Paulina Hennig-Kloska zapowiada, że jej resort zajmie się odpadami niebezpiecznymi z państwowego Nitro-Chemu, które zalegają na nielegalnych składowiskach, często blisko domów. Posłanka ma kierować Ministerstwem Klimatu i Środowiska w nowym rządzie. Nitro-Chem przyznał się, że odpady z produkcji trotylu zalegają w kolejnej podwarszawskiej wsi.
- Jedną z pierwszych decyzji nowego rządu, a zwłaszcza Ministerstwa Klimatu i Środowiska, we współpracy z Aktywami Państwowymi w niektórych obszarach, powinno być sprzątnięcie tego bałaganu - tak o likwidacji nielegalnych składowisk odpadów niebezpiecznych mówi Paulina Hennig-Kloska, która ma wkrótce stanąć na czele Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Posłanka krytycznie ocenia działania poprzedników.
- Bo rząd (Mateusza Morawieckiego – red.) zostawia nam ten śmietnik na głowie, nam obywatelom i kolejnej ekipie rządowej, nie rozwiązując problemów. Jak zwykle skończyło się tylko i wyłącznie na komunikacji, wielkich obietnicach, a działań brakuje - mówi w rozmowie z dziennikarzami TVN24.
"Bez zbędnej zwłoki", czyli nie dzieje się nic
Zajęcie się problemem odpadów niebezpiecznych porzuconych przez przestępców na nielegalnych składowiskach deklarował były minister aktywów państwowych Jacek Sasin. Stało się to po tym, jak ujawniliśmy, że na co najmniej osiem nielegalnych składowisk trafiły chemikalia pochodzące z państwowych zakładów Nitro-Chem. Badania wykazały, że były w nich odpady z produkcji trotylu, tak zwane wody czerwone.
Minister Sasin i szefowie spółki deklarowali zaangażowanie w proces utylizacji odpadów, które wyjechały z fabryki pod Bydgoszczą. Zgodnie z zapowiedzią ówczesnego szefa Nitro-Chemu, Rafała Mendlika, miało się to stać "bez zbędnej zwłoki".
Pięć miesięcy po emisji reportażu "Wody czerwone. Kto zapłaci za odpady z fabryki trotylu?" spółka Nitro-Chem nie usunęła swoich odpadów z żadnego z ośmiu nielegalnych składowisk pokazanych w materiałach TVN24. Zamiast tego pojawiają się doniesienia o kolejnym miejscu, gdzie podczas wizji lokalnej ujawniono chemikalia, które mają pochodzić z państwowej spółki.
Naczepa z odpadami
Z naszych ustaleń wynika, że odpady z produkcji trotylu zalegają na naczepie transportowej w miejscowości Czarna w powiecie wołomińskim. Naczepa zaparkowana jest na terenie prywatnego przedsiębiorcy. Szacuje się, że zawartość co najmniej 16 zbiorników może pochodzić właśnie z fabryki trotylu w Bydgoszczy. Informacje potwierdza spółka Nitro-Chem w oficjalnym komunikacie: "W trakcie wizji lokalnej ujawniono naczepę transportową, na której umieszczone są pojemniki z odpadami. Szacuje się, że 16 szt. może pochodzić z Nitro-Chem; trwa proces weryfikacji".
Informacje dotyczące odpadów potwierdza też wołomiński urząd gminy. Aktualnie w sprawie toczy się postępowanie administracyjne, a okoliczności procederu sprawdza łódzka prokuratura. Nieoficjalnie jeden z urzędników w rozmowie z dziennikarzem TVN24 przyznaje, że samorządowcy liczą na obietnice złożone przez Jacka Sasina związane z posprzątaniem odpadów pochodzących z Nitro-Chemu. O sprawie porzuconych we wsi odpadów nie wiedzą nic pytani przez dziennikarzy TVN24 mieszkańcy ani sołtys wsi Czarne.
"Jeden z priorytetów działania państwa"
Porzucone na niezabezpieczonym terenie odpady niebezpieczne są poważnym zagrożeniem dla zdrowia i życia mieszkających w pobliżu ludzi. Oprócz ryzyka związanego z podpaleniem lub samozapłonem znajdujące się w pojemnikach substancje przedostają się do powietrza i mogą przenikać do wód gruntowych. Biegli sądowi w swoich opiniach wymieniają liczne konsekwencje dla życia i zdrowia ludzi mających kontakt z odpadami niebezpiecznymi, są to m.in. choroby nowotworowe i problemy z rozrodczością.
W całej Polsce jest ponad 400 nielegalnych składowisk odpadów niebezpiecznych. W lipcu tego roku ujawniliśmy, że odpady z produkcji trotylu porzucono w Chabielicach i Rogowcu (woj. łódzkie), Częstochowie i Mysłowicach (woj. śląskie), Jasieńcu (woj. mazowieckie), Niemodlinie (woj. opolskie) oraz w Nowym Prażmowie i Rojkowie (woj. mazowieckie). Wieś Czarne pod Wołominem (woj. mazowieckie) jest dziewiątym miejscem, o którym wiemy, że trafiły tam odpady z bydgoskiej fabryki materiałów wybuchowych.
Wysłaliśmy do spółki Nitro-Chem i Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Warszawie pytania związane z odpadami, które trafiły do wsi Czarne. Do momentu publikacji tego artykułu nie uzyskaliśmy żadnej odpowiedzi.
Likwidacja nielegalnych składowisk, zgodnie z prawem, to zadanie władz samorządowych. Dla gmin jest to jednak olbrzymie wyzwanie finansowe, o czym wspomina Hennig-Kloska. - To są ogromne pieniądze. Oczywiście wszystko zależy od skali, od dokładnych środków, z jakimi mamy do czynienia. Ale to są rzędy milionów złotych. Na pewno jest to rząd wielkości, z którym nie jest w stanie poradzić sobie samorząd lokalny, na który rząd Prawa i Sprawiedliwości próbował spychać odpowiedzialność całkowicie, nie wspierając go ani na poziomie regulacji prawnych, ani na poziomie finansowym - mówi.
Podkreśla, że rozwiązanie problemu znalazło się wśród zapisów umowy koalicyjnej. - Natomiast niewątpliwie będzie to jeden z priorytetów działania państwa. Wpisaliśmy to w umowę koalicyjną, bo to dla nas ważne, by ten problem skutecznie rozwiązać. Państwo będzie musiało na pewno w jakimś zakresie, w niektórych obszarach, w niektórych przypadkach przejąć na siebie ciężar tej odpowiedzialności. A potem dochodzić odszkodowań od sprawców, ścigać przestępców, mafie śmieciowe, które doprowadziły do narażenia obywateli na utratę zdrowia, życia, ale także na pogorszenie stanu środowiska w tym miejscu - dodaje.
Źródło: TVN24