Nie wyobrażamy sobie sprawdzania prac z 20 innymi osobami w klasie i w maseczce – mówią nauczyciele. Centralna Komisja Egzaminacyjna pracuje nad wytycznymi dla egzaminatorów. Do pracy przy sprawdzaniu matur i egzaminu ósmoklasisty będzie potrzeba co najmniej 35 tysięcy osób.
W tym tygodniu miały odbyć się matury, jednak koronawirus pokrzyżował plany uczniów i ich nauczycieli, a harmonogram roku szkolnego wywrócił do góry nogami. Pod koniec kwietnia minister edukacji Dariusz Piontkowski poinformował, że w tym roku egzaminy końcowe odbędą się w czerwcu. Według tej deklaracji, 8 czerwca rozpoczną się matury, a w dniach 18-20 czerwca odbędzie się egzamin ósmoklasisty. Jeszcze nie wiadomo, czy w tym czasie będą się już toczyły normalne lekcje, na razie zajęcia w szkołach są co prawda zawieszone do 24 maja, ale rządzący przyznają, że nie wykluczają przedłużenia przerwy i zdalnego zakończenia tego roku szkolnego.
Przebieg egzaminów ma regulować rozporządzenie ministra edukacji. MEN zapowiada, że ma zostać opublikowane w przyszłym tygodniu. To w nim ogłoszone zostaną zasady przeprowadzenia matur, egzaminów zawodowych i ósmoklasisty. To, jak sprawdzane będą prace, zależy od decyzji Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. CKE twierdzi, że pracuje nad wytycznymi.
A może będziemy sprawdzać w domach?
Brak wytycznych budzi niepokój wśród nauczycieli. Katarzyna, anglistka z Warszawy: - Sprawdzam te prace od 2008 roku. Nie wiem, jak to by miało wyglądać, żeby było bezpiecznie. Ewa, germanistka z Gdańska: - Mam nadzieję, że pakiety będą ozonowane. Małgorzata, z małego miasteczka na Lubelszczyźnie: - A może będziemy sprawdzać w domach? To by chyba miało najwięcej sensu.
Najważniejsze jest bezpieczeństwo
Są nauczyciele, którzy zapowiadają, że w tym roku sprawdzać prac nie będą. – Za jeden egzamin dostaję około 30 złotych. Ten stres nie jest wart tych pieniędzy. Trudno, jakoś sobie poradzę – mówi Marcin, anglista z Poznania.
Marcin Smolik, szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, wierzy, że uda się skompletować zespoły egzaminacyjne. - W normalnej sytuacji do sprawdzania egzaminu ósmoklasisty potrzebnych jest około 10 tysięcy osób, maturami zajmuje się 25 tysięcy egzaminatorów – mówi Smolik. – W tym roku ta liczba powinna być podobna. Na razie układamy harmonogram sprawdzania. W ubiegłych latach sprawdzaliśmy prace głównie w weekendy, w tym roku być może uda się to robić również w tygodniu. Wiadomo, że z jednej strony zależy nam na czasie, żeby prace były sprawdzone jak najszybciej i uczniowie sprawnie mogli przejść przez rekrutację. Ale równocześnie najważniejsze jest dla mnie bezpieczeństwo egzaminatorów i to, żeby mogli pracować w komfortowych warunkach – dodaje.
Czy rękawiczki i maseczki będą potrzebne?
Co te komfortowe warunki oznaczają?
Elżbieta Piniewska, polonistka z Inowrocławia, przez kilkanaście lat była egzaminatorem, od kilku pełni rolę weryfikatora, czyli sprawdza prace poprawione przez innych nauczycieli. - Martwi mnie, że nie ma jeszcze dokładnych informacji, na przykład dat sprawdzania, ale spodziewam się, że lada moment się dowiemy – mówi. – Mam nadzieję, że będziemy siedzieć w osobnych klasach, bo dotąd siedzieliśmy w większych grupach. Jeśli to zostanie nam zapewnione, wierzę, że zdołamy utrzymać reżim sanitarny. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli te prace sprawdzać w maseczkach przez tyle godzin! Może ewentualnie przyłbice. Rękawiczki jakoś jestem w stanie sobie wyobrazić, choć też nie byłoby to łatwe. Jest też oczywiście pytanie, kto miałby te środki zapewnić.
Piniewska jest optymistką i wierzy, że jakoś uda się zorganizować zespołu sprawdzające. – Choć rozumiem nauczycieli, którzy się boją – dodaje.
Już przed pandemią było trudno
Anna, anglistka z Częstochowy, prowadzi zespół egzaminatorów. – Ostatnio na Śląsku mamy bardzo dużo zachorowań, jesteśmy na pierwszym miejscu w kraju. To budzi pewien niepokój o to, jak będzie – zaznacza.
W zespole, który dotąd prowadziła, na około 25 egzaminatorów przypadały dwie sale lekcyjne. – Pracowaliśmy w pewnym ścisku, bo na taką grupę przypada do sprawdzenia kilka tysięcy prac – wyjaśnia nauczycielka. – Egzaminatorzy muszą mieć miejsce, żeby to wszystko rozłożyć, to znaczy prace, słowniki, dokumenty, no a przy tym jeszcze mieć swobodę ruchu. Weryfikatorzy powinni mieć ciszę i spokój. Trzeba im jakoś te pracę ułatwiać. Już w normalnych warunkach to było trudne, a teraz… Mam kłopot, by to sobie wyobrazić. W końcu jesteśmy skoszarowani przez wiele godzin – dodaje.
Anglistka chciałaby wiedzieć, czy nauczyciele dostaną maseczki, rękawiczki, środki do dezynfekcji.
- Pojawiają się głosy, że może lepiej byłoby sprawdzać w domach, ale zdaję sobie sprawę, że to ryzykowne – mówi nauczycielka. – To na pewno dałoby nauczycielom większy komfort i poczucie bezpieczeństwa, ale naraża sprawdzających na wiele kwestii losowych, które mogą wpłynąć na sprawdzanie prac – dodaje.
Zdalne sprawdzanie zagrożone
Dotąd w domach sprawdzane były wyłącznie zadania z egzaminu ósmoklasisty z matematyki. Nauczyciele dostawali do poprawiania skany. Ta forma jednak w tym roku jest zagrożona. – Prowadzimy jeszcze analizy – podkreśla Smolik. – Sprawdzanie w domach szło nam dobrze i z pewnością odpowiadałoby wielu nauczycielom, niestety jest też czasochłonne. Musimy przenalizować, co pójdzie nam sprawniej, skanowanie prac i rozsyłanie nauczycielom, czy jednak tradycyjne sprawdzanie – dodaje.
Jak będzie z dostępnością egzaminatorów? Kiedy deklarowali swoje możliwości sprawdzania prac w lutym i marcu, chętnych było wystarczająco dużo. – Na razie okręgowe komisje egzaminacyjne nie zgłaszają nam, by nauczyciele masowo rezygnowali z tego zadania, choć wiem, że są takie przypadki. Podobnie było w zeszłym roku w związku ze strajkiem nauczycieli, ale poradziliśmy sobie – zauważa Smolik i dodaje. – Jestem dobrej myśli, bo egzaminatorzy, którzy będą sprawdzali egzaminy zawodowe, zgłaszali się już w kwietniu, gdy przeszliśmy na nauczanie zdalne i było więcej wiadomo o zachorowaniach na koronawirusa, a mimo to mamy tu potrzebny komplet chętnych – dodaje.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24