- Jarosław Kaczyński bardzo spokojnie przyjął wiadomość o możliwości śmierci swojego brata, ale jednocześnie czuło się emocje - opowiada Radosław Sikorski. To właśnie szef MSZ w sobotę rano poinformował Jarosława Kaczyńskiego o tragedii pod Smoleńskiem.
- Musiałem mu zakomunikować coś, co było straszną wiadomością dla mnie i tym bardziej dla niego. Powiedziałem, że mam straszną informację, że doszło do tragicznego wypadku i że niestety ze słów ambasadora, który jest na miejscu i oglądał wrak, można wnioskować, że nikt nie przeżył - wspominał Radosław Sikorski na antenie radia TOK FM.
Według niego, reakcja Jarosława Kaczyńskiego na tę informację była "bardzo spokojna, ale jednocześnie czuło się emocje po drugiej stronie".
"Wypełniłem straszny obowiązek"
Szef MSZ podkreślił, że o katastrofie dowiedział się jako pierwszy w Polsce, kilka minut po wydarzeniu, od obecnych na lotnisku polskich dyplomatów.
Według jego relacji, rozmiary katastrofy początkowo nie były jasne, ponieważ otrzymał komunikat, że "samolot się rozbił, ale nie było wybuchu". - Teraz dylemat: czy po takiej jednoźródłowej informacji stawiać w stan kryzysu całe państwo. Wysłałem pierwszego SMS-a do premiera i zadzwoniłem do ambasadora - powiedział.
Szef MSZ dodał, że w ciągu kilku-kilkunastu minut ambasador Polski w Rosji Jerzy Bahr znalazł się przy wraku samolotu. Sikorski powiedział, że z tego, co pamięta, to pierwsze słowa ambasadora brzmiały: "Nie powinni byli lądować".
- Wypełniłem straszny obowiązek poinformowania o tragedii premiera, marszałka Sejmu i Jarosława Kaczyńskiego. Pozostaje modlitwa - informował w niedzielę na Twitterze Radosław Sikorski.
tka/sk/k
Źródło: TOK FM, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA