O sytuacji na granicy polsko-białoruskiej i ewentualnych scenariuszach mówił w "Rozmowie Piaseckiego" wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz. - Patrząc na cynizm Alaksandra Łukaszenki i wspierających reżim na Białousi władz na Kremlu, nie należy wykluczać tego, że zima nie będzie tym czynnikiem, który będzie mitygował te działania, tylko wręcz przeciwnie, zachęcał do dalszej eskalacji, bo ta eskalacja w oczach Alaksandra Łukaszenki jest mu potrzebna - powiedział.
Na granicy polsko-białoruskiej trwa kryzys. W poniedziałek duże grupy migrantów próbowały siłowo przedostać się do Polski. Resort obrony narodowej poinformował po południu, że udało się zatrzymać masową próbę sforsowania granicy. Na miejscu jest kilkanaście tysięcy funkcjonariuszy Straży Granicznej, policji i wojska.
Wiceszef MSZ Marcin Przydacz pytany w "Rozmowie Piaseckiego", co będzie się działo w najbliższych dniach, tygodniach, miesiącach, odpowiedział, że "nie chciałby mówić o konkretach, na co jesteśmy przygotowani".
Dopytywany, czy rząd spodziewa się eskalacji tego, co się dzieje na granicy, czy jednak tego, że zima wstrzyma trochę potok migrantów i zmieni trochę politykę białoruską, Przydacz powiedział, że "patrząc na cynizm Alaksandra Łukaszenki i wspierających reżim na Białousi władz na Kremlu, nie należy wykluczać tego, że zima nie będzie tym czynnikiem, który będzie mitygował te działania, tylko wręcz przeciwnie, zachęcał do dalszej eskalacji, bo ta eskalacja w oczach Alaksandra Łukaszenki jest mu potrzebna". - Jednocześnie w jego przekonaniu rozmiękcza nas jako społeczeństwo polskie - dodał.
Wiceszef MSZ o postulowanych sankcjach
Pytany, czy MSZ ma jakąś strategię działania, która mogłaby powstrzymać Łukaszenkę, powiedział, że "działamy w ramach UE i to się dzieje od miesięcy". Powiedział, że rząd postuluje o dalsze sankcje gospodarcze. - To jest objęcie sankcjami tych oficerów straży granicznej, służb, które biorą udział w tym procederze. To po pierwsze. Po drugie, firmy turystyczne białoruskie, łącznie z Belavią, liniami białoruskimi, które biorą udział w tym procederze. One powinny znaleźć się na liście sankcyjnej i także przedsiębiorstwa, te takie srebra narodowe białoruskiej gospodarki - wymieniał Przydacz.
- Jeśli reżim Łukaszenki nie rozumie naszych sygnałów wysyłanych do tej pory, że sankcje nie są celem samym w sobie, są powodem do analizy i zastanowienia się do odwrotu od tej agresywnej polityki, to niestety musimy tych sygnałów wysyłać więcej - podkreślił.
Dodał, że "równolegle poprzez dyplomację polską, unijną, ale też i działania z sojusznikami, staramy się działać na odcinku bliskowschodnim".
Pytany, kiedy najdalej idące sankcje mogłyby zostać wdrożone, powiedział, że "to wszystko zależy od młynów unijnych". - To, co zrobiliśmy w ostatnim czasie w ramach Unii Europejskiej, to rozszerzyliśmy podstawę prawną, żeby w ramach tego reżimu prawnego białoruskiego można było dotykać sankcyjnie nie tylko przedsiębiorstw białoruskich, ale wszystkich, które uczestniczą w tego typu procederach i to się już wydarzyło - mówił.
- W tym momencie lista jest na stole. Jest już kilkanaście państw, które absolutnie zgadzają się co do tego, że ta lista powinna zostać przyjęta. Z innymi jeszcze rozmawiamy - dodał.
- Natomiast sytuacja jest na tyle dynamiczna i na tyle napięta, że niestety jesteśmy zmuszeni rozszerzać listę. Mam nadzieję, że w perspektywie następnych dni, najdalej tygodni ta decyzja zostanie finalnie podjęta - powiedział wiceszef MSZ.
Wyraził nadzieję, że "sam sygnał, na przykład w stosunku do linii lotniczych, nie białoruskich, ale też tych bliskowschodnich o tym, że rozważamy ich usankcjonowanie, zamknięcie dla nich rynku europejskiego, będzie powodem do ich analizy, czy opłaca im się uczestniczyć w tym procederze, wysyłać migrantów na Białoruś, czy może będą chcieli korzystać z rynku europejskiego".
Przydacz o zaangażowaniu Frontexu: być może będzie taki moment, kiedy trzeba będzie o takie wsparcie wystąpić
Wiceszef MSZ pytany był o brak prośby ze strony polskiego rządu o zaangażowania funkcjonariuszy Frontexu na granicy.
Ocenił, że "bez względu na to, czy tam będzie urzędnik Frontexu, czy niemiecki strażnik, czy go nie będzie, to zobowiązania sojusznicze są ważne".
Na sugestię, że na pewno politycznie, międzynarodowo, dyplomatycznie takie wsparcie by się przydało, Przydacz powiedział, że "być może będzie taki moment, kiedy trzeba będzie o takie wsparcie wystąpić".
- Póki co jest wystarczająca liczba żołnierzy, funkcjonariuszy na granicy - mówił. - Radzimy sobie póki co bardzo dobrze sami - dodał.
Przydacz powiedział, że jego osobiste przekonanie jest takie, że "strażnicy graniczni z Podlasia, którzy znają ten teren, skuteczniej będą na tym etapie bronić tej granicy niż przyjezdni strażnicy, którzy przyjadą tu na tydzień czy na dwa z dalekiego Cypru czy Portugalii".
Wiceszef MSZ: cały czas następują próby przedarcia się przez granicę konkretnych osób
Przydacz został zapytany, czy zeszłej nocy wydarzyło się coś, co by istotnie zmieniało sytuację graniczną. - Cały czas oczywiście następują próby przedarcia się konkretnych osób, mniejszych czy większych grup. Natomiast ta duża grupa licząca ponad tysiąc migrantów jest cały czas w okolicach przejścia w Kuźnicy – mówił wiceszef MSZ. - Natomiast to, co się dzieje, to niestety nadal na Białoruś zjeżdżają migranci z różnych stron świata - dodał.
Jak zaznaczył, nie ma takich informacji, "aby doszło do powtórki scen z przedwczoraj". - Natomiast w każdym momencie należy się spodziewać tego typu agresywnych działań, bowiem te osoby są dość mocno zdeterminowane i jednocześnie podpuszczane przez służby białoruskie do takiego działania - powiedział Przydacz.
Pytany o grupę z Kuźnicy, Przydacz powiedział, że "obserwujemy ruchy tej grupy, na tyle, na ile jest to możliwe". - Są po stronie białoruskiej też próby przegrupowania. Nie jest wykluczone, że może się pojawić w najbliższym czasie próba forsowania innej granicy w sytuacji, w której granica polska jest szczelna, a w większości, w zasadniczej swojej części, jest szczelna – mówił. Pytany o grupę, która w nocy przedarła się przez polsko-białoruską granicę, Przydacz powiedział, że wygląda to tak, że "niestety część osób stara się przedzierać". - Ważne, że Straż Graniczna te osoby wyłapuje - podkreślił.
Przydacz: być może strona białoruska będzie testować także granicę ukraińską
- Natomiast inne granice Białorusi być może nie są tak szczelne. Być może strona białoruska będzie może próbowała testować już nie tylko Polskę, ale także Litwę, Łotwę, a może w przyszłości – też bierzemy pod uwagę taki scenariusz – także i granicę ukraińską – ocenił.
Jak zauważył, z różnych powodów nacisk na Litwę się zmniejszył. - Ja od samego początku mówiłem, że na całą tę operację hybrydową musimy patrzeć przez pryzmat polityki bezpieczeństwa i chęci testowania przez Białoruś, a także przez Rosję, reakcji państw członkowskich, NATO i Unii Europejskiej – podkreślił wiceminister.
W jego ocenie Litwę już niejako przetestowano. - Zobaczono, gdzie są słabe punkty, jak i w jakim momencie reaguje klasa polityczna oraz media i świat zachodni. Teraz ta operacja jest prowadzona przeciwko Polsce – powiedział Przydacz.
- Jednak w momencie, kiedy ta liczba migrantów na Białorusi będzie tak duża, że stanie się kłopotem dla Łukaszenki – a już się staje kłopotem – nie jest wykluczone, że ta może nieco słabiej chroniona granica litewska będzie takim wentylem, przez który będą chcieli wypchnąć większą liczbę osób – ocenił wiceszef MSZ
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24