Na siedem miesięcy więziena w zawieszeniu skazał łódzki sąd Michała Koterskiego, aktora i syna znanego reżysera. Koterski próbował sprzedać mieszkanie, do którego nie miał prawa i wyłudził 10 tys. zł zadatku.
Wszystko zaczęło się w listopadzie ubiegłego roku. Wtedy Koterski próbował małżeństwu sprzedać mieszkanie w Łodzi. Mieszkanie mieściło się w atrakcyjnej dzielnicy miasta. Podpisali umowę. Aktor zainkasował 10 tys. zł zadatku. Udostępnił kupującym lokal, aby zaczęli tam remont. W grudniu mieli się spotkać u notariusza i spisać akt notarialny. Nowi właściciele mieli dopłacić jeszcze 130 tys. zł. Ale Koterski nie pojawił się u prawnika, a jego telefon milczał.
Wtedy oszukani powiadomili prokuraturę. Okazało się, że mieszkanie należało do spółdzielni, aktor nie miał prawa go sprzedawać, na dodatek było zadłużne. Spółdzielnia skierowała już sprawę do sądu, a w grudniu ubiegłego roku egzekucją długu zajął się komornik.
Pokrzywdzeni twierdzą, że Koterski nie powiedział im, ani o długu, ani o tym, że nie jest właścicielem mieszkania. Z niedoszłymi właścicielami mieszkania skontaktowała się matka aktora. Próbowała ich nakłonić do rezygnacji z kupna mieszkania. Chciała też oddać podwójną wysokość zadatku. Niedoszli właściciele byli jednak nieugięci.
Koterski przeprasza Michał Koterski przyznał się do winy. - Byłem przekonany, że jako główny lokator mogę sprzedać mieszkanie - tłumaczył prokuratorowi. - Podpisałem umowę, ale potem zorientowałem się, że za nisko je wyceniłem. Poza tym twierdził, że kupcy wiedzieli, iż mieszkanie nie jest jego własnością.
Wyrok zapadł na jednej rozprawie. Sąd uznał aktora za winnego oszustwa. Skazał go nieprawomocnie na siedem miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. W ciągu pół roku musi też oddać wyłudzone pieniądze.
Koterski znany jest główne z filmów swego ojca Marka Koterskiego. Popularność przyniosła mu rola Sylwusia Miauczyńskiego w filmach "Dzień świra" i "Wszyscy jesteśmy Chrystusami". Współpracuje z Kubą Wojewódzkim w telewizji TVN.
Źródło: gazeta.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Barbara Ostrowska