Słowa Marine Le Pen na temat NATO komentowali goście "Kropki nad i". Kandydatka na prezydenta Francji oświadczyła, że w przypadku wygranej, będzie proponowała wycofanie Francji ze zintegrowanego dowództwa. Aleksander Smolar, były prezes fundacji im. Stefana Batorego ocenił, że "z punktu widzenia interesów Francji, Europy i Polski dojście do władzy Marine Le Pen jest bardzo niebezpieczne". Zdaniem profesora Antoniego Dudka, politologa i historyka, "to byłby to cios, może nawet nie tyle w NATO, co w Unię Europejską". Dodał, że "nawet większy niż brexit".
Marine Le Pen, skrajnie prawicowa kandydatka na prezydenta Francji, oświadczyła w środę, że jeśli wygra w drugiej turze wyborów, będzie opowiadała się za wycofaniem Francji ze struktur dowódczych NATO. Zapewniła, że "nie zrezygnuje ze stosowania artykułu piątego Traktatu Północnoatlantyckiego o wzajemnej ochronie między członkami Sojuszu". Rywalka Emmanuela Macrona mówiła także, że gdy wojna rosyjsko-ukraińska się skończy i zostanie rozstrzygnięta traktatem pokojowym, będzie za "realizacją strategicznego zbliżenia między NATO a Rosją".
Aleksander Smolar, były prezes fundacji im. Stefana Batorego ocenił, że "z punktu widzenia interesów Francji, Europy i Polski dojście do władzy Marine Le Pen jest bardzo niebezpieczne".
Mówił, że opuszczenie struktur dowódczych NATO, "to jest uniezależnienie się od decyzji innych, innymi słowy podejmowanie we Francji decyzji, gdzie żołnierze francuscy mają walczyć".
- To jest oczywiście niesłychanie niebezpieczne, jeżeli chodzi o NATO. Podobnie jak to, co ona chce uczynić, jeżeli chodzi o Unię Europejską, w istocie prowadzi do rozbicia Unii Europejskiej - dodał.
Profesor Dudek: gdyby Marine Le Pen wygrała, to byłby to cios w Unię Europejską, nawet większy niż brexit
Zdaniem profesora Antoniego Dudka, politologa i historyka, "gdyby Marine Le Pen wygrała wybory prezydenckie, to byłby to cios, może nawet nie tyle w NATO, co w Unię Europejską". - Potężny, chyba największy w dotychczasowej historii Unii, nawet większy niż brexit - dodał.
Natomiast, jak powiedział, "szanse na to, że Le Pen wygra, ocenia na kilka procent, zważywszy na to, jakie są sympatie tych, którzy odpadli" w pierwszej turze.
Dodał, że "tam w większości przeważają kandydaci, którzy mają poglądy lewicowe czy centrowe, więc ich wyborcy będą głosować na Macrona, a nie na Le Pen".
Zdaniem Smolara "to wcale nie jest takie oczywiste". - Duża część wyborców lewicy to są głosy protestu, to są głosy populistyczne, to są ludzie, dla których polityka socjalna Le Pen jest często bliższa niż polityka niektórych partii lewicowych - mówił.
Podkreślił, że "to się rozegra w walce o głosy lewicowe, zwłaszcza najpoważniejszego kandydata lewicy, radykalnie lewicowego (Jean-Luca) Melenchona, który uzyskał ponad 20 procent (głosów-red.), tylko o jeden procent mniej od Marine Le Pen".
Smolar powiedział, że według sondaży "około 40 procent jego wyborców gotowych jest zagłosować na prezydenta, ale ponad 20 procent na Le Pen".
- Tutaj jeszcze zmiany mogą zajść nieprzewidywalne. Teraz nie jest to dziwne, że Macron w tej chwili jest znacznie bardziej aktywny niż przed pierwsza turą - ocenił.
Ubiegający się o reelekcję Emmanuel Macron otrzymał w pierwszej turze 27,85 proc. głosów, a Marine Le Pen - 23,15 proc.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24