Dla TVN24 plus pisze Przemysław Nosal, socjolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, autor licznych publikacji dotyczących socjologii sportu.
Bardzo możliwe, że w sprawie konfliktu na linii Robert Lewandowski - Michał Probierz nigdy nie dowiemy się wszystkiego, a fakty będą ustępowały pola narracji różnych stron, tak jak choćby w przypadku tzw. afery premiowej wokół kadry Czesława Michniewicza na mundialu w Katarze. Pierwsza doba otwartego sporu między byłym już kapitanem reprezentacji a jej selekcjonerem przyniosła ping-ponga na oświadczenia i publiczne wypowiedzi, ale to, co najważniejsze, nie padło. Michał Probierz nie przekazał na konferencji prasowej, czemu tak naprawdę zmienił kapitana drużyny narodowej, a Robert Lewandowski nie ujawnił, co tak naprawdę przeszkadza mu we współpracy z selekcjonerem i w obecnej kadrze.
Konflikt Lewandowski - Probierz: krok po kroku
Spróbujmy temat uporządkować, choć z każdą godziną jest to coraz trudniejsze. W niedzielę, 25 maja, Robert Lewandowski zagrał swój ostatni w tym sezonie ligowy mecz dla FC Barcelony. W Bilbao, gdy jego zespół miał już zapewniony tytuł mistrzowski i de facto grał o nic, zdobył dwie bramki, dzięki czemu przekroczył liczbę stu goli dla katalońskiego klubu. Wcześniej dochodził do pełni zdrowia i formy po kontuzji, która m.in. wyeliminowała go z udziału w finale Pucharu Hiszpanii przeciw Realowi Madryt, a w półfinale Ligi Mistrzów z Interem Mediolan nie pozwalała grać na poziomie, do jakiego Polak przyzwyczaił w tym sezonie. Sezonie - warto podkreślić - intensywnym, bo Lewandowski rozegrał w nim prawie 60 oficjalnych meczów (żaden inny polski piłkarz nie wystąpił w takiej liczbie spotkań i z taką liczbą trudnych rywali).
Dzień po zakończeniu sezonu ligi hiszpańskiej zawodnik przekazał, że "biorąc pod uwagę okoliczności oraz natężenie sezonu klubowego", nie zagra w meczach Polski z Mołdawią i Finlandią. Pod decyzją miał się podpisać Michał Probierz ("wspólnie z trenerem zdecydowaliśmy").
Lewandowskiemu oberwało się od części ekspertów ("przecież mecz w Helsinkach jest kluczowy w eliminacjach!" albo "skoro jest taki zmęczony, to dlaczego zagrał w Bilbao?"), ale jednocześnie znalazł spore grono obrońców ("taki perfekcjonista sam wie najlepiej, czy i kiedy potrzebuje odpoczynku").
Napięcie zwiększał fakt, że choć spotkanie z Mołdawią miało niewielką wagę sportową, to jednak istotną z punktu widzenia kadrowiczów jako grupy. Stanowiło ono bowiem pożegnanie Kamila Grosickiego, wieloletniego, oddanego drużynie zawodnika.
Skrzydłowemu z powodu nieobecności kapitana i boiskowego kompana zwyczajnie było przykro, czego nie umiał - lub nie chciał - ukryć w rozmowach z mediami. Lewandowski w końcu jednak przyleciał pożegnać kolegę, a czy była to faktycznie zaplanowana (a ostatecznie zepsuta) niespodzianka, czy reakcja na krytykę - teraz to już mniej istotne. Skutek miał być bowiem taki, że - według nieoficjalnych informacji Łukasza Olkowicza z "Przeglądu Sportowego" - właśnie to zachowanie miało doprowadzić do "wotum nieufności" reszty zespołu wobec kapitana, złożonego na ręce Michała Probierza (w tej wersji zdarzeń - bez przylotu "last minute" rzekomo ratującego swój wizerunek Lewandowskiego całej awantury by nie było).
Selekcjoner w niedzielny wieczór miał bardzo krótko i - co ważne - telefonicznie, obwieścić Lewandowskiemu decyzję o odebraniu mu statusu kapitana reprezentacji. Chwilę później zostało to oficjalnie ogłoszone, a po upływie kolejnej chwili zawodnik oświadczył, że zawiesza swoją grę w reprezentacji Polski ze względu na "utratę zaufania" do obecnego selekcjonera.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
Czy to wielki konflikt o małe rzeczy?
Gdy na poniedziałkowej konferencji prasowej Michał Probierz na wiele sposobów opowiadał, że kierował się "dobrem reprezentacji", kibice mogli już czytać rozmowę Dariusza Farona (WP), w której Robert Lewandowski przekonuje o swoim zaskoczeniu decyzją szkoleniowca. W wersji zawodnika telefon od trenera dostał, gdy "usypiał dzieci", a właśnie lakoniczna forma zdegradowania go - po 11 latach noszenia opaski kapitańskiej - miała zaboleć szczególnie.
Komunikat PZPN z późnego wieczora - który "stanowczo zaprzeczał" doniesieniom, by to kadrowicze wystąpili do trenera o zmianę kapitana, "a decyzja została podjęta wyłącznie przez szkoleniowca" - dopełnił absurdalności całej sytuacji. A poprzeczka w temacie absurdu została powieszona wysoko, bo przecież w trakcie dnia media donosiły, że podczas marcowego zgrupowania Michał Probierz (wcześniej wspominający, by cieszyć się z "małych rzeczy") miał się obrazić na Roberta Lewandowskiego za włączenie w autokarze piosenki Sylwii Grzeszczak pod takim właśnie tytułem, co miało być oznaką lekceważenia selekcjonera.
Może się to wydawać mało niewiarygodne (a polski kibic powinien już zdążyć się nauczyć, by w temacie afer nigdy nikomu nie wierzyć do końca), ale czy równie abstrakcyjny nie jest fakt, że omawiamy właśnie temat końca gry w reprezentacji najlepszego polskiego piłkarza w historii, a przy tym podstawowego zawodnika zjawiskowej w tym sezonie Barcelony?
O tym, że Lewandowski był w kadrze trochę obok (powyżej?) kolegów-kadrowiczów, mówiło się co jakiś czas, zwłaszcza przy okazji porażek czy sporów (patrz: afera premiowa), ale nikt wprost przeciw niemu nie występował za wyjątkiem Kamila Glika, który teraz decyzję o degradacji Lewandowskiego skomentował słowem "brawo!".
Biorąc jednak pod uwagę, że były już reprezentant pisał to ze wspólnych wakacji z Kamilem Grosickim, możemy to uznać za głos szerszej grupy kadrowiczów. Jednocześnie Lewandowski twierdzi, że po ogłoszeniu zawieszenia gry w reprezentacji dostał pytania od kolegów z drużyny narodowej, czy nie zmieni zdania i decyzji podjętej pod wpływem emocji.
Jeśli kadra bez Lewandowskiego zacznie grać lepiej (w co trudno wierzyć, bo wcześniejsze próby nie wypalały), to obrażeni na gwiazdora kadrowicze przez chwilę będą mogli triumfować. A z nimi, oczywiście, Michał Probierz.
Dobro reprezentacji, czyli czyje?
Co do tego, że zarówno Robert Lewandowski, jak i Michał Probierz, mają silne ego, nie ma wątpliwości. Dyskusja mogłaby zatem dotyczyć tego, który z nich w tej sytuacji powinien schować je do kieszeni.
Probierz w sporej części klubów, w których pracował, szybko odstawiał dotychczasowych kapitanów i boiskowych liderów. Selekcjoner ma opinię osoby, która uważa, że może być jedynym liderem szatni, a o tym, że sam wie wszystko najlepiej, przekonuje w prawie każdej swojej wypowiedzi. Z drugiej strony mamy Lewandowskiego, który zwykł albo negatywnie recenzować selekcjonerów po ich odejściu, albo do dymisji mocno się przyczyniać (nawet bez słów, jak w przypadku Jerzego Brzęczka).
Odpowiedź na proste pytanie, kto z tej dwójki do tej pory dał więcej reprezentacji Polski, jest jednak dla Probierza miażdżąca - pod względem zasług selekcjoner nie ma argumentów po swojej stronie. Rozwój jego kadry dostrzega głównie on sam, skoro marcowe zwycięstwo nad słabiutką Litwą musiał w końcówce meczu ratować... Robert Lewandowski.
Idealiści (czy też "futbolowi konserwatyści", jak mawia o sobie krytykujący Lewandowskiego w tej sprawie były prezes PZPN Michał Listkiewicz) przekonują jednak, że gra dla drużyny narodowej jest najwyższym dobrem i honorem, a napastnik powinien chcieć występować dla niej bez względu na zmęczenie czy rolę kapitana. Podkreślają też formalny punkt widzenia, że to przecież selekcjoner jest przełożonym, a zawodnik podwładnym (a mniej formalnie: "że ogon nie może machać psem"). Padają też porównania do starszego od Lewandowskiego Cristiano Ronaldo, który nawet z urazem walczył dla Portugalii w niedzielnym finale Ligi Narodów UEFA. Ta grupa, do której zaliczyć możemy pewnie "ludzi futbolu", a więc trenerów i działaczy, nawet jeśli nie będzie "za Probierzem", to będzie "przeciw Lewandowskiemu".
Realiści jednak zbijają ich argumenty: trudno sobie wyobrazić pozbawienie Cristiano Ronaldo opaski portugalskiego kapitana, bo to działa jak zestaw obowiązkowy: chcesz mieć CR7 w kadrze, to musisz go mieć jako kapitana. Podobnie z innymi gwiazdami tej generacji: Leo Messim w Argentynie czy Luką Modriciem w Chorwacji. I to selekcjonerzy Portugalii, Argentyny czy Chorwacji są od tego, by dostosować grę zespołu do swoich epokowych asów, a nie na odwrót. Sfrustrowany przez lata gry dla ojczyzny Messi też już przecież swego czasu z kadry nawet rezygnował. Ale gdy w końcu doczekał się selekcjonera, który umiał uwypuklić jego geniusz, tak jak wcześniej robili to szkoleniowcy Barcelony, to Argentyna zdobyła mistrzostwo świata.
Ilu selekcjonerów ze skuteczną wizją wykorzystania jednego z najlepszych napastników świata w XXI wieku miała reprezentacja Polski? Listę możemy ograniczyć do Adama Nawałki (który jako wsparcie w ataku dorzucił Lewandowskiemu młodego Milika) i ewentualnie do preferującego ofensywę Paulo Sousy.
Polak pracujący w klubach z najlepszymi trenerami świata, w kadrze musi się podporządkowywać szkoleniowcom przeciętnym nawet jak na polskie warunki - przecież wspominany Brzęczek czy Probierz w momencie nominacji nie prowadzili nawet najlepszych zespołów ligowych Ekstraklasy, nie mieli za sobą podboju europejskich pucharów.
Przekonanie, że Michał Probierz zawdzięcza posadę selekcjonera nie wysokim kompetencjom trenerskim i zdolnościom interpersonalnym, a tylko i wyłącznie dobrej znajomości z Cezarym Kuleszą z czasów wspólnej pracy w Jagiellonii Białystok, jest wśród kibiców i fachowców dość powszechne. Probierz musiał zdawać sobie sprawę, że odebranie Lewandowskiemu roli kapitana, zwłaszcza w taki sposób, może doprowadzić do jego odejścia z kadry. A może po prostu na to liczył.
Pod tym względem Lewandowski może czuć podobną frustrację, jak kończący wcześnie karierę Zbigniew Boniek. Różnica jest taka, że w przypadku przejścia na sportową emeryturę przez "Zibiego" w 1988 roku, dziś pamięta się głównie jego młody wiek (zaledwie 32 lata), a okoliczności już nie, bo medialnie była to zupełnie inna rzeczywistość. Bońka ostentacyjnie lekceważył selekcjoner Wojciech Łazarek, który miał w planie stawiać na graczy z polskiej ligi i "ograniczać udział tych w ciemnych okularach".
"Odniosłem wrażenie, że Łazarek chce wszystkich uczyć jak jeść nożem i widelcem. Tylko, że ci chłopcy nie mieli ochoty tego słuchać. To było totalne rozczarowanie. Widziałem w swoim życiu wielu trenerów... Takiego jak Łazarek nigdy. (...) Moja kariera reprezentacyjna była skończona. W konsekwencji i klubowa" - mówił Zbigniew Boniek w książce Romana Kołtonia "Zibi czyli Boniek".
Cytat o "uczeniu wszystkich jak jeść nożem i widelcem" może pasować też do pouczającego tonu obecnego selekcjonera. Doraźnie, po ewentualnie udanych eliminacjach, czy udanym mundialu 2026, racje Probierza będą na wierzchu. Długofalowo jednak to on zostanie zapamiętany jako ten, w trakcie którego kadencji Lewandowski przestał grać dla kraju. Zostawmy jednak przeszłość i zasługi: mamy sytuację, w której najlepszy obecnie (w tym sezonie!) polski piłkarz przestaje grać w reprezentacji. W długim okresie (jeśli nic się nie zmieni) wszyscy będą wielkimi przegranymi tej sprawy: i selekcjoner, i Lewandowski, i kadrowicze, i PZPN, i kibice.
Lewandowski ma swój pomnik z Barcelony
Choć Robert Lewandowski, jak każda wielka gwiazda swojej drużyny, ma od lat swoje grono krytyków, to pierwsze szersze reakcje kibiców, zwłaszcza w mediach społecznościowych, wydają mu się przychylne.
Po pierwsze, dlatego że spory elektorat negatywny ma Michał Probierz i to, jak prezentuje się jego kadra (czyli to bardziej reakcje "przeciw Probierzowi" niż "za Lewandowskim"). W szerszym ujęciu to też podejście "anty-PZPN Cezarego Kuleszy", gdzie Lewandowski jako światowiec jest stawiany na drugim biegunie niż związek ze wszystkimi swoimi wizerunkowymi wpadkami i nieudolną komunikacją.
Po drugie, nawet jeśli Lewandowski jako kapitan jest oceniany negatywnie, to wśród pozostałych graczy trudno znaleźć dobrego kandydata do noszenia opaski, a nie wydaje się nim chyba wyznaczony na następcę Piotr Zieliński. Lewandowski z perspektywy funkcjonowania grupy zawodził, ale z perspektywy boiska wciąż jeszcze zdarza mu się ciągnąć wynik za uszy (jak choćby z Litwą w marcu), na placu gry pozostaje liderem. Pozbawienie go symbolicznej władzy, jaką było noszenie przez ponad dekadę opaski kapitana, po lakonicznym telefonie w niedzielny wieczór, u szerokiego grona odbiorców może budzić współczucie.
W końcu też w masowym odbiorze kibicowski pomnik Roberta Lewandowskiego pozostanie niezachwiany za sprawą ostatnich lat (a nawet miesięcy) w Barcelonie. Stale wysokie zainteresowanie występami jego oraz Wojciecha Szczęsnego w kończącym się sezonie przebijało nawet euforię po czterech golach dla Borussii Dortmund z Realem Madryt czy po rekordach i trofeach z Bayernem Monachium. Płatne telewizje notowały rekordy oglądalności, a samoloty tanich linii lotniczych do Barcelony wypełnione były polskimi kibicami. Skala tego zjawiska wydaje się niedoceniana i niedoszacowana, ale dla rzeszy fanów, nie tylko młodych, Robert Lewandowski jest dziś przede wszystkim napastnikiem Barcelony, a nie reprezentacji Polski.
Na tych podwórkach i boiskach, gdzie można spotkać dzieciaki uganiające się za piłką, większość z nich, która ma na plecach numer 9 i nazwisko Lewandowskiego, ma na sobie koszulkę w niebiesko-czerwonych kolorach Barcelony, a nie biało-czerwonych barwach Polski. Dla starszych to spełnienie do niedawna nierealnego marzenia o Polaku strzelającym gole w El Clasico.
Jeśli komuś się wydaje, że - wzorem kibiców klubowych, którym zdarza się palić trykoty swoich niedawnych idoli po ich odejściu, zwłaszcza do drużyny rywala - polscy kibice masowo zareagują złością i będą chcieli pozbyć się koszulek Lewandowskiego, to jest w błędzie.
Lewandowski jako gracz kadry wygwizdany był tylko raz: w 2013 roku, gdy nie szło mu w zespole Waldemara Fornalika, a po przeciekach z PZPN na temat negocjacji z jednym ze sponsorów, media robiły z zawodnika "chciwca". Wtedy też - jak podają biografie Lewandowskiego - zawodnik myślał o rezygnacji z gry w drużynie narodowej, bo "miał dość kłamstw na swój temat".
Od tamtego czasu napastnik wprowadził jednak Polskę na każdy z pięciu kolejnych wielkich turniejów, a przede wszystkim stał się gwiazdą globalną, którą rodzice nie tylko polskich dzieci chcą im pokazywać "na żywo" na stadionie. Istotna część kibiców przychodzi na Narodowy nie "na reprezentację Polski", a "na Lewandowskiego".
Piłka klubowa od dawna już góruje nad futbolem reprezentacyjnym, a nieudane występy polskiej kadry na mistrzostwach Europy i świata jeszcze to poczucie wzmacniają. Przed Euro 2024 doszliśmy już nawet do takiego etapu zepsucia nastrojów, że polscy kibice nie mieli przed turniejem żadnych oczekiwań i - faktycznie - nie dostali nic dobrego.
Z konfliktu Probierz (drużyna?) - Lewandowski też nic dobrego nie dostaną, choć obaj panowie deklarują otwartość na zgodę. Nadal jesteśmy w momencie, gdy niemal 37-letni Robert Lewandowski potrzebuje reprezentacji Polski, a reprezentacja Polski potrzebuje Roberta Lewandowskiego. I nawet jeśli wszystko to, co mówi zawodnik, miałoby się okazać historią wykreowaną dla ochrony jego wizerunku, to polskiemu kibicowi już zawsze trudno będzie przyjąć do wiadomości, że wielka Barcelona umie wykorzystać kunszt Polaka, a narodowa kadra ma z tym problem.
Źródło: TVN24+
Źródło zdjęcia głównego: Getty Images