Mimo że liczby zakażeń koronawirusem oraz ofiar śmiertelnych COVID-19 rosną, rząd nie zdecydował się na zaostrzenie obostrzeń sanitarnych. - Rząd postanowił przeczekać z nadzieją, że ci, co mają umrzeć, umrą - ocenił w "Kropce nad i" były premier i eurodeputowany Leszek Miller. Jak dodał, "umarli nie głosują, a rząd jest zainteresowany tymi, którzy będą w przyszłości głosować".
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w czwartek o 28 128 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2. Resort przekazał też, że zmarło 497 osób chorujących na COVID-19. Mimo że liczby zakażeń i ofiar śmiertelnych COVID-19 rosną, rząd nie zdecydował się na zaostrzenie obostrzeń sanitarnych.
Miller: rząd postanowił przeczekać
Do sprawy w czwartkowej "Kropce nad i" odniósł się były premier, deputowany do Parlamentu Europejskiego Leszek Miller. - Rząd postanowił przeczekać z nadzieją, że ci, co mają umrzeć, umrą. Wiadomo, że umarli nie głosują, a rząd jest zainteresowany tymi, którzy będą w przyszłości głosować - powiedział.
Pytany o to, jaka jest odpowiedzialność za sytuację pandemiczną premiera Mateusza Morawieckiego, Miller ocenił, że jest "zdecydowanie największa". - Pan premier ma swojego szefa, pana wicepremiera, ale patrząc na odpowiedzialność konstytucyjną, to jego odpowiedzialność jest bezdyskusyjna - zaznaczył.
- Już dawno był czas, żeby podjąć radykalne decyzje. Jeżeli w ciągu najbliższych dni rząd się nie zdecyduje na to, żeby pójść pod prąd części opinii publicznej i zastosować rozmaite restrykcje, to będziemy mieli bardzo poważną sytuację - mówił.
Miller o wprowadzeniu obostrzeń dla nieszczepionych: do tego trzeba odwagi
Miller pytany był, jakie kroki należałoby podjąć w związku z rozprzestrzenianiem się koronawirusa. - Każdy, kto się nie chce zaszczepić, ma takie prawo, ale jeżeli tego nie zrobi, to nie wejdzie do restauracji, kawiarni, hali sportowej, kina i nie wejdzie do zakładu pracy. Trzeba uruchomić mechanizmy, które będą powodowały, że nie będzie 60 procent zaszczepionych, ale 80 czy 90 - ocenił były premier.
Drugim wskazanym przez niego rozwiązaniem, byłoby podjęcie decyzji o obciążaniu kosztami leczenia osób, które zachorowały na COVID-19, a które nie były zaszczepione.
- Te dwie proste decyzje (…) spowodowałyby, że stopień zaszczepienia natychmiast by wzrósł - mówił. Wskazał jednak, że "do tego trzeba odwagi". - Trzeba się przeciwstawić własnemu wyborcy i własnemu klubowi. Rząd to nie jest zabawka w piaskownicy. Jak pan premier podjął się tej posady i ma swoich ministrów, to trzeba podejmować trudne decyzje - powiedział Miller.
"To są rzeczy niesłychane, że takie indywidua są mianowane na tak wysokie stanowiska"
W środę Wirtualna Polska opublikowała artykuł autorstwa Szymona Jadczaka i Mateusza Ratajczaka, z którego wynika, że firma wiceministra sportu i turystyki Łukasza Mejzy obiecywała leczyć umierających na raka i stwardnienie rozsiane, chorych na Alzheimera, Parkinsona oraz inne nieuleczalne przypadłości. Mejza miał osobiście przekonywać rodziców chorych dzieci, że terapia jego firmy je wyleczy. Cena wyjściowa to 80 tys. dolarów. Jak zaznacza WP, metoda, którą zachwalał, nie ma medycznego potwierdzenia.
- To są rzeczy niesłychane, że tego rodzaju indywidua są mianowane na tak wysokie stanowiska – ocenił Miller. - Wielokrotnie słyszałem, że Jarosław Kaczyński, przy wszystkich swoich wadach, jest państwowcem, że interes państwa jest dla niego najważniejszy. No, ale interes państwa nie może być skorelowany z obecnością w Radzie Ministrów tego rodzaju osobników. Jeżeli pan Kaczyński to akceptuje, to nie ma nic wspólnego z działaczem państwowym i polskim patriotą – mówił.
Przy tej okazji powiedział, że "mamy do czynienia ze zjawiskiem, które będzie miało bardzo ponure konsekwencje". - Nastąpiła demoralizacja klasy politycznej, ale i wyborców, którzy tę klasę windują na tego rodzaju stanowiska. Jak się patrzy na ludzi zasiadających w Sejmie czy na tych ministrów, oni się nie wzięli z nadania żadnych najeźdźców, oni zostali wybrani. Przekonali swoich wyborców, że będą sprawować tę funkcje dobrze - tłumaczył.
- Z tego się szybko nie otrząśniemy i nawet jeżeli opozycyjna wygra wybory, to przecież te straszne podziały i upadek społeczeństwa obywatelskiego pozostanie - zaznaczył.
Miller o wizytach Morawieckiego u unijnych liderów: pocztówka dla elektoratu
Miller odniósł się także do sytuacji na granicy z Białorusią i roli, jaką w rozwiązywaniu kryzysu odgrywa Unia Europejska. - To, że samoloty przestały przywozić migrantów do Mińska, to przecież nie jest efekt działania polskiej dyplomacji, bo ona nie istnieje. To naciski i presja instancji i państw europejskich. Wszystkie inne sankcje, które coraz boleśniej będą uderzały w Łukaszenkę i jego otoczenie, to efekt działania instytucji Unii Europejskiej. Polska w tej sprawie nie mogła nic zrobić, bo nic w Unii Europejskiej nie znaczy – ocenił.
Pytany o rozmowy Mateusza Morawieckiego z liderami państw unijnych, były premier zaznaczył, że "to jest pocztówka, którą polski premier wysyła swojemu elektoratowi". - Oprócz wypicia herbaty czy kawy, to nie ma żadnego znaczenia – powiedział.
Dopytywany o to, czy na granicy powinien stanąć mur, Miller odpowiedział, że "wolałbym, żeby go nie było". - Wolałbym, żeby to były mechanizmy ochrony elektronicznej, ale jak patrzę z kolei na pograniczników i żołnierzy białoruskich, którzy atakują polskich żołnierzy, to trudno nie przyznać racji, że jakieś zapory muszą być – mówił.
Miller wątpi, by polskie władze do strefy przygranicznej dopuściły dziennikarzy. - Mają nieczyste intencje. Już dawno ten konflikt powinien być umiędzynarodowiony. Nie w kategorii dyplomatycznej (…), ale obok polskich pograniczników, żołnierzy i policjantów powinni stać ich koledzy z krajów unijnych – zaznaczył.
- Ten konflikt się kiedyś skończy i polski premier dumnie oświadczy, że wygraliśmy to starcie. (…) To jest gra na użytek wewnętrzny. Wszystko, co robi PiS, jest zawarte w pytaniu, czy to, co zrobimy, przybliża nas do utrzymania władzy, do wygrania kolejnych wyborów, czy też nie – ocenił.
"Dziwię się, że opozycja dała się na to złapać"
Marszałek Sejmu Elżbieta Witek spotkała się w środę z przedstawicielami klubów i kół w sprawie dyskusji nad poselskim projektem dającym możliwość weryfikacji szczepień pracowników przez pracodawców. Na spotkanie przybyli politycy z partii rządzącej i opozycji. - Dziwię się, że opozycja dała się na to złapać. Jak już tam poszli, to pierwsze pytanie, które powinno być zadane pani marszałek, to czy pani ma projekt ustawy autorstwa rządu. Jeżeli pani marszałek powiedziałby, że nie ma, to opozycja powinna powiedzieć: "To bardzo nam miło, ale do widzenia". Dlatego, że jak nie ma propozycji rządu, to nie ma o czym rozmawiać - mówił Miller.
- To rząd odpowiada za zdrowie i życie obywateli, za politykę zdrowotną, a nie grupy posłów. Naprawdę jestem zdumiony, że opozycja na takie proste chwyty się łapie. To było oczywiste, że pani marszałek chciała się pokazać na tle opozycji i powiedzieć: "No przecież razem ponosimy odpowiedzialność" - zaznaczył.
"Rząd udaje, że go to nie dotyczy"
Pytany o kary, które nałożono na Polskę za działalność Izby Dyscyplinarnej, były premier powiedział, że "rząd udaje, że go to nie dotyczy". - Swoim wielbicielom daje komunikat, że my nie zapłacimy. Oni nie muszą płacić, bo te kwoty zostaną potrącone przez Brukselę. O tyle mniej Polska otrzyma rozmaitych dotacji - powiedział.
- Poniesiemy olbrzymie straty finansowe przez to, ze jeden z ministrów robi sobie dowcipy z tego wszystkiego, co trzeba traktować poważnie - ocenił.
Miller pytany był również o odejście kanclerz Angeli Merkel i rządu chadeków, których zastąpi koalicja socjaldemokratów, liberałów i Zielonych pod kierownictwem lidera SPD Olafa Scholza. - Obecna władza zapłacze za nieobecnością pani Merkel. Nowa koalicja będzie o wiele bardziej wymagająca i surowa jeżeli chodzi o przestrzeganie praworządności i pójście w kierunku federalizmu - mówił.
- Nowy kanclerz i nowy rząd bardzo poważnie traktują jedność europejską. Będą szli w kierunku głębszej integracji, przestrzegania praworządności. Polski rząd będzie miał o wiele trudniej. Myślę, że od czasu do czasu pan premier i ministrowie westchną: "Jaka szkoda, że nie ma tej poczciwej pani Merkel" - zaznaczył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24