Michał Tusk, syn byłego premiera Donalda Tuska, przyznał w środę przed komisją śledczą, że mimo wiedzy o "pewnych zastrzeżeniach" dotyczących Amber Gold, podjął "pewne ryzyko", decydując się na współpracę z OLT Express.
W połowie 2011 r. spółka Amber Gold przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express. Linie OLT Express rozpoczęły działalność 1 kwietnia 2012 r.
Po upadku OLT Express pod koniec lipca 2012 r. okazało się, że ze spółką współpracował pracujący w Porcie Lotniczym w Gdańsku Michał Tusk.
"Mówił pan, że tata był niezadowolony"
O rozmowy Michała Tuska z ojcem na temat OLT Express pytał podczas środowego posiedzenia komisji jej wiceszef Marek Suski (PiS). - Przed chwilą mówił pan o tym, że tata był niezadowolony, że zrezygnował pan z pracy w "Gazecie Wyborczej", natomiast w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" wspomniał pan o swojej rozmowie z ojcem, która miała miejsce w czerwcu (2012 roku - red.) i w tym wywiadzie stwierdził pan, że pana tacie, Donaldowi Tuskowi współpraca z OLT Express nie podobała i było to niemądre - powiedział poseł PiS.
Michał Tusk odparł, że dokładnej daty rozmowy z ojcem nie pamięta. Odbyła się latem. Jak dodał, nie jest w stanie też powiedzieć, czy przed spotkaniem ówczesny premier wiedział, że jego syn pracuje dla OLT Express, czy dowiedział się już w czasie spotkania. - To spotkanie miało charakter taki, jaki jest opisany w tym wywiadzie, to znaczy on powiedział, że to jest niemądre - podkreślił świadek.
Suski dopytywał o reakcję Michała Tuska na argumenty ojca. Syn obecnego szefa Rady Europejskiej odpowiedział, że był świadom "atmosfery podejrzliwości wokół Amber Gold" (spółka ta była właścicielem linii OLT Express). - Podejrzewam, że dokładnie tych samych argumentów użył mój ojciec. Razem wiedzieliśmy, że to jest, mówiąc tak kolokwialnie, lipa (...), czyli że są pewne podejrzenia wokół Marcina P., że KNF wydała swoje ostrzeżenie wcześniej dotyczące produktów finansowych Amber Gold - relacjonował Michał Tusk.
Michał Tusk podjął "pewne ryzyko"
Poseł PiS dociekał, dlaczego więc świadek zdecydował się pracować dla "lipy" i pobierał od niej pieniądze. - Jak pan to wytłumaczy? - spytał Suski. - To był skrót myślowy, tak jak już odpowiedziałem wcześniej panu posłowi, że wiedziałem o tych zastrzeżeniach, natomiast dowodów żadnych nie było. Amber Gold zasypywał polskie miasta, prasę - od lewa do prawa reklamami dotyczącymi swych produktów i dawał bardzo dużo symptomów legalności swego biznesu - tłumaczył Tusk.
Stąd - jak przekonywał - "zapewne" jego reakcja na rozmowę z ojcem "nie była zbyt szybka tak naprawdę". - Na samą rozmowę tak naprawdę żadnej reakcji nie było. To też świadczy o tym, że żadnych jakiś tam argumentów, które by mną wstrząsnęły na tej rozmowie nie było - zaznaczył świadek.
Przyznał też, że mimo wiedzy o "pewnych zastrzeżeniach" dotyczących Amber Gold, podjął "pewne ryzyko", decydując się na współpracę z OLT Express. - I jest to moja, że tak powiem, broszka, ja taką decyzję podjąłem i to mnie obciąża, natomiast jeśli chodzi o rozmowę z ojcem, nie dowiedziałem się z niej niczego nowego poza samą opinią ojca o tym, że to, co robię jest niemądre. Tam pojawił się znowu temat tego, że powinienem pracować jajko dziennikarz, bo to było bezpieczne, dobre, właściwe - mówił Michał Tusk.
- Można powiedzieć, że w pewnym sensie ojciec był dumny z tej pracy mojej (jako dziennikarza), a to go ewidentnie rozczarowywało - dodał syn byłego premiera.
"Wiedziałem o tym, że Amber Gold budzi wiele wątpliwości"
Członek komisji śledczej Jarosław Krajewski (PiS) zapytał Michała Tuska, kiedy dowiedział się, że szef Amber Gold Marcin P. jest osobą prawomocnie skazaną za przestępstwa gospodarcze. - Dokładnej daty oczywiście nie jestem w stanie powiedzieć, (...) nie pamiętam, czy wiedziałem o konkretnym wyroku. Powiedziałbym tak, że taka podejrzana otoczka wokół Amber Gold była mi znana - odpowiedział. Zaznaczył, że nie pamięta, od kiedy było mu to wiadome. - Na pewno w listopadzie 2011 roku - dodał. - Czyli rozumiem, że przed podjęciem formalnej współpracy z OLT Express miał pan wiedzę na temat przestępczej działalności pana Marcina P. - dopytywał Krajewski. - To pan powiedział. Nie miałem wiedzy o przestępczej działalności (...) Nikt nie napisał wprost w 2011 czy 2010 roku, że Marcin P. to przestępca, a Amber Gold to piramida finansowa. To były różnego rodzaju sugestie, opinie - odpowiedział Michał Tusk.
- Na pewno wiedziałem o tym, że Amber Gold, który jest inwestorem w OLT Express, jest firmą, która budzi wiele wątpliwości - dodał świadek. Jak mówił, jest też możliwe, że wiedział, iż Marcin P. miał w przeszłości jeden wyrok. W trakcie przesłuchania Tusk poinformował, że szefa Amber Gold poznał w listopadzie 2011 r., kiedy jako dziennikarz "Gazety Wyborczej" spotkał się z nim, by porozmawiać na temat inwestycji jego spółki w biznes lotniczy. - Była to zgłoszona inicjatywa, tekst, który chciałem napisać i go napisałem - powiedział Tusk.
Spotkanie z Marcinem P. i Frankowskim
Krajewski pytał Michała Tuska o nawiązanie współpracy z liniami lotniczymi OLT Express, których właścicielem była firma Amber Gold.
Tusk odpowiedział, że prezes gdańskiego portu lotniczego Tomasz Kloskowski powiedział mu o tym, iż "jest linia, która się rozwija w Gdańsku, że brakuje jej ludzi". Tusk mówił, że Kloskowski powiedział mu, że - jego zdaniem - posiada on "umiejętności i wiedzę, która mogłaby im się przydać" i spytał, czy jest zainteresowany.
- Ja wtedy odpowiedziałem: tak, w sensie potwierdziłem to. To była końcówka 2011 r. albo początek 2012 r. - dodał Michał Tusk.
Jak zeznał, efektem tej rozmowy było jego spotkanie z Marcinem P. i Jarosławem Frankowskim z OLT Express. "Daty też nie pamiętam dokładnie, na pewno miało to miejsce pomiędzy moją rozmową z Kloskowskim, a podjęciem współpracy fizycznej z OLT Express, czyli podejrzewam, że był to znowu przełom 2011/12 roku; grudzień, styczeń, luty, ten okres czasu" - powiedział.
Krajewski powiedział zaś, że według ustaleń komisji śledczej Michała Tuska od 15 marca 2012 r. łączyła z OLT Express umowa o świadczenie usług doradczych i menadżerskich, zaś od 16 kwietnia 2012 r. był on ponadto zatrudniony w Porcie Lotniczym Gdańsk na pełen etat na stanowisku specjalisty do spraw marketingu, a do zakresu jego obowiązków należała m.in. współpraca z liniami lotniczymi operującymi do i z Portu Lotniczego Gdańsk. Świadek potwierdził.
"Współpraca z OLT Express nie była wprost powiązana z pracą na lotnisku"
Jarosław Krajewski (PiS) przytoczył maila Michała Tuska z 17 lipca 2012 roku do dyrektora zarządzającego OLT Express Jarosława Frankowskiego o treści: "Rozumiem, że nie planujecie kąsania LOT-u bezpieczeństwem, myślisz, że mogę w takim razie te swoje zestawienie incydentów i zdarzeń z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, podesłać znajomym dziennikarzom, może teraz dla odmiany przywalą LOT-owi".
Krajewski pytał świadka, dlaczego pisał do Frankowskiego w sprawie możliwości "przywalenia LOT-owi". Michał Tusk odpowiedział, że pojawiały się publikacje stawiające pod znakiem zapytania kwestie technicznego bezpieczeństwa operacji OLT Express. - Zajmowałem się również wsparciem pijarowym OLT Express, więc przejrzałem raporty Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (...) z których wynikało, że w okresie od momentu, jak działa OLT Express, miał on znacznie mniej różnego rodzaju incydentów, niż miał LOT - zaznaczył. - W tym momencie zaproponowałem, żeby przygotować tego typu publikację, materiał. To standardowa robota pijarowa - wyjaśnił Tusk. Krajewski pytał, dlaczego będąc pracownikiem Portu Lotniczego Gdańsk, proponował jednemu z klientów Portu podjęcie działań mających na celu szkodzenie narodowemu przewoźnikowi lotniczemu. - Wykonywałem dwie prace, pracowałem w Porcie Lotniczym Gdańsk, i jako jego pracownik wtedy, kiedy była taka potrzeba, konieczność, pomagałem wszystkim przewoźnikom, w tym Polskim Liniom Lotniczym LOT, a w tym momencie wykonywałem pracę dla OLT Express i wykonywałem ją tak, jak potrafię, m.in. tworząc tego typu raporty, czy publikację - odpowiedział Michał Tusk. Poinformował, że Frankowski nie odpowiedział mu na jego maila. - Sprawa nigdy nie wyszła poza fazę jakiejkolwiek realizacji - zapewnił. Przewodnicząca komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS) pytała świadka, jak jego pomoc dla linii lotniczych ma się do przekazywania znajomym dziennikarzom materiałów, w których mają "przywalić" LOT-owi. Michał Tusk odpowiedział, że mail do Frankowskiego, to nie była część jego pracy dla Portu Lotniczego Gdańsk. - Ten mail, to element mojej pracy (...) w ramach umowy o współpracy z OLT Express. Ten mail nie ma związku z moją pracą na lotnisku - zaznaczył. - Moja współpraca z OLT Express była elementem mojego życia prywatnego, nie była wprost powiązana z moją pracą na lotnisku - dodał.
"Józef Bąk to nazwa skrzynki mailowej"
Następnie Tusk został zapytany przez posła PiS Jarosława Krajewskiego o to, czy w korespondencji e-mailowej z Jarosławem Frankowskim z OLT Express, posługiwał się "opisem nadawcy Józef Bąk". Michał Tusk wyjaśnił, że "Józef Bąk" to nazwa skrzynki mailowej. - Z tego, co pamiętam nie ma żadnego maila, w którym podpisałbym się "Józef Bąk" - dodał.
Krajewski dalej dociekał, co miało na celu posługiwanie się imieniem i nazwiskiem "Józef Bąk" w korespondencji mailowej z OLT Express. - Panie pośle, nie posługiwałem się nigdy imieniem i nazwiskiem "Józef Bąk" w korespondencji z OLT Express - powtórzył Tusk. Podkreślił, że skrzynkę mailową o nazwie "Józef Bąk" zarejestrował w 2000 roku, kiedy był w drugiej klasie liceum. "I to była moja prywatna skrzynka mailowa. W korespondencji z użyciem tej skrzynki pocztowej, także z przedstawicielami OLT Express podpisywałem się inicjałami, tak jak to jest przyjęte między ludźmi, którzy się znają - dodał syn Donalda Tuska. Zapewniał też, że każda osoba, która otrzymywała maila z tej skrzynki, wiedziała, kto jest autorem wiadomości. - To jest być może zabawny element. Wiem, że on tutaj budzi rozmaite reakcje u członków komisji - od rozweselenia po jakieś niestworzone teorie - dodał Michał Tusk. "Rozumiem, że ktoś może sugerować, że w 2000 roku, jak miałem kilkanaście lat, przewidziałem wszystko i sobie przygotowałem anonimowy mail - ironizował świadek, zauważając, że "nie ma żadnego obowiązku", żeby nazwa skrzynki e-mailowej "była (prawdziwym) imieniem i nazwiskiem".
- To może być cokolwiek. Istotne jest to, jak się człowiek podpisuje w mailu i czy osoby, które z nim korespondują, wiedzą, iż to jest ta osoba - argumentował świadek. Krajewski zapytał następnie, dlaczego Tusk nie stworzył na potrzeby współpracy z OLT Express nowego konta mailowego, tylko "podawał się - jeśli chodzi o nazwę nadawcy - jako Józef Bąk". - Stworzenie adresu mailowego na ogólnodostępnej domenie jest bardzo proste - zaznaczył poseł PiS. W tym momencie odezwał się pełnomocnik Tuska, mec. Roman Giertych. - Pani przewodnicząca, ja mam taka prośbę - na podstawie art. 148, par. 2 Kodeksu postępowania karnego, prosiłbym o oznaczenie w protokole tej wypowiedzi pana posła, którą przed chwilą wypowiedział jako niestanowiącej ani pytania, ani odpowiedzi świadka - zwrócił się Giertych do szefowej komisji Małgorzaty Wassermann. - Informuję pana mecenasa, że w protokole jest wszystko - zarówno pytania, jak i odpowiedzi - odparła posłanka Prawa i Sprawiedliwości. - Tak, pani przewodnicząca, ale ponieważ art. 148 nakazuje osobie, która chce, aby coś było w protokole zaznaczone, wypowiedzenie tego, to ja niestety będę musiał każdą tego typu sugestię, komentarz, który nie stanowi pytania, oznaczać w protokole osobno - dodał mecenas. Dopytywany, dlaczego nie stworzył nowej skrzynki mailowej, Michał Tusk wyjaśnił, że "Józef Bąk" była jego prywatną skrzynka, której używał od lat i nie widział powodu, żeby ją zmieniać. - Miałem dużo zajęć z samym zarejestrowaniem działalności gospodarczej, więc rzeczywiście nie przykładałem do tego wagi. Powiem tak: przez cały ten okres, zarówno mojej współpracy z OLT Express, jak i w ogóle okres życia i korzystania z tej skrzynki, nigdy nie było to dla nikogo problemem poza, że tak powiem, osobami, które komentują ten fakt tworząc teorie i dorabiając do tego jakiś historie niestworzone. Nie miałem żadnego powodu tak naprawdę, żeby rejestrować nowy adres specjalnie na tę okazję - powiedział Michał Tusk.
Michał Tusk: nie wykluczam, że praca w OLT mogła być tematem rozmowy z ojcem
Michał Tusk pytany przez posła Kukiz'15 Tomasza Rzymkowskiego, czy przed podjęciem pracy dla OLT Express rozmawiał na temat ze swoim ojcem, odpowiedział, że nie pamięta tego dokładnie.
- To, co mogę potwierdzić, to pamiętam, że rozmawiałem z nim wtedy o tym, że chcę przejść na lotnisko i że nie będę pracował w "Gazecie Wyborczej". To ostatnie mu się nie spodobało, że nie będę dziennikarzem, ponieważ to była rzecz, która miała dla niego ogromne znaczenie. Uważał, że jest to dobra, bezpieczna i taka właściwa ścieżka rozwoju dla mnie - mówił. - Ja teraz nie jestem w stanie panu jednoznacznie potwierdzić po 5 latach, że wtedy mówiłem o tym, że będę pracował w OLT Express. Na pewno było spotkanie dotyczące moich planów życiowych - dodał. Dopytywany, czy jego ojciec wyrażał wątpliwości co do podjęcia współpracy z OLT Express Michał Tusk podkreślił, że nie prowadzi notatek z rozmów rodzinnych. Pytany, czy nie wyklucza, że taka rozmowa o wątpliwościach co do jego pracy w OLT Express mogła mieć miejsce, odpowiedział: "nie wykluczam". Rzymkowski przytoczył w trakcie przesłuchania także zeznania Jarosława Frankowskiego (dyrektora zarządzającego OLT Express - red.), w których - jak mówił poseł Kukiz'15 - pojawia się stwierdzenie, że szef Amber Gold Marcin P. poinformował go w rozmowie, iż Michał Tusk nie był zainteresowany współpracą, bo "tata mu nie pozwolił". Michał Tusk powiedział, że nie potwierdza tych zeznań. - Na pewno takich słów nie użyłem, bo to nie jest mój język i to by było dla mnie uwłaczające i w ogóle nie było takiego tematu - podkreślił. Dopytywany odpowiedział, że nie wyklucza, że tematem jego rozmowy z ojcem "mogła być praca dla lotniska lub OLT Express". - Nie wiem tego, nie pamiętam. Natomiast, skoro nie pamiętam jej za dobrze, to znaczy, że ona nie mogła być jakąś wyjątkowo stresującą dla mnie rozmową czy zapadającą w pamięć. Na pewno nie było tam jakiś rad czy obostrzeń, które miałyby skutkować takim komunikatem - podkreślił Michał Tusk. - Gdyby rzeczywiście było tak, że tata mi zabronił, to w tym momencie, dlaczego miałbym w końcu jednak tę współpracę rozpocząć? Nie widzę tutaj logicznego sensu - dodał.
Jednoczesna współpraca
Podczas przesłuchania członkowie komisji śledczej nawiązywali do sprawy jednoczesnej współpracy Tuska z liniami lotniczymi OLT Express i pracy w Porcie Lotniczym w Gdańsku. - Czy pan przynosił Marcinowi P. poufne informacje z lotniska? - pytała Małgorzata Wassermann. Michał Tusk w odpowiedzi zaznaczył, że poza dwoma spotkaniami z szefem Amber Gold Marcinem P., które - jak mówił - "były pewnymi ogólnymi spotkaniami związanymi z rozpoczęciem współpracy" - później nie kontaktował się z nim w sprawach merytorycznych. Jak wskazał, w sprawach merytorycznych kontaktował się z ówczesnym dyrektorem zarządzającym OLT Express Jarosławem Frankowskim. - Nie przekazywałem Jarosławowi Frankowskiemu żadnych informacji, których Port Lotniczy Gdańsk nie przekazuje liniom lotniczym - podkreślił Michał Tusk.
Syn b. premiera był pytany podczas posiedzenia komisji o to, dlaczego podjął współpracę z Marcinem P., mając świadomość, jak sam stwierdził, że działalność Amber Gold budzi wątpliwości. - W pewnym sensie zwyciężyła ciekawość, chęć rozwoju własnego i realizowania siebie w zakresie, jaki mnie interesował - odpowiedział. - Na pewno przeprowadzałem sobie takie drzewko decyzyjne, czy warto. Podjąłem wtedy oczywiście decyzję, która okazała się być decyzją opartą na złych przesłankach - powiedział Michał Tusk.
Wywiad z Marcinem P.
Michał Tusk przyznał, że o tym, że Amber Gold zostało umieszczone przez KNF na liście ostrzeżeń, wiedział na pewno już w listopadzie 2011 r., kiedy robił wywiad z Marcinem P.
Pytanie o to, kiedy świadek dowiedział się o umieszczeniu Amber Gold na liście ostrzeżeń zadała Joanna Kopcińska (PiS). Tusk dodał w swej odpowiedzi, że wywiad z Marcinem P. dotyczył jego inwestycji w lotnictwo. - Wtedy na pewno już wiedziałem - zaznaczył świadek.
Kopcińska spytała też Tuska, kiedy i w jaki sposób dowiedział się o kłopotach linii lotniczych OLT Express, których właścicielem była spółka Amber Gold.
Tusk odpowiedział, że pierwsze sygnały w tej kwestii "to były anonimowe informacje na forach internetowych". - Pamiętam taką jedną szczególnie. To była informacja na forum lotnictwo.net.pl dotycząca tego, że OLT Express nie płaci na catering i to był chyba początek lipca - powiedział.
Michał Tusk dodał, że w międzyczasie słyszał i "gdzieś na lotnisku krążyła taka informacja, że OLT Express nie płaci za opłaty lotniskowe". - W połowie lipca była taka sytuacja, że OLT Express ograniczyło mocno działalność i to już było wtedy wiadomo, że sytuacja jest słaba - powiedział.
Świadek zaznaczył, że potem spotkał jeszcze przypadkowo na lotnisku w Gdańsku dyrektora zarządzającego OLT Express Jarosława Frankowskiego. - Rozmowa była bardzo krótka, był zdenerwowany i było czuć, że to się wszystko sypie - powiedział Tusk.
Dodał, że nie kojarzy, aby o tych anonimowych wpisach w internecie z kimś rozmawiał. - Nie pamiętam, abym to wyjaśniał z kimkolwiek - zeznał.
Linie lotnicze OLT Express ogłosiły upadłość pod koniec lipca 2012 r. Z kolei w połowie sierpnia 2012 r. upadłość ogłosiła spółka Amber Gold.
Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) dopytywała, czy świadek miał wiedzę o rozliczeniach OLT z gdańskim lotniskiem. - Dostępu do dokumentów księgowych nie miałem, więc nie mogłem wiedzieć, jakie są stany rozliczeń OLT Express - odpowiedział Tusk. Dodał, że nie pamięta, aby ze strony lotniska ktoś mu mówił o tej kwestii, choć nie wykluczył, że w lipcu 2012 r. mógł mu o tym wspominać prezes Portu Lotniczego w Gdańsku Tomasz Kloskowski.
Spotkania nie pamięta
Michał Tusk mówił w środę przed komisją śledczą, że nie pamięta takiego spotkania, w którym uczestniczyłby on, prezes Portu Lotniczego w Gdańsku Tomasz Kloskowski, szef Amber Gold Marcin P. i dyrektor zarządzający OLT Express Jarosław Frankowski.
Pod koniec maja Frankowski pytany przed komisją śledczą, czy wie coś o relacjach Kloskowskiego i Marcina P. i ich ewentualnych spotkaniach odpowiedział: "było jedno spotkanie, gdzie byliśmy w czwórkę i to było dość ważne spotkanie, kiedy informowaliśmy port w Gdańsku o naszych planach założenia tam bazy lotniczej". Dopytywany o datę odpowiedział, że "musiał to być" koniec marca 2012 r. Udział brali w spotkaniu - jak powiedział Frankowski - Marcin P., on, Kloskowski i Michał Tusk.
Kloskowski, który przesłuchany został przez komisję śledczą we wtorek zaprzeczył, że doszło do takiego spotkania, w którym ze strony OLT Express braliby udział Marcin P. i Frankowski, a ze strony portu on i Michał Tusk. "To jest nieprawda, takiego spotkania nigdy nie było" - oświadczył Kloskowski. - Jeżeli tak zeznał pan Frankowski, to kłamał - dodał.
Michał Tusk pytany w środę przez posła Witolda Zembaczyńskiego (Nowoczesna) odpowiedział, że nie pamięta takiego spotkania. - Kojarzę coś, że było takie spotkanie i to było spotkanie, w którym OLT Express miało przekazać oficjalnie listę kierunków, wiele takich rzeczy, które mnie, jako pasjonata, bardzo interesowały, więc o ile pamiętam, to rzeczywiście siedziałem w biurze i czekałem, aż zejdzie mój kierownik Adam Skonieczny i nam zreferuje to, czego się dowiedział - zaznaczył.
- Proszę pamiętać, że moja praca na lotnisku to było dziennie kilka spotkań, z różnymi ludźmi - dodał Tusk.
Dopytywany, czy doszło do spotkania w składzie: on, Kloskowski, Marcin P. i Frankowski, M. Tusk odpowiedział: "Nie wydaje mi się, nie jestem w stanie (powiedzieć tego) z absolutną pewnością, bo to było 5 lat temu, ja takiego spotkania nie pamiętam, żebyśmy byli w czwórkę".
Michał Tusk pytany, czy podejmując zatrudnienie w OLT Express, był otoczony opieką służb specjalnych w związku z tym, że jego ojciec Donald Tusk sprawował wówczas funkcję premiera, odpowiedział, że "nie spotkał się z symptomami tego typu działań".
"Dla mnie nie było konfliktu interesów"
O to, czy nie było konfliktu interesów w kontekście działalności zawodowej świadka w porcie lotniczym i współpracy z należącymi do Amber Gold liniami lotniczymi OLT Express, pytał poseł Witold Zembaczyński (Nowoczesna).
- Dla mnie nie było konfliktu interesów, ponieważ nie miałem ani razu sytuacji, w której musiałem rozważać, że zrobię coś dla jednego co będzie złe dla drugiego. Takiej sytuacji nie było - powiedział Michał Tusk.
- Mnie obowiązywał kodeks pracy dla Portu Lotniczego Gdańsk i obowiązywała mnie specyficzna umowa szczegółowa, która określała zakres zadań, które mam wykonywać dla OLT - dodał.
Zembaczyński dopytywał też świadka, czy posiadał on formalną, pisemną zgodę prezesa lotniska na dodatkowe zatrudnienie. - Nie, nie miałem formalnej zgody, natomiast to była powszechna wiedza, ja się z tym nie kryłem. Wiedział o tym mój kierownik, moi współpracownicy w dziale, każdy o tym wiedział - odpowiedział Tusk. Zwracał jednocześnie uwagę, że zatrudnianie pracownika linii lotniczych przez lotnisko "może być atutem dla lotniska".
Poseł Nowoczesnej pytał też o straty gdańskiego lotniska w związku z upadłością spółek OLT Express. We wtorek prezes tego lotniska Tomasz Kloskowski zeznał przed komisją śledczą, że straciło ono 4 mln zł w związku z niezapłaconymi fakturami.
- Te 4 miliony złotych to niezapłacone opłaty lotniskowe, których i tak by nie było, gdyby OLT Express nie istniało, te niezapłacone faktury by się nie pojawiły. Natomiast pojawiło się dużo innych przychodów, których też by nie było, gdyby nie było OLT Express - mówił Michła Tusk.
- Gdybyśmy podliczyli dokładnie i uczciwie (...) to zapewne wyszłoby, że lotnisko zarobiło - dodał.
"Mój ojciec nie był zaangażowany"
- Czy w okresie podjęcia tej współpracy świadek analizował, aby ze względu chociażby na to nazwisko, czy komuś mogło szczególnie zależeć na zatrudnieniu lub nawiązaniu współpracy z liniami OLT i dlaczego? - pytała Michała Tuska Andżelika Możdżanowska (PSL).
- Generalnie jestem wyczulony na jakieś takie bezczelne próby podlizywania się do mnie w kontekście tego, co robi mój ojciec. Na pewno nic takiego nie miało miejsca w tym momencie, więc nie miałem żadnych przyczyn, by twierdzić, że moja współpraca z OLT Express, czy z lotniskiem w Gdańsku, ma związek z tym, kim jest mój ojciec - odpowiedział świadek.
Tusk dodał, że mógłby "czerpać przykłady - a jest ich bardzo wiele - i być po prostu synem ojca, eksplorować kolejne rady nadzorcze i zarządy". - Wydaje mi się, że szczególnie część z państwa nie widziałaby w tym nic złego - dodał.
- Od początku mojego życia jestem przeczulony na punkcie wyrzucania mi, szukania koneksji, czy poparcia ojca, czy jakiegoś załatwiactwa (...) ani w pracę w "Gazecie Wyborczej", ani na lotnisku, ani tym bardziej dla OLT Express mój ojciec nie był zaangażowany i w żaden sposób mi w tym nie pomógł - podkreślił świadek.
Zaznaczył, że próbuje "iść własną ścieżką". - Mogę tylko przyznać, że nie zawsze efekty tego są takie, jak bym sobie tego życzył - dodał Michał Tusk.
"Nie wiedziałem o tym, że Marcin P. złożył zawiadomienie"
Poseł PO Krzysztof Brejza (PO) pytał świadka, czy Donald Tusk kiedykolwiek pomagał mu w załatwianiu pracy. Michał Tusk odparł: "Nie, nie pomagał". Pytany o to, ile zarabiał w Porcie Lotniczym w Gdańsku, Tusk odpowiedział, że zarabiał na początku 3 tysiące złotych miesięcznie na rękę.
- Poza niezależnym ode mnie finałem działań OLT Express i Amber Gold, nie ma tam (w mojej pracy) nic, co kładzie się cieniem na moich działaniach - przekonywał Michał Tusk.
Brejza pytał też o zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez Michała Tuska, które złożył Marcin P. Michał Tusk powiedział, że nie wie o tym, iż Marcin P. złożył takie zawiadomienie do prokuratury.
- Nie wiedziałem o tym, że Marcin P. złożył zawiadomienie, to jest dla mnie nowość. Trudno mi powiedzieć, dlaczego złożył (zawiadomienie), pewnie dlatego, żeby zdjąć z siebie w jakiś sposób odpowiedzialność, rozłożyć zainteresowanie na więcej osób, zrobić większe zamieszanie, to jest dla mnie oczywiste - powiedział Michał Tusk.
"Przekraczacie pewne granice"
Krzysztof Brejza zapytał Michała Tuska, dlaczego 27 lipca 2012 r., czyli na osiem dni przed pojawieniem się medialnej informacji o jego współpracy z OLT, co według posła PO miało miejsce 5 sierpnia 2012 r., "pan (Marcin) Mastalerek z młodzieżówką PiS-u zorganizował konferencję prasową pod siedzibą Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, uderzając w świadka (Michała Tuska)".
- Nie pamiętam tej konferencji, może ona odnosiła się tylko i wyłącznie do samej kwestii współpracy z lotniskiem (...). Pan Mastalerek nie pamiętam, czy jest teraz cały czas w PiS, chyba jest cały czas. PiS jest znane z bardzo wysokich standardów, jeśli chodzi o kwestie zatrudniania osób w spółkach publicznych - odpowiedział Tusk.
- Przekraczacie pewne granice, wróćcie do tematu przesłuchania - zareagowała na to przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann. Poseł Brejza argumentował, że "jest pytanie o to, dlaczego pan Mastalerek na tydzień przed tym (pojawieniem się informacji o współpracy Michała Tuska z OLT - red.) zorganizował konferencję pod KPRM".
W odpowiedzi na to Małgorzata Wassermann oświadczyła: "szanowny panie, ja coś panu powiem, to nie jest czas i miejsce, żebym ja pokazała, kto dał Marcinowi P. i Katarzynie P. czas na to, by ukryli wszystkie pieniądze, przyjdzie ten moment i ja to pokażę i pan wie o tym, kto to zrobił i pan wie, że ja też to wiem".
"Nie mam nic do ukrycia w tej sprawie"
O kwestie majątku pytał Michała Tuska Stanisław Pięta (PiS). Dopytywał m.in. o prowadzoną przez Michała Tuska firmę i o posiadane nieruchomości.
O uchylenie tych pytań - jako niemających związku z pracą komisji - wnosił mec. Roman Giertych. - Czy pan poseł jest urzędem skarbowym? - pytał Piętę Giertych.
- Jesteście państwo mistrzami w budowaniu sytuacji pokazujących, że ktoś ma coś do ukrycia, więc ja nie mam nic do ukrycia w tej sprawie - zaznaczył Tusk.
Małgorzata Wassermann odparła na to: "Wypraszam sobie takie uwagi (...) ja panu pomogę, dlaczego o to pytałam, jeśli pan chce, sam pan to wywołał".
Przewodnicząca dodała, że "to pytanie nie jest kompletnie bezzasadne". - Jakby pan zechciał się odnieść w takim razie do protokołu przesłuchania świadka pana Krzysztofa Malinowskiego, który złożył zeznania tej treści: Pamiętam treść pisma, które przesłałem do ABW. W tym temacie chcę powiedzieć, że zdarzenie związane z łapówką miało miejsce w dniu mojego ostatniego spotkania z Marcinem P. w lokalu w kinie Krewetka. Ja na to spotkanie przyszedłem wcześniej niż się umówiliśmy. To zdarzenie miało miejsce w restauracji. Ja przebywałem na zewnątrz i widziałem, co się dzieje w środku przez szybę. Tam jest wejście przeszklone, także widać, co się dzieje w środku. Kiedy przyszedłem, widziałem Marcina P. oraz Michała Tuska. Oni siedzieli przy stoliku, mieszczącym się po lewej stronie od wejścia z brzegu. Ja zacząłem ich obserwować. Jak mówiłem, stałem na zewnątrz, oni mnie nie widzieli, ja zrobiłem zdjęcie telefonem komórkowym Nokia N95. Na tym zdjęciu widać, jak Marcin P. wręcza kopertę Michałowi Tuskowi - cytowała Wassermann i pytała, czy to jest prawdziwe zdarzenie.
- Nie, to jest jakiś absurd - odpowiedział Michał Tusk. Dodał, że nie pamięta żadnego spotkania z P. w innym miejscu niż w biurze OLT Express.
Mail do Frankowskiego
Krzysztof Brejza (PO) pytał o treść maila, którego Michał Tusk wysłał 3 lipca 2012 r. do dyrektora zarządzającego OLT Express Jarosława Frankowskiego o treści: "Wielka prośba o przekazanie tam, gdzie trzeba przed urlopem. W załączeniu umowa. Z umową spokojnie przygotuję odpowiednie zmiany ws. pracy".
- Gdyby pan otrzymał to mityczne ostrzeżenie, wysyłałby pan taką wiadomość, czy też wymyśliłby pan pretekst, by jak najszybciej zerwać współpracę z OLT? - pytał świadka poseł Platformy.
Michał Tusk odpowiedział, że były różne przyczyny, które złożyły się na jego chęć rozwiązania współpracy z OLT Express. - Zresztą, jak państwo widzą w tych mailach, to też wszystko było rozłożone w czasie, to nie były jakieś nagłe działania z mojej strony - mówił Tusk.
- Prawda jest taka, że tak od połowy czerwca analizy, które wykonywałem dla OLT Express, trudno mi było doprosić się o jakiś komentarz. Rzeczywiście Frankowski był mniej dostępny. Innymi słowy miałem po prostu poczucie, że trochę już jestem niepotrzebny - powiedział świadek.
"Nie było takiej rozmowy między nami"
Tomasz Rzymkowski (Kukiz'15) pytał świadka, czy Donald Tusk informował go o niepokojących sygnałach, które do niego wpływają w sprawie Amber Gold i OLT.
- Myśmy nigdy nie rozmawiali o żadnych sygnałach, które do ojca dochodziły. Myśmy rozmawiali o mojej pracy i mojej reputacji - odpowiedział Michał Tusk.
Małgorzata Wassermann ytała z kolei o to, kiedy ojciec poinformował go, że Amber Gold to potężna piramida finansowa. - Nie było takiej rozmowy między nami - odparł, dodając, że dowiedział się o tym dopiero po wybuchu afery.
- Jakiś może tydzień po wybuchu afery pojechałem z żoną do Warszawy i rozmawiałem wtedy z ojcem i rzeczywiście to była bardzo trudna rozmowa dla mnie - wskazał.
"A czy było tak, że tata panu obiecał, że nie będzie komisji?"
Małgorzata Wassermann zapytała świadka o jeden z wywiadów, którego udzielił po wybuchu afery Amber Gold. - Czy to jest autoryzowany przez pana tekst w tym wywiadzie z panem Latkowskim, Majewskim, w którym pan mówi, że tata obiecał panu, że nie będzie komisji śledczej? - pytała.
Michał Tusk odpowiedział, że ten artykuł nie był przez niego autoryzowany. - A czy było tak, że tata panu obiecał, że nie będzie komisji? - dopytywała Wassermann.
- Jeśli tak było, to było to powiedziane na zasadzie: nie martw się, komisji śledczej z tego raczej nie będzie. To nie była więc obietnica jego działań, tylko raczej jego ocena sytuacji politycznej - odparł Tusk.
- Jak ma się większość, to takie obietnice można składać - skwitowała szefowa komisji.
"To jest doświadczenie życiowe"
- Jeśli mam oceniać swoje zachowanie, to jest doświadczenie życiowe. (...) Wszystkie te negatywne reperkusje, które spotykają mnie po tej sprawie, one nie są wynikiem moich działań, bo inna osoba, anonimowa wykonując te działania, w żaden sposób nie byłaby w zainteresowaniu służb, prokuratury, czy wysokiej komisji - podkreślił Tusk. I dodał: "jestem tu tylko dlatego, bo mam nazwisko takie, a nie inne".
Małgorzata Wassermann podkreśliła, że powie świadkowi, "dlaczego się tu znalazł". - Znalazł się tu pan dlatego, że nie potrafi pan przez osiem godzin powiedzieć, co pan robił dla tej firmy i nie ma śladu w dokumentach pana działalności. (...) Ta firma urosła do takich rozmiarów i żadna instytucja w Polsce nie była w stanie wejść i sprawdzić, czym ona się zajmuje - zaznaczyła posłanka.
- Z całym szacunkiem, ale nie ma śladów pana pracy. Są maile, z których tylko wynika, że pan rozpaczliwie śle tam prośby i swoje pomysły, a oni odpisują panu: dziękuję. Nie ma żadnego zapotrzebowania, nie ma ani jednego maila, w którym zlecają panu konkretną pracę - zauważyła szefowa komisji.
Pełnomocnik świadka mec. Roman Giertych zawnioskował, żeby oświadczenie przewodniczącej zostało wyłączone z protokołu jako pytanie. - To jest tak naprawdę glosa do wypowiedzi świadka, która najlepiej, gdyby znalazła się we wspomnieniach - powiedział.
- Już panu powiedzieli posłowie, że pan bardzo tęskni za tym, aby znaleźć się na pierwszych stronach, ale to naprawdę nie dzisiaj - odpowiedziała Giertychowi Wassermann.
Karnowski i Lisicki nie staną przed komisją
Podczas posiedzenia komisji śledczej ds. Amber Gold odrzucony został wniosek o wezwanie na świadków Pawła Lisickiego i Michała Karnowskiego - w związku z zamieszczaniem reklam Amber Gold przez "Uważam Rze" w 2011 r., gdy obaj pracowali w tym piśmie.
Wnioskował o to w środę podczas środowego przesłuchania Michała Tuska mec. Roman Giertych.
Zwrócił się o wezwanie w charakterze świadka Pawła Lisickiego i Michała Karnowskiego na okoliczność - jak mówił - reklamowania przez nich w gazecie "Uważam Rze" w grudniu 2011 r. Amber Gold i wzywania ludności do wpłaty na konto Amber Gold złotowe, oprocentowane 12 proc., pieniędzy już po tym okresie, kiedy KNF wydała ostrzeżenie, że Amber Gold to lipa.
Giertych dołączył reklamę z "Uważam Rze" jako "okoliczność uprawdopodobniającą konieczność wezwania tych świadków".
Po przewie w posiedzeniu komisji do sprawy odniosła Małgorzata Wassermann. - Pan wyciągnął jeden dziennik prawicowy, bardzo tendencyjny, bardzo to brzydko wygląda, ale to pana sprawa. Te reklamy pojawiały się we wszystkich mediach absolutnie - podkreśliła.
- Jest niewiele tytułów, które odmówiły publikowania tych reklam, taka jest prawda - dodała.
ZOBACZ CAŁE PRZESŁUCHANIE MICHAŁA TUSKA:
Autor: mw/sk / Źródło: PAP