Nauczycielki Anna Zając z Warszawy i Alicja Kowalska z Gdańska opowiedziały o ich codziennej pracy. 18 godzin tygodniowo spędzają przy tablicy, ale wiele więcej zajmuje ta praca, której na pierwszy rzut oka nie widać: przygotowywanie zajęć, sprawdzanie klasówek i zajęcia doszkalające. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Anna Zając, od 13 lat nauczycielka języka angielskiego, zarabia 2400 złotych netto. Kończyła łącznie pięć specjalizacji.
57-letnia Alicja Kowalska, nauczycielka dyplomowana z 30-letnim stażem, może liczyć na 2700 złotych wynagrodzenia. Studiowała podyplomowo edukację zintegrowaną, terapię pedagogiczną, ukończyła kursy dotyczące dysleksji i mediacji.
Wymagających podopiecznych w pracy obu nauczycielek nie brakuje. Pani Anna w klasie ma pod opieką ponad 20 osób. - W tym dzieci z różnymi zaburzeniami: z zespolem Aspergera, z ADHD, z autyzmem - wylicza.
18 godzin tygodniowo obie nauczycielki spędzają przy tablicy. O wiele więcej zajmuje im jednak praca, której na co dzień nie widać.
- Spędzamy wiele godzin przygotowując się do zajęć, do lekcji, sprawdzając testy, kartkówki, spędzając czas na szkoleniach, na radach pedagogicznych - zwraca uwagę Anna Zając.
Alicja Kowalska zorganizowała dzieciom w ostatnich dniach wycieczkę. - To kwestia zorganizowania się, umówienia autokaru, dzwonienia po różnych firmach - mówi.
"Jakby moja praca nie była nikomu potrzebna"
Nie narzekają na to, bo siedzenie po godzinach w szkole czy zabieranie klasówek do domu jest wpisane w ten zawód. Narzekają, gdy oczekuje się od nich heroizmu, gdy nie pozwala się im żyć na minimalnym poziomie.
- Nigdy nie wyjeżdżałam na wczasy z dziećmi gdzieś dalej za granicę. Często w czasie wakacji musiałam pracować dodatkowo - mówi nauczycielka z Gdańska.
Jeśli nie dojdzie do porozumienia związkowców z rządem, 8 kwietnia obie nauczycielki rozpoczną strajk. Mówią, że ten protest to nie tylko walka o lepsze pieniądze. To też walka o godność. O ratowanie prestiżu zawodu, który coraz mniej młodych ludzi chce uprawiać.
- Mam poczucie, jakby moja praca nie była nikomu potrzebna. Jak gdyby każdy z ulicy, przypadkowa osoba, był w stanie zastąpić mnie podczas zajęć. Przynajmniej tak postrzegają nas ludzie - uważa Alicja Kowalska.
"To cudowny zawód"
Pani Anna przyznaje, że nieraz znajomi namawiali ją do zmiany pracy. Z pięcioma fakultetami w Warszawie pewnie nie miałaby z tym problemu. Wahanie było, ale na razie zawsze wygrywała pasja. - To cudowny zawód i ci, którzy pracują z dziećmi wiedzą, o czym mówię - podkreśla.
Pani Alicja również zwraca uwagę, że lubi swoją pracę i nie zamieniłaby jej na żadną inną. - Czuję satysfakcję w momencie, w którym oddaję klasę i widzę, że dzieci czytają, liczą - opowiada.
- Dlatego nie zabijajmy tej pasji, tej cudownej pracy. Niech do zawodu przychodzą najlepsi - apeluje Anna Zając.
Autor: asty/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24