Edukacja zdrowotna powinna być obowiązkowa, bo nasze dzieci zasługują na dostęp do wiedzy - oceniła w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 wicemarszałkini Senatu, kandydatka Nowej Lewicy w wyborach prezydenckich Magdalena Biejat. - Uważam za gruby błąd i stanowisko pana wicepremiera (Władysława) Kosiniaka-Kamysza i stanowisko pana premiera - mówiła.
Zgodnie z zapowiedziami resortu edukacji nowy przedmiot edukacja zdrowotna miał być wprowadzony jako obowiązkowy od roku szkolnego 2025/2026 w miejsce wychowania do życia w rodzinie. Jednak we wtorek premier Donald Tusk przyznał, że jest "raczej zwolennikiem, żeby w takiej sytuacji stawiać raczej na dobrowolność niż na przymus". W niedzielę wicepremier i prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz oznajmił, że edukacja zdrowotna nie będzie przedmiotem obowiązkowym. - Będzie to decyzja rodziców. (...) Edukacja młodzieży na temat zdrowia jest potrzebna, ale nie może być podlana żadnym sosem ideologicznym - powiedział.
Kandydatka Nowej Lewicy na prezydenta Magdalena Biejat oceniła w czwartek w "Rozmowie Piaseckiego", że "edukacja zdrowotna powinna być obowiązkowa, bo nasze dzieci zasługują na dostęp do wiedzy".
- Polecam wszystkim przejrzenie zarządzenia, które nie jest bardzo skomplikowanym językiem napisane - powiedziała. Dodała, że tam są takie kwestie, jak higiena cyfrowa, dbanie o swoje bezpieczeństwo w sieci, edukacja o zdrowiu psychicznym, jak dbać o zdrowe żywienie.
- Znajdzie się tam również edukacja seksualna - dodała. Jej zdaniem, wprowadzenie edukacji zdrowotnej nieobowiązkowej będzie skutkowało tym, że dostęp do wiedzy będzie nierówny.
- Uważam za gruby błąd i stanowisko pana wicepremiera (Władysława) Kosiniaka-Kamysza i stanowisko pana premiera - powiedziała Biejat. - To jest szkodliwe dla naszych dzieci, dla naszej debaty publicznej - mówiła.
Biejat: ilu będzie kandydatów Lewicy, przekonamy się pod koniec marca
Biejat mówiła też o kampanii wyborczej, która wystartowała. Polacy będą wybierać prezydenta 18 maja.
Prowadzący program Konrad Piasecki zauważył, że wszystko wskazuje na to, że kandydatów Lewicy będzie trzech, i zapytał, czy nie będzie tak, że trzech kandydatów podzieli dwa procent głosów między siebie.
- Ilu będzie kandydatów Lewicy i w ogóle kandydatów w tych wyborach, bo na prawicy też mamy sporo chętnych, to przekonamy się pod koniec marca, na początku kwietnia, kiedy będziemy rejestrować kandydatury. Ci, którzy zbiorą 100 tysięcy podpisów, ważnych podpisów - ci wystartują ostatecznie w tym wyścigu - zaznaczyła Biejat.
- Życzę wszystkim moim kolegom powodzenia. Uważam też, że każdy jest odpowiedzialny za własną kampanię. I ja zamiast oglądać się na kampanię kolegów i koleżanek, skupiam się teraz na własnej kampanii. Wczoraj marszałek Hołownia ogłosił zarządzenie w sprawie wyborów. Możemy wreszcie ruszać do zbiórki podpisów. Tę zbiórkę już zaczęliśmy - mówiła.
- Ja się na tę kampanię bardzo cieszę, bo bardzo lubię spotykać się z ludźmi. To mi daje napęd i cieszę się, że wreszcie możemy ruszyć pełną parą - dodała.
Biejat: Lewicę należy wzmacniać, a nie dzielić
Wicemarszałkini Senatu została zapytana, co się takiego stało, że drogi jej i Adriana Zandberga, współprzewodniczącego partii Razem, rozeszły się do tego stopnia, że nawet nie są w stanie się porozumieć, żeby jedno z nich kandydowało w wyborach prezydenckich.
CZYTAJ TEŻ: Rozłam w partii Razem. Grupa polityczek odchodzi
- Zawsze stałam na stanowisku, że polityka nie służy tylko wygłaszaniu choćby najszczytniejszych idei i propagowaniu własnego programu, ale służy przede wszystkim temu, żeby służyć ludziom i walczyć o sprawy ludzi - powiedziała.
Dodała, że jej obowiązkiem jako polityczki, zobowiązaniem wobec wyborców "jest zawalczenie o sprawy lewicowe już tu i teraz".
- I robię to, wspierając Lewicę w tym rządzie - dodała.
Zaznaczyła, że każda partia ma prawo do wystawienia własnego kandydata. Przyznała jednak, że wolałaby, żeby był jeden kandydat Lewicy w wyborach.
- Zostałam w koalicji lewicowej, bo uważam, że Lewicę należy wzmacniać, a nie dzielić - podkreśliła.
Biejat: dlaczego nie zaprosić Putina na obchody?
Wicemarszałkini Senatu została zapytana, jak to się stało, że ministrowie Lewicy podpisali się w zeszłym tygodniu pod uchwałą rządu "w sprawie planowanych uroczystości 80. rocznicy wyzwolenia Byłego Niemieckiego Nazistowskiego Obozu Koncentracyjnego i Zagłady Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu". Rząd zadeklarował w niej, że "zapewni wolny i bezpieczny dostęp i udział w tych obchodach najwyższym przedstawicielom Państwa Izrael".
- O ile mi wiadomo, ta uchwała nie została przyjęta w czasie posiedzenia rządu. Była przyjęta w sposób obiegowy - powiedziała Biejat.
Jej zdaniem to był błąd. - Rozmawiałam z ministrami. Muszę pana prosić o to, żeby pan zapytał ministrów i z nimi rozmawiał na temat ich stanowiska. Natomiast ja, jako kandydatka Lewicy na prezydenta, jako Magdalena Biejat, mogę jasno powiedzieć to, co już powiedziałam: uważam to za błąd - mówiła.
- Uważam, że dzisiaj, jeżeli gwarantujemy bezpieczeństwo Benjaminowi Netanjahu, za którym jest wystawiony nakaz aresztowania w związku z bardzo mocno ugruntowanymi podejrzeniami o zbrodnie ludobójstwa w Strefie Gazy, jeżeli państwo polskie wbrew umowom podpisanym przez Rzeczpospolitą chce gwarantować bezpieczeństwo - to równie dobrze może zacząć gwarantować bezpieczeństwo Putinowi - powiedziała Biejat.
- Armia Czerwona wyzwalała Auschwitz. Dlaczego nie zaprosić od razu Władimira Putina na obchody? To jest podważenie porządku prawnego i pewnych umów, na które wszyscy się umówiliśmy i na których również bazuje Polska wtedy, kiedy domaga się sprawiedliwości i porządku w naszej sferze międzynarodowej - dodała.
Rada Ministrów podjęła uchwałę w zeszły czwartek. Wcześniej prezydent Andrzej Duda skierował do premiera Donalda Tuska list, w którym zwrócił się do polskiego rządu o zapewnienie ochrony przed aresztowaniem premierowi Izraela Benjaminowi Netanjahu, gdyby przybył do Polski na te obchody. Netanjahu jest objęty nakazem aresztowania wydanym przez Międzynarodowy Trybunał Karny w związku z oskarżeniem o zbrodnie wojenne w Strefie Gazy.
Szef polskiego rządu, informując w czwartek o uchwale, mówił, że "od wielu dni dysponujemy informacją z ambasady, że państwo Izrael ma reprezentować minister edukacji, więc generalnie cała ta sprawa nabiera charakteru pewnej demonstracji politycznej, zupełnie niepotrzebnej".
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24