Bezkrólewie na trenerskiej ławce w kadrze trwa od 12 czerwca, od rezygnacji Michała Probierza, po absurdalnych 11 dniach w polskiej piłce. Zaczęło się od bezsensownej wojny selekcjonera z Robertem Lewandowskim, była próba wmieszania w nią reszty zawodników, bo Probierz rozmowami z drużyną usiłował zwiększyć rangę swojej decyzji o zabraniu "Lewemu" kapitańskiej opaski. Kadrowicze zaprotestowali, stąd próbujący ratować sytuację komunikat PZPN o "decyzji podjętej wyłącznie przez szkoleniowca". To nie było pęknięcie wewnątrz reprezentacji, to była wyrwa, której ukryć się nie dało.
Całości dopełnił koszmar na boisku i porażka z Finlandią. Smutek, bo straciliśmy cenne punkty, które mogą nas kosztować awans na przyszłoroczny mundial.
Chirurg bez doświadczenia
Probierz miał dość much w nosie Lewandowskiego i wybiórczego traktowania reprezentacji, piłkarz na ostatnie dwa mecze nie przyjechał - tłumaczył się zmęczeniem. Selekcjoner miał dwa wyjścia: zaakceptować, bo legendy się nie rusza; poczekać, aż kurz po spotkaniach eliminacyjnych opadnie i wtedy podjąć decyzję. Wybrał trzecie, najbardziej inwazyjne - jak wzburzony i niedoświadczony chirurg kroił bez znieczulenia w momencie, gdy pacjentem (kadrą) targały konwulsje.