzę: spokojnie podchodzimy do tego z pokorą, pracujemy, nie poddajemy się i będziemy pracować, bo polski sport nie da się zastraszyć. Polski sport jest przeciwny, by pan minister Nitras atakował nas - mówił dalej.
Zapewnił, że nie czuje się "twarzą porażki".
Piesiewicz o relacji z Sasinem
Marciniak zapytał też szefa PKOl, czy "pożyczył kiedyś pieniądze Jackowi Sasinowi?". - Ale naprawdę? 20 lat temu? A pan komuś pożyczył w życiu? - oprał Piesiewicz.
- Wspierał pan potem jego kampanię jego kampanię? Kampanię PiS-u? - dopytywał dalej Marciniak. Piesiewicz przekonywał, że "wspierał też Platformę Obywatelską, wpłacając w bodajże w 2010 roku".
- Czy zaprzecza pan, że na tej politycznej przyjaźni (z Sasinem - red.) zbudował pan swoją pozycję w sporcie? - zwrócił się do niego prowadzący program. - Zaprzeczam. Proszę sprawdzić moje kontakty, jest wszystko do weryfikacji, czy się kontaktowałem z panem Sasinem przez cztery lata. Nie było żadnego kontaktu - przekonywał.
Oskarżenia dotyczące wydawania pieniędzy
Piesiewicz poruszył też sprawę ujawnioną przez Radio ZET. Podało ono, że od dnia wyboru na prezesa w kwietniu 2023 roku członkowie rodziny Piesiewicza 35 razy korzystali z usługi VIP na lotnisku Chopina w Warszawie. Chodzi np. o korzystanie z VIP-owskich saloników podczas odpraw lotniczych, gdy prezes podróżował z rodziną. Usługa miała być zamawiana przez PKOl i rozliczana w ramach umowy barterowej z Polskimi Portami Lotniczymi. Z podobnej usługi miał nie skorzystać żaden sportowiec wylatujący do Paryża.
Prezes komitetu oznajmił, że chce udowodnić, że jego żona "nie lata za żadne publiczne pieniądze w salonikach VIP". Przedstawił - jak powiedział - "przelew do Polskiego Komitetu Olimpijskiego". - 90 tysięcy dolarów zostało przelane na konto Polskiego Komitetu Olimpijskiego w kwietniu - podkreślił. Gospodarz programu zauważył, że to przelew z kwietnia tego roku, a więc nie został wykonany w czasie, gdy podróże się odbywały.
Piesiewicz zwrócił uwagę, że przelana kwota "to jest za dużo". - To jest kwota, która została przelana i jest do wykorzystania bodajże do 25 kwietnia przyszłego roku - powiedział. Dodał, że środki te pochodzą z konta jego żony.
- Za swoje sprawy, za swoje rzeczy, ja ze swoją rodziną płacę sam - przekonywał. - Żeby była jasność, ja latam za swoje - dodał.
Mówił też o oskarżeniach na temat nieprawidłowości przy wydawaniu pieniędzy na pokrycie kosztów poszczególnych delegacji na IO. Jak oświadczył, "żaden członek zarządu Polskiego Komitetu Olimpijskiego nie poleciał ze środków budżetu państwa" na to wydarzenie.
"W 2027 roku będę kandydował dalej"
Prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego został też zapytany o informacje Onetu, że gdy PiS stracił władzę, to pod koniec ubiegłego roku usiłował się zabetonować, zamieniając statut i wydłużając kadencję z czterech do ośmiu lat.
Według Piesiewicza "taka propozycja była dużo wcześniej i ona była złożona przez wielu członków zarządu". - I patrząc z perspektywy czasu, to był błąd, bo powinniśmy normalnie poczekać, porozmawiać, podyskutować. Tak, to był błąd - powiedział. I oświadczył: - W 2027 roku będę kandydował dalej.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24