Po 60 latach od oblotu pierwszego prototypu Siły Powietrzne uroczyście i symbolicznie zakończyły szkolenie młodych pilotów na samolotach TS-11 Iskra. Te zadania wypełniają teraz maszyny M-346 Master, którym w Polsce nadano imię Bielik. Zmianę warty lotnicy uczcili specjalną sesją filmową i fotograficzną w przestworzach i na ziemi.
Uroczystość, jaka w środę odbyła się w Dęblinie, miała w dużej mierze symboliczny charakter. Uczczono na niej "przekazanie szkolenia lotniczego" ze skonstruowanego i produkowanego w Polsce samolotu TS-11 Iskra na zakupione we Włoszech M-346 Bielik, choć tak naprawdę ostatnie szkolenie na iskrach miało miejsce w 2019 roku. Ponadto w Siłach Powietrznych wciąż pozostaje siedem pomalowanych w narodowe barwy i lekko zmodyfikowanych samolotów wchodzących w skład zespołu akrobacyjnego Biało-Czerwone Iskry. Resursy tej siódemki w tej chwili pozwalają jeszcze na dwa lata lotów – poinformowała w rozmowie z tvn24.pl porucznik Ewa Złotnicka, rzecznik prasowy 4. Skrzydła Lotnictwa Szkolnego w Dęblinie.
Nie zmienia to jednak faktu, że w lotnictwie wojskowym symbolicznie kończy się jedna epoka i zaczyna kolejna.
W ostatni "szkoleniowy" lot w środę z Dęblina wystartowała pomalowana na szaro szkolna iskra o numerze bocznym 2001. Na jej kadłubie umieszczono napis "'Dama' odchodzi do historii". Jej załogę stanowiło dwóch pilotów w stopniu podpułkownika, więc przelot miał wymiar bardziej pokazowy niż treningowy. Po wylądowaniu maszyna została formalnie przekazana do Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie (województwo lubelskie).
Samolot TS-11 Iskra został zaprojektowany przez zespół pod kierunkiem inżyniera Tadeusza Sołtyka (stąd litery TS w nazwie). Był pierwszym samolotem odrzutowym skonstruowanym w Polsce. Po raz pierwszy wzbił się w powietrze w lutym 1960 roku. Do drugiej połowy lat osiemdziesiątych w zakładach lotniczych w Mielcu wyprodukowano ponad 400 egzemplarzy. Służyły one nie tylko w Polsce, ale także w lotnictwie wojskowym Indii, gdzie sprzedano kilkadziesiąt maszyn.
Pożegnalna sesja w powietrzu
Jako podsumowanie służby Iskier w polskim lotnictwie Siły Powietrzne zorganizowały sesję fotograficzną i filmową w powietrzu (air-to-air). Wzięły w niej udział samoloty TS-11, zarówno w szarym malowaniu, które cechowało maszyny wykorzystywane do szkolenia, jak i biało-czerwonym, czyli należące do zespołu akrobacyjnego. W powietrze wzbiły się także bieliki, a także samoloty turbośmigłowe PZL-130 Orlik, na których podchorążowie latają, zanim przesiądą się na odrzutowce. Sesja odbyła się 2 grudnia w 41. Bazie Lotnictwa Szkolnego w Dęblinie.
Iskra od początku była projektowana jako samolot przeznaczony do szkolenia pilotów, którzy w przyszłości mieli zasiąść za sterami bardziej zaawansowanych bojowych maszyn odrzutowych. Po podstawowym szkoleniu za sterami samolotów z napędem śmigłowym, to właśnie na iskrach młodzi lotnicy pod okiem instruktorów wyrabiali sobie nawyki właściwe dla latania odrzutowcami i użycia uzbrojenia niekierowanego. Dopiero po zaliczeniu tego szkolenia przesiadali się na MiG-i i suchoje.
Przestały wystarczać
Iskry były wykorzystywane przede wszystkich w jednostkach szkolnych, ale w szczytowym okresie znajdowały się także na wyposażeniu pułków bojowych. Tam służyły pilotom do treningu, utrzymywania i wznawiania nawyków (taka procedura to konieczność po dłuższym okresie bez latania), a także do rozpoznania pogodowego. Od lat dziewięćdziesiątych następowała stopniowa redukcja liczby Iskier, aż w końcu można było je spotkać tylko w 4. Skrzydle Lotnictwa Szkolnego.
Gdy na początku XXI wieku dla Sił Powietrznych zakupiono amerykańskie samoloty wielozadaniowe F-16, w najnowszej w tamtym okresie, mocno ucyfrowionej wersji, analogowe iskry przestały wystarczać. Polskich pilotów trzeba było wysyłać na kursy w Stanach Zjednoczonych, gdzie najpierw latali na samolotach szkolnych T-38 Talon (nota bene rówieśnikach TS-11), by następnie przesiąść się na starszą, analogową wersję F-16, a na końcu zasiąść za sterami nowszej wersji tego samolotu. Tak przeszkoleni lotnicy wracali do kraju i zasilali personel w bazach w poznańskich Krzesinach i Łasku koło Łodzi, gdzie stacjonują polskie F-16.
Nowy samolot z Włoch
Następcą iskry miał być zaprojektowany w Polsce samolot I-22 Iryda, oblatany w połowie lat osiemdziesiątych. Jego program zakończył się jednak fiaskiem na przełomie XX i XXI wieku. Ministerstwo Obrony Narodowej było więc skazane na zakup samolotu za granicą. Po pierwszym nieudanym przetargu i zmianie koncepcji, w końcu, w lutym 2014 roku, resort podpisał kontrakt na osiem samolotów M-346 Master produkowanych przez włoską firmę Alenia Aermacchi, która obecnie występuje pod marką swojego właściciela, koncernu Leonardo. Warta 1,432 mld złotych brutto umowa obejmowała osiem samolotów oraz pakiet szkoleniowy (w tym symulatory na ziemi) i logistyczny (m.in. części zamienne).
Realizacja kontraktu nie przebiegała gładko, a głównym problemem był pokładowy symulator. Master, który w Polsce otrzymał nazwę Bielik, nie jest bowiem tylko samolotem, ale także latającym symulatorem. Nie ma na przykład bojowego radaru, ale potrafi wyświetlać pilotom w kokpicie informacje takie, jakby to urządzenie miał. Pozwala przeprowadzić szkolenie z użycia kierowanego uzbrojenia, choć pod skrzydłem przenosi tylko atrapę, na przykład pocisku powietrze-powietrze, która nie ma silnika, za to jest wyposażona w urządzenia pomiarowe. Umożliwia też wspólne wykonanie zadania przez formację maszyn, z których część jest pilotowana przez lotników, którzy rzeczywiście wzbili się w powietrze, a część przez tych, którzy zasiadają w symulatorach.
Kolejny kontrakt
Ten zaawansowany system symulacji nie spełniał jeszcze wszystkich polskich wymagań, gdy w listopadzie 2016 roku w Dęblinie wylądowały pierwsze zamówione przez MON bieliki. Odbiór maszyn przeciągnął się więc o prawie rok i dopiero po tym fakcie rozpoczęło się szkolenie pilotów w powietrzu.
Mimo tych trudności w 2018 roku MON zdecydowało się podpisać z Włochami kolejny kontrakt. Powiększenie floty wynikało z potrzeb szkoły orląt w Dęblinie, planów, by przekształcić ją w ośrodek szkolenia także dla lotników z innych państw, którym nie opłaca się kupować własnych samolotów, bo na przykład mają zbyt małe lotnictwo, a także pomysłów, by wykorzystywać bieliki także do szkolenia razem z F-16, na przykład do podgrywania przeciwnika.
W oczekiwaniu na F-35
Tym razem zamówiono cztery maszyny wraz kolejnymi symulatorami za 600 milionów złotych. W kontrakcie była też opcja na kolejne cztery bieliki z pakietem logistycznym i modernizacją systemu identyfikacji "swój-obcy" na wszystkich samolotach. MON zdecydowało się z niej skorzystać, płacąc dodatkowe 675 milionów złotych.
Do tej pory do Dęblina przyleciało w sumie 12 bielików, ostatni wylądował 24 listopada. Ostatnie cztery maszyny mają zostać dostarczone do końca października 2022 roku.
Podchorążowie, którzy dziś latają na bielikach, mają szansę w przyszłości zasiąść za sterami samolotów wielozadaniowych F-35. To maszyna piątej generacji i najnowszy nabytek Sił Powietrznych. W styczniu 2020 roku resort obrony podpisał wart 4,6 miliarda dolarów kontrakt na 32 takie maszyny. Dostawy mają się rozpocząć w 2024 roku, a pierwsza maszyna ma wylądować nad Wisłą dwa lata później. Umowa na F-35, podobnie jak kontrakt na F-16, została podpisana w Dęblinie.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych