Większość samorządów mogła przygotować się na większą liczbę absolwentów szkół pierwszego szczebla, aby nabór przebiegał w dobrej atmosferze i bez problemów - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 Dariusz Piontkowski. Minister edukacji narodowej odniósł się do problemów z rekrutacją podwójnego rocznika do szkół średnich. Przyznał, że zdaje sobie sprawę, że dzisiaj uczniów, którzy ubiegają się o miejsca w szkołach, jest więcej.
W tym roku do szkół ponadpodstawowych pójdą uczniowie z dwóch roczników - tego, który skończył ostatnią klasę gimnazjum, oraz o rok młodszego, który skończył ósmą klasę szkoły podstawowej. W związku z tym pojawiają się problemy z rekrutacją i miejscem w wybranych przez uczniów szkołach.
"Każdy powinien mierzyć siły na zamiary"
Minister edukacji Dariusz Piontkowski w "Faktach po Faktach" w TVN24 odniósł się do tej sprawy.
- Uważam, że każdy powinien próbować dostać się do takiej szkoły, do której by chciał. Tak samo jak każdy powinien próbować dostać się na takie studia, które by chciał albo do takiej pracy, którą chciałby wykonywać - mówił.
Jednak jak dodał, "każdy powinien mierzyć siły na zamiary".
Minister edukacji: samorządy mogły przygotować się do bezproblemowego naboru
Pytany, czy rozumie żal nastolatków, którzy byli bardzo dobrymi uczniami, a w tym roku usłyszeli, że bycie bardzo dobrym to za mało, odparł: - Czy pani wie o tym, że w poprzednich latach też tak bywało? Teraz jest podobnie. W poprzednim latach też bywało tak, że nie każdy uczeń dostawał się do szkoły, którą sobie wybierał.
Dodał, że "jest oddzielna rekrutacja dla uczniów po gimnazjum i dla uczniów po szkole podstawowej".
- Liczba oddziałów jest bardzo podobna. W mojej szkole, w której uczyłem przez ponad 20 lat, przygotowano sześć oddziałów dla uczniów po gimnazjum i sześć dla uczniów po szkole podstawowej. Poprzednio było łącznie osiem oddziałów - mówił.
Według niego, "większość szkół i większość samorządów mogła przygotować się na większą liczbę absolwentów szkół pierwszego szczebla, aby nabór przebiegał w dobrej atmosferze, bez problemów".
- Aby ci uczniowie znaleźli miejsce w takich szkołach, w których by chcieli się uczyć - mówił.
Przyznał, że zdaje sobie sprawę, że dzisiaj uczniów, którzy ubiegają się o miejsca w szkołach jest więcej, niż w poprzednim roku.
- Ale to jest podobna liczba, jaka była na przykład w roku 2010 - stwierdził.
- W tym roku jest zbieżność roczników, które są najmniej liczne. Gdyby tego typu zmiany odbywały się za rok, za dwa, czy za trzy lata, to tych uczniów byłoby jeszcze więcej. Myślę, że dlatego pani minister Zalewska wybrała akurat ten rocznik, aby spróbować tę zmianę przeprowadzić - wyjaśniał. - Chociaż ze względów politycznych nie jest to dobre, bo za kilka miesięcy mamy wybory. Więc gdyby kierowała się tylko i wyłącznie polityką to przełożyłaby ten moment, kiedy absolwenci gimnazjów i szkół podstawowych po raz pierwszy trafialiby do szkół średnich, na dwa czy trzy lata do przodu.
Minister edukacji podkreślił również, że rozmawiał z prezydentem Warszawy i z przedstawicielami związków zawodowych. - Jestem umówiony z kolejnymi korporacjami samorządowymi, rozmawiamy także przy okrągłym stole z rodzicami, z uczniami i wszystkimi, którzy są zainteresowani dobrem polskiej szkoły - wymieniał.
- Dopiero rozmowa pozwoli przygotować rozwiązania, które będą, po pierwsze, jak najlepsze, a po drugie, akceptowane - dodał.
"To samorządy organizują nabór"
Piontkowski odniósł się także do wystąpienia Rzecznika Praw Obywatelskich. Adam Bodnar zapytał szefa MEN, jak chce poprawić sytuację uczniów z podwójnego rocznika. Według niego, "obecna trudna dla wielu uczniów sytuacja nie miała swojego precedensu w latach poprzednich".
Zdaniem ministra, Rzecznik Praw Obywatelskich swoje pytania w tej sprawie powinien kierować nie do niego, tylko do samorządów, gdyż to one organizują nabór do szkół.
- Gdy dziś rozmawialiśmy z przedstawicielami kilku samorządów, którzy pokazywali jak organizują nabór, to oni wyraźnie podkreślali, że jest to zadanie samorządów i oni do tego zadania dobrze się przygotowali - mówił.
Na uwagę, że to było kilku samorządowców Prawa i Sprawiedliwości, odparł: - To miałem sprowadzić kilkuset? Rozmawiam także z tymi, którzy nie są z Prawa i Sprawiedliwości.
- Rozmawiałem choćby z panem Trzaskowskim i ja rozumiem, że on widzi nieco inaczej sytuację w szkolnictwie, ale jednocześnie mówi o tym, że on i wielu innych prezydentów miast chciałoby zdecydowanie więcej kompetencji, a jednocześnie potem, gdy kompetencje przejmują, to proszą ministerstwo o to, co zrobić z problemami, z którymi nie radzą sobie - mówił Piontkowski.
Minister: prezydenci dużych miast zamiast płakać, powinni uspokajać
Wskazał, że "każdego roku rodzice uczniów składających dokumenty do szkół średnich są pełni obaw, czy ich dziecko dostanie się do wybranej szkoły i chcieliby, aby była to szkoła jak najlepsza i by dziecko odebrało dobrą edukację".
- Ja też chciałabym, żeby tak było. Te emocje, niestety, będą związane z każdą rekrutacją, bo nie zawsze uda się dostać do szkoły, którą się sobie wybrało na samym początku - dodał.
Jego zdaniem, "emocje są także większe dlatego, że media je bardzo mocno podkreślają", a "niektórzy samorządowcy próbują wprowadzić chaos, zwłaszcza chaos medialny".
- Pamiętajmy, że prezydenci miast to są także politycy, którzy zachowują się jak politycy i chociaż dzisiaj mówią, że są samorządowcami, to na przykład prezydent Warszawy jest jednym z czołowych polityków Platformy Obywatelskiej - ocenił. - Próbują wykorzystywać emocje i obawy rodziców, aby stworzyć chaos - stwierdził.
- Prezydenci dużych miast zamiast płakać, powinni mówić w ten sposób: "proszę się nie obawiać, rodzice bądźcie spokojni, każde z waszych dzieci znajdzie miejsce w szkole. Jesteśmy do tego przygotowani, mamy wyjścia alternatywne. Będziemy organizowali kolejne oddziały". A zamiast tego mówią: "Boże jest straszna tragedia" - mówił.
Autor: kb//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24