Prezydent Andrzej Duda zdecydował o powołaniu, spośród pięciu kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego, sędzi Małgorzaty Manowskiej na stanowisko Pierwszego Prezesa SN - przekazał w poniedziałek przed południem rzecznik prezydenta Błażej Spychalski.
Rzecznik prezydenta Błażej Spychalski przekazał w poniedziałek przed południem w mediach społecznościowych, że prezydent Andrzej Duda "podjął decyzje personalne dotyczące stanowisk w SN".
"Prezydent RP zdecydował o powołaniu, spośród pięciu kandydatów przedstawionych przez ZO Sędziów Sądu Najwyższego, pani sędzi Małgorzaty Manowskiej na stanowisko Pierwszego Prezesa SN" - napisał na Twitterze Spychalski.
Rzecznik prezydenta poinformował także, że "jednocześnie Prezydent RP postanowił powołać, spośród trzech kandydatów wybranych przez zgromadzenie sędziów Izby Karnej, pana sędziego Michała Laskowskiego na stanowisko Prezesa Sądu Najwyższego kierującego pracą Izby Karnej".
W sobotę Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego wybrało pięcioro kandydatów na pierwszego prezesa SN. Byli to: Włodzimierz Wróbel (50 głosów), Małgorzata Manowska (25 głosów), Tomasz Demendecki (14 głosów), Leszek Bosek (4 głosy) oraz Joanna Misztal-Konecka (2 głosy).
W sobotę grupa 50 sędziów Sądu Najwyższego zaapelowała do prezydenta Andrzeja Dudy o namysł nad powołaniem nowego I prezesa SN. Ich daniem, ze względu na skalę uchybień, pozycja przyszłego pierwszego prezesa SN "może być podważana i słaba".
Manowska z jednym punktem w rankingu Iustiti
Stowarzyszenie Sędziów Polskich "Iustitia" opublikowało w zeszłym ranking sędziów, którzy ubiegają się o stanowisko pierwszego prezesa Sądu Najwyższego. Ocenili ich w kilku kategoriach, które dotyczyły między innymi niezależności, dorobku zawodowego i okoliczności powołania.
Ranking został podzielony na 11 kategorii, ale trzy ostatnie to kwestie, które miały być "do wyjaśnienia podczas Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego" i tych Iustitia nie oceniła.
Według zestawienia stowarzyszenia, Małgorzata Manowska spełnia warunki w jednej kategorii, mówiącej o "bogatym dorobku orzeczniczym".
Nie otrzymała natomiast punktów w kategoriach: "niezajmowanie stanowisk politycznych oraz brak zażyłych kontaktów z politykami; zdecydowane dążenie do zachowania niezależności SN od wszelkich wpływów politycznych; wieloletnie doświadczenie w orzekaniu w SN (powyżej 5 lat), brak uwikłania w postępowania dyscyplinarne; poszanowanie orzeczeń polskich sądów i europejskich trybunałów; brak powołania na urząd sędziego dzięki wsparciu obecnej KRS, wybranej przez Sejm; duże poparcie środowiska sędziowskiego".
"To jest decyzja, która wprowadzi chaos do Sądu Najwyższego"
Rzecznik Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia" sędzia Bartłomiej Przymusiński na antenie TVN24 o decyzji prezydenta mówił, że "jest to decyzja błędna, gdyż zgromadzenie nie pojęło uchwały o przedstawieniu kandydatów prezydentowi".
- Oznacza to, że to zgromadzenie w sposób formalny się nie zakończyło, a jedyną osobą, która uzyskała ponad połowę głosów członków zgromadzenia, wymaganą do przedstawienia kandydatów prezydentowi, był sędzia Włodzimierz Wróbel - dodał.
Według rzecznika Iustiti "decyzja o powołaniu osoby, która zebrała ledwie 25 na około 97 głosów (95 - red.), pokazuje, że na czele Sądu Najwyższego stanie osoba, która nie cieszy się autorytetem w tym Sądzie Najwyższym, która jest znana z bliskich kontaktów z politykami". - Nigdy nie ukrywała, że z czołowymi politykami zna się tak, że nawet są ze sobą po imieniu. W związku z czym to jest decyzja, która wprowadzi chaos do Sądu Najwyższego i która będzie z pewnością kwestionowana – dodał Przymusiński.
Budka: tylko jedna z tych osób otrzymała większość głosów, więc można uznać, że jest kandydatem zgromadzenia
Lider Platformy Obywatelskiej Borys Budka w poniedziałek na porannej konferencji prasowej odniósł się do kwestii wyboru pierwszego prezesa SN. Jak ocenił, "prezydent powołuje pierwszego prezesa, a nie wybiera".
- Przepisy ustawy zmodyfikowane przez PiS noszą brzemię naruszenia konstytucji. Pięcioro kandydatów (przedstawionych prezydentowi - przyp. red.) stwarza możliwość wyboru, a nie powołania. To zasadnicza różnica - przekonywał. Jak mówił Budka, "prezydent nie ma prawa ingerowania w Sąd Najwyższy", a "odrębność władzy sądowniczej jest rzeczą fundamentalną".
Budka zauważył, że "prezydent nie dostał uchwały Zgromadzenia Ogólnego". - Dostał zbiór kandydatów. Tylko jedna z tych osób (sędzia Włodzimierz Wróbel - red.) otrzymała większość głosów, więc można uznać, że jest kandydatem zgromadzenia ogólnego - uznał. - Pozostałe osoby są kandydatami grup sędziów, a to zasadnicza różnica. Gdyby iść tokiem rozumowania większości parlamentarnej i pana prezydenta, również ktoś, kto miałby jeden głos, mógłby zostać pierwszym prezesem Sądu Najwyższego. A to nie o to chodzi. To musi być kandydat zgromadzenia ogólnego - stwierdził szef PO.
Kozielewicz: praktyka była taka, że na stanowisko pierwszego prezesa Sądu Najwyższego prezydent powoływał tego, który miał więcej głosów
Pełniący obowiązki prezesa Sądu Najwyższego kierującego Izbą Karną Wiesław Kozielewicz, sędzia Sądu Najwyższego od 21 lat, powiedział w sobotę rozmowie z reporterką TVN24 Karoliną Wasilewską, że "taka była praktyka, że osoba, która miała więcej głosów, była powoływana przez prezydenta na stanowisko pierwszego prezesa Sądu Najwyższego".
- Tak było w 2004 roku, kiedy pierwszym prezesem został Lech Gardocki, tak było w 2010 roku, kiedy to stanowisko objął Stanisław Dąbrowski i w 2014 roku, kiedy na pierwszego prezesa Sądu Najwyższego została powołana Małgorzata Gersdorf - przekazał. Sędzia powiedział, że przez wszystkie te lata był członkiem komisji skrutacyjnych w trakcie wyborów pierwszego prezesa Sądu Najwyższego.
Przepisy prawa nie nakazują jednak prezydentowi kierowania się liczbą zdobytych przez poszczególnych kandydatów głosów.
Źródło: tvn24.pl, TVN24