Wynagrodzenie około 22 tysięcy młodych nauczycieli wyniesie od września 2800 złotych brutto, czyli tyle, ile przyszłoroczna pensja minimalna. - I to prawdopodobnie ostatnie podwyżki na lata, czy to nie przerażające? - pyta Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. ZNP podobnie jak NSZZ "Solidarność" oczekuje pilnych zmian w systemie płac.
Od września 2020 roku wszyscy nauczyciele mają otrzymać 6 procent podwyżki względem pensji zasadniczej. To jedna z podwyżek zapowiedzianych przez rządzących wiosną 2019 roku w czasie ogólnopolskiego strajku w oświacie.
Tylko jedna grupa nauczycieli ma odnotować nieco wyższy wzrost pensji - o 8 procent. To początkujący nauczyciele stażyści z tytułem inżyniera lub licencjatem. To najczęściej młodzi nauczyciele języków obcych i przedmiotów zawodowych. Dlaczego dostaną więcej? Bo w ich przypadku podwyżka ma podnieść pensję do 2800 złotych brutto. To tyle od stycznia będzie wynosić pensja minimalna (dziś to 2600 zł). A, że poza wrześniową podwyżką rządzący nie planują kolejnych, już teraz postanowili wyrównać pensje młodych nauczycieli do ustawowego minimum.
Na początek 2150 zł na rękę
Ale początkujący nauczyciel z tytułem magistra nie zarobi wiele więcej od kolegi bez tego tytułu. Po wrześniowej podwyżce taki stażysta będzie zarabiać 2949 złotych brutto (około 2150 zł na rękę). A młodzi nauczyciele zwykle nie mogą liczyć na dodatki motywacyjne czy za wychowawstwo.
- To dramatyczna sytuacja, że my w ogóle o takich kwotach mówimy. Przecież to prawdopodobnie ostatnie podwyżki na lata, czy to nie przerażające? - komentuje Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. I dodaje: - Jeśli taka będzie polityka rządzących, to naprawdę doprowadzimy do tego, że ci, na których nam zależy, zdolni i pracowici nie będą podejmowali pracy w tym zawodzie.
Prezes ZNP przypomina, że nauczyciele w Polsce szybko się starzeją. A wielu z nich w związku z pandemią i niewystarczającym ich zdaniem przygotowaniem do niej placówek, obawia się dalszej pracy w oświacie. - Kto ich zastąpi? - dopytuje.
Minister: pandemia zmieniła sytuację budżetową
Obawy Broniarza wiążą się z wypowiedzią ministra edukacji Dariusza Piontkowskiego z początku sierpnia. Na antenie Telewizji Trwam szef MEN mówił: - Na razie dotrzymujemy tych obietnic, które składaliśmy kilka miesięcy temu. Wtedy wyraźnie pan premier Morawiecki mówił, że chcemy, by nauczyciele godnie zarabiali i ja to wielokrotnie panu premierowi powtarzałem.
Co dalej? - Co do podwyżek w kolejnych latach pytanie jest otwarte, ponieważ rzeczywiście sytuacja budżetu zupełnie zmieniła się w porównaniu z sytuacją sprzed epidemii - komentował Piontkowski. I dodawał: - Dziś mieliśmy ogromne wydatki na to, aby utrzymać stabilną sytuację gospodarczą i nie doprowadzić do wzrostu bezrobocia, co pociągnęło za sobą ogromne dotacje, dofinansowania z budżetu dla przedsiębiorców, dla osób, które chciały utrzymać pracę, i może zabraknąć pieniędzy na kolejny wzrost wynagrodzeń.
Broniarz przypomina, że pensja jest elementem stymulowania sytuacji na rynku pracy. - Za takie pieniądze najlepsi do szkoły nie przyjdą - komentuje. - A brak młodych ludzi w zawodzie będzie generował lukę pokoleniową w edukacji, która odbije się negatywnie na sytuacji uczniów. Już teraz w wielu dużych miastach brakuje nauczycieli - dodaje Broniarz.
Z danych zebranych przez tvn24.pl wynika, że na przykład w Warszawie nauczyciele po sześćdziesiątce to koło 4300 osób z około 30 tysięcy, w Poznaniu - 1050 z około 9,5 tysiąca, a w Gdańsku 618 z około 7,7 tysiąca.
Związkowcy: rząd nas lekceważy
Wiosną Związek Nauczycielstwa Polskiego zaproponował wprowadzenie zasady, że wysokości kwot średniego i zasadniczego wynagrodzenia nauczycieli na poszczególnych stopniach awansu zawodowego, stanowiłyby określony procent kwoty przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce, obowiązującego w trzecim kwartale poprzedzającego roku budżetowego. Dla nauczyciela stażysty, czyli najmłodszego, miałoby to być 90 procent, a dla najwyższego pod względem stopnia nauczyciela dyplomowanego - 155 procent.
Zmian w sposobie wynagradzania nauczycieli oczekuje też nauczycielska Solidarność. W zeszłym tygodniu jej przedstawiciele, choć dotąd popierali kierunek zmian w oświacie i na przykład nie wzięli udziału jako centrala w nauczycielskim strajku, odmówili udziału w rozmowach z ministrem Piontkowskim.
"Powodem naszej absencji jest oburzenie na lekceważące traktowanie KSOiW NSZZ 'Solidarność' przez Rząd RP oraz niedotrzymanie porozumienia z 7 kwietnia 2019 r." - czytamy w piśmie "S" do Piontkowskiego.
W dokumencie tym Ryszard Proksa, szef oświatowej "S" przypomina, że porozumienie zawarte z rządem przed rokiem "zobowiązywało rządzących do wspólnych prac nad zmianą systemu wynagradzania nauczycieli". Tymczasem - jak pisze Proksa - "do tej pory nie zadziało się dosłownie nic w tej sprawie". I zapowiada, że w przyszłości jego związek będzie sięgać "po coraz to bardziej radykalne metody, zmierzające do rozpoczęcia i wdrożenia modyfikacji nauczycielskich uposażeń".
Samorządowcy: brakuje nam pieniędzy
Tymczasem samorządowcy od wielu miesięcy powtarzają, że środki z budżetu państwa na pensje nauczycieli nawet bez wrześniowej podwyżki są niewystarczające.
W zeszłym miesiącu władze Radomia skierowały do rządu wniosek o zabezpieczenie dodatkowych środków na podwyżki dla nauczycieli. W tym mieście subwencja pokrywa średnio 65 procent wydatków oświatowych - miasto dokłada do edukacji około 100 milionów złotych. Do samych pensji nauczycielskich - 39 milionów. Same jesienne podwyżki w Radomiu to 7 milionów. W Łodzi - ponad 10 milionów.
Warszawę podwyżki będą kosztować około 100 milionów złotych. A wzrost pensji zasadniczych to tylko część dodatkowych wydatków związanych z oświatą. Dotacje dla placówek niepublicznych poszły w górę o 60 milionów, trzynastki i świadczenia socjalne – o 32 miliony, podwyżki cen energii - 33 miliony. - Niedoszacowanie subwencji na ten rok to kwota 165 milionów złotych - wylicza Renata Kaznowska, wiceprezydent Warszawy odpowiedzialna za edukację. Już w czerwcu zaapelowała do ministra Piontkowskiego o "podwyżki dla nauczycieli z budżetu państwa" i zwiększenie subwencji oświatowej, a także o poważną debatę o polskiej oświacie i jej finansowaniu. - Mamy do czynienia z ekonomicznym demontażem oświaty w Polsce - mówiła wówczas.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24