"Na paragonie nie mamy strip club, żona się nie dowie". W klubach go-go tracą pamięć i majątek

[object Object]
Oszustwa w klubach go-go - pierwsza część reportażu "Superwizjera"tvn24
wideo 2/4

Alkohol ze środkami odurzającymi, utrata świadomości i duże pieniądze wyciągane z konta. Wielu mężczyzn twierdzi, że kluby ze striptizem to "fabryka do okradania ludzi", a ofiarami mają padać głównie zagraniczni turyści. Zgłaszają się na policję, ta jednak umarza sprawy. Reportaż dziennikarzy "Superwizjera" TVN, Roberta Sochy i Macieja Dopierały "Oszukani w klubach go-go".

John Deverall z Nowej Zelandii w jednym z krakowskich klubów, który od lat działa w lokalu należącym do miasta, w dwie godziny stracił prawie dziewiętnaście tysięcy złotych.

- Do pokoju weszła jakaś kobieta, inna kobieta, z bezprzewodowym terminalem i powiedziała: "musisz zapłacić". Powiedziałem: "mam gotówkę, zapłacę gotówką". Odpowiedziała: "my nie akceptujemy gotówki, akceptujemy wyłącznie karty" - opowiada Nowozelandczyk.

Przyznaje, że "był dość zaskoczony". - Powiedziałem, że dziwi mnie to, że nie akceptujecie polskich pieniędzy w Polsce. Od tego momentu niemal za każdym razem, gdy usiłowałem zapłacić kartą, transakcje były odrzucane. Powiedziałem, że przykro mi, że transakcje są odrzucane. Ona powiedziała: "pójdę po inny terminal. To musi być coś z tym terminalem". Wyszła i wróciła z niby innym terminalem i ponownie usiłowała dokonać płatności. Powiedziała: "ten terminal jest problematyczny. Pójdę i przyniosę jeszcze inny terminal i spróbujemy ponownie". I tak właśnie zrobiła i ponownie spróbowaliśmy - relacjonuje Deverall.

Tymczasem, jak wynika z bankowego zestawienia, za każdym razem, gdy Nowozelandczyk wprowadzał PIN, dochodziło do skutecznej transakcji. Kwota rosła, mimo że kobieta obsługująca terminal twierdziła, że kolejne transakcje zostały odrzucone. W ten sposób na konto klubu została przelana równowartość niemal 19 tysięcy złotych, a karta Johna - prawie całkowicie opróżniona.

"Żona nie będzie wiedziała"

W Gdańsku, w turystycznym centrum miasta, od lat działa klub, który jest dobrze znany policji. Mimo licznych skarg klientów, wszystkie sprawy są regularnie umarzane.

Dwóch dziennikarzy "Superwizjera" TVN wchodzi do środka klubu, udając klientów. Dwaj inni pozostają na zewnątrz.

Reporterzy, którzy weszli do środka, dopytują, czy w klubie można płacić kartą. Kelnerka odpowiada twierdząco i zapewnia, że na paragonie nie figuruje "strip club", więc "nikt się nie dowie" i "żona nie będzie wiedziała".

Na stoliku natychmiast pojawia się darmowy alkohol, którego dziennikarze nie zamawiali: wiśniówka i tequila. Kobiety zachęcają do picia.

Dwa lata temu klient tego klubu zgłosił policji, że w jeden wieczór stracił ponad dziesięć tysięcy złotych. Natychmiast poddał się badaniom. W jego krwi zostały wykryte środki psychotropowe. Rozpoczęło się śledztwo, którego efektem była duża policyjna akcja, w ramach której między innymi pobrano próbki krwi klientów, którzy wyrazili na to zgodę. Na początku tego roku sprawa została umorzona, bo w próbkach nie znaleziono żadnych zakazanych substancji.

Do dziś do gdańskiej prokuratury wpłynęło ponad sto zgłoszeń o utraceniu znacznej gotówki w tym miejscu. Wszystkie sprawy są umarzane.

Oszustwa w klubach go-go - druga część reportażu "Superwizjera"
Oszustwa w klubach go-go - druga część reportażu "Superwizjera"tvn24

"Jestem w stu procentach pewien, że podano mi jakieś narkotyki"

Do podobnych sytuacji dochodzi w Krakowie - mieście szczególnie popularnym wśród zagranicznych turystów. Wystarczy wieczorny spacer po Rynku, by się zorientować na czym polega problem. Mężczyźni co chwilę są zaczepiani przez kobiety, które zapraszają ich do jakiegoś klubu ze striptizem. W jedną z takich pułapek wpadł kolejny rozmówca "Superwizjera".

George Smith pochodzi ze Szkocji. Kilka miesięcy temu, jak opowiada, został oszukany przez ten sam krakowski klub, którego ofiarą padł John Deverall. Zamówił piwo, po czym stracił pamięć oraz pięć tysięcy złotych, w zaledwie godzinę. Nie pamięta, w jaki sposób wrócił do hotelu.

Szkot mówi, że następnego dnia po wizycie w klubie czuł się "okropnie". - Byłem chory, nie mogłem jeść, tylko piłem wodę. Moje dżinsy były mokre od moczu, aż do samych kostek. Coś takiego nigdy wcześniej mi się nie przytrafiło. Jestem w stu procentach pewien, że podano mi jakieś narkotyki. To jest przerażające, że stało się to w miejscu popularnym wśród turystów, w samym centrum miasta - podkreśla.

"Proszę, użyj swojej karty jeszcze raz, możesz nam ufać"

Gdy John Deverall zaczął podejrzewać, że może być oszukiwany, usiłował zalogować się do swojego banku, aby sprawdzić stan konta. Obsługująca terminal kobieta nie pozwoliła mu na to. Sytuacja została zarejestrowana przez monitoring w klubie.

Mężczyzna komentuje to, co widać na nagraniu.

- "Nie, nie, nie. Nie sprawdzaj stanu swojego konta" Spójrz na mnie, mam piersi. Naprawdę nie chcesz teraz tego robić". Ona dalej: "Nie, nie rób tego, nie używaj swojego telefonu". Właściwie to siłą mi go odebrała, abym nie mógł się zalogować - relacjonuje.

Terminal wyświetlał niezrozumiałe dla niego informacje w języku polskim. Ponadto wyświetlał skrót NZD, oznaczający dolary nowozelandzkie. Kobieta obsługująca terminal miała twierdzić, że to oznacza tylko, iż karta jest z Nowej Zelandii, ale kwota widoczna na wyświetlaczu oznacza złotówki. Nie było to prawdą.

- "Użyj karty, jeszcze raz", przekonują mnie, abym to zrobił. "Dobry chłopak, dobry chłopak". Mówię: "Spójrzcie, mogę wam zapłacić gotówką, to nie jest problem". "Proszę, proszę, użyj swojej karty jeszcze raz, możesz nam ufać" - Deverall opowiada, co widać na nagraniu z monitoringu.

- Składa ręce i prosi, żebym włożył kartę do terminala. Pytam o paragony, a ona właśnie w tym momencie upycha je gdzieś za mną, żeby były poza zasięgiem mojego wzroku. A ten konkretny paragon zaraz wyrzuci za kanapę, żebym nie mógł go znaleźć. Właśnie usiłowałem złapać ten terminal, żeby dostać paragon. Ale ona mówi: "Nie wiem gdzie są te paragony, szukam ich, ale gdzieś znikły", a tak naprawdę schowała je za moimi plecami. Ale ja byłem albo za bardzo pijany, albo pod wpływem jakichś substancji, żeby to zauważyć - relacjonuje Nowozelandczyk.

Pytany, ile drinków wypił w klubie, odpowiada: - Sądzę, że kupiłem jeden drink. A potem może wypiłem jakieś dwa - trzy kieliszki. Może.

Dodaje, że następnego dnia "był kompletnie wycieńczony". - Po opuszczeniu klubu zwymiotowałem na chodnik. Czułem się bardzo źle. Nie byłem w stanie wstać z łóżka aż do popołudnia. Nigdy w życiu tak się nie czułem - mówi.

Ostatecznie śledztwo zostało umorzone. Niemal wszystkie ofiary twierdzą, że nie pamiętają swojego pobytu w klubach i że coś musiało im zostać dodane do drinków.

"Wypiłem kilka kieliszków. I właściwie nic więcej nie pamiętam"

Kolejny punkt na mapie klubów go-go to Warszawa. W stolicy w ciągu ostatnich trzech lat było 400 podobnych zgłoszeń. Wszystkie sprawy zostały umorzone. Ofiary to w większości obcokrajowcy.

Dziennikarze "Superwizjera" wchodzą do klubu, który przoduje w statystykach zgłaszanych oszustw. Z dokumentów prokuratury, do których dotarli reporterzy, wynika, że niektórzy goście mieli tu stracić nawet po 100 tysięcy złotych i więcej w jedną noc.

Kolejny rozmówca, który stracił duże pieniądze to James, Kanadyjczyk. W klubie, który odwiedzili dziennikarze, wydał 20 tysięcy złotych, ale twierdzi, że nigdy tam nie był. Dziewczyna, która zaczepiła go na ulicy w centrum Warszawy, zaprosiła go do sąsiedniego lokalu.

- Wypiłem kilka kieliszków. I właściwie nic więcej nie pamiętam. Jestem pewien, że podano mi jakieś narkotyki. Wiem ile mogę wypić i jak się wtedy zachowuję - mówi James.

"To taka fabryka do okradania ludzi"

Mężczyzna nie rozumie, jak to możliwe, że wydał pieniądze w klubie, w którym nigdy wcześniej nie był. Prowadzi swoje prywatne śledztwo. Razem z dziennikarzem "Superwizjera" idzie do klubu, który obciążył jego kartę kredytową.

Po wyjściu z lokalu nadal jest przekonany, że nigdy wcześniej tam nie był. To jednak nieprawda. Dziennikarze "Superwizjera" dotarli do akt śledztwa, które zostało umorzone. Wynika z nich, że w czasie, w którym James stracił świadomość, trafił do klubu, gdzie bawił się z kobietami. On jednak zupełnie tego nie pamięta.

James, pytany, ile transakcji wykonał wewnątrz warszawskiego klubu, odpowiada: - Powiedziano mi, że było sześć transakcji.

Potwierdza, że w sumie opiewały one na 20 tysięcy złotych. - Sądzę, że to taka fabryka do okradania ludzi - mówi Kanadyjczyk. Dodaje, że jego karta "została całkowicie opróżniona".

Oszustwa w klubach go-go - pierwsza część dyskusji
Oszustwa w klubach go-go - pierwsza część dyskusjitvn24

Stracił 70 tysięcy złotych, chociaż na koncie miał dwa tysiące

W tej samej kamienicy działa jeszcze jeden klub ze striptizem. Jego ofiarą padł kolejny rozmówca dziennikarzy, Mateusz. Na początku stycznia stracił tu 70 tysięcy złotych, mimo że wchodząc do klubu miał na koncie zaledwie dwa tysiące.

- Wejście było za darmo. Proponowano mi drinki, które były też gratis. Nie skusiliśmy się na nie, poprosiliśmy o wodę. Zapłaciłem za tę wodę kartą i pewnie to mnie zgubiło. Zauważyli, że płacę kartą, a właściwie telefonem za pomocą odcisku kciuka. Praktycznie od tej pory już niewiele pamiętam. Mam przebłyski, sceny, momentu kiedy kobieta do mnie wykrzykuje: "Skup się!". Wtedy pamiętam, że podawałem PIN tej kobiecie do aplikacji. To jest bardzo dziwne, że podałem jej PIN do aplikacji. Raczej musiałem być pod wpływem jakichś środków odurzających, nie w pełni świadomy - opowiada.

Za pomocą mobilnej aplikacji banku na konto Mateusza wzięto kredyt. - Bez w sumie jakiegokolwiek potwierdzenia telefonicznego ze strony banku. Po prostu w jednej minucie był wysłany wniosek, w tej samej minucie wpłynęły pieniądze. Tym samym sposobem zostały wypłacone, ta cała wartość kredytu - relacjonuje mężczyzna.

"Zapewniam, że czynności były wykonywane rzetelnie"

Mateusz zgłosił sprawę warszawskiej policji i ma nadzieję, że zostanie przeprowadzone rzetelne śledztwo. Klub, którego miał paść ofiarą, przoduje w policyjnych statystykach.

- Z własnych ustaleń poczynionych - a takich kontroli robiliśmy wiele - wiemy, że te osoby płacą te rachunki dobrowolnie - mówi nadkom. Robert Szumiata z Komendy Rejonowej Warszawa-Śródmieście.

Na uwagę dziennikarza, że policyjne umorzenia w takich sprawach są lakoniczne i schematyczne, odparł: - Treść umorzenia może być podobna do innych, ale zapewniam, że czynności były wykonywane rzetelnie.

Mimo setek niemal identycznych zawiadomień o przestępstwie, policja twierdzi, że nie ma żadnych dowodów na to, iż w klubach dosypuje się czegokolwiek do drinków.

"400 postępowań, czyli 400 osób, które zostały pokrzywdzone"

Dziennikarze "Superwizjera" odwiedzają kolejny klub w centrum Warszawy. Do tej pory do policji wpłynęło ponad sto zgłoszeń dotyczących tego lokalu. Reporterzy zauważają, że klub ma identyczny wystrój jak ten z Gdańska: takie same "przywoływacze" kelnerek, identyczne menu i cennik.

Ofiary tego lokalu to w zdecydowanej większości cudzoziemcy. Jeden z klientów miał tu stracić równowartość 150 tysięcy złotych. Wszystkie sprawy zostały umorzone.

- Faktycznie jest sporo przypadków. Biorąc pod uwagę nawet teren warszawski, jest ponad 400 postępowań. 400 postępowań, czyli 400 osób, które zostały pokrzywdzone działaniami tych klubów - przyznaje Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Dodaje, że "ograniczone środki dowodowe, brak możliwości większych ustaleń, nie pozwalają, by w tym zakresie wyciągnąć jakieś konkretne wnioski procesowe".

Pajęczyna spółek, tropy prowadzą do dwóch mężczyzn

Kluby ze striptizem to żyła złota. Wciąż powstają nowe. Czy mają ze sobą coś wspólnego? Dziennikarze "Superwizjera" analizowali powiązania między tymi klubami, które pojawiły się w reportażu. To pajęczyna spółek rozsianych po całej Polsce, ale na końcu tropy zawsze prowadzą do dwóch mężczyzn o imieniu Piotr. Jeden z nich, Piotr H., jest prezesem lub komandytariuszem w prawie 70 spółkach.

Jego firmy nie mają stron internetowych ani oficjalnych numerów telefonów. W Warszawie dziennikarze "Superwizjera" odwiedzają siedzibę spółki, która prowadzi klub w Gdańsku. Zastają zamknięte drzwi. Piotr H. mimo tak dużej skali interesów bardzo dba o to, aby pozostać w cieniu. Aby z nim porozmawiać, reporterzy odwiedzają kilkanaście siedzib jego spółek w całej Polsce. W nielicznych zastają pracowników, ale szefa tam nie ma.

Część klubów jest zarządzana przez spółki, za którymi stoi inny mężczyzna - Piotr N. On również jest nieuchwytny. Niektóre siedziby jego spółek to po prostu kluby ze striptizem. Pod jednym z adresów działa jakieś biuro.

Reporterzy zastają na miejscu jednego z pracowników. Pytany o kontakt z Piotrem N., odpowiada: - Pan N. nie udziela żadnych informacji, żadnego wywiadu, żadnej telewizji.

"To uderza w reputację Polski"

- Chciałbym, żeby ludzie odwiedzający Polskę mieli świadomość tego niebezpieczeństwa - mówi James.

Wskazuje, że "to dotyczy niemal całkowicie turystów". - Chciałbym, żeby Polacy też mieli świadomość tego, że to uderza w reputację Polski, wpłynie na turystykę. Rozmawiałem z innymi ofiarami i każda mówi to samo: w naszym kraju takie kluby zostałyby zamknięte, policja by to zrobiła. Ale tu wygląda na to, że trwa to od lat. Wiem, że Polska bardzo się turystycznie reklamuje, ale musicie chronić tych turystów. To jest rabunek - podkreśla Kanadyjczyk.

Oszustwa w klubach go-go - druga część dyskusji
Oszustwa w klubach go-go - druga część dyskusjitvn24

"Inne nazwy i szyldy, ale to wciąż to samo"

John Deverall nie wierzył, że jego transakcje zostały wielokrotnie odrzucone. Aby go przekonać, kobieta z klubu go-go dała mu jeden z paragonów. Za pomocą telefonu przetłumaczył jego treść na angielski. Rzeczywiście, na paragonie było napisane, że transakcja została odrzucona. Przeprosił za brak zaufania. Dopiero następnego dnia zorientował się, że to nie jego kwit. W dodatku był wystawiony w duńskich koronach.

Kobiety przekonały go, że wciąż im nie zapłacił. Ostatecznie zaakceptowały gotówkę. Jedna z nich poszła z nim nawet do bankomatu, aby wypłacił pieniądze i uregulował rachunek.

- Najbardziej dziwi mnie to, że to trwa od tak dawna. Zaczęło się od sieci Cocomo, nie wiem ile lat temu. Osiem lat temu? I wtedy wszyscy o tym pisali w Polsce. I po zrobieniu niewielkiego śledztwa stało się dla mnie oczywiste, że to są dokładnie te same kluby. Mają inne nazwy i szyldy, ale to wciąż to samo, te same lokale, nawet te same pokoje. Nic się nie zmieniło - uważa John Deverall.

Autor: ads//rzw / Źródło: tvn24

Źródło zdjęcia głównego: tvn24

Pozostałe wiadomości

Sekretarz generalny NATO Mark Rutte w środę składa wizytę w Polsce. Spotkał się z premierem Donaldem Tuskiem w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Później ma spotkać się z prezydentem Andrzejem Dudą. Rutte poprowadzi też wykład w warszawskiej Szkole Głównej Handlowej.

Szef NATO w Polsce: Putin musi to zrozumieć, nasza reakcja będzie niszcząca

Szef NATO w Polsce: Putin musi to zrozumieć, nasza reakcja będzie niszcząca

Aktualizacja:
Źródło:
PAP

Prokuratura Okręgowa w Warszawie skierowała do sądu akt oskarżenia w sprawie tragicznego wypadku na Trasie Łazienkowskiej. Podejrzany Łukasz Ż. będzie musiał się zmierzyć z zarzutem rozszerzonym o kwestie alkoholu i recydywy. W związku z tym grozi mu wyższa kara.

Zmiana zarzutu dla Łukasza Ż. Grozi mu nawet 30 lat więzienia

Zmiana zarzutu dla Łukasza Ż. Grozi mu nawet 30 lat więzienia

Źródło:
tvnwarszawa.pl

33. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zamknął się ostateczną kwotą 289 068 047,77 zł - ogłosił prezes Fundacji WOŚP Jerzy Owsiak. To kolejny rekordowy wynik Finału, a zebrane środki zostaną przeznaczone na potrzeby hematologii i onkologii dziecięcej. 

33. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy z rekordowym wynikiem

33. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy z rekordowym wynikiem

Źródło:
tvn24.pl

Jak długo zostanie z nami łagodna, wiosenna pogoda? W prognozach widać spore zmiany. Na początku kwietnia przypomni o sobie zima, wrócą chłód i śnieg. To, co szykuje aura w pierwszych tygodniach przyszłego miesiąca i co może nas czekać w Wielkanoc, sprawdza w modelach meteorologicznych synoptyk tvnmeteo.pl Arleta Unton-Pyziołek.

Czeka nas powrót zimy. Będą dwie fale chłodu. A co z Wielkanocą?

Czeka nas powrót zimy. Będą dwie fale chłodu. A co z Wielkanocą?

Źródło:
tvnmeteo.pl

Policjanci z Namysłowa (woj. opolskie) zatrzymali 46-latka, który jechał citroenem podejrzanie wolno. Okazało się, że z tyłu wiózł dzieci w wieku 4 oraz 6 lat. Maluchy zamiast w fotelikach leżały na rozwiniętej kołdrze.

Dzieci zamiast w fotelikach leżały na rozłożonej kołdrze

Dzieci zamiast w fotelikach leżały na rozłożonej kołdrze

Źródło:
tvn24.pl

Wyciek planów dotyczących operacji wojskowej na komunikatorze Signal ośmiesza Stany Zjednoczone - ocenił aferę, która położyła się cieniem na Donaldzie Trumpie i jego ekipie w Białym Domu, były szef placówki CIA w Moskwie. - Myślę, że oni traktują bezpieczeństwo narodowe jak politykę wewnętrzną. Kłamią, przemilczają sprawy i próbują zmieniać tematy, zamiast brać za to odpowiedzialność - dodał John Sipher, zaznaczając, co w tej sprawie niepokoi go szczególnie.

Były oficer CIA w Moskwie: USA ośmieszone przed całym światem

Były oficer CIA w Moskwie: USA ośmieszone przed całym światem

Źródło:
PAP

Austriacki przedsiębiorca Gerald Birgfellner jest w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie, gdzie składa zeznania w sprawie "dwóch wież". To kolejne przesłuchanie we wznowionym śledztwie. Przedsiębiorca twierdzi, że prezes PiS Jarosław Kaczyński go oszukał.

Gerald Birgfellner w prokuraturze. Zeznania w sprawie "dwóch wież"

Gerald Birgfellner w prokuraturze. Zeznania w sprawie "dwóch wież"

Aktualizacja:
Źródło:
tvn24.pl

Okres próbny, niższy próg wiekowy i "prawko" tylko na 15 lat - między innymi takie zmiany w prawie jazdy planuje Unia Europejska. Celem jest ograniczenie liczby wypadków na europejskich drogach.

Duże zmiany w prawie jazdy. Plany Brukseli

Duże zmiany w prawie jazdy. Plany Brukseli

Źródło:
PAP

Amerykański wysłannik do spraw Bliskiego Wschodu Steve Witkoff był w Rosji, kiedy został dołączony do dyskusji prowadzonej za pomocą komunikatora Signal - podała stacja CBS News. Najważniejsi urzędnicy w USA wymieniali się tam poufnymi i tajnymi danymi dotyczącymi planowanego ataku w Jemenie. Telewizja zaznacza, że nie jest jasne, czy aplikacja była zainstalowana na służbowym, czy prywatnym telefonie Witkoffa i czy ten właśnie egzemplarz z aplikacją miał on ze sobą w Rosji. 

Witkoff był w Rosji. A jego telefon? Kolejny odcinek amerykańskiej afery

Witkoff był w Rosji. A jego telefon? Kolejny odcinek amerykańskiej afery

Źródło:
PAP, CBS

Rząd planuje podwyżkę zasiłku pogrzebowego. Polska Izba Branży Pogrzebowej ocenia to pozytywnie i deklaruje, że będzie dążyła do utrzymania kosztów pochówku na obecnym poziomie.

Zasiłek pogrzebowy. Zapowiedź branży

Zasiłek pogrzebowy. Zapowiedź branży

Źródło:
PAP

O krok od tragedii na drodze ekspresowej S8 koło Rawy Mazowieckiej. Kierująca volkswagenem podczas włączania się do ruchu skręciła pod prąd wprost na nadjeżdżający samochód osobowy. Na szczęście w zdarzeniu nikt nie ucierpiał, 69-latka została ukarana wysokim mandatem.

O krok od tragedii. Wjechała pod prąd na drodze ekspresowej. Nagranie

O krok od tragedii. Wjechała pod prąd na drodze ekspresowej. Nagranie

Źródło:
tvn24.pl

Sąd okręgowy ogłosił wyrok w procesie odwoławczym w sprawie pobicia byłego wiceszefa Komisji Nadzoru Finansowego Wojciecha Kwaśniaka. Urzędnik nadzorujący kontrolę wołomińskiego SKOK-u w 2014 roku został napadnięty i dotkliwie pobity przed swoim domem w warszawskim Wilanowie.

Pobicie Wojciecha Kwaśniaka. Sąd złagodził wyrok głównemu oskarżonemu

Pobicie Wojciecha Kwaśniaka. Sąd złagodził wyrok głównemu oskarżonemu

Źródło:
PAP, TVN24

Wiceprezydent USA J.D. Vance poinformował, że wraz z żoną złoży w piątek wizytę na Grenlandii. Polityk stwierdził, że "sprawdzi, co się dzieje z bezpieczeństwem na Grenlandii" i odwiedzi tam amerykańską bazę wojskową. Wcześniej Usha Vance miała uczestniczyć w obchodach lokalnego święta. Duńczykom i lokalnym politykom się to nie podobało. Teraz Kopenhaga ze zmiany planów Amerykanów jest zadowolona.

J.D. Vance leci na Grenlandię. Zmiana planów USA spodobała się Duńczykom

J.D. Vance leci na Grenlandię. Zmiana planów USA spodobała się Duńczykom

Aktualizacja:
Źródło:
PAP, BBC, Euronews

Dyrektor CIA i szefowa Wywiadu Narodowego stawili się we wtorek na przesłuchaniu przed senacką komisją wywiadu, by tłumaczyć się z afery związanej z wyciekiem wiadomości z zamkniętego rządowego czatu. W trakcie dyskusji na komunikatorze omawiano między innymi szczegóły ataku na jemeńskich rebeliantów. Oboje urzędnicy starali się unikać konkretów i plątali się w odpowiedziach na poszczególne pytania senatorów. Dopytywani, czy informacje przesyłane na czacie miały charakter tajny, odsyłali za każdym razem do szefa Pentagonu.

Tak dyrektor CIA i szefowa wywiadu plątali się w odpowiedziach. "Odsyłam do szefa Pentagonu"

Tak dyrektor CIA i szefowa wywiadu plątali się w odpowiedziach. "Odsyłam do szefa Pentagonu"

Źródło:
PAP, CNN

W Koszalinie trwa rozbiórka Związkowca, najwyższego budynku w mieście. We wtorek na ulicę Zwycięstwa spadł gruz, kilka godzin później podjęto decyzję o wyłaczeniu jej z ruchu. W nocy doszło to obsunięcia się ściany. - Kawałek elementu żelbetonowego spadł na ten rozbiórki - potwierdza oficer prasowy koszalińskich strażaków.

W nocy osunęła się ściana, wcześniej fragmenty leciały na ulicę. Miasto zamknęło ulicę koło Związkowca

W nocy osunęła się ściana, wcześniej fragmenty leciały na ulicę. Miasto zamknęło ulicę koło Związkowca

Źródło:
tvn24.pl, PAP

W legionowskim oknie życia prowadzonym przez siostry urszulanki w nocy pojawił się noworodek. Chłopcem zaopiekowały się zakonnice, potem trafił w ręce medyków. "Nakarmiliśmy, zbadaliśmy (...) zabraliśmy do szpitala" - napisał w mediach społecznościowych ratownik medyczny.

Niemowlę w oknie życia. Ratownicy przekazali wiadomość rodzicom

Niemowlę w oknie życia. Ratownicy przekazali wiadomość rodzicom

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Kandydat PiS na prezydenta Karol Nawrocki zapewniał na spotkaniu w Kluczborku, że zna "realny problem kobiet". Chodzi o urlop wychowawczy, którego według niego "nie wpisuje się" kobietom do emerytury. Prawda wygląda inaczej.

Nawrocki o "realnym problemie" kobiet. Sprawdzamy, czy jest

Nawrocki o "realnym problemie" kobiet. Sprawdzamy, czy jest

Źródło:
Konkret24

Kanada zaostrza zasady dotyczące dopłat z dotychczasowych programów rządowych dla Tesli - donosi Reuters. Ponadto koncern nie będzie mógł korzystać z przyszłych dotacji, o ile Stany Zjednoczone nie zniosą ceł nałożonych na kanadyjskie produkty.

Uderzenie w Teslę. Koniec z dopłatami z budżetu państwa

Uderzenie w Teslę. Koniec z dopłatami z budżetu państwa

Źródło:
Reuters
"Kochanie, dlaczego nie lecimy do Egiptu?" Wolał się zaszczepić, niż tłumaczyć żonie

"Kochanie, dlaczego nie lecimy do Egiptu?" Wolał się zaszczepić, niż tłumaczyć żonie

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Policjanci z warszawskiego Śródmieścia zatrzymali 56-latkę, która podtruwała swoją znajomą z pracy, wlewając do jej napojów chemikalia. Pokrzywdzona po tym, jak doznała obrażeń wewnętrznych, zamontowała ukrytą kamerę, która potwierdziła jej przypuszczenia. Motywem przestępstwa był konflikt zawodowy.

"No właśnie stoi herbatka, więc wiesz…". Dolewała znajomej chemikalia do kubka

"No właśnie stoi herbatka, więc wiesz…". Dolewała znajomej chemikalia do kubka

Źródło:
tvnwararszawa.pl