Polska będzie po Hiszpanii i Włoszech trzecim beneficjentem netto funduszu odbudowy gospodarczej Unii Europejskiej po kryzysie wywołanym przez COVID-19. Rząd i prezydent mówią o dyplomatycznym sukcesie. Jeszcze w marcu premier uznawał, że w czasach kryzysu można liczyć tylko na "państwa narodowe", a prezydent mówił w przeszłości o "wyimaginowanej wspólnocie, z której niewiele dla Polski wynika". Materiał magazynu "Polska i Świat".
Prezydent Andrzej Duda i szef rządu Mateusz Morawiecki wystąpili razem - cieszyli się z zapowiedzi powołania europejskiego funduszu odbudowy na rzecz podniesienia gospodarki po kryzysie spowodowanym przez koronawirusa. - Kryzys i stan trudny bardzo często dawał dzięki twardej postawie i mądrym działaniom impuls do przyspieszonego rozwoju i "prosperity". Tak było po Wielkiej Depresji i po II wojnie światowej – mówił Andrzej Duda.
Prezydent podkreślał wagę unijnych zapowiedzi, a premier chwalił swój rząd za "twarde, żmudne negocjacje", które doprowadziły do tego, że według wstępnego planu Polska ma stać się jednym z największych beneficjentów europejskiego funduszu na odbudowę po pandemii. Kraj może otrzymać niemal 64 miliardy euro. Nastawienie władzy staje się proeuropejskie, kiedy staje się również profinansowe.
Dziesiątki miliardów euro z "wyimaginowanej wspólnoty"
Rząd Prawa i Sprawiedliwości oraz sam prezydent przez ostatnie pięć lat mocno krytykowali Unię Europejską. Premier Mateusz Morawiecki niedawno, bo 27 marca stwierdzał w Sejmie, że "Unia Europejska jeszcze nie dała żadnego eurocenta" i w związku z tym w czasach bardzo trudnych "najważniejsze są państwa narodowe". Rozkładał przy tym ręce. Półtora roku temu, we wrześniu 2018 roku Andrzej Duda mówił o "wyimaginowanej wspólnocie, z której niewiele dla Polski wynika".
Komisja Europejska wytoczyła w ostatnich latach Polsce procedurę, w ramach której bada stan praworządności oraz pozwała kraj do unijnego trybunału za naruszanie jej zasad. Dlaczego, mimo napięć i różnic zdań w kluczowych kwestiach, Polska pozostaje beneficjentem unijnych programów finansowych? Według byłego ambasadora Polski przy Unii Marka Greli, to efekt polityki krajów zachodniej Europy - głównie Niemiec. – Dla tych krajów to nieprzyjemna wiadomość, że Polska ma problemy z demokracją – mówi. Ocenia jednak, że dla zachodnich państw "lepiej mieć Polskę PiS-u w Unii Europejskiej niż Polskę PiS-u poza Unią Europejską".
Najwyraźniej jest to stanowisko ponadpartyjne - przynajmniej na europejskiej prawicy. Propozycję korzystnego dla Polski funduszu złożyła bowiem przewodnicząca Komisji Europejskiej. Ursula von der Leyen wywodzi się Europejskiej Partii Ludowej, do której należy Platforma Obywatelska, a szefem tego ugrupowania jest Donald Tusk, który w TVN24 przed kilkoma dniami podkreślał, że "pomoc musi trafiać do ludzi i firm, a nie między swoich".
– Nasi krytycy nam to od wielu miesięcy zarzucają, że rząd Prawa i Sprawiedliwości nie ma kontaktów dyplomatycznych, że jesteśmy w Europie osamotnieni czy wręcz izolowani - mówi wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński. – My tymczasem konsekwentnie pokazujemy, że liczy się skuteczność i negocjacje – dodaje.
Łącznie dla całej Unii program wsparcia ma wynieść ponad bilion euro. Dodatkowo Unia planuje uruchomić fundusz kredytowy.
Źródło: TVN24