Konflikt w Wodociągach i Kanalizacji w Opolu nie gaśnie. Dwa związki zawodowe żądają zakazu pracy dla prezesa, ale trzeci, najmniej liczny, chce jego powrotu. Związkowcy piszą w oświadczeniu, że są celowo marginalizowani.
O skomplikowanej sytuacji spółki Wodociągi i Kanalizacja w Opolu piszemy od kilku tygodni.
Prezes Ireneusz Jaki, prywatnie ojciec europosła Solidarnej Polski Patryka Jakiego, jest oskarżany przez pracowników o mobbing i łamanie praw pracowniczych. Od początku twierdzi, że zarzuty są kłamstwem i zemstą za ujawnienie nieprawidłowości w przetargu na energię elektryczną. W tej sprawie prezes złożył zawiadomienie do prokuratury, która przedstawiła zarzutu dwojgu wiceprezesom: Sebastianowi Paroniowi i Agnieszce Maślak. Oboje bronili wcześniej pracowników i w ich imieniu złożyli zawiadomienie do prokuratury w sprawie mobbingu ze strony prezesa. Zarzuty pracowników i kulisy sprawy związanej z przetargiem opisywaliśmy w lipcu w artykule: "Pracownicy oskarżają prezesa Wodociągów o mobbing. Ojca broni Patryk Jaki".
17 osób broni prezesa Ireneusza Jakiego
Jak informowaliśmy tydzień temu, dwa z trzech związków zawodowych w WiK wystosowały oświadczenie, w którym żądają zakazu pracy dla prezesa Ireneusza Jakiego i zabezpieczenia dóbr spółki.
W WiK Opole jest też trzeci związek zawodowy, Solidarność 80. Liczy 17 osób. Pracownicy spółki relacjonowali nam, że powstał on z inicjatywy prezesa. Ireneusz Jaki twierdzi jednak, że to "kolejne kłamstwo" i że nie zakładał "żadnych związków". Zażądał też sprostowania i opublikowania oświadczenia trzeciego związku zawodowego, który stoi po jego stronie. Do czasu ostatniej publikacji w sprawie stanowiska związków zawodowych to oświadczenie nie było jeszcze przekazane do informacji publicznej. Zaznaczyliśmy jednak, że Solidarność 80 planuje zabrać głos w tej sprawie.
Teraz otrzymaliśmy oświadczenie, w którym związkowcy z Solidarności 80 bronią prezesa. Publikujemy jego fragmenty:
"Od wypowiadania się o czyjejś winie albo rzekomym mobbingu jest Sąd, a nie Związki Zawodowe czy Rada Nadzorcza na podstawie wybiórczych rozmów z kilkoma pracownikami. Do ubiegłego roku nigdy temat rzekomego mobbingu się nie pojawił i według naszej wiedzy, żaden pracownik nie wystąpił na drogę sądową w takiej kwestii".
Związkowcy zaznaczają, że związki zawodowe, które podpisują się pod apelami kierowanymi do organów zewnętrznych i nadzorczych, reprezentują niewielką część pracowników zatrudnionych w spółce. Dodają, że po zawieszeniu prezesa nie podjęto działań w sprawie ochrony pracowników, choć zarzuty o niewłaściwych zachowaniach wobec podwładnych pojawiły się też wobec dwojga wiceprezesów.
Związkowcy piszą w oświadczeniu, że po zawieszeniu prezesa byli przez Sebastiana Paronia i Agnieszkę Maślak ignorowani. "Uważamy, że jawna dyskryminacja naszego Związku miała znaczący wpływ na rezygnacje z przynależności związkowej przez niektórych pracowników będących członkami naszej organizacji" - podkreślają.
- Jest nam niebywale przykro, że nasza spółka, zamiast być spokojnym miejscem pracy, stała się miejscem gierek, uprawianych przez dominującego właściciela, prezydenta Opola Arkadiusza Wiśniewskiego. Przez siedem lat prezes był nieustannie chwalony, a potem nagle się ten front zmienił o 180 stopni. Z konieczności należy zastanowić się, o co tutaj chodzi. Prezes miał ambicje, żeby tę spółkę wyprowadzić na szerokie wody - mówi Lucjusz Adrian Standera, przewodniczący związku Solidarność 80. Przekonuje, że za prezesury Ireneusza Jakiego spółka osiągała rekordowe wyniki, a obecnie jest w "ciężkim stanie".
Pytam przewodniczącego, czy nie wierzy pracownikom, którzy mówią o mobbingu.
W odpowiedzi zapewnia, że nigdy nie było tak, że prezes "sobie kogoś upatrzył". - Gdy pracowałem blisko z prezesem, czasem spotykałem się z jego impulsywnymi reakcjami, ale zawsze były wywołane nieterminowymi albo nierzetelnym wykonywaniem polecen - odpowiada przewodniczący. I wtóruje prezesowi, który oskarżenia o mobbing wiąże z zemstą za odkrycie nieprawidłowości w przetargu na prąd.
Ireneusz Jaki: oddawałem spółkę w doskonałym stanie
Prezes Ireneusz Jaki również zabrał głos w sprawie oświadczenia dwóch związków zawodowych. Napisał mi w wiadomości: "To kompletna bzdura o 140 osobach, które są przeciwko mnie. Wspomniane związki liczą zaledwie 70 kilka osób, a za głosowaniem i za wysłaniem tego pisma było jedyne 59 osób w kontrowersyjnej i nietransparentnej procedurze. To nawet nie jest 1/5 wszystkich pracowników". Napisaliśmy, że oba związki zawodowe liczą około 140 osób, co potwierdziła rada nadzorcza. Poinformowała też, że w głosowaniu wzięło udział 86 osób, za oświadczeniem podpisało się 74 osoby, przeciw pięć, wstrzymało się sześć, a jeden głos był nieważny.
Prezes podkreśla też, że osoby, które wypowiadały się w poprzednim artykule, nie są wiarygodnym źródłem. Pisze, że to osoby, które "otrzymały podwyżki i nagrody za zeznania na mnie. To oczywiste oferty korupcyjne i jest postępowanie ws. korupcji w tej sprawie".
Prezes Jaki podsumowuje: "Najważniejsze jednak, że oddawałem firmę w doskonałym stanie z rekordowymi zyskami. Dziś jest ona ledwo wypłacalna, a ludzie prezydenta są z zarzutami prokuratorskim za dziwny przetarg. Robią wszystko, aby odwrócić kota ogonem. Fakty są jednak takie, że firma po raz pierwszy nie wypłaciła dywidendy. Wszystko poszło na spłatę długów, a sytuacja spółki ciągle się pogarsza".
"Interesuje nas tylko sytuacja w spółce"
Prezes był zawieszony w swoich obowiązkach od 26 maja na trzy miesiące, po upływie tego terminu rada nadzorcza zdecydowała o kolejnym zawieszeniu. Sprawę mobbingu badała Państwowa Inspekcja Pracy, większość pracowników milczała w ankietach. Jednak ci, którzy zabrali głos, wydali opinie niekorzystne dla prezesa. W tej chwili trwa w spółce dodatkowa kontrola, którą nadzoruje Główny Inspektorat Pracy, czyli warszawska centrala inspekcji. W wiadomości przesłanej do nas rzecznik informował, że w sprawie pojawiły się "nowe okoliczności". Jakie? Tej informacji nie podano.
Niedawno decyzją sądu w Opolu prezes Jaki został przywrócony do pracy. Dziesięcioro pracowników tego samo dnia odmówiło wykonywania swoich obowiązków i poszło na zwolnienie. Rada nadzorcza zareagowała kolejną decyzją o zawieszeniu prezesa do dnia 30 listopada, którą motywowała chęcią ochrony pracowników. Swoje oświadczenie w tej sprawie wydały też dwa związki zawodowe, które nie chcą powrotu prezesa do spółki.
- Chcemy spokojnie wykonywać swoją pracę i interesuje nas tylko sytuacja w spółce. Prezes tego spokoju nam nie zagwarantuje, co pokazał w dniu pojawienia się w pracy - wyjaśniał Janusz Szczepankiewicz w imieniu Związku Zawodowego Pracowników WiK Opole.
Pracownicy wskazywali, że prezes w pierwszych godzinach po stawieniu się w siedzibie WiK miał zażądać dostępu do protokołu Państwowej Inspekcji Pracy, która analizowała atmosferę w spółce. jak podnoszą związkowcy w swoim liście, miał też zdegradować dwóch pracowników, a także przywrócić do pracy dwie inne osoby, zwolnione wcześniej przez wiceprezesów Sebastiana Paronia i Agnieszkę Maślak.
Prezes zażądał również, jak piszą związkowcy, wymiany całej obsady ochrony, mimo obowiązującego w całym kraju stopnia alarmowego BRAVO oraz 3 stopnia CHARLIE-CRP (sieci wodociągowe należą do tzw. infrastruktury krytycznej). A także miał kazać umyć pracownikom swój samochód służbowy, zlecił czyszczenie swojego gabinetu i poprosił o rozmontowanie stojaka na wydawany przez miejską spółkę periodyk "Czas na Opole", który opisywał sytuację w WiK. W Biurze Obsługi Klienta prezes nakazał też, jak wskazują związkowcy, powieszenie dyplomów i sportowych trofeów.
Pracownicy uważają, że wyżej wymienione zachowania prezesa to "wyraz buty, arogancji, szykanowania i zastraszania pracowników" i "szukanie celów do odstrzelenia".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24