Było kilka spotkań partyjnych liderów, zapewnienia, że nadchodzi "optymistyczne zakończenie", później nadszedł "punkt zwrotny", a negocjacje zostały zerwane. Przybliżamy kalendarium najważniejszych rozmów dotyczących przyszłości Zjednoczonej Prawicy.
Kilka wrześniowych spotkań, zawsze to samo miejsce - siedziba Prawa i Sprawiedliwości przy ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie, niemal zawsze ten sam skład, nawet czas poszczególnych "rund negocjacyjnych" był do siebie podobny - zazwyczaj trwały one około pięciu godzin.
Po stronie PiS zawsze obecni byli prezes partii Jarosław Kaczyński, wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki, premier Mateusz Morawiecki, po stronie Solidarnej Polski - Zbigniew Ziobro i europoseł Patryk Jaki, po stronie Porozumienia - Jarosław Gowin i wiceminister obrony narodowej Marcin Ociepa.
Tak wyglądały negocjacje liderów trzech ugrupowań znajdujących się w obozie władzy. Ich punktem wyjściowym były rozmowy o rekonstrukcji rządu, ale - jak relacjonowali jego uczestnicy - z czasem pojawiały się na nich inne kwestie, dotyczące przyszłości Zjednoczonej Prawicy. Przedstawiamy kalendarium najważniejszych dat z tym związanych.
Jarosław Kaczyński o planowanej rekonstrukcji rządu mówił już tydzień po drugiej turze wyborów prezydenckich, 19 lipca. Wówczas w rozmowie w Polskim Radiu zapowiedział, że będą zmiany personalne, ale nie obejmą one premiera. - Premier zostaje, ale rząd ma być inaczej skonstruowany, w sposób taki, który zlikwiduje stan, w którym niektóre decyzje są podejmowane w kilku ministerstwach, muszą przejść przez kilka ministerstw - wyjaśniał.
5 sierpnia w rozmowie z Polską Agencją Prasową prezes PiS precyzował, że rekonstrukcja rządu odbędzie się we wrześniu lub najdalej na początku października, a plan zakłada zmniejszenie liczby ministerstw do 12. Pytany czy przedstawiciele partii Jarosława Gowina i Zbigniewa Ziobry otrzymają po jednym resorcie, odpowiedział wówczas: "przy takiej liczbie ministerstw, to po prostu wynika ze zwykłej arytmetyki, i to tak traktowanej bardzo - można powiedzieć - szczodrze dla naszych koalicjantów".
27 sierpnia europoseł Adam Bielan przekonywał w TVN24, że finalny rezultat rozmów to kwestia "trzech-czterech tygodni". - Jeżeli będzie zgoda liderów Zjednoczonej Prawicy co do formuły rządu, to nie sądzę, żeby doszło do jakiegokolwiek buntu - mówił wówczas.
3 września odbyło się spotkanie partyjnych liderów w siedzibie Prawa i Sprawiedliwości. Szef Komitetu Wykonawczego PiS Krzysztof Sobolewski oświadczył po spotkaniu, że rozmowy przebiegały w dobrej atmosferze, a koalicjanci są "pełni optymizmu" co do zawarcia kolejnej umowy koalicyjnej i ustalenia podstaw programowych.
Europoseł Patryk Jaki mówił, że "rozmowa rzeczywiście przebiegała w bardzo dobrej atmosferze". - Jesteśmy pełni optymizmu, że wkrótce zawrzemy nową umowę koalicyjną i będzie realizowany ambitny program dla Polski. Dlatego jestem przekonany, że to są dobre informacje dla naszych rodaków - powiedział Jaki.
Do kolejnego spotkania doszło kilka dni później, 7 września. Politycy niechętnie rozmawiali o temacie i przebiegu negocjacji. - Najpierw musimy ustalić, jak będzie wyglądała agenda rządowa, a dopiero potem dostosujemy do tego struktury rządu - mówił dziennikarzom przed wejściem na spotkanie Patryk Jaki.
Po dyskusji z liderami partii koalicyjnych doszło do rozmowy w gronie przedstawicieli PiS z udziałem premiera.
Trzecie z serii spotkań odbyło się 10 września. - Można odnieść wrażenie, że zbliżamy się do jakiegoś optymistycznego zakończenia, ale to musi jeszcze trochę potrwać - relacjonował wicemarszałek Sejmu i szef klubu PiS Ryszard Terlecki.
Do kolejnej rundy negocjacji doszło 15 września. - Nie będą one trwać w nieskończoność. Nie możemy w nieskończoność odwlekać decyzji dotyczących rekonstrukcji. Nasi koalicjanci muszą się jednak z nami dogadać. Nie chcemy tworzyć jakichś faktów dokonanych, ale nie może być tak, że ta rekonstrukcja będzie odkładana w czasie bez jakichś rozsądnych decyzji z ich strony - mówił wtedy Terlecki.
- Rozmawiamy głównie o dwóch sprawach w przyszłym porozumieniu, które ma zostać podpisane: to jest kwestia podziału czy kształtu rządu po rekonstrukcji, a także kwestia list wyborczych w przyszłych wyborach parlamentarnych - informował wówczas wicemarszałek Sejmu z ramienia PiS.
Nazajutrz, 16 września odbyła się piąta tura rozmów negocjacyjnych. Terlecki pytany przez dziennikarzy przed wejściem do siedziby PiS, czy w tym dniu możliwe jest zakończenie negocjacji koalicyjnych, odparł, że "koniec to na pewno nie będzie, ale jesteśmy optymistami". - Jesteśmy chyba bliżej porozumienia niż byliśmy przez te dwa tygodnie. Powinniśmy w przyszłym tygodniu zakończyć negocjacje - dodał.
17 września - "punkt zwrotny"
"Punkt zwrotny" w rządowych negocjacjach następuje - jak ocenia w rozmowie z tvn24.pl politolog z UKSW, profesor Antoni Dudek - w czwartek 17 września. Zwraca uwagę, że to wtedy "po raz pierwszy sprawa została upubliczniona" sprawa sporu między Prawem a Sprawiedliwością a Solidarną Polską.
Tego dnia, w godzinach popołudniowych, w Sejmie odbyło się spotkanie klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości, ale bez przedstawicieli Solidarnej Polski i Porozumienia. Po spotkaniu rzeczniczka partii Anita Czerwińska przekazała, że dotyczyło dyscypliny partyjnej w sprawie ustawy o ochronie zwierząt, która była głosowana wieczorem w tym samym dniu.
Szef klubu PiS i wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki poinformował, że podczas spotkania prezes PiS Jarosław Kaczyński odniósł się także do "sytuacji negocjacji z koalicjantami", "stwierdzając, że w tej sytuacji negocjacje nie mają sensu", skoro "dotychczasowi koalicjanci występują z innym programem, z innymi pomysłami, z innymi wskazaniami do głosowań niż cały klub".
Jeżeli sytuacja do tego zmusi, to rekonstrukcja nastąpi bez uzgodnień z naszymi koalicjantami - oświadczył. Zapytany, czy Prawo i Sprawiedliwość jest gotowe na rząd mniejszościowy odparł, że "to jest niemożliwe". - Jeżeli zajdzie taka sytuacja, to pójdziemy na wybory. Oczywiście sami - wskazywał.
Dzień później, 18 września, poseł PiS Marek Suski powiedział w "Jeden na jeden" w TVN24, że "nasi byli koalicjanci po prostu są poza koalicją".
Kilka godzin później prezes Kaczyński podjął decyzję, że 15 posłów, którzy w większości głosowali przeciwko ustawie o ochronie zwierząt, zostało zawieszonych w prawach członków partii.
Jeszcze tego samego dnia wieczorem politycy PiS spotkali się za zamkniętymi drzwiami w krakowskiej siedzibie partii. Europoseł Ryszard Czarnecki przekazał, że "ustalenia są bardzo pozytywne", a prawica "z całą pewnością" dalej będzie zjednoczona.
"Kluczowe są tutaj dwie daty"
Profesor Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego ocenia w rozmowie z portalem tvn24.pl, że wymiar czasowy zawieszonych negocjacji jest "bardzo istotny". - Kluczowe są tutaj dwie daty. Pierwsza to oczywiście data wyborów prezydenckich w Polsce, które zakończyły pewien etap, a druga to są wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych [te odbędą się na początku listopada - przyp. red.]. Wpływ wyników w Stanach Zjednoczonych na Polskę i na wiele innych krajów na świecie będzie olbrzymi. Stąd Prawo i Sprawiedliwość uznało, że to jest ostatnia możliwość, ostatni bezpieczny czas, w którym ma olbrzymią przewagę w sondażach, opozycja jest rozdyskutowana o samej sobie i że to jest taki moment, w którym trzeba załatwić wszystkie wewnętrzne rachunki, ponieważ nigdy już tak dobrze może nie być, aż do kolejnych wyborów - zwraca uwagę.
- A koalicjanci, świadomi tej sytuacji, robili wszystko - prawdopodobnie przedłużali negocjacje, składali różne propozycje, służące raczej temu, żeby dyskutować o nich, bez szansy na ich materializację. To była gra na czas - stwierdza.
"Zorientował się, że oni po prostu grają na czas"
Jak stwierdza dalej Chwedoruk, między 3 a 16 września, kiedy dochodziło do serii spotkań, "PiS po prostu sondował koalicjantów i zorientował się, że oni po prostu grają na czas". - To przesądziło o wszystkim i stąd zapadła decyzja, żeby przyjąć ustawę o ochronie zwierząt i rozstrzygnąć ją w tej chwili, póki PiS jeszcze dysponuje instrumentami, którymi może to rozstrzygnąć. Wiadomo było, że większość opozycji ją poprze - tłumaczy politolog.
- Więc te dwa tygodnie może rzeczywiście były na pozór ważniejsze niż się mogło wydawać - konkluduje.
Źródło: tvn24.pl