"Gazeta Wyborcza" napisała, że prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego i prominentnego polityka Platformy Obywatelskiej Krzysztofa Brejzę rozpracowywali ci sami agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego, choć obie sprawy dzieliło wiele lat. Dziennik dodał, że za rekrutacją funkcjonariuszy stał Wiesław Jasiński, zaufany człowiek Mariusza Kamińskiego.
Centralne Biuro Antykorupcyjne użyło oprogramowania szpiegującego Pegasus wobec Krzysztofa Brejzy - polityka Platformy Obywatelskiej. Brejza był inwigilowany, kiedy prowadził kampanię wyborczą, będąc szefem sztabu wyborczego Koalicji Obywatelskiej. Reporterzy "Superwizjera" Łukasz Ruciński oraz Maciej Duda dotarli do ważnych świadków i nigdy niepublikowanych dokumentów, które pokazują kulisy tej inwigilacji.
"Gazeta Wyborcza" podała, że za pomocą Pegasusa inwigilowany był też Jacek Karnowski, prezydent Sopotu, który współprowadził kampanię wyborczą opozycji do Senatu.
Budowanie fundamentów
Dziennikarz Michał Kokot z "Wyborczej" ustalił, że Karnowskiego i Brejzę rozpracowywali od 2008 roku ci sami agenci CBA, którzy "niedawno odeszli na emerytury lub dostali intratne państwowe posady".
"Wyborcza" w artykule zatytułowanym "Operacja Karnowski i Brejza. Jak CBA szukało politycznych haków na opozycję" cofa się do czasów pierwszych rządów Prawa i Sprawiedliwości w latach 2005-2007. To właśnie wtedy powołano Centralne Biuro Antykorupcyjne, na czele którego stanęli Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik - obecnie szefowie MSWiA nadzorujący między innymi służby specjalne.
"Agenci, którzy zajmowali się później sprawami Jacka Karnowskiego i Krzysztofa Brejzy, byli rekrutowani spośród policjantów wydziału ds. zwalczania przestępczości gospodarczej i walki z korupcją Wojewódzkiej Komendy Policji w Gdańsku. Według naszych informacji w 2007 roku do powstającej delegatury ściągał ich Wiesław Jasiński, zaufany człowiek Kamińskiego" - pisze "Gazeta Wyborcza".
Jak czytamy w artykule, kierowane przez Jasińskiego w latach 2007-2009 gdańskie CBA "od samego początku prowadziło sprawy o wadze politycznej". "To Jasiński nadzorował działania operacyjne wobec ściganego przez PiS biznesmena Ryszarda Krauzego. Jedną z pierwszych spraw delegatury było również badanie rzekomych nieprawidłowości w sopockim ratuszu, w którym od lat rządził Karnowski, wówczas członek PO" - pisze "Wyborcza".
Operacja "Mewa"
Operacja, podczas której pod lupę wzięto prezydenta Sopotu otrzymała kryptonim "Mewa". Agenci CBA "badali, czy Karnowski nie działał na szkodę urzędu w sprawie jednej z dużych inwestycji prywatno-publicznych. Prawdziwy diament - jak sądzili - trafił się rok później" - czytamy w artykule.
W 2008 roku biznesmen Sławomir Julke, który - jak donosi "GW" - był skłócony z Karnowskim, miał przekazać prokuraturze nagranie, na którym słychać głos prezydenta Sopotu rzekomo żądającego łapówek w postaci dwóch mieszkań. Karnowski został wówczas zatrzymany. Do aresztowania jednak nie doszło, gdyż sąd uznał zgłoszony materiał dowodowy "za zbyt powierzchowny" - pisze "Wyborcza".
"GW" donosi również, że śledztwem przeciwko Karnowskiemu kierował agent specjalny Maciej W. Pod jego kierownictwem CBA postawiło politykowi kolejne zarzuty. "Twierdzili, że Karnowski kupił podejrzanie tanio samochody od lokalnego dealera, a inny przedsiębiorca miał mu wykopać instalację wodno-kanalizacyjną, gdy stawiał dom" - czytamy. "Wyborcza" zaznacza, że w sprawozdaniu z działalności za 2008 rok CBA uznało sprawę Karnowskiego za jedną z najważniejszych, nazywając ją "aferą sopocką".
Oddalenie zarzutów wobec Karnowskiego
Rok później ujawniono aferę hazardową. "Była to operacja CBA wymierzona w polityków rządzącej wtedy PO dotycząca próby ustawienia w Sejmie prawa dotyczącego hazardu" - pisze "GW". Niedługo później ówczesny premier Donald Tusk odwołał Mariusza Kamińskiego ze stanowiska szefa CBA. "Wraz z nim polecieli szefowie wszystkich delegatur" - dodaje "Wyborcza".
Według informacji dziennika część agentów prowadzących sprawę Karnowskiego została przeniesiona do Warszawy, do wydziałów technicznych lub administracyjnych. Ostatecznie zarzuty pod adresem prezydenta Sopotu upadły. Okazało się też, że nagranie, które miało obciążać Karnowskiego było "montowane i nagrywane z innego urządzenia", a "oryginalny dyktafon nigdy się nie odnalazł" - pisze "Wyborcza". Karnowski ostatecznie został uniewinniony.
Jak donosi "GW", agenci, którzy pracowali przy sprawie Karnowskiego zostali albo odsunięci na boczny tor, albo przeszli na emerytury. Andrzej P. zrezygnował z pracy w CBA w 2012 roku - dodaje dziennik.
Reaktywacja ludzi Kamińskiego i inwigilacja Brejzy
To jednak nie koniec ich kariery. Gdy w 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość ponownie doszło do władzy, gdańska ekipa Centralnego Biura Antykorupcyjnego z czasów pierwszych rządów PiS została reaktywowana - relacjonuje "Gazeta Wyborcza". "Andrzej P. wraca do delegatury w Gdańsku, ale już na stanowisko jej szefa" - czytamy w artykule.
To właśnie on stoi na czele CBA, gdy Biuro decyduje się na rozpoczęcie inwigilacji Karnowskiego systemem szpiegowskim Pegasus. "Andrzej P. nadzoruje również powstającą wówczas delegaturę w Bydgoszczy, którą kieruje inny dawny funkcjonariusz z zaciągu gdańskiego Jarosław S." - podaje "GW".
W tym miejscu sprawy Jacka Karnowskiego i Krzysztofa Brejzy się łączą. To bowiem właśnie bydgoska delegatura prowadziła sprawę polityka PO - ówczesnego szefa sztabu wyborczego Koalicji Obywatelskiej. On również był inwigilowany Pegasusem przez CBA. Brejzie także nie postawiono formalnie żadnych zarzutów.
"Według naszych informacji kierujący operacją przeciwko politykowi KO Jarosław S. ściągnął agenta specjalnego Macieja W. - tego samego, który prowadził dziesięć lat wcześniej sprawę Karnowskiego - na stanowisko operacyjne w Bydgoszczy. I powierzył mu do poprowadzenia sprawę tzw. afery fakturowej w Inowrocławiu. Prezydentem tego miasta jest Ryszard Brejza, ojciec Krzysztofa Brejzy. CBA będzie inwigilować obu polityków, a także ich najbliższe otoczenie" - czytamy w "Wyborczej".
Źródło: Gazeta Wyborcza