Prokuratura Krajowa opublikowała sześć protokołów procesowych z relacji Marcina W., wspólnika Marka Falenty, dotyczących tak zwanej afery podsłuchowej. "Newsweek" wcześniej pisał, że W. miał zeznać, iż nagrania z restauracji Sowa i Przyjaciele, nim ujrzały światło dzienne, miały trafić w ręce rosyjskich służb. Autor artykułu Grzegorz Rzeczkowski mówił w TVN24, że upublicznione dokumenty "w żaden sposób nie potwierdzają, że prokuratora bada lub badała wątek szpiegowski w aferze podsłuchowej".
Tygodnik "Newsweek" opisał nowy wątek tak zwanej afery podsłuchowej, która w 2014 roku wywołała kryzys w rządzie Donalda Tuska. Według ustaleń autora artykułu Grzegorza Rzeczkowskiego wspólnik Marka Falenty, skazanego za zorganizowanie podsłuchów najważniejszych osób w państwie, zeznał, że zanim taśmy z restauracji Sowa i Przyjaciele wstrząsnęły polską sceną polityczną, trafiły w rosyjskie ręce, a "prokuratura wszczyna śledztwo, ale unika wątku szpiegostwa" w tej sprawie.
CZYTAJ WIĘCEJ: "Sensacyjne zeznania" i nowy wątek afery podsłuchowej >>>
Wspólnik Marka Falenty, Marcin W. złożył zeznania w sprawie afery w Prokuraturze Regionalnej w Gdańsku w czerwcu 2021 roku. Według "Newsweeka" to właśnie do Marcina W. miał się zgłosić Falenta w sprawie kontaktu z Rosjanami i z prośbą o zadanie pytania, "czy są zainteresowani nagraniami różnych ważnych osób".
Ziobro reaguje na słowa Tuska
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk, komentując te doniesienia, powiedział we wtorek między innymi, że w tej sytuacji tylko niezależna komisja śledcza "mogłaby wyjaśnić, na czym polega wpływ rosyjskich służb na energetyczną politykę PiS-u".
Minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro, w reakcji na wypowiedź byłego premiera, poinformował we wtorkowym oświadczeniu dla mediów, że "działając w interesie publicznym, podjął decyzję jako prokurator generalny o upublicznieniu relacji (procesowych - red.) pana Marcina W., które dotyczą materii, o których mówił podczas dzisiejszej konferencji prasowej Donald Tusk". Według niego zarzuty szefa PO skierowane do prokuratury, którą Ziobro kieruje, są "nieprawdziwe" i "bezpodstawne".
W środę wieczorem na stronie Prokuratury Krajowej opublikowano sześć protokołów zeznań Marcina W. Pochodzą z 23 września 2014 r., 24 sierpnia 2015 r., 20 listopada 2017 r., 16 lipca 2018 r., 16 września 2019 r. i 11 czerwca 2021 r. Na stronie PK opublikowano także decyzję prokuratora generalnego o ujawnieniu tych materiałów.
"Donald Tusk, przewodniczący Platformy Obywatelskiej, publicznie postawił poważne oskarżenia wobec prokuratury dotyczące rzekomego zatajania informacji i zaniechań w śledztwie. Powołał się na jeden z protokołów wyjaśnień Marcina W., pomijając inne jego relacje procesowe pozostające w związku z tematem wczorajszej konferencji. Dlatego postanowiłem, że interes publiczny wymaga, by obywatele poznali całość złożonych przez niego relacji dotyczących wątku kryminalno-politycznego w kontekście związków z Rosją" - napisał Ziobro. Dodał, że "w przeciwieństwie do Pana Donalda Tuska prokuratura nie podchodzi do ich treści bezkrytycznie".
Autor artykułu "Newsweeka" komentuje
Grzegorz Rzeczkowski z "Newsweeka" niedługo po ukazaniu się tych dokumentów na stronie PK mówił na antenie TVN24, że "jeszcze się z nimi w pełni nie zaznajamiał, ale są już pierwsze wnioski po tej pobieżnej lekturze".
- Przede wszystkim widać, że to jest element politycznej zagrywki czy rozgrywki ze strony prokuratora (generalnego – red.) Zbigniewa Ziobry, który zresztą niezbyt się z tym kryje. W decyzji pisze wyraźnie, że ta decyzja o ujawnieniu części tych protokołów związana jest z wystąpieniem Donalda Tuska - wskazywał.
- Pierwszy wniosek, jaki się nasuwa, to to, że te dokumenty w żaden sposób nie potwierdzają - absolutnie w żaden sposób, podkreślam - że prokuratora bada, badała wątek szpiegowski w aferze podsłuchowej, że zeznanie Marcina W. złożone w czerwcu ubiegłego roku wywołało jakiekolwiek konsekwencje w postaci działań prokuratury zmierzających do wyjaśnienia, do potwierdzenia czy negowania, do weryfikacji jego zeznań - kontynuował dziennikarz.
Podkreślił, że "nie mamy tutaj w ogóle opublikowanego zeznania z 29 czerwca". - 29 czerwca zostało złożone kolejne zeznanie przez Marcina W., w którym to Marcin W. potwierdził złożone wcześniej zeznanie, w którym obciążył Marka Falentę - wskazywał. Dodał, że w tym nieupublicznionym zeznaniu Marcin W. "powiedział, że Marek Falenta sprzedał te nagrania z czystej chęci zysku".
Na pytanie, czy ujawnione są zatem takie, które są wygodne dla ministra Ziobry, odparł, że "zdecydowanie tak".
- Dodam tylko, że nie ma badania wariografem, które zostało przeprowadzone przez biegłego sądowego dotyczące prawdomówności Marcina W. Ale jest za to jego zeznanie wyciągnięte z Centralnego Biura Antykorupcyjnego z Łodzi, zeznanie z 2019 roku, w którym mówi o tym, że wsparcia udzielał mu Grzegorz Napieralski - kontynuował. Napieralski obecnie jest posłem Koalicji Obywatelskiej.
- Intencje są według mnie jasne i przejrzyste - ocenił Rzeczkowski. Jak mówił, "chodzi o przykrycie sprawy podsłuchowej tego typu wrzutkami, które wskazują na jakąś odpowiedzialność polityków czy to Platformy, czy Koalicji Obywatelskiej i zepchniecie sprawy na boczny tor, skupienie uwagi opinii publicznej na wątkach pobocznych".
Rzeczkowski napisał później na portalu tygodnika "Newsweek", że "tylko jeden" z ujawnionych protokołów, ten z 11 czerwca 2021 r., "dotyczy tego, o czym pisał 'Newsweek', czyli sprzedaży nagrań z afery podsłuchowej Rosjanom".
"Prokuratura nie opublikowała za to protokołu kolejnego przesłuchania Marcina W., które odbyło się 29 czerwca 2021 r. Zeznał on wówczas, że to nie Rosjanie zlecali podsłuchy, ale to 'Falenta wykorzystał sytuację, by im sprzedać nagrania, które posiadał, żeby zarobić'. Motyw finansowy był jego zdaniem decydujący: 'Dla Falenty liczą się tylko pieniądze, nie ma znaczenia, co trzeba zrobić, by je dostać i czyim kosztem' – mówił w gdańskiej prokuraturze regionalnej Marcin W." - czytamy. "W dokumentach ujawnionych przez prokuraturę nie ma też wyniku badań wariografem Marcina W., które na zlecenie prokuratury przeprowadził sądowy biegły. Nie znalazły się w nich kluczowe pytania dotyczące tego, czy Marek Falenta sprzedał nagrania, ale czy był inspirowany przez Rosjan, czemu Marcin W. zaprzeczył w zeznaniach z 29 czerwca" - wskazał Rzeczkowski. "Nie ma wreszcie decyzji prokuratury o wyłączeniu sprawy do osobnego rozpoznania, co miało być efektem zeznań złożonych przez Marcina W., a co – według zapewnień śledczych z Gdańska – miało nastąpić w październiku zeszłego roku" - podkreślił. Dodał, że nie ma również "informacji wskazujących, że w tym postępowaniu badany jest wątek szpiegowski".
Reporter TVN24 Jan Piotrowski, który wczytał się w udostępnione przez prokuraturę pliki, mówił w magazynie "Polska i Świat", że dokumenty to "bardzo wybiórcza selekcja z bardzo różnych postępowań". - Sygnatury, które tam są, sugerują, że brakuje na przykład różnych dokumentów, że tam brakuje części protokołów z przesłuchań Marcina W. - dodał. Jego zdaniem w materiałach jest "chaos".
Wątek Michała Tuska i Grzegorza Napieralskiego. "Totalne bzdury"
W jednym z opublikowanych przez Prokuraturę Krajową protokołów z zeznań Marcina W. powiedział on, że wręczył łapówkę w wysokości 600 tysięcy euro osobie o inicjałach M.T. Protokół dotyczy przesłuchania Marcina W. jako świadka przez prokuratora Tomasza Tadlę z Prokuratury Regionalnej w Katowicach. Jest datowany na 20 listopada 2017 roku.
Według mediów chodzi o Michała Tuska, syna byłego premiera.
Michał Tusk odniósł się do sprawy w środę wieczorem w rozmowie z portalem Onet. "Nigdy nie poznałem Marka Falenty, nie znam Marcina W." - powiedział.
Przypomniał, że informacje o wspomnianych zeznaniach pojawiały się już w mediach. "To totalne bzdury. Prokuratura ma je od lat. Nigdy przez te wszystkie lata nie byłem nawet przesłuchiwany w tej sprawie" - podkreślał.
Treść tych zeznać opisywała już w lipcu 2020 roku "Gazeta Polska".
W opublikowanych zeznaniach jest też mowa o Grzegorzu Napieralskim, obecnie pośle Koalicji Obywatelskiej, w przeszłości między innymi liderze SLD i kandydacie na prezydenta w 2010 roku. Według zeznań Marcina W. Napieralski miał m.in. rzekomo oferować "spacyfikowanie" jednej z posłanek, która miała "czepiać się" jednej ze spółek węglowych należących do W. i Falenty w zamian za przelanie pieniędzy na konto fundacji, w której muzyki uczyły się jego córki.
"Insynuacje równie wiarygodne jak oświadczenie Rydzyka, że jego Maybach to prezent od bezdomnego. Nie będę wdawał się w manipulację, którą urządził Ziobro, odtajniając wybrane, niezweryfikowane rewelacje ze śledztw. To wszystko potwierdza konieczność powołania komisji śledczej" - skomentował to Napieralski na Twitterze.
Afera podsłuchowa
Afera podsłuchowa dotyczy nagrywania w latach 2013-2014 osób z kręgów polityki, biznesu oraz funkcjonariuszy publicznych w dwóch restauracjach. Nagrano między innymi ówczesnych szefów: MSW - Bartłomieja Sienkiewicza, MSZ - Radosława Sikorskiego, resortu infrastruktury - Elżbietę Bieńkowską, prezesa NBP Marka Belkę, szefa CBA Pawła Wojtunika.
Podczas nielegalnie nagranych spotkań utrwalono rozmowy ponad stu osób. Prokuraturze udało się ustalić tożsamość 97.
Prawomocny wyrok 2,5 roku bezwzględnego pozbawienia wolności usłyszał w grudniu 2017 roku w związku z tą aferą biznesmen Marek Falenta. W sprawie prawomocne kary w zawieszeniu wymierzono także szwagrowi Falenty oraz jednemu z kelnerów. Za pomoc śledczym odstąpiono od ukarania innego kelnera Łukasza N. Nakazano mu zapłatę 50 tysięcy złotych świadczenia pieniężnego.
Afera była jedną z głośniejszych spraw w ostatnich latach. Ujawnione w mediach nagrania wywołały w 2014 roku kryzys w rządzie Donalda Tuska. Po wyborach w następnym roku do władzy doszło PiS.
Źródło: tvn24.pl, PAP, Newsweek, Niezależna
Źródło zdjęcia głównego: TVN24