System zwrotów gazet kontra kioskarki w Częstochowie. Ich pracodawca, firma "Ruch" twierdzi, że za niesprzedane i niezwrócone gazety winne są pieniądze. Kioskarki są innego zdania, ale pracują na akord, żeby spłacić dług.
- Zaczęłam się bać tej prasy, bo nie wiedziałam, czy tego dnia będę zarabiać, czy tracić – wyznała reporterowi TVN24 Gertruda, była kioskarka "Ruchu".
Pani Gertruda zdecydowała się na samodzielną pracę w kiosku "Ruchu", żeby podreperować rodzinny budżet. Nie udało się - To co zarobiłam, muszę oddać i w zasadzie pracowałam dla "Ruchu" za darmo – opowiada o efektach swojej pracy.
System zwrotów – dobry czy zły
Kłopoty kioskarek spowodowały tzw. zwroty, niesprzedane gazety, które jak twierdzi "Ruch", nie zostały zwrócone. Według firmy, niektórzy odsyłali mniej gazet niż zgłaszali.
Jeden z pracowników centrali "Ruchu" w Częstochowie, choć oficjalnie wystąpić przed kamerą nie chciał, system zwrotów ocenił jako bardzo dobry, tyle tylko, że zdarzają się pomyłki.
Kioskarki: gazety ginęły w drodze
Kobiety pytają, po co miałaby okradać same siebie i nie oddawać gazet. Twierdzą, że pisma ginęły w drodze powrotnej do firmy. Zarzucają też "Ruchowi" bałagan w zwrotowni gazet.
Nisko płatna praca bez łazienki, bez urlopu
Kioskarki przypominają, że podpisując umowę ajencyjną zdecydowały się na katorżniczą pracę. W kioskach bez łazienki pracują po 12 godzin dziennie, a w soboty po 9. Zapis w umowie zakłada ciągłość pracy kiosku, bez przerw. Jeśli kioskarka zamierza chorować, musi powiadomić o tym na tydzień wcześniej. Dochód kioskarek - przeciętnie około tysiąca złotych na rękę, jest zbyt mały, żeby zatrudnić pomoc.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24