Podczas lotu z prezydentem, gdy doszło do startu bez kontrolera na służbie, załogę tworzyła kapitan z dwuletnim stażem, której towarzyszył instruktor, bo nie miała aktualnych uprawnień – ustalił tvn24.pl. Według niejawnej umowy zawartej z resortem obrony, do której dotarliśmy, LOT ma zapewnić "personel latający o najwyższych kwalifikacjach i doświadczeniu". – Z VIP-ami latają młodzi, niedojrzali piloci – przyznaje jednak nasz informator z LOT-u.
Na początku lipca portal TVN24, a także "Gazeta Wyborcza" ujawniły, że 2 lipca embraer z prezydentem Andrzejem Dudą na pokładzie wystartował z lotniska w Babimoście niedaleko Zielonej Góry po zakończonej służbie kontrolera ruchu lotniczego i bez wydanej przez niego zgody na start. Dwoje pilotów zostało zawieszonych, a incydent wyjaśniał PLL LOT pod nadzorem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. 31 lipca Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych przejęła od przewoźnika wyjaśnianie sprawy, powołując w tym celu specjalny zespół, i uznała zdarzenie za poważny incydent.
Z prezydentem leci kapitan w towarzystwie instruktora
Według informacji tvn24.pl z kilku źródeł w LOT, pilotem podczas tego lotu była młoda kapitan, która na ten stopień została awansowana około dwóch lat temu, a do LOT-u przyszła w 2015 roku. Towarzyszył jej w kokpicie doświadczony instruktor, który leciał zamiast pierwszego oficera. Ich nazwiska są znane redakcji.
Zdaniem naszych źródeł instruktor był na pokładzie, bo kapitan nie miała aktualnych uprawnień do lądowania. - W życiu nie widziałem, by kapitan odnawiał uprawnienia z głową państwa na pokładzie – mówi nasz informator z LOT.
Nasi rozmówcy tłumaczą, że zgodnie z procedurami, jeśli w ciągu 90 dni pilot nie zaliczy trzech startów i lądowań, to powinien "odświeżyć" swoje uprawnienia na symulatorze lub podczas lotu pod okiem instruktora.
Nasze ustalenia i słowa informatorów potwierdza Andrzej Pussak, wiceprzewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, który potwierdził, że kapitan prezydenckiego samolotu wznawiała uprawnienia. Dodał, że kwestia odpowiednich uprawnień była też podnoszona przy wyjaśnianiu wypadku w Smoleńsku.
- Pilot z niepełnymi uprawnieniami albo wznawiający uprawnienia nie powinien lecieć z prezydentem nawet w krótką trasę – tłumaczy wiceszef PKBWL.
"Najważniejszy jest kapitan"
Nasi rozmówcy z LOT-u zwracają uwagę, że mimo przerwy w lotach spowodowanej pandemią wywołaną przez koronawirusa piloci LOT-u mogli wznawiać swoje uprawnienia na symulatorze. - Kilka dużych grup pilotów leciało do Amsterdamu, by odmrozić uprawnienia na symulatorze. Nie brakuje nam załóg z aktualnymi uprawnieniami. Dlatego wykorzystywanie lotu z prezydentem do odnawiania uprawnień jest skandalem – wyjaśnia jeden z pilotów LOT-u.
Jego zdaniem obecność instruktora obok kapitana może spowodować nieprzewidziane komplikacje. - Najważniejszy na pokładzie jest kapitan, ale w takim locie decyzje podejmuje też instruktor. Zdarzało się, że podczas lotów z instruktorem dochodziło do niebezpiecznych sytuacji. To się nie powinno zdarzać podczas lotu z prezydentem – zaznacza pilot LOT-u.
Ze stenogramu z rozmowy załogi z wieżą na lotnisku pod Zieloną Górą, do którego dotarł tvn24.pl wynika, że załoga zdecydowała się na start mimo informacji o zakończonej służbie kontrolera lotów.
Według naszego informatora z nagrania wynika też, że rozmowę z wieżą prowadziła kapitan, ale instruktor przejął inicjatywę.
"Aż dziw bierze, że dochodzi do takich rzeczy"
Nasz inny rozmówca znający kulisy tego lotu zwraca uwagę, że do załogi nie dotarły żadne informacje o naciskach ze strony otoczenia prezydenta. – Jedną ze stewardess ktoś z tylnej części samolotu zapytał, kiedy będzie start. Przekazała to pytanie do kokpitu. Nie wiem, czemu startowali za wszelką cenę – zaznacza informator.
Pilot LOT-u: - To skandal, że tak młoda osoba była kapitanem w locie z prezydentem. Niedoświadczonego pilota nie wolno obarczać odpowiedzialnością wiążącą się z tak ważnym lotem. Tym bardziej, że w oddziale Embraera są bardziej doświadczeni kapitanowie.
Również Janusz Strużyna, były dyrektor Biura Obsługi Organizacyjnej Prezydenta, który odpowiadał za organizację lotów głowy państwa od czasów Lecha Wałęsy aż do Andrzeja Dudy (w 2017 roku odszedł na emeryturę), przyznaje w rozmowie z nami, że za sterami prezydenckiego samolotu powinien siedzieć kapitan zaliczający się do elity pilotów i posiadający z ogromne doświadczenie.
- Nie wyobrażam sobie, by ktoś nam zaproponował pilota z dwuletnim stażem kapitańskim. Aż dziw bierze, że dochodzi do takich rzeczy. Eksperymenty się robi na królikach, a nie na prezydentach - ocenia Strużyna.
"Nie jest wystarczająco dojrzała do lotów z VIP-ami"
Młoda kapitan przyszła do LOT-u w czerwcu 2015 roku po studiach na Wydziale Mechanicznym Energetyki i Lotnictwa na Politechnice Warszawskiej. Trafiła do oddziału Embraera i przeszła przeszkolenie na tym typie samolotu w części teoretycznej (nauka o systemach samolotu i procedurach) i praktycznej (na symulatorze).
Sama o swojej karierze opowiadała w rozmowie zamieszczonej na jednym z portali społecznościowych w marcu 2018 roku. W tym czasie nie była jeszcze kapitanem, tylko pierwszym oficerem. W rozmowie opowiadała, że najdłuższy lot odbyła do Izraela, i dzieliła się wrażeniami ze swojego pierwszego lotu nocnego.
- Lotniczo jest dobra, ale to nie jest równoznaczne z dojrzałością do lotów z VIP-ami. Podobnie jak najlepszy uczeń w klasie może mieć problemy ze znalezieniem pracy, bo nie może zrozumieć, że szóstki na świadectwie to nie wszystko, by poradzić sobie w życiu – ocenia nasz rozmówca z PLL LOT.
Stewardessa: - To dobry, decyzyjny pilot, była znana z tego, że drobiazgowo przestrzegała procedur, ale szybko awansowała. Od czasu, gdy dwa lata temu została kapitanem chce udowodnić, że na ten awans zasłużyła.
O sprawę chcieliśmy zapytać samą kapitan, która się jednak rozłączyła, gdy usłyszała, że ma do czynienia z dziennikarzem. Nie odbierała już potem telefonu i nie odpowiedziała na sms z prośbą o rozmowę. Na sms z pytaniami o sprawę i z prośbą o rozmowę nie odpowiedział również instruktor, który brał udział w locie z Babimostu.
Niejawna umowa między LOT i MON
Oddział embraera, w którym lata kapitan, jest kluczowy z punktu widzenia lotów z najważniejszymi osobami w państwie, bo z tych maszyn korzysta rząd podczas lotów o statusie HEAD, czyli z prezydentem, premierem, marszałkiem Sejmu lub Senatu na pokładzie. Politycy równolegle mają do dyspozycji kupione przez rząd samoloty 1. Bazy Lotnictwa Transportowego, w których za sterami siadają piloci wojskowi.
Rozmówca tvn24.pl z Kancelarii Prezydenta przyznaje, że Andrzej Duda w ostatnim czasie chętniej korzysta z embraerów. – To mniejszy samolot niż boeing z 1. Bazy. Poza tym po katastrofie smoleńskiej pokutuje opinia, że z cywilnymi pilotami jest bezpieczniej, bo bardziej przestrzegają procedur – wyjaśnia.
Pierwsza umowa na czarter embraerów została zawarta w czerwcu 2010 roku między ministerstwem obrony a LOT-em. Z umowy, do której dotarł tvn24.pl wynika, że wyznaczenie do lotu z prezydentem młodej kapitan - według naszych rozmówców należącej do grupy najmniej doświadczonych w oddziale embraera - oznacza złamanie art. 9 pkt. 12 powyższej umowy, w którym LOT jako wykonawca musi zapewnić "personel latający o najwyższych kwalifikacjach i doświadczeniu".
Umowa w 2010 roku była objęta tajemnicą handlową, a kilka lat później resort obrony nadał jej klauzulę "zastrzeżone". Fragmenty jej zapisów ujawniamy ze względu na interes społeczny, a zwłaszcza dbałość o zapewnienie bezpieczeństwa najważniejszych osób w państwie. Jeden z wniosków wyciągniętych po katastrofie smoleńskiej dotyczył młodych i niewystarczająco doświadczonych pilotów, którzy latali w zlikwidowanym wojskowym 36. pułku, który odpowiadał wcześniej za transport VIP-ów. MON podpisując umowę z LOT-em niecałe dwa miesiące po katastrofie zadbał o to, by z najważniejszymi politykami latali doświadczeni lotnicy.
"Inwazja młodych ludzi bez doświadczenia"
W opinii naszych rozmówców zbliżonych do LOT-u, sytuacja w oddziale skupiającym pilotów rządowych embraerów w ostatnich latach się pogorszyła, bo wielu tych z najdłuższym stażem odeszło, by latać na większych samolotach, a w ich miejsce są przyjmowani młodzi.
- Można mówić o inwazji młodych ludzi bez doświadczenia. Przychodzą tam ludzie ze szkół z nalotem 200 godzin na lekkich samolotach. I ci ludzie szybko awansują i takich "świeżaków" się awansuje na kapitana – mówi tvn24.pl pilot LOT-u z wieloletnim stażem.
Wtóruje mu inny doświadczony lotnik, który podkreśla, że wcześniej pierwsi oficerowie w dziale embraera musieli odczekać 10 lat, nabrać doświadczenia nie tylko lotniczego, ale i życiowego, by zostać kapitanem.
- Młody pilot się może dobrze zapowiadać, ale nie ma szans wyrobić sobie nawyków, jak nie lata wystarczająco długo. Teraz jest inaczej. Przychodzi młodzież i po dwóch latach piloci, mający około trzydziestu lat, są awansowani na kapitana. Jest ich ok. 30-40 procent - zauważa.
Jest z kogo wybierać, bo - jak podały nam służby prasowe LOT - obecnie samolotami typu embraer w PLL LOT lata 164 kapitanów i 198 pierwszych oficerów. Według naszych źródeł nie brakuje wśród nich doświadczonych pilotów.
- Około 20 procent stanowią najbardziej doświadczeni kapitanowie z nawet ponad 20-letnim stażem, jest też wielu którzy są 10-12 lat w firmie, ale do lotów o statusie HEAD są wybierani niemal wszyscy. Dlatego z VIP-ami latają młodzi, niedojrzali piloci. W czasie, gdy [kapitan - red.] leciała do Zielonej Góry, byli dostępni starsi kapitanowie. Zwłaszcza, że teraz nie ma zbyt wielu lotów – zauważa pilot, z którym rozmawialiśmy.
Ważne kryterium: siwy, kapitański włos
Jeden z byłych członków zarządu przewoźnika zaznacza w rozmowie z tvn24.pl, że w 2010 roku, gdy została podpisana umowa na czarter embraerów, piloci do lotów HEAD byli wybrani przez kolegium kapitańskie.
- Tzw. siwy kapitański włos, czyli doświadczenie, to było ważne kryterium przy doborze załóg do lotów HEAD, podobnie jak osobowość niepodatna na naciski, które się zdarzają w lotach z politykami. Wszędzie na świecie wybiera się do takiego zadania pilotów z największym stażem – tłumaczy.
Nasi rozmówcy z LOT-u przyznają, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wystawia pilotom latającym z najważniejszymi osobami w państwie certyfikaty dostępu do informacji niejawnych, jednak sam LOT nie stworzył dokumentu zawierającego jakie wymogi muszą spełniać ci lotnicy.
Pilot z dużym stażem: - Nie ma kryteriów doboru do lotów HEAD. Z punktu widzenia szefostwa lepiej jest mieć jak najwięcej pilotów do obsadzania dyżurów, dlatego latają z VIP-ami nie tylko najlepsi. Nie było selekcji.
Rzecznik LOT-u: wymogi wobec pilotów to "tajemnica operacyjna"
Rzecznik PLL LOT Krzysztof Moczulski pytany o przypadki, gdy z najważniejszymi osobami w państwie latają piloci o małym stażu, co oznacza łamanie zapisów umowy z MON dotyczących embraerów, odpisał, że "umowa pomiędzy PLL LOT a MON jest wykonywana w sposób należyty".
Moczulski nie odpowiedział na pytania o skład załogi i doświadczenie kapitan, która leciała z prezydentem do Zielonej Góry. Napisał jedynie, że "lotnicy wykonujący loty typu HEAD muszą cieszyć się nieposzlakowaną opinią, oraz spełnić szereg istotnych kryteriów (odpowiedni nalot i staż). Każdy z członków personelu lotniczego również musi posiadać odpowiednie certyfikaty bezpieczeństwa".
Dopytywany, jakie są to kryteria, odpowiedział, że to "tajemnica operacyjna".
Loty cywilne poza instrukcją HEAD
Analogiczne kryteria w przypadków pilotów wojskowych są zapisane w instrukcji HEAD wydanej przez ministra obrony i poprawianej po katastrofie smoleńskiej.
Gen. Tomasz Drewniak, były inspektor Sił Powietrznych i jeden z twórców instrukcji HEAD tłumaczy, że zostały do niej wpisane "ostre wymogi" wobec pilotów.
- Dowódca załogi lecącej z prezydentem musi mieć określony nalot, musi być wcześniej dowódcą na innym typie statku powietrznego i musi mieć stopień majora. To oznacza, że jest 12 lat w wojsku, ma 34-35 lat i trochę zwiedził świata – wylicza gen. Drewniak.
Podkreśla jednak, że te wymogi dotyczą wyłącznie pilotów wojskowych, bo instrukcja HEAD wydana przez ministra obrony nie dotyczy załóg LOT-u, jako pilotów cywilnych. Nie istnieje cywilny odpowiednik dokumentu.
- LOT ze względów bezpieczeństwa, z szacunku dla prezydenta powinien wyznaczać do takich lotów najbardziej doświadczone załogi. Tak było w sytuacji, gdy w Polsce był papież – zauważa Drewniak.
Zwraca też uwagę, że z punktu widzenia instrukcji HEAD niedopuszczalna jest też sytuacja, że w locie z prezydentem kapitanowi towarzyszy instruktor, bo – jak tłumaczy – po katastrofie smoleńskiej zabroniono, by podczas lotu HEAD załoga wykonywała jakiekolwiek elementy szkolenia.
- W lotach operacyjnych załoga nie może wykonywać elementów szkoleniowych i wydłużania uprawnień. Nie może być sytuacji, że z pilotem leci instruktor, a pilot równocześnie wykonuje lot z prezydentem – wyjaśnia jeden z twórców instrukcji HEAD.
- W teorii taki pilot może popełnić błąd przy lądowaniu i tuż nad płytą lotniska instruktor może przejąć stery, przerwać lądowanie i poderwać samolot. Trudno sobie wyobrazić taką sytuację z prezydentem na pokładzie – dodaje.
Rzecznik LOT-u: personel posiadał wszelkie uprawnienia
Rzecznik LOT nie odpowiedział nam na pytanie, dlaczego w rejsie brał udział instruktor, tłumacząc, że nie może udzielać szczegółowych informacji na temat rejsów Warszawa-Babimost i Babimost-Warszawa, bo są one objęte postępowaniem wyjaśniającym.
"Jednocześnie informuję, że personel kokpitowy posiadał wszelkie niezbędne, przewidziane przepisami, uprawnienia do wykonania tych rejsów" – dodał.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock