Chcę powiedzieć coś mocnego, bo według mnie sytuacja na to zasługuje: naród, który odwraca się plecami od ofiar wojny, zwłaszcza naród sam przez nie doświadczony, doprowadza do samodegradacji moralnej - stwierdził w "Faktach po Faktach" Włodzimierz Cimoszewicz.
Komisja Europejska grozi rozpoczęciem procedury o naruszenie prawa Unii Europejskiej krajom, które nie przyjęły do tej pory uchodźców w ramach programu relokacji. Na podjęcie działań mają one czas do czerwca. Jednym z wymienionych państw jest Polska. Tuż po ogłoszeniu wytycznych Komisji premier Beata Szydło powiedziała, że w tej chwili nie ma możliwości, by w naszym kraju pojawili się uchodźcy.
- W Unii Europejskiej powinna obowiązywać prosta zasada: solidarność za solidarność, brak solidarności za brak solidarności - podkreślił w "Faktach po Faktach" Włodzimierz Cimoszewicz.
"Będziemy się kiedyś tego mocno wstydzili"
Były premier zauważył, że "w krótkim czasie Prawu i Sprawiedliwości dzięki histerycznej kampanii udało się doprowadzić do głębokiego zachwiania i przebudowania świadomości dużej części naszego społeczeństwa".
- Dwa lata temu większość ludzi nie miała nic przeciwko uchodźcom - zwrócił uwagę Cimoszewicz. - Potem, mimo że w Polsce nie pojawił się ani jeden, większość zaczęła być przeciwna. Duża część społeczeństwa zachowuje się w tej chwili jak rozhisteryzowany tłum, który jest przestraszony i w związku z tym łatwo nim sterować - ocenił.
Według Cimoszewicza, zadziwiające jest, że "partia, która demonstracyjnie obnosi się ze swoją religijnością (...) potrafiła doprowadzić do tego, że 70 procent chrześcijańskiego, katolickiego społeczeństwa godzi na to, żeby naruszać elementarne zasady chrześcijaństwa".
- Chcę powiedzieć coś mocnego, bo według mnie sytuacja na to zasługuje: naród, który odwraca się plecami od ofiar wojny - zwłaszcza naród sam przez nie doświadczony - doprowadza do samodegradacji moralnej - stwierdził. - Będziemy się kiedyś tego mocno wstydzili - ocenił.
"Żadna władza nie jest warta, by rezygnować z podstawowych wartości"
Cimoszewicz dodał, że ci, którzy "dopuścili się nieodpowiedzialnej, populistycznej demagogii" "będą musieli ponosić za to polityczną i moralną odpowiedzialność".
- Może kiedyś dojrzeją do tego, żeby we własnym sumieniu nad czymś się poważnie zastanowić i pomyśleć, czy partyjne interesiki, procenciki w sondażach są warte naruszania elementarnych ludzkich i moralnych zasad. To jest kwestia zupełnie fundamentalna dla każdego człowieka - zaznaczył.
- Żadna władza nie jest warta tego, żeby zrezygnować z podstawowych wartości moralnych - podkreślił.
Były premier skrytykował także postawę opozycji. - Przestraszeni oportuniści - ocenił.
- Nie boją się tyle imigrantów, co wyborców, bo nie mają odwagi rozmawiać z ludźmi uczciwie i otwarcie. Nie mają odwagi próbować zracjonalizować stosunku naszego społeczeństwa do tego zagadnienia. Nie mają odwagi powiedzieć prostych i oczywistych prawd: że ta uciekająca z Syrii kobieta z dzieckiem nie jest żadną terrorystką; że są rozmaite metody ograniczenia zagrożeń, bo one oczywiście istnieją - mówił.
"To, że konstytucja jest łamana, nie jest dowodem jej słabości"
Były premier komentował propozycję prezydenta Andrzeja Dudy, który chciałby, aby w Polsce odbyło się referendum w sprawie zmian w konstytucji.
Według Cimoszewicza nie jest to dobry pomysł. - Zachęcam do konserwatywnego podejścia do konstytucji. Wartością samą w sobie jest stabilność ustrojowa. Te kraje, które mają stare konstytucje, często dosyć niewygodne współcześnie, są z reguły też bardziej stabilne - zauważył.
- Nasza konstytucja ma dwadzieścia lat, to jest wiek absolutnie młodzieńczy. W moim przekonaniu to jest konstytucja bardzo dobra - ocenił. - To, że ona jest łamana, nie jest dowodem jej słabości. Nie ma takich zabezpieczeń w prawie, które zagwarantują, że nikt nigdy go nie może złamać. To jest kwestia działania w dobrej wierze - wskazywał.
- Same sformułowania konstytucyjne nie są w stanie absolutnie bezwarunkowo zagwarantować, że władza będzie tam, gdzie konstytucja to sformułuje - powiedział.
- Jeżeli mamy do czynienia z taką sytuacją, jaką mamy w tej chwili w kraju, że wybory wygrała grupa polityczna, która ma charakter hierarchicznego zakonu, gdzie przeor decyduje o wszystkim, to wtedy te poszczególne osoby rozesłane na stanowiska państwowe nie mają w gruncie rzeczy wiele do powiedzenia - tłumaczył.
- To nie jest naruszenie konstytucji, bo i pani (Beata) Szydło i pan (Andrzej) Duda biorą na siebie odpowiedzialność za cudze decyzje. Można powiedzieć: to jest ich zmartwienie, to oni będą ewentualnie odpowiadali przed Trybunałem Stanu, a nie pan (Jarosław) Kaczyński - mówił, dodając, że taka sytuacja jest nienormalna i niezdrowa.
Zapytany o to, czy Beata Szydło i Andrzej Duda rzeczywiście staną przed Trybunałem Stanu, Cimoszewicz stwierdził, że będzie to "rodzaj egzaminu dla naszego państwa". - Państwo, które nie potrafi poważnie traktować naruszeń konstytucji, samo naraża się na słabość, nieefektywność; na to, że w takim razie za jednym przykładem będą postępowały kolejne - wyliczał.
- Mamy do czynienia z niezwykle poważnymi naruszeniami prawa i takie powinny być konsekwencje - podkreślił.
ZOBACZ CAŁY PROGRAM:
Autor: kg//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24