Polska Agencja Żeglugi Powietrznej zgłosiła incydent dotyczący możliwego zderzenia samolotów na Lotnisku Chopina. W tym zgłoszeniu pominęła jednak informację, że prawdopodobną przyczyną incydentu była błędna decyzja kontrolera, który potem uciekł z wieży, a gdy odnalazła go policja, był pijany - ustalił tvn24.pl. Dotarliśmy do zgłoszenia w bazie Urzędu Lotnictwa Cywilnego, które to potwierdza.
12 maja ujawniliśmy w tvn24.pl, że tydzień wcześniej na warszawskim Lotnisku Chopina, w czasie gdy do startu szykowały się dwa samoloty PLL LOT, jeden z pilotów wychwycił niestandardowe zachowanie kontrolera. Pracownik pełniący służbę na wieży wydał zgodę na rozpoczęcie kołowania przez jeden samolot, choć inna maszyna zajmowała w tym czasie drogę kołowania. Polecenie kontrolera padło kilka minut po godz. 17.
Urlop na żądanie
Z grafiku, do którego dotarł tvn24.pl, wynika, że 5 maja, czyli w dniu incydentu, kontroler zaczął pracę o godz. 15. To oznacza, że dopiero po ponad dwóch godzinach wyszło na jaw, że zachowuje się nietypowo. Z grafiku nie wynika, o której godzinie kontroler rozpoczął służbę na stanowisku operacyjnym. Jest w nim za to informacja, że tego dnia wpisano mu urlop na żądane, który w Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej oznacza się skrótem WZ.
- To wygląda, jakby ktoś z przełożonych próbował go kryć. W sytuacji, gdy zauważono, że może być pod wpływem alkoholu, gdy był na stanowisku operacyjnym, nie powinno się przyznawać mu urlopu na żądanie - ocenia w rozmowie z nami informator zbliżony do PAŻP.
- Urlop na żądanie może przyznać tylko przełożony. Jeśli wyrażono na to zgodę w sytuacji, gdy było podejrzenie, że był nietrzeźwy, to oznaczałoby, że w agencji próbowano tuszować sprawę. Takie działanie PAŻP oznacza, że system bezpieczeństwa w ruchu lotniczym już nie działa - wtóruje mu inny nasz rozmówca, który zna okoliczności incydentu z 5 maja.
Nieformalne spotkanie prezesów
PAŻP, jak ujawnił portal tvn24.pl, nie zgłosiła dotąd incydentu z pijanym kontrolerem do Centralnej Bazy Zgłoszeń prowadzonej przez Urząd Lotnictwa Cywilnego, choć według prawa lotniczego miała na to 72 godziny. Zamiast tego p.o. prezesa agencji Janusz Janiszewski 7 maja przyszedł na nieformalne spotkanie do prezesa ULC Piotra Samsona.
Rzecznik PAŻP Paweł Łukaszewicz, którego wówczas (w środę, 12 maja) zapytaliśmy o sprawę, nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, czy incydent został przez PAŻP zgłoszony do CBZ.
W piątek, 14 maja, po naszej publikacji agencja opublikowała na swojej stronie oświadczenie zatytułowane "Zgłoszenie do CBZ kilkadziesiąt godzin po zdarzeniu. PAŻP dementuje nieprawdziwe informacje".
Podkreślono w nim, że "niezwłocznie i w terminach oraz formach określonych przepisami i procedurami zostały wykonane wszystkie czynności podjęte po zidentyfikowaniu sytuacji z udziałem kontrolera z Warszawy".
"Zgłoszenie zdarzenia z 5 maja z godziny 17:05 do Centralnej Bazy Zgłoszeń miało miejsce 7 maja o godz. 11:13 tj. zgodnie z obowiązującym prawem terminem do 72 godzin od momentu identyfikacji zdarzenia" - czytamy w oświadczeniu agencji.
Poważny incydent
Dotarliśmy do treści zgłoszenia w CBZ. Przeczy ona oświadczeniu agencji i potwierdza nasze ustalenia - w zgłoszeniu nie ma mowy o pijanym kontrolerze, ani o tym, że opuścił on stanowisko operacyjne. Pisząc prościej: w zgłoszeniu jest mowa o możliwej kolizji samolotów na drodze kołowania, ale nie ma ani słowa o tym, że kontroler, który wydał na to zgodę, uciekł z wieży, a po odnalezieniu go w mieszkaniu policja stwierdziła, że był pijany.
Poniżej publikujemy cały opis zdarzenia zgłoszonego przez PAŻP 7 maja, czyli w dniu, gdy doszło do spotkania prezesa agencji z szefem ULC. Zdarzenie zostało uznane przez agencję za "poważny incydent". Opis składa się z zaledwie trzech zdań i jest zatytułowany "Potencjalne wtargnięcie na drogę kołowania":
"W dniu 05.05.21 w trakcie mojej przerwy około godziny 1505 UTC [godz. 17.05 w Warszawie - red.] byłem świadkiem wydania przez kontrolera GND [ground, czyli płyta lotniska - red.] kontroler kolizyjnej instrukcji wypychania dla LOT26 ze stanowiska 10. W tym czasie na TWY Z Orange [oznaczenie drogi kołowania - red.] znajdował się Embraer LOT-u po wypchnięciu (chyba) ze stanowiska 97. Z tego co mi wiadomo wypychanie LOT26 było wstrzymane z inicjatywy wypychającego".
Opis dotyczy wyłącznie sytuacji na płycie lotniska, która mogła się skończyć zderzeniem dwóch samolotów, bo kontroler wyraził zgodę na rozpoczęcie kołowania przez samolot, choć tę drogę zajmowała inna maszyna. Wynika z niego, że incydent zgłosił inny kontroler, który przypadkiem zobaczył sytuację na płycie lotniska, bo sam miał w tym czasie przerwę i nie pełnił formalnie służby.
Z tego powodu, jak podkreślono w Centralnej Bazie Zgłoszeń, raport nie wskazuje przyczyny wydania przez kontrolera błędnego polecenia.
Poprosiliśmy o komentarz do naszych ustaleń rzecznika PAŻP Pawła Łukaszewicza. W prośbie opisaliśmy nasze ustalenia, podając nazwisko kontrolera, ale zastrzegliśmy, że nie pojawi się ono w tekście. "W odpowiedzi na Pana pytania informuję, że z uwagi na zakres zapytania dotyczący danych osobowych osoby fizycznej, która nie pełni funkcji publicznej, Agencja nie będzie udzielała żadnych informacji w tej materii" - odpisał nam rzecznik.
Sytuację z kontrolerem, który uciekł z wieży, a następnie został odnaleziony przez policję, która stwierdziła, że jest pijany, PAŻP zgłosiła do Urzędu Lotnictwa Cywilnego dopiero 11 maja, pismem nadanym drogą elektroniczną. Nie było to jednak formalne zgłoszenie do Centralnej Bazy Zgłoszeń.
Rzeczniczka ULC Karina Lisowska tłumaczyła w rozmowie z nami, że telefoniczne lub mailowe powiadomienie urzędu lub Państwowej Komisji Wypadków Lotniczych nie spełnia formalnych wymogów zgłoszenia, dlatego zgłaszający "zobligowany jest również do wypełnienia zgłoszenia w CBZ".
Dwa promile
W Komendzie Stołecznej Policji potwierdziliśmy oficjalnie, że doszło do zatrzymania kontrolera lotów z Okęcia.
- Otrzymaliśmy sygnał od PAŻP dotyczący kontrolera, który oddalił się z miejsca pracy. Było podejrzenie, że jest nietrzeźwy - usłyszeliśmy w biurze prasowym komendy.
Policjanci szybko znaleźli kontrolera w jednym z warszawskich mieszkań. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że poddano go czterem kolejnym badaniom na alkomacie.
- Najwyższy wynik z tych badań to ponad 2 promile. Taką procedurę stosujemy, by lekarz, analizując kolejne wyniki, mógł ocenić, kiedy dokładnie mężczyzna pił - mówił tvn24.pl jeden z funkcjonariuszy.
Śledztwo
Wstępna analiza wyników badania wskazuje, że mężczyzna mógł być w pracy pod wpływem alkoholu. Dlatego policjanci przekazali sprawę do prokuratury.
Aleksandra Skrzyniarz, rzecznik stołecznej prokuratury, w odpowiedzi na nasze pytania napisała, że w Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Ochota zostało wszczęte śledztwo dotyczącego art. 174 § 1 Kodeksu karnego, czyli sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym lub powietrznym.
"Obecnie gromadzony jest materiał dowodowy, w oparciu o który poczynione zostaną ustalenia w sprawie, w tym dotyczące stanu, w jakim w chwili zdarzenia znajdowała się osoba odpowiedzialna za kontrolę ruchu lotniczego" - zaznaczyła Skrzyniarz.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24