- Wsparcie dzieci z indywidualnymi potrzebami w kształceniu to jedno z największych wyzwań polskiej edukacji. Bo na końcu chodzi przecież o to, by każdy korzystał ze swojego potencjału i znalazł w życiu dorosłym swoje miejsce na świecie. Nauczyciele nie zostaną bez wsparcia - mówi Izabela Ziętka, wiceministra edukacji, która zajmuje się edukacją włączającą.
W reportażu "Z rozpaczy tracą pamięć albo chcą zniknąć. Piszą SMS do mamy: "Niehce mi się rzyć" rodzice dzieci z zaburzeniami neurorozwojowymi opowiedzieli nam swoje historie. Opisywali przerzucanie dzieci w spektrum autyzmu lub z ADHD od placówki do placówki, niechęć ze strony nauczycieli i brak wsparcia systemowego. O swojej pracy z uczniami, którzy mają orzeczenia o potrzebie indywidualnego kształcenia, opowiedzieli też nauczyciele. Przyznają, że brakuje nauczycieli wspomagających, praca w klasach, gdzie są zarówno dzieci z orzeczeniami, jak i innymi problemami, na przykład zaburzeniami nastroju, jest dla nich ogromnym wyzwaniem. Chcieliby rozwinąć swoje kompetencje, ale proponowane przez szkoły kursy doszkalające są, ich zdaniem, słabej jakości, a za te profesjonalne trzeba sporo zapłacić. Nauczyciele współorganizujący kształcenie mówią zaś o tym, że system jest po prostu niewydolny i należy poprawić warunki pracy w oświacie.
Czy Ministerstwo Edukacji Narodowej ma pomysł na to, jak wspomóc zarówno rodziców, jak i nauczycieli w kształceniu uczniów z orzeczeniami i z różnymi innymi trudnościami w nauce? Pytamy Izabelę Ziętkę, wiceministrę edukacji, która odpowiada m.in. za obszar związany z edukacją włączającą.
Iga Dzieciuchowicz: Przemysław Czarnek, poprzedni minister edukacji, chciał rozbudowywać szkoły specjalne i był przeciwnikiem edukacji włączającej. A Pani jakie ma plany?
Izabela Ziętka: Prace nad wdrożeniem edukacji włączającej trwały w resorcie już od 2014 roku. Tak wynika z dokumentów, do których dotarłam. Zrobiłam audyt projektów, by zobaczyć, co się udało, a co jeszcze przed nami. Nie mogę jednak powiedzieć, że nic się w tej kwestii nie działo, projekty były realizowane (np. dotyczący oceny funkcjonalnej, modelu wczesnego wspomagania rozwoju). Problemem jest to, że po realizacji tych projektów zmiany nie były wdrażane w szkołach.
Poprzedni rządzący sugerowali, że edukacja włączająca to jakaś ideologia. Nie zgadzam się z tym. Edukacja włączająca to prawo do dostępnej edukacji dla wszystkich w miejscu, które rodzic i dziecko wspólnie wybiorą. Oczywiście szkoły specjalne mają ogromną rolę do odegrania i będziemy je wspierać. Tam jednak, gdzie jest to możliwe, rodzice i dzieci muszą mieć prawo do wyboru swojej lokalnej szkoły, a ta szkoła musi mieć odpowiednie zasoby i wsparcie innych instytucji (np. poradni czy specjalistycznego centrum), aby na potrzeby dziecka odpowiedzieć.
Jest Pani praktykiem, tematem dzieci z indywidualnymi potrzebami edukacyjnymi zajmuje się pani już ponad 20 lat. Co jest w tej chwili największym problemem edukacji włączającej?
Edukacja włączająca to moja pasja. Byłam nauczycielką i dyrektorką specjalnego ośrodka szkolno-wychowawczego, pracowałam również w poradni psychologiczno-pedagogicznej, kierowałam też przedszkolem w Niemczech, w którym dominuje podejście inkluzywne, więc znam też zagraniczne strategie w edukacji włączającej. W Polsce na pewno wciąż potrzebne są szkolenia w tym zakresie dla nauczycieli przedmiotowców. Nauczyciele, którzy współorganizują kształcenie dzieci z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego, są specjalistami i dobrze znają swój fach.
Natomiast wsparcia wymagają nauczyciele, którzy pracują w szkołach publicznych i uczą dzieci i młodzież z niepełnosprawnościami, na przykład w spektrum autyzmu. W przedszkolach i klasach młodszych nauczyciele jeszcze jakoś sobie radzą. W klasach 4-8 i szkołach ponadpodstawowych zaczyna się problem, nauczyciele przyznają, że brak im umiejętności pracy z osobami neuroróżnorodnymi. Jest to trudne, nawet jeśli wspiera ich nauczyciel współorganizujący. A trzeba pamiętać, że według najnowszych danych Ministerstwa Edukacji ponad 70 procent uczniów z orzeczeniami uczy się w szkołach ogólnodostępnych.
W moim reportażu o problemach edukacji włączającej nauczyciele mówią, że są rzuceni na głęboką wodę. Uczono ich, jak interpretować poezję Słowackiego, a mają w klasie osoby w spektrum czy z zaburzeniami nastroju. Za profesjonalne szkolenia w tym zakresie płacą z własnej kieszeni. Jakie są pomysły resortu, by to zmienić?
To palący problem. Wciąż musimy budować świadomość na temat neuroróżnorodności i zaburzeń psychicznych. Nauczyciele nie zostaną bez wsparcia. Mamy przygotowany projekt konkursowy wspierający społeczno-wychowawczą funkcję szkoły, który zakłada wsparcie konsultacyjne i szkoleniowe dla dyrektorów szkół i nauczycieli, przede wszystkim w zakresie praw osób z niepełnosprawnościami, równouprawnienia płci i niedyskryminacji.
W tym projekcie oddajemy również głos uczniom, to oni będą mówić o tym, jak widzą szkołę, która szanuje ich podmiotowość i indywidualne potrzeby. Szkoły dostaną też narzędzie do samooceny, które pozwoli zbadać stopień zawansowania wdrażania edukacji włączającej w danej placówce. Poznanie perspektywy samych uczniów na pewno podniesie świadomość wśród nauczycieli, którzy często przecież nie wiedzą, z czym mierzy się na co dzień np. osoba neuroatypowa. Na ten projekt będzie przeznaczone 20 milionów złotych. Mamy też konkurs na rozbudowanie e-materiałów, na ten cel wydamy ponad 50 mln zł.
A jak można systemowo pomóc rodzicom, którym rodzi się dziecko z zaburzeniami neurorozwojowymi?
Trzeba wesprzeć poradnie psychologiczno-pedagogiczne, bo to tam w pierwszej kolejności trafiają dzieci, które mają specjalne potrzeby edukacyjne. Właśnie w Ministerstwie Edukacji Narodowej rozpoczęliśmy projekt "Przygotowanie kompleksowego wsparcia poradni psychologiczno-pedagogicznych", na który przeznaczamy 6 milionów złotych, a na granty dla samych poradni prawie 84 mln zł. Projekt zakłada m.in. przygotowanie pracowników poradni do roli wspierającej rodziców i dzieci w edukacji włączającej. Obecnie poradnie często kojarzą się rodzicom tylko z diagnozą i wydawaniem orzeczeń. Poradnie muszą być miejscem, w którym rodzic otrzyma kompleksową wiedzę i pomoc. Poradnia musi służyć także nauczycielom wspierać ich rozwój kompetencyjny.
Dwa lata temu ruszył też pilotażowy projekt Specjalistycznych Centrów Wspierania Edukacji Włączającej, którym zostały objęte 23 placówki specjalne. Celem jest stworzenie 285 takich centrów w województwach i poprawa dostępności edukacji dla dzieci o zróżnicowanych potrzebach w kształceniu. Nauczyciele i pedagodzy w szkołach specjalnych to najlepsze źródło wiedzy, jak należy pracować z uczniem o szczególnych trudnościach i tę wiedzę musimy wykorzystać. Stawiamy na szkolenia, współpracę między instytucjami, takimi jak poradnie, ośrodki pomocy społecznej i placówki doskonalenia nauczyciela. Wyniki tego programu poznamy w kwietniu, ale już z rozmów z zaangażowanymi w projekt ekspertami wiem, że wnioski są pozytywne. Projekt będzie miał drugą edycję. Na budowę skoordynowanego systemu pomocy specjalistycznej opartego na Specjalistycznych Centrach Wspierających Edukację Włączającą mamy ponad 220 mln zł.
Rodzice dzieci z ADHD czy zespołem Tourette'a nie mogą liczyć na orzeczenie o specjalnych potrzebach edukacyjnych, bo akurat te zaburzenia się do niego nie kwalifikują. Mówią o dyskryminacji, bo szkoły mimo wiedzy o diagnozie nie mają obowiązku wspierać takich dzieci. Czy resort zamierza rozpatrzyć tę kwestię i wpisać te zaburzenia na listę uprawnionych do orzeczenia?
Zastanawiamy się, w jaki sposób rozwiązać te kwestie, bo pomoc jest potrzebna, nie tylko tym dzieciom, które mają konkretnie stwierdzoną jednostkę dotyczącą zaburzeń neurologicznych czy neurorozwojowych. Są też dzieci z zaburzeniami lękowymi czy chorobami onkologicznymi, innymi rzadkimi chorobami i te dzieci są często wyjęte z systemu edukacyjnego, kształcą się w nauczaniu indywidualnym. Myślę jednak, że mamy już w resorcie na to rozwiązanie.
Jakie?
Bardzo liczę na duży projekt "Wspieranie dostępności edukacji dla wszystkich osób uczących się". Ma on na celu uzupełnienie istniejącej bazy narzędzi wspomagających ocenę przez nauczycieli i specjalistów potrzeb uczniów oraz planowania na tej podstawie wsparcia, a także rozwijanie kompetencji kadry oświatowej w obszarze pracy z dziećmi i uczniami z uwzględnieniem ich potrzeb edukacyjnych i rozwojowych. Na ten projekt przeznaczamy prawie 92 mln złotych. Potrwa on do końca 2028 roku.
W ramach projektu, realizowanego przez Uniwersytet Śląski w Katowicach we współpracy z czterema innymi uczelniami, w ciągu ostatnich dwóch lat prowadziliśmy w powiatach pilotażowy program związany z tak zwaną oceną funkcjonalną, która pozwala na rozpoznanie potrzeb dziecka, zaplanowanie wsparcia, a następnie monitorowanie jego wpływu na funkcjonowanie dziecka. W te działania były włączone instytucje z różnych sektorów: żłobki, przedszkola, szkoły, poradnie psychologiczno-pedagogiczne, powiatowe centra pomocy rodzinie, ośrodki pomocy społecznej, ale też lekarze. Chodzi o to, żeby zarówno w rozpoznanie potrzeb dziecka, jak i potem w planowanie i realizację pomocy zaangażowane były te instytucje, które tej pomocy mogą i powinny, zgodnie z ich kompetencjami, udzielać. Potrzebna jest współpraca w tym procesie. Ważną rolę ma tu też nauczyciel, który na co dzień spotyka się z dzieckiem – widzi, jakie ma trudności i jakie ma talenty. Przygotowaliśmy dla nauczycieli pomoc w przyjrzeniu się temu, jak uczeń funkcjonuje w szkole - narzędzie w formie kwestionariusza, który pozwala już na najwcześniejszym etapie zidentyfikować dzieci z indywidualnymi potrzebami edukacyjnymi.
Trzeba pamiętać, że im wcześniej zacznie się pracę z dzieckiem, tym szybciej będziemy mogli zaplanować drogę edukacji dziecka. Wiele dzieci z zaburzeniami neurorozwojowymi jest w normie intelektualnej, a nawet ponad normę. Dzięki wczesnemu rozpoznaniu potrzeb te dzieci mogą być już od żłobka przygotowywane do edukacji w szkole ogólnodostępnej. Ocena funkcjonalna pozwoli też rodzicom na wczesną analizę ewentualnych trudności dziecka. Będzie też platforma online stworzona dla poradni (na ten cel przeznaczymy 10 mln zł), gdzie specjaliści będą mieć wgląd w dotychczasową ścieżkę edukacji dziecka. Pilotażowy program w zakresie oceny funkcjonalnej już się odbył, dał dobre rezultaty, są nim nawet zainteresowane inne kraje.
A co z dziećmi, które już są w szkołach integracyjnych czy ogólnodostępnych, lecz nauczyciele niechętnie dostosowują edukację do ich potrzeb? Bo i takich głosów wśród rodziców jest sporo.
Możemy wprowadzać kolejne procedury, szkolić i uświadamiać, ale na końcu zawsze jest człowiek. Nauczyciele również nie mają wsparcia, mierzą się z wieloma problemami uczniów, nie tylko tych z orzeczeniami, ale też uczniów w depresji czy z zaburzeniami lękowymi. I muszą uczyć, biorąc pod uwagę potrzeby wszystkich uczniów w klasie.
Być może nauczyciele, których opisują rodzice w pani reportażu, nie potrafili dobrze ocenić potrzeb i możliwości rozwojowych dziecka. Bo na przykład opinia z poradni, że dziecko ma ADHD, ląduje u pedagoga szkolnego na stole i tam zostaje, nie ma przełożenia tej wiedzy na praktykę i pracę z uczniem. To się niestety często zdarza. Nasze projekty dotyczące edukacji włączającej mają to zmienić.
Chcemy, by nauczyciele czuli się pewnie, mieli aktualną wiedzę i narzędzia, by wspomóc uczniów tak, by później dobrze funkcjonowali w społeczeństwie. A są na to dobre przykłady, choćby w Jarosławiu w województwie podkarpackim nastolatki na zajęciach z robotyki budują protezy kończyn i drukują je w drukarce 3D. To dzieci, które za chwilę znajdą zatrudnienie w branży nowych technologii, będą mogły pracować, samodzielnie się utrzymać i będą miały ogromną wrażliwość społeczną. W województwie lubuskim Stowarzyszenie "Dalej Razem" prowadzi wzorcową placówkę, która zatrudnia osoby w spektrum autyzmu w drukarni lub przy produkcji paluszków gryczanych.
Wsparcie dzieci z indywidualnymi potrzebami w kształceniu to jedno z największych wyzwań polskiej edukacji. Bo na końcu chodzi przecież o to, by każdy korzystał ze swojego potencjału, znalazł w życiu dorosłym swoje miejsce na świecie i był w nim szczęśliwy.
Autorka/Autor: Iga Dzieciuchowicz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Marcin Obara/PAP