Na terytorium Polski wciąż napływają migranci sprowadzani na Białoruś przez reżim w Mińsku. Niektórzy z nich po przejęciu przez polskie służby odsyłani są na granicę z Białorusią. - To, co wszyscy uczestnicy tej rozmowy uważamy za humanitaryzm, Alaksandr Łukaszenka będzie traktował jako dowód słabości – komentował w "Faktach po Faktach" były chargé d’affaires ambasady Polski na Białorusi Witold Jurasz. Według Aleksandry Fertlińskiej z Amnesty International "wszystko, co się dzieje teraz na polskiej granicy, nie jest zgodne z prawem polskim, jak i z prawem międzynarodowym".
Sytuacja na granicy z Białorusią nie zmienia się. Dochodzi do coraz większej liczby przypadków, w których migranci starają się dostać na terytorium Polski. Są to w większości ludzie z Bliskiego Wschodu oraz Afryki. W grupach migrantów są nie tylko dorośli, ale też dzieci. - Wczoraj zatrzymaliśmy kobietę w ciąży, która prowadziła ze sobą 13 dzieci. To nie były jej dzieci. Wygląda na to, że zostały odłączone od swoich rodzin i siłą przepchane na polską stronę. Połowa tych dzieci trafiła do szpitala, bo są chore na COVID-19 - mówił w poniedziałek Tomasz Praga, komendant główny Straży Granicznej.
Do sprawy w czwartkowym wydaniu "Faktów po Faktach" odnieśli się dziennikarz Onetu i były chargé d’affaires ambasady Polski na Białorusi Witold Jurasz oraz Aleksandra Fertlińska z Amnesty International Polska.
Sytuacja na granicy z Białorusią. Jurasz: reżim Łukaszenki to organizator tej operacji
- Mamy do czynienia z dwoma push-backami. Pierwszy to jest to, co robi nasza Straż Graniczna. Mamy też drugi rodzaj push-backu, to znaczy my siebie jako naród pchamy do tytułu - ocenił gość TVN24.
- Żyjemy w rzeczywistości, w której mamy do czynienia z jawnie rasistowskimi wypowiedziami – mówił, nawiązując do treści prezentacji przedstawionej na konferencji prasowej szefów MSWiA i MON - Mariusza Kamińskiego i Mariusza Błaszczaka. Z drugiej strony, odnosząc się do rozmowy z marszałkiem Senatu Tomaszem Grodzkim, który był pierwszym gościem "Faktów po Faktach", ocenił, że marszałek "mówiąc o tej sytuacji, zdołał nie wymienić nazwiska Alaksandra Łukaszenki i nie wymienić skrótu KGB". - To są organizatorzy tej operacji. Abstrahowanie od tego zaciemnia rzeczywistości – wskazał.
- Proszę na moment się wczuć w to, jak myśli Łukaszenka. To, co wszyscy uczestnicy tej rozmowy uważamy za humanitaryzm, Alaksadr Łukaszenka będzie traktował jako dowód słabości. Jeżeli wpuścimy 30 osób, to jutro się pojawi 100 – powiedział.
- Jeżeli to są dzieci, kobiety w ciąży, czy osoby, które jeżeli się odeśle, to istnieje prawdopodobieństwo, że im się coś stanie, to w takich wypadkach nie należy stosować tej polityki (push-back – red.), bo wszystko musi mieć swoje granice, ale polityka jest sztuką wyważania wartości i interesów. Jeżeli wybierzemy jedną ze skrajności, to za to zapłacimy – dodał.
Aleksandra Fertlińska o zasadach ubiegania się o azyl
Pytana o procedurę push-back, Aleksandra Fertlińska zaznaczyła, że "to nie jest legalna procedura". - Wszystko, co się dzieje teraz na polskiej granicy, nie jest zgodne z prawem polskim, jak i z prawem międzynarodowym. Każda osoba, która stawia się na granicy danego kraju - nawet jeżeli nie ma dokumentów, nawet jeżeli przekroczyła tę granicę w sposób nieregularny - i mówi, że grozi jej niebezpieczeństwo, ma prawo, żeby ubiegać się o azyl w danym kraju. Nieważne są okoliczności, w jakich pojawiła się na granicy, chroni ją prawo – mówiła.
Jak dodała, "nie jest tak, że taka osoba zawsze dostanie status uchodźcy". - Czasem te decyzje są negatywne i te osoby muszą powrócić do krajów, z których przybyły - tłumaczyła.
Według niej, rozporządzenie o ruchu granicznym, które reguluje obecne działania na granicy polsko-białoruskiej "jest niezgodne ze standardami międzynarodowymi". - Zaprzecza funkcjonowaniu możliwości ubiegania się o azyl. (…) Każda osoba, która pojawia się na terytorium polskim i mówi, że potrzebuje ochrony, jej wniosek powinien zostać przyjęty, skierowany do urzędu do spraw cudzoziemców i tam odpowiednio rozpatrzony. Wtedy przychodzi decyzja pozytywna albo negatywna. To, co się dzieje na polskiej granicy, jest sprzeczne z jakimikolwiek standardami i oznacza, że Polska nie uznaje prawa azylowego – dodała.
Źródło: TVN24